Marózka w maju
Marózka |
Marózka kusi. Po
ubiegłorocznych wycieczkach kajakowych, zwłaszcza po spacerze w październiku,
nie mogłem doczekać kolejnej okazji, by spłynąć tą magiczną rzeką. Wreszcie
jestem. Już samo zwodowanie kajaka o ósmej rano wprawiło mnie w dobry nastrój. Byłem
sam.
Jeziorko Pawlik |
Nurt
wypchnął mnie na jezioro Pawlik. Tym razem skierowałem się wprost do rzeki.
Wszędzie wyglądają dostojnie |
Pozdrowiłem
łabędzie pływające wśród trzcin w zatoczce, poświęcając im nieco czasu. Pięknie
pozowały.
Otwarte akwarium |
Wpłynąłem
na Marózkę i przestałem wiosłować. Tutaj nie ma do czego się śpieszyć. Leśny tunel
powoli otwiera kolejne obrazy rzeki. W przejrzystej wodzie widać ławice ryb. Ukryte
w gąszczu młodego listowia ptaki wyśpiewują wokalizy. Wzdłuż brzegów
uwięzionych w uścisku korzeni starych olch przekradają się wodne szczury,
piżmaki, czasem norki…
Polna droga |
Zewsząd
dobiega kojący plusk wody omywającej pnie, które zaległy w korycie; śpieszącej
po kamienistych płyciznach pofalowanymi bystrzami; zeskakującej z niewielkich
progów utworzonych przez martwe drzewa.
Brama do innego świata |
Wiosłuję tylko po to, by utrzymać kajak
w ryzach. I tak aż do mostka przenoszącego drogę ze Swaderek do Orzechowa.
Marózka w kwiatach |
Za
mostkiem otwiera się panorama łąki rosnącej na kredowym podłożu. Rzeka płynie w
szpalerze kwitnącej kaliny. Jej odurzający zapach wypełnia powietrze.
Czyha |
Stare
olchy pochylają się nad wodą, rzucając cienie prześwietlone słonecznymi
refleksami. Podstawy pni niektórych drzew przypominają surrealistyczne rzeźby
egzotycznych zwierząt,
Kto tu czuwa? |
gnomów ze skandynawskich baśni albo tolkienowskich
krasnoludów z Władcy pierścienia i
dalszych części niezwykłej powieści rzeki.
Ostry
zakręt rzeki, upatrzony na lęgowe miejsce przez parę dzikich kaczek, które
niechętnie ustępują mi drogi, wprowadza w tunel spowity cieniem majowego listowia.
Nurt znowu przyspiesza. Pomiata kajakiem, utrudniając fotografowanie.
Ćwiczę
slalom między kłodami i konarami zalegającymi rzeczne koryto, próbując wiosło
godzić z aparatem i rejestrując mijane pochylone drzewa, zarośla, ogródki
botaniczne...
Czasem jest spokojnie |
Chwilami
odstawiam wiosło, zdając się na łut szczęścia. Uwolniony kajak płynie raz przodem,
raz tyłem. Fotografowanie rzeki wstecz, plecami do kierunku spływu, bawi. Śmieję
się w duchu, gdy, płynąc rufą do przodu, muszę pokonywać kamieniste bystrza i lawirować
między przeszkodami. Czuję się jak sztubak, który wszedł w żartobliwy dyskurs z Marózką.
Rzeźba natury |
Marózka
płynie coraz głębszym wąwozem. Wiedzie z zakrętu w zakręt. Chwilami rozszerza
się, wtedy kajak szoruje po barwnych kamieniach na dnie.
Bystrze |
Gdy zaś nurt ściskają
brzegi, przyspiesza i rzeźbi wąską rynnę
w dnie między zatopionymi pniami i piaszczystymi lub błotnistymi mieliznami. Jeśliby
nie przecinano powalonych drzew, musiałbym bez przerwy wysiadać i przeciągać kajak
brzegiem lub po płyciznach albo przenosić przez zasieki, brnąc po kolana w
wodzie – prawie tak, jak podczas spływu Łyną w Lesie Warmińskim, tyle że tam o
niebo trudniej i mozolniej.
