Księżyc nad Łyną w Kurkach |
Jeśli
spływ kajakiem, to zawsze o świcie. To ta część dnia, podczas której wrażenia
są najsilniejsze. Spychanie kajaka na wodę spowitą półmrokiem i mgłą,
towarzyszący temu plusk, dotyk mokrego powietrza, to zapowiedź czegoś
niezwykłego. Jeśli nawet to owo niezwykłe coś nie nastąpi, sam moment
oczekiwania jest nasycony gęstym, nieomal fizycznie dotykalnym, nastrojem.
Łyna, mgła i księżyc |
Pierwsze
pociągnięcie wiosła, miękki opór ustępującej wody, jednostajny ruch łódki
wzdłuż brzegów zarośniętych turzycą, trzcinami, tatarakiem, pałką wąskolistną o
rozwianych kwiatostanach, zamierającą łozą… - zaczyna się.
Księżycowy zygzak |
Popłynąłem
z prądem Łyny przez zamgloną dolinę. Księżyc wisiał nad krajobrazem i odbijał się
w spokojnej wodzie za moimi plecami. Spływałem wśród szuwarów otulonych mgłą,
wypełnionych majowym koncertem zdominowanym przez kosy, słowiki, trzciniaki,
rokitniczki i wszędobylskie… żaby w kierunku obiecującego brzasku nad odległymi ścianami puszczy.
Nieśmiała zapowiedź dnia |
Zanurzyłem
się w kameralnym krajobrazie rzeki wszystkimi zmysłami. Mgła wypełniająca
przestrzeń między brzegami sprawiła, że widok mijanych domów, które rozsiadły
się na łagodnych zboczach łąk porastających kredowy grunt, był oderwany od
rzeczywistości.
Samotne drzewo nad Łyną |
Mijałem
powoli stare, rozpadające się kładki, zejścia ku wodzie wydeptane w kredowym
błocie, nad którym zalega czarna ziemia o kwaśnym zapachu… póki rzeka znowu nie
skręciła między łany poszarzałych szuwarów o łodygach naznaczonych śladem
ubiegłorocznego wyższego stanu wody. Pędy nowych zarośli dopiero wynurzały się
z toni, przebijając mierzwę ku światłu. Wystające nad szuwarami uschnięte
wierzby i łozy o poskręcanych konarach tworzyły surrealistyczną scenę ptasiego
koncertu.
I po łabędziu |
Płoszyłem
coraz więcej krzyżówek, kormoranów, czapli, chociaż kajak sunął po wodzie cicho
i gładko. Za następnym zakrętem ujrzałem łabędzia, który z hałasem wystartował
do lotu. Nie zdążyłem go sfotografować. W półmroku obiektyw nie zdążył
wyostrzyć. Ptak zniknął za łodygami i liśćmi świeżej trzciny, zostawiając po
sobie rozmyte rozbryzgi jasnej wody. Dylemat, co chwytać najpierw: wiosło czy
aparat, jest nierozstrzygalny.
Łyna |
Chłonąłem
więc nastrój i prostotę kameralnej Łyny, przyodzianej w szpaler wybujałych
trzcin, ujętej w karby kredowych brzegów, dźwigających bujną darń łąk, które
zbiegają z łagodnych zboczy doliny, i przemierzającej łuki zakrętów wiodących
do niewidocznego Jeziora Łańskiego, póki nie ujrzałem drewnianego mostka i
polany biwakowej obok. Było pusto. Żadnych zwierząt. Choć świt sprzyjał.
Leśna Łyna |
Za
mostkiem ujrzałem stado kormoranów biwakujących na Łynie. Polowały na ryby nieopodal
kępy tataraku wynurzonej ze środka nurtu. Niechętnie zbierały się do odlotu.
Aparat znów nie zadziałał. Postrzępiona mgła, niechętnie ustępujący półmrok, szczegóły
rzecznych zarośli obok, uniemożliwiły fotografowanie odlatujących ptaków.
