wtorek, 31 sierpnia 2021

W piątek 13 sierpnia na Łynie

 


Małgosia nie chciała wcześniej, więc zaczęliśmy po wschodzie słońca. Wypływając na Kiernoz Wielki, zobaczyliśmy krajobraz w jaskrawym świetle. I usłyszeliśmy… ciszę. 

 

 

 

 

 


 

Wokół uwijały się łabędzie z sześciorgiem młodych, łyski, perkozy, kokoszki, ale szuwary i las spowijała cisza. Lato przemknęło, ustępując pierwszym objawom jesieni w sierpniu. 

 

 

 

 


 

Płynęliśmy po spokojnej tafli wzdłuż wyspy ku przejściu do następnego jeziora. 

 

 

 

 

 


 

Mijaliśmy wędkarza na łódce. Rzucał spinningiem. Łowił na przynęty. Nie ruszał się z miejsca. Nie zakotwiczył, więc jakieś podmuchy albo woda pod powierzchnią przemieszczała łódkę po łowisku.

 

 

 









Dopływając do lejkowatej zatoki fotografowaliśmy czaple. Dwie z nich, poderwawszy się z trzcin, wylądowały na wierzchołku sosny. Najpierw ta biała. Kiedy się umościła na gałęzi, podleciała szara i z gracją osiadła obok. Trochę się bujała, trzepocząc żaglami skrzydeł. Trafiła na słabszą gałąź. Po chwili wdała się w pogawędkę z białą. Obie pokrzykiwały do siebie, patrząc wokół. Biała dystyngowanie, szara chrapliwiej. Tworzyły parę mimo gatunkowych różnic? Nie po raz pierwszy obserwowaliśmy komitywę białych i pospolitych czapli. Od kilku jednak lat białe też stały się pospolite nad Łyną.

 



Zawsze zastanawiam się, jak "etyczny" myśliwy może je częstować śrutem


Przepłynęliśmy międzyjeziornym przesmykiem bez sensacji. Żadnych zwierząt, ptaków, żadnego śpiewania… Z aury roztaczanej przez Łynę został tylko zapach i widoki naznaczone obecnością wszędobylskich kaczek, rubinami kaliny, żółknącymi liśćmi, szeptem trzcin… 

 

 

 





Gdy HDR się włącza

 

Przez kolejne jezioro przemknęliśmy, mało co fotografując. Kiernoz Mały urzeka o wschodzie pod podświetlonymi obłokami. Za dnia nie przykuwa uwagi. Przepłynęliśmy więc do ujścia rzeki zatkanego dywanem skotłowanych wodorostów. A tam krzyżówki. Rozparte na tym dywanie, gadające cichutko, pielęgnujące piórka, podsypiające, nie reagujące na naszą obecność nawet wtedy, gdy nurt zepchnął na skraj polany tuż pod ich oczy. Więc fotosesja, krótkie filmiki, rozmowy szeptem… W tle jezioro pod niebem i w świetle jaskrawego słońca, błotniak kołujący pod obłokami, przepływające mewy i perkozy… W końcu słyszę:

- Odpłyńmy. Zostawmy je w spokoju.



Pod mostem w Brzeźnie Łyńskim woda opadła. Nawet nie pochylam głowy. Przed nami znajome od lat kąty Łyny w łęgu z olch, wierzb, brzóz, osiki, dębów i sosen w tle… Galimatias zarośli… Czarny helokren wzdłuż obnażonych brzegów, odsłaniający korzenie drzew, zaznaczony ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta przechodzące nurt w poprzek… Na wodzie i nenufarach plamy światła sączącego się przez igliwie i listowie lasu…





Wiodę kajak między potopionymi kłodami, wśród zasieków gałęzi wystających z dna… Przed kolejnym jeziorem łabędzie. Znajoma para. Niechętnie ustępuje z drogi. Chowa się za konarami. Przepływamy z drugiej strony na dywan z liści i wodorostów. Kajak stawia opór. Obok na kłączach wynurzonych z mulistej toni siedzą krzyżówki. 