Mijam
niezwykłe wykroty zarośnięte świeżymi ogródkami botanicznymi.
Wilcza kładka |
Kłopotliwy przepust |
Pochylam się pod
wilczymi kładkami, które spinają obie strony rzeki. Jedne są wysokie, inne
przegradzają całe światło nurtu, pozostawiając niewielkie przejście pod brzegiem.
Pokonuję je, dociskając kajak burtą do korzeni olch, by uniknąć zepchnięcia pod
na wpół zanurzoną część pnia, gdzie wywrotka pewna. Tylko w ten sposób można przechytrzyć kapryśny prąd.
Wyobrażam sobie, co będzie się działo w tym miejscu latem, gdy dopłyną
niedzielni kajakarze.
Marózka |
W
stromych zboczach osypujących się skarp wypatruję ścieżek do wodopojów. Biegną
między osuwającymi się świerkami, sosnami, wierzbami, olchami, które
rozpaczliwie chwytają sypki grunt za pomocą grubych i poskręcanych korzeni.
Życie jest nieustępliwe |
Każdy
obraz przykuwa uwagę. Chciałbym fotografować wszystko, lecz Marózka nieustannie
każe wybierać między wiosłem a zawieszonym na szyi Lumixem. W końcu chcąc
zrobić makro dwóch zwyczajnych roślinek: paproci i młodziutkiej olchy, które
wyrosły na omszałej kłodzie z dala od brzegów, wepchnąłem kajak na zatopiony
konar. Inaczej nie mógłbym pochwalić się tym przemawiającym do wyobraźni zdjęciem.
Zięba |
Z
ptakami jest o wiele trudniej. Nie chcą pozować. Przelatują obok na
wyciągnięcie ręki, znikając w tej samej sekundzie w otaczającym lesie. Ze
wszystkich prób, jakie podjąłem, walcząc z niesfornym kajakiem, kapryśnym
nurtem, przeszkodami, wyszło (jako tako, bo widać) to jedno jedyne zdjęcie z
ptaszyną (ziębą) odwróconą ku mnie ogonem.
Marózka
jest pełna życia. Trudnym do uchwycenia. Większe zwierzęta podchodzą do wody o
świcie lub wieczorem. Ich obecność odczytuję z subtelnych sygnałów: ułamanych
gałązek, zrzuconej ziemi, ogryzionych pędów, świeżo zdeptanych zejść ku wodzie.
O obecności tych mniejszych mówią wypluwki, szelesty dobiegające spod korzeni
albo z podszytu w sąsiedztwie brzegów, ruch potrącanej trawy i gałązek ...
Miasteczko |
Nad
jednym z zakrętów rzeki dostrzegłem dziwne stożkowe osypiska pod pniem
zamierającego już matuzalemowego świerka. Wyżej czerniały wejścia do nor,
najprawdopodobniej wygrzebanych przez norki. Widok ciekawił. Pomyślałem:
-
Miasteczko.
Być
może norki zaatakowały norkę zimorodków i zaanektowały miejsce. Być może też to
tylko mój niczym nie poparty domysł…
W zakręcie nurtu |
Rzeka
płynie zmiennym rytmem. Przyspiesza, zwalnia, pokonuje zakręt za zakrętem wśród
niskich brzegów, tworząc na dnie rysunki malowniczych łuków, to znów,
odepchnięta przez odsypiska, wpada pod urwiste stoki doliny, wypłukując
nieustannie grunt, przechylając osuwające się stare olchy i świerki.
Zakątek |
Gdzie
drzewa upadają w poprzek szlaku, niesforny nurt wypłukuje w dnie zagłębienia, w
których mogą czatować sumy, szczupaki, klenie, okonie albo i pstrągi.
Przelewająca się woda zeskakuje z grzbietów zatopionych pni, tworząc fraktalne
warkocze, zawirowania, chaotyczne fale pełne migotliwych refleksów.