Łyna i już |
Zanurzyłem
się w odmieniony krajobraz Łyny. Nad szuwarami i zaroślami brzegów, nad
pękatymi kępami łozy górował las, w którego wnętrzu skrywały się czaple i
żurawie. Zrywały się do lotu w miękkiej ciszy. Skrzydła szeleściły scenicznym
szeptem. Czasem któraś czapla wydawała z siebie pojedynczy irytujący dźwięk
chrapliwego krakania i znikała za konarami drzew albo za gęstymi łodygami pałek
wąskolistnych. Żurawie zaś umykały na łąkę między rzeką a odsuniętym lasem. Za
jego masywem ujrzałem osiedle malowniczych domów letniskowych, jeszcze
zamkniętych.
Duchy puszczy |
Samotność
i cisza potęgują doznania. Kameralna sceneria rzeki ujętej w karby
puszczańskiego lasu wyostrza zmysły. Snując się między brzegami, pokonując
zakręty, mijając polany wodorostów i zarośla na krawędzi gruntu i wody pełne
arcydzięgla, turzycy, łopianów, skrzypów, paproci, krzaków podszytu pod starymi
olchami, brzozami, sosnami i świerkami, ulegałem mistycznemu nastrojowi, w
którym cienie odlatujących ptaków łatwo wziąć za błądzące duchy lasu; pluskanie
ryb żerujących w toni uspokojonej rzeki za subtelną groźbę nieznanego;
Dziwożony |
szelesty
ptaków snujących się wśród łodyg trzcin za uwodzący szept mamuna, dziwożony,
utopca… Z ulgą więc odkrywasz ujście rzeki i otwartą przestrzeń jeziora,
wyrywając się z ułudnego, pełnego pozorów, władztwa Potrympa, galindzkiego boga
magii.
Obrazy rzeki |
Za
mostkiem ujrzałem więc kolejną odsłonę natury. Prostota krajobrazu ustąpiła
miejsca złożonemu obrazowi puszczy. Przed oczami przesuwał się niezwykły
zamglony ogród. Nad lasem wzmagał się brzask, poprzedzający cesarskie wzejście
słońca. Płosząc (niechcący) czaple, żurawie, kormorany polujące w nurcie rzeki,
nie potrafiłem z chybotliwego kajaka zrobić dobrych zdjęć.
Łyna |
Ptaki przenikały
mgłę, wlatywały w szpaler szuwarów i za ścianę drzew, uciekając z kadru.
Ścigałem omamy. Nie ustawałem jednak w próbach.
Nim wzejdzie słońce |
Ujście
rzeki odsłoniło panoramę Jeziora Łańskiego. Wpłynąłem między kormorany odpoczywające
na płyciźnie po ucieczce z doliny.
Łabędzie, tracze i... rybołów |
Nieco dalej ujrzałem łabędzie, które, tak jak
na Kiernozie Małym, urządziły sobie przedszkole, pływając po całej południowej
zatoce nieopodal Ząbia w towarzystwie perkozów, krzyżówek, traczy, łysek trzymających
się trzcin i wydających egzotyczne pokrzykiwania, czapli bąków i czapli bączków
nadających z zarośli odległych mokradeł.
Jezioro Łańskie |
Kajak
sunął po szklanej powierzchni ku rozświetlonemu wnętrzu Jeziora Łańskiego. Odbicia
chmur ozdabiały powierzchnię uśpionej wody. Mgłę zostawiłem w dolinie rzeki.
Pierwsze promienie dziennego światła wysuszyły powietrze i wyklarowały krajobraz
po najdalsze krańce akwenu zwieńczone brzegami Lalki, największego półwyspu.