 






 

W świetle kolejnego ujścia biała czapla. Poluje. Nie daje się podejść. Ledwo dotykam wiosła, odlatuje na południe…

 

 

 

 

 

Znajome kąty urokliwego fragmentu bagiennej Łyny: zakręty, zakola, zarośnięty korytarz w oczerecie i ta nieznośna… cisza. Ptaki uwijają w się w tataraku, w listowiu pałki wąskolistnej, mozgi trzcinowatej, jeżówki, między kępami turzycy, lecz nie wydają głosów, treli, chociażby cichego popiskiwania… 







 

Jeden z nich, rokitniczka z tegorocznego lęgu, daje się fotografować z bliska. Czesze skrzydełka, rozgląda wokół. Widzi nas, nie odlatuje jednak. W końcu wskakuje w gąszcz…






Motyl i tawuła





Odpływamy do jedynego miejsca, gdzie można wyjść z kajaka pod pień pochylonej brzozy. Motyle oczywiście na kwiatostanach nadbrzeżnych zarośli. W oddali błotniak na tle nieba… Żurawie krzyczą z wnętrza mokradła… Czaple przelatują nad jezioro…

 

 





Kiedy tak siedzę w kajaku z przymkniętymi oczami, słyszę:

- Łabędzie za tobą.

Nie ruszam się. Para podpływa do rufy. Samiec syczy. Ostrzega. Powoli odwracam głowę. Budzę aparat z elektronicznego uśpienia. Fotografuję. Łabędź nie reaguje. Jest coraz bliżej. Zaintrygowany tym, co robię. Widzę białka jego oczu. Coś wspaniałego. Mądre spojrzenie. Partnerka nie podpływa. Łabędź przystaje na zatopionym konarze. Mógłbym go zaobrączkować… Małgosia filmuje z góry…




Nie próbuję go karmić. Chlebem nie chcę. Łabędzica daje się unieść nurtowi. Samiec daje za wygraną. Złazi z kłody. Podąża za nią. Możemy odbić od brzegu…

Czuję wzruszenie. I niepokój zarazem. Ptaki są zbyt ufne…

 

 




Pod porzuconym żeremiem fotografujemy kwiatki. Za nim już jezioro. Tylko przepłynąć nad kolonią gąbek i przez zarastający nurt. Szuwary powoli rzedną. Nenufary trą o dno i burty kajaka. Wiosło grzęźnie w mierzwie wodorostów… Za kępami sitowia otwiera się swobodne lustro. Ale i tutaj z toni wychylają się pojedyncze listki grążeli. Jezioro ma rzekomo 7 metrów w najgłębszym miejscu. Trudno jednak namierzyć ową rynnę…

 

 

Brakuje nam czarnych rybitw. Odleciały… Za to w otoczeniu pełno czapli. Białych jakby więcej niż szarych. Łabędzie snują się za taflą rozlanej wody. Kormorany przesiadują na odległych kładkach i rybackich pomostach. Niewidoczne żurawie klangorzą… Lecz to już nie lato. Zapowiedź jesieni.

 

 

Wracamy w nastroju nostalgii. Mimo słońca…


Bociany opuściły Przykop 16 sierpnia. Widziałem inne bociany 18 sierpnia na gniazdach w Jabłonce nad Jeziorem Omulewskim. Też już żegnały wieś. Żurawie natomiast zbierają się w rodzinne klucze, ucząc młodzież wspólnego latania…

 

 

 

 

Zaczął się sezon zaspokajania „etycznej” pasji łowieckiej, która pozbawi lasy populacji niezbędnych dzików pod pretekstem bzdurnej walki z ASF, zagłodzi wilki z braku dzików i przetrzebi kolejne tysiące ptaków z czerwonej listy gatunków zagrożonych.