Kajak,
którym płynę, jest lekki i elastyczny. Ugina się na pniach pod cienką warstwą
wody. Jeśli utknie, przechodzę z rufy na dziób i odpychając się wiosłem od dna,
przesuwam za przeszkodę. Jeśli zaś pień jest na tyle wysoko, by wepchnąć pod
niego dziób, siadam na pniu i mozolnie przepycham kajak stopami na drugą
stronę.
Chwilami
ręce są pełne roboty. W ciasnych zakrętach lawiruję wśród bali, wybierając
wąskie przejścia, w których nurt kipi i przyciska do mokrej kory, utrudniając
pływanie.
Nad
niektórymi fragmentami przełomu rosną stare masztowe świerki, obdarzając rzekę
niepokojącym nastrojem. Przestrzeń między tymi drzewami jest przez cały rok we
władaniu półmroku. Gdzieś tutaj muszą żyć sowy i sóweczki.
W świerkowym lesie
dostrzegam wiele uschniętych pni z wykutymi przez dzięcioły dziuplami. Czuję
się tutaj jak w starym lesie nad wodospadem Wilczki u podnóża
Śnieżnika.
Mijając
dzisiaj skarpy i strome brzegi, nie miałem szczęścia spotkać zimorodków. Są
tutaj. Wszystko im sprzyja. Zacienione płycizny o jasnym dnie z mnóstwem narybku,
dziesiątki konarów nad wodą, miejsc do zakładania norek lęgowych w gruncie…
Żywiołowość, magiczna zdolność chwytania rybek pod wodą i uroda zimorodków,
podbijana zjawiskiem iryzacji (wielokrotnej interferencji światła odbijającego
się od ścianek wewnętrznej półprzezroczystej, fraktalnej struktury piórek, które
dodatkowo rozszczepiają światło na barwy składowe i filtrują) każe wszystkim nazywać
je kolibrami północy albo królewskimi rybakami
(Kingfisher). Moje zimorodki
dopiero wpadną w kadr. Jeśli zechcą i nie będą się śpieszyć czy kaprysić, gdy
przepłynę obok.
Marózka |
Rzeka
nie opuszcza przełomu nagle. Strome stoki coraz bardziej kryją się za gęsto
rosnącymi sosnami i świerkami. Nad brzegami zaczynają królować olchy, brzozy,
wierzby i gęsty liściasty podszyt. Łęg przenika się z borem, a potem wypycha bór znad wody.
Po
zaliczeniu kolejnego wykrotu, labiryntu między pniami powalonych drzew, następnej mielizny i odsłoniętej łachy jasnego
piasku, dostrzegam zmiany w charakterze Marózki.
Marózka, któż by inny taki piękny |
Więcej tutaj szerzej rozlanego
nurtu; twardego dna pokrytego zmarszczkami mikro-wydm wyrzeźbionych przez
leniwie spływającą wodę, zachęcającego do pieszego spaceru wzdłuż ścian świeżych
turzycowisk i poprzerastanych zielonymi pędami suchych jeszcze szuwarów i
oczeretów; groteskowych pniaków po zawalonych ze starości drzewach, dźwigających
odradzające się po zimie czapki mini ogródków botanicznych lub siewki nowych drzewek.
Łęg nad Marózką |
W końcu łęg ustępuje mokradłom, łanom szuwarów maskujących kanały i wodne oczka
– siedliska wodnego ptactwa: rybitw, siewek, mew, kaczek, łysek, kokoszek,
perkozów i perkozków…
Brodziec i Marózka latem ubiegłego roku |
W
cieniu olch brodziec piskliwy usiłuje odciągnąć mnie od ukrytego w trzcinach
gniazda. Za każdym razem, gdy tylko wyceluję obiektyw w miejsce, gdzie
przesiaduje, zrywa się do lotu, podnosząc przy tym dźwięczny alarm, i odlatuje
ku dzikim kaczkom.