Jezioro Łańskie |
Wiosłowałem
więc, próbując utrwalić to co bliskie i to co najdalsze: łabędzie wzdłuż trzcin
i na mieliźnie ukrytej tuż pod powierzchnią lustra naprzeciwko Dzierzgun;
przelatujące kormorany; perkozy i tracze-samce; rybołowy… na łódkach z wędkami
z włókna węglowego w rękach…
Matecznik Dzierzguny po prawej stronie jeziora |
Czapla |
W
pewnej chwili wypatrzyłem na tle oświetlonych szuwarów rozpadającą się kładkę,
a na niej dwie czaple. Jedna z nich była jaskrawo oświetlona. Pomyślałem:
-
Biała.
Gdy
poderwała się do lotu, wpadłszy w centralny punkt kadru, okazała się jednak
pospolicie szara. Wyszła, ku mojemu zaskoczeniu, niezwykle wyraźnie, chociaż
dzieliła nas duża odległość. Druga czapla, której nie w smak było porzucenie
kryjówki, nie dała się tak dobrze sfotografować, mimo skrócenia dystansu.
Przypadek rządzi. Uwielbiam to.
Dopłynąłem
do końca Lalki, rozcinając taflę zasypaną grubą warstwą sosnowego pyłu. Wzmagający
się wiatr zniechęcił do dalszej wędrówki pod falę. Chmury ustąpiły znad jeziora.
Słońce prażyło coraz mocniej, grzejąc i z góry, i z dołu swoim oślepiającym
odbiciem.
Rozległy
krajobraz Jeziora Łańskiego wydaje się na pierwszy rzut oka monotonny. Odległe
ściany lasu z perspektywy kilometrów nużą, jeśli ręce mają za sobą wysiłek kilkugodzinnego
wiosłowania. Bezchmurne niebo i prażące słońce przynoszą na środku jeziora
uczucie… nudy.
Podobnych wrażeń doznawałem na szlaku Brdy, przemierzając
pierwszy raz w życiu akwen rynnowego jeziora Dybrzk podczas pobytu w Drzewiczu.
Ot, ściany zwartego boru tucholskiego nad monotonnymi pasmami szuwarów, proste
brzegi, niewymagające zatoczki… Dybrzk
dał się poznać dopiero za kolejnym razem, o świcie. Wtedy przecierałem oczy ze
zdumienia. Coś jest na rzeczy w powiedzeniu inżyniera Mamonia z Rejsu (Zdzisława Maklakiewicza), że najbardziej
lubimy piosenki, które znamy.
Jezioro Łańskie pod Dzierzgunami |
Z
Jeziorem Łańskim też tak bywa przy pierwszym spotkaniu, aczkolwiek (wyjątkowo) nie
w moim przypadku. Brzegi, które gdzieś w oddali schodzą się ku sobie, zamykając
przestrzeń, są dla mnie wyzwaniem. Wiosłując w jednostajnym rytmie i patrząc na
dziób, łączę się z kajakiem w całość. Świat powoli płynie przed oczami. Liczy
się ta jedna chwila teraz oddzielająca
przeszłość od przyszłości. Jej charakter sprawia, że czas zatrzymuje się, nie
znajdując namacalnego potwierdzenia w zmienności otoczenia. Woda spowita flautą
odpływa prawie niedostrzegalnie za rufę. Obraz jeziora pozornie się nie
zmienia. Pozostaje tylko cisza, znieruchomienie w przestrzeni i jednostajny
rytm kolejnych, takich samych, zanurzeń wiosła. Człowiek znajduje się w stanie
energetycznego – zdawałoby się – spoczynku, niczym elektron zajmujący jeden z
niewielu dozwolonych kwantowych poziomów na orbicie wokół jądra atomu. Raz dwa,
lewa prawa, raz dwa, lewa prawa… dopóki kajak nie zacznie szorować o trzciny
lub wodorosty na płyciźnie, albo póki obudzona fala nie zagra sarabandy na burtach…
Słoneczna frywolność |
Jezioro
Łańskie urzeka na różne sposoby, ujawniając swoje nieprawdopodobnie bogate
wnętrze.
