piątek, 30 czerwca 2023

Wzgórza Dylewskie mają w sobie to coś...

Drogą do Dylewskiej Góry

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Krajobraz Wzgórz Dylewskich w stronę górnego biegu Drwęcy - widok z wieży na Górze Dylewskiej







 

Odświeżyliśmy wrażenia na Górze Dylewskiej. Poniżej wieży widokowej jest zejście na polanę wypełnioną zgromadzonymi głazami narzutowymi. Chodząc między nimi, nabiera się wyobrażenia o sile lodowców przenoszących skały z Półwyspu Skandynawskiego (Szwecji i południowej Finlandii) na Warmię i Mazury. Nie było to jednak zjawisko gwałtowne w intuicyjnym pojęciu. Te głazy wędrowały przez tysiąclecia i setki ludzkich pokoleń. Jedne z nich tkwiły na powierzchni, inne wyłaniały się spod warstw żwiru i piasku wypłukiwanego deszczami i zwiewanego wiatrem. To w nich Sasinowie upatrywali przejawów boskości. Dzisiaj, chodząc między nimi, dowiadujemy się wyłącznie o historii geologicznej wędrówki w czasie i przestrzeni, składzie chemicznym, budowie krystalicznej, rodzaju skały, budulca głazu; obserwujemy barwy i odcienie powierzchni, migotanie miki, nieśmiałe porosty w zagłębieniach; odczuwamy coś na kształt mistycyzmu albo niedostępnej zmysłom tajemnicy. 

 

 


 

Tyle że słabiej, bo głazy ułożono bez zamysłu architektonicznego, w przeciwieństwie do kręgu kamiennego pod protestanckim kościołem w Glaznotach.

 

 

 

 


 

Samo wzniesienie Wzgórz Dylewskich jest pozostałością po ostatniej epoce lodowcowej, która ustąpiła około 10 tysięcy lat wcześniej. Góra Dylewska z przyległościami zawdzięcza swój niepowtarzalny kształt morenowego wzniesienia spiętrzeniu i usypaniu przez dwa sąsiadujące ze sobą jęzory lodowcowe, które odegrały rolę gigantycznych koparko-ładowarek i przenośników taśmowych. W Polsce i w Europie nie ma drugiej takiej rzeźby terenu i takiego drugiego zakątka z ery kenozoicznej. Ponoć to największe udokumentowane deformacje glacitektoniczne (formowane lądolodem a nie samą tektoniką płyty euroazjatyckiej) na świecie.

 

Wzgórza Dylewskie były budowane przez lodowce na przestrzeni ostatniego miliona lat. Schodząc z polany do Jeziora Francuskiego, depcze się więc nie tylko ślady Sasinów, którzy tutaj urządzali miejsca kultu religijnego (głazy, święte drzewa i gaje, strugi wyciekające z wierzchołków do przepastnych wąwozów), nie tylko tropy myśliwych podążających za reniferami odchodzącymi na północ za ustępującą tundrą, pierwotnych rolników z epoki wędrówki ludów, lecz także ślady aktywności rzeźbiarskiej ostatniego lodowca, którego czoło utknęło na linii dzisiejszych miejscowości: Lidzbarka Welskiego, Dąbrówna i Nidzicy.

 


 Geologiczny kształt Góry Dylewskiej i jej otoczenia według [1]

Gdzieś tutaj kwilą pisklęta dzięciołów
 

Schodzimy więc utwardzoną rozmywanym brukiem i resztkami kruszywa drogą wzdłuż buków, nieopodal starego dębu nad wodnym oczkiem w zapadlisku gruntu, za którym wznosi się stok leśnego wzgórza. Oczyma wyobraźni widzę tutaj miejsce staropruskiego kultu plemienia Sasinów, którzy graniczyli z galindzkimi lauksami w okolicach Kurek, u zbiegu Marózki i Łyny. Za rozwidleniem, gdzie w lewo odchodzi ścieżka przez świeżo zalesioną polanę, pozostałość kamienistego pola uprawnego, droga zaczyna opadać i kluczyć. Las ukazuje zacienione i przypadkiem rozświetlone zakątki, paprocie, rumowiska konarów, wnętrza wysuszonego bagna, spoza którego dobiega odgłos przejeżdżających samochodów.

Mika wciąż na smyczy. Niezadowolona. Wolałaby chodzić swobodnie. 



Skręcamy w stronę Jeziora Francuskiego. W dolince ćwierkanie wiecznie głodnych piskląt dzięciołów. Widzę dziuplę. Nie dostrzegam dorosłych. Póki patrzę, kryją się w listowiu. Nie chcą zdradzić miejsca lęgu. Wszędzie wykroty, osuwiska, powalone drzewa… 

W Jeziorze Francuskim rośnie relikt nieobecnej dzisiaj tundry – wierzba borówkolistna. Reliktem jest też strumień Alicja w Glaznotach, osadzający z pomocą mchów i porostów martwicę wapienną (trawertyn). Dokładnie taką samą, która rzeźbi zjawiskowy krajobraz Parku Narodowego Plitwickie Jezera w Chorwacji.