Brodziec na prawo od kaczki |
Na nic podchody, na nic oddanie kajaka na pastwę słabnącego
nurtu, na nic zachowywanie ciszy. Ptak uparcie wie lepiej i robi swoje. W końcu
odlatuje do swojego gniazda w poczuciu spełnionego obowiązku, zostawiając mnie
z… poczuciem zawodu. Możliwe, że to ten sam brodziec piskliwy, którego
sfotografowałem rok wcześniej w tym samym miejscu. Piskliwce uwielbiają
miejsca, w których już co najmniej raz odchowały potomstwo.
Marózka w mokradłach |
Nurt
zwalnia. Wycisza emocje. Światło wpada do rzeki bez przeszkód, ukazując ryby
pływające wśród odrastających wodorostów, szczegóły olchowego i wierzbowego
łęgu, a w końcu - rozległej polany z oczeretów poprzedzającej ujście do Jeziora
Świętego. Powolność rzeki usypia zmysły, wygasza myśli…
Wpadam w stan
dziwacznego letargu, póki otwierającego się łęgu nie wypełni monotonne,
przerywane regularnymi odstępami ciszy, buczenie bąków. Jeden
z tych solistów basuje przenikającymi wszystko co żywe dwoma dźwiękami: bardzo
niskim, pobudzającym serce, i nieco wyższym, pobudzającym zmysły. Popis
przypomina występy górali grających na najdłuższych wielometrowych trąbitach o
wołoskim rodowodzie. Wrażenie jest piorunujące. W ludziach małej wiary może
wywołać strach.
Pod
osłoną tego dziwnego zaśpiewu chcę po cichutku przeniknąć przez trzciny na
skryte rozlewisko w nadziei ujrzenia spektaklu wiosny. Najpierw jednak gdzieś z
podmokłej polany poderwał się żuraw, rzuciwszy cień na twarz. Zniknął za
olchami. Po chwili wrzasnęła szara czapla, czatująca na spróchniałym kikucie po
starej olsze, i przeleciała nad rozlewiskiem, wzniecając popłoch. Rozległ się
łopot wielu skrzydeł. Na nic misterna taktyka, na nic ciche skradanie się, gdy
człeka obserwują dziesiątki par oczu.
Gdybym
tu był podczas świtu, kiedy mgła tłumi dźwięki, usypia czujność chłodem, a
brzask nie rozjaśnia zakątka tak, jak światło dojrzałego dnia, miałbym szansę
na sesję podobną do tej, którą przeżyłem w ubiegłym roku, płynąc samotnie do źródeł Łyny.
Gdy pech fotografuje - impresje wiosenne (biała czapla w górnym lewym rogu) |
Spoza
trzcin wystartowały białe czaple.
Rozpaczliwie chwytałem je obiektywem
ustawionym na maksymalne zbliżenie, borykając się z przeszkadzającymi miotłami
wyschniętej trzciny, z odległością, a w końcu i ze światłem, gdy uformowany
klucz zmierzał ku słonecznej tarczy.
Sprawczyni zamieszania, siwa czapla,
dołączyła do białych. Ptaki odleciały nad Kiernoz Wielki. Potem z głębi
rozlewiska poderwały się pojedyncze kormorany i podążyły do swojej kolonii na wyspie Jeziora Świętego.
Rozlewisko Świętego |
Wpłynąwszy
na rozlewisko sobie znanym kanałem, zastałem już tylko dzikie kaczki, czernice,
kury wodne i nurogęsi kręcące się pomiędzy kępami i wysepkami odrastających
szuwarów, a w płytkich zatoczkach o mulistym dnie szczupaki uganiające się za
drobnicą (jeden z nich wyskoczył nad wodę).
W zatoczce |
Rzuciwszy tylko okiem na zakątek,
zawróciłem i popłynąłem ku wyspie kormoranów.