Klejnoty jeziora |
Wracając
trzymałem się cienia pod wschodnim brzegiem. Nie zajrzałem więc do rozległych zatok
zachodniego brzegu, sąsiadujących z księżycowym fiordem jeziora Pluszne. Za to
bliskie plany dawały się ciekawie fotografować. Gdy zaś podpływałem do kameralnych
zatoczek, które odwiedzałem kilka lat wcześniej z Kodakiem w ręku, znowu spotkałem
czaple i kormorany czuwające na konarach przybrzeżnych olch, a nawet łabędzia,
który ulegając panice z trudem wystartował spomiędzy krępujących ruchy skrzydeł
wysuszonych łodyg trzciny. Nie musiał tego robić. Nawet do niego nie
podpłynąłem. Być może spłoszyło go coś innego.
Portret olchy |
Z
wnętrza trzcinowiska dobiegało kwilenie łysek i perkozów. Przenikliwe wokalne
popisy trzciniaków wierciły na skroś powietrze. Przybrzeżny łęg wypełniał gęsty
chór. W miejscu, gdzie spodziewałem się odnaleźć ujście dzierzgońskiego
strumienia, odkryłem starą olchę.
Dzierzguński brzeg |
Uroczo odbijała się w wodzie. Poświęciłem jej
kilka chwil. Strumienia nie znalazłem. Za to czaple urozmaiciły obraz
puszczańskiego lasu nad trzcinami południowej zatoki pod Ząbiem.
Nim
wpłynąłem na Łynę, ujrzałem bielika. Przelatywał nad jeziorem w towarzystwie
nieustępliwego kruka, który starał się odciągnąć intruza od swojego terytorium.
Szkoda, że nie byłem bliżej. Zdarzenie było wymowne.
Kto rozlał farbę? |
Przeciąwszy
kajakiem wielką plamę rozsypanego na powierzchni jeziora sosnowego pyłku (– Kto
śmiał rozlać żółtą farbę? – chciałoby się krzyknąć z oburzenia), poczułem napór
Łyny. Mozolny powrót pod prąd rzeki trwał prawie godzinę.
Kosaćce |
Ciągle coś mnie
zatrzymywało: a to żuraw, mimo wysiłków
nie dający się sfotografować; a to czaple z wdziękiem lawirujące między pniami
i konarami drzew nad rzeką; to znów kormorany, które przysiadły na wysuszonych
konarach martwych wierzb…
Łyna |
Rzeczny bukiet |
Rokitniczka w transie - w środku kadru |
Szpak |
Na
wysokości osiedla domków letniskowych udało mi się uchwycić w kadr rokitniczkę
i młodziutkiego szpaka z rozwianymi piórkami i żółtym jeszcze dziobem.
Postrzępione kwiatostany pałki wodnej pięknie odbijały się w wodzie.
Warmińska sielanka |
Do
mostka podpłynąłem w chwili, gdy przekraczały go krowy – sielski obrazek
zamiast „kiczowatej” makatki z jeleniami.
Kurkowskie kormorany |
Płynąca
granicą mazurskich Kurek i warmińskiego Ząbia Łyna, urzekająca elegancją i tajemniczością o wschodzie
słońca, w pełnym słońcu powszednieje. Bogini Kurche w zmowie z Potrympem zamyka
na klucz całą magię świtu aż do następnej okazji.
Co za poezja, istny raj... Przepiękna i magiczna podróż :)
OdpowiedzUsuńChciałbym chociaż raz móc przeżyć podróż z Panem bez słów a potem przeczytać post o tej podróży. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPani Kasiu. Pływanie kajakiem o świcie, tak jak chodzenie po lesie w towarzystwie Krzysztofa Leśnego (http://krzysiekmikunda.blogspot.com/2016/05/jestem-lasem.html) tak po prostu ma.
OdpowiedzUsuńPanie Mariuszu. Pora się skrzyknąć i w dobrym towarzystwie zaliczyć Marózkę, tudzież Łynę, zanim zleci się turystyczna szarańcza. Rafał Wątły w Kurkach (http://www.kajakimazurskie.pl/5,kontakt) ma multum sprzętu.
OdpowiedzUsuń