 

Jezioro niechętnie odkrywa wnętrze. Trzeba ścieżką nad przepustem. Światło ostre. Na tablicach opisujących szlak krótka historia miejsca wyjaśniająca, skąd nazwa. Nie jest to jednak wyczerpujący opis. W opracowaniu Państwowego Instytutu Geologicznego „Wzgórza Dylewskie, Geologia, Krajobraz, Antropologia Przestrzeni” autorstwa Dariusza Gałązki, Wiesława Skrobota i Alicji Szarzyńskiej zacytowano raporty z 10 maja 1807 roku generała Frianta do marszałka Davouta i tegoż marszałka do szefa sztabu generalnego armii francuskiej, marszałka Berthiera, z którego wynikało, że „dowódca 108 regimentu doniósł (…), że (…) żołnierze kwaterujący we wsi Pietrzwałd znaleźli pięć ciał francuskich wojskowych, wśród nich ciało ubranej na modłę francuską kobiety. Ciała zostały wrzucone do pobliskiego bagniska (…). Pułkownik Rothenburg natychmiast rozkazał oficerowi dowodzącemu w rejonie Pietrzwałdu ująć sołtysa wsi i dwóch najbardziej poważanych mieszkańców. (…) wspomniany oficer, po ujęciu wymienionych trzech osób, udał się z oddziałem żołnierzy nad jezioro w celu jego ponownego przeszukania. Efektem tych poszukiwań było odkrycie kolejnych trzynastu Francuzów, związanych razem z przywiązanymi u szyi ciężkimi kamieniami. Prawie wszystkie ofiary (…) zdawały się zostać zabite uderzeniami siekiery. Oficer mówi, że zbliżanie się do wody może być niebezpieczne, a jezioro kryć może w sobie jeszcze więcej ciał. Pomimo gróźb spalenia wsi i rozstrzelania chłopów w przypadku niewydania sprawców, dopiero wczorajszej nocy pewna kobieta wskazała dwóch mężczyzn. W mgnieniu oka jednak zbiegli oni wraz ze swymi końmi w las. Ujęto kobietę i pewnego chłopa, właściciela gospodarstwa leżącego nieopodal jeziora. Pułkownik Rothenburg doprowadził mi łącznie pięć osób. Dopiero co do niego napisałem, by ujął we wsi wszystkich, którzy mają więcej niż 16 lat i doprowadził ich do Durąga. Proszę pana, panie generale, dla najbardziej dobitnego przykładu, o pozwolenie na całkowite zniszczenie wsi.


 

W kronikach kościelnych odnotowano, że „za domniemane morderstwo popełnione na francuskich żołnierzach rozstrzelano dwóch jedynych synów owdowiałej Kölmerin Barbary Pastewki (…). Oni byli zatem rzeczywistymi sprawcami (…), którzy według raportu Frianta zbiegli w las. Jako że zostali ujęci, wieś oszczędzono.

Wojna w Prusach w 1807 była krwawa. Wojska Napoleona ponosiły więc ogromne straty także w przerwach między kolejnymi zwycięskimi bitwami z sojuszem rosyjsko-pruskim.

 



Fotografujemy jezioro. Brzegi nieprzystępne. Czarne błoto pod stopami. Grunt się ugina. Ścieżka zarasta. Mało kto chodzi skrajem skarpy pod starodrzewem. Wszędzie bielejące pnie umarłych brzóz, kępy turzycy porastającej czuby zatopionych pni. W jaskrawym świetle… niepokoją. Swobodną toń otacza kożuch pływającej mierzwy. Wejść nań nie sposób. Tylko ptakom dostępna. Po wydarzeniach z 1807 roku nie ma śladu. Tylko znający historię miejsca odczuwają coś na kształt grozy, a nie li tylko bliżej nieokreślony dyskomfort sączący się z  tego krajobrazu. Można by tutaj nakręcić kolejny odcinek Wiedźmina…

 






Wracamy. Zarastająca droga wspina się w cieniu buków, dębów, brzóz, świerków, wiedzie skrajem leśnego rozlewiska o brunatnej toni, pełnego paproci, wysepek, z których wyrastają olchy. 




Rzeźba 6 lat wcześniej


 

Spotykamy brzozę dotkniętą zjawiskowym rakiem. Widziana 6 lat wcześniej przywiodła na myśl wawelskie głowy rzeźbione przez Xawerego Dunikowskiego. Dzisiaj skojarzyła się z czymś jeszcze – ujęciem sów w dziupli zdeformowanego przez wiatr i mróz pnia, sfilmowanych przez ekipę Louie Schwartzberga do odcinka Moving art poświęconego przyrodzie Hokkaido.

Krajobraz za Wysoką Wsią


 

 

Wzgórza Dylewskie mają w sobie to coś...

 

 

 

W poście podpierałem się monografią:

[1]

Gałązka D. Skrobota W. Szarzyńska A. Wzgórza Dylewskie, Geologia, Krajobraz, Antropologia Przestrzeni. Państwowy Instytut Geologiczny. Wydawnictwo Mantis. Olsztyn 2015