Barwy wiosny |
Zmitrężyłem
nieco pod szuwarami, wypłynąwszy z Marózki na jezioro. Południowy wiatr zepchnął
kajak nad liście grążeli, które oderwały się od dna, lecz jeszcze nie sięgnęły
powierzchni wody. Fale tworzyły z oświetlonych liści pełne impresji kolaże.
Kormorany Jeziora Świętego |
Na
wyschniętej sośnie, unoszącej swoje zbielałe konary nad wysepką, siedziały
kormorany. Póki byłem daleko, nic sobie nie robiły z mojej obecności. Kiedy
jednak wiatr zepchnął mnie pod szuwary, prawie wszystkie łącznie z białym,
przypominającym latającego pingwina, odleciały nad Kiernoz Wielki.
Został
jeden uparciuch, który za nic miał moje starania, by go sprowokować do odlotu i
sfotografować w sekundzie, w której rozwinie skrzydła i uniesie się nad gałąź.
Już już tracił równowagę w podmuchu nagłej bryzy, już już machał skrzydłami,
ale… nie. Ustał. Gapił się na mnie, rozglądał po jeziorze, czesał piórka pod
brzuchem. Po kwadransie bujania się na falach pod wyspą zrezygnowałem. Pokonał
mnie stoicyzmem.
Zniechęcony
odpuściłem też krogulcowi, który śmignął nad głową w kierunku słońca, a chwilę
potem rybołowowi, który zmierzał na trzcinowisko u ujścia Marózki.
Jeszcze
tylko krótka sesja z rozświetlonymi przez słońce pierzastymi kwiatostanami
pałki wodnej na tle prześwietlonych trzcin,
Współcześni Galindowie |
jeszcze kilka kadrów potomków
Galindów przemierzających konno las nad Jeziorem Świętym,
Wyspa bogini Curche na Świętym Jeziorze |
jeszcze próba uchwycenia nastroju przestrzeni
oblanej światłem palącego słońca, jeszcze coś w oddali… jeszcze coś tam i tam… i
jeszcze coś z tyłu…
Jakżeż
trudno opuścić Marózkę i jezioro, gdy wokół tyle życia…
Bardzo dziękuję za tę przepiękną opowieść i za wędrówkę po krainie mego dzieciństwa i młodości. Przez 20 lat, gdy byłam zuchem, potem harcerką, instruktorką, drużynową i komendantką obozów, nieustannie rozbijałam namioty w Swaderkach, Mierkach i Kurkach. Orzechowo to magiczne miejsce, a kościółek prześliczny. Miejsca, które Pan opisuje, były Mekką wielu chorągwi harcerkich. W kurkach odbywały się festiwale piosenki harcerskiej. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPani Bożeno. Cieszę się ogromnie Pani wpisem. Mój stosunek do tych okolic jest bardzo podobny. Otworzyłem bloga, by dać upust mojemu zauroczeniu tymi kątami.
OdpowiedzUsuńSą to okolice mi znane i kochane...
OdpowiedzUsuńjedyne co martwi na tych przepięknych zdjęciach...to b. niski stan poziomu wody jak na tę porę roku ...
słabe zimy, mało deszczu... nic dobrego nie wróży
Marózka nie jest aż taka sucha.O wiele gorzej z Łyną w kierunku źródeł. W ubiegłym roku bez przeszkód dopływałem do jeziora Brzeźno Małe, a gdybym się uparł, dopłynąłbym do jeziora Krzyże. W tym roku nie osiągnąłem nawet jeziorka Morze. Za Brzeźnem Łyńskim kajak już szorował dnem,a to tylko 10 cm zanurzenia. Przypuszczam, że powyżej bobry mogą teraz przegrodzić cały nurt. Susza hydrologiczna stała się faktem.
OdpowiedzUsuńKilka klatek filmu z poprzedniego roku => https://www.youtube.com/watch?v=Gt-9FC5sJ0M
OdpowiedzUsuńDodałem do tekstu.
OdpowiedzUsuńo, dobrze, że prowadzisz bloga, z Małgosią sobie pogadacie ... :)))
OdpowiedzUsuń