niedziela, 28 stycznia 2024

Jeziorem Krutyńskim i Krutynią do Krutynia

 


W sąsiedztwie Jeziora Mokrego i Zgonu są cztery rezerwaty przyrody: Ławny Lasek, Królewska Sosna, Zakręt i Krutynia.

Ławny Lasek między jeziorem Uplik a Zgonem założono w 1963 roku dla ochrony kolonii czapli siwej, które zakładały gniazda na dwustuletnich sosnach porastających wschodni brzeg jeziora Uplik. Po porzuceniu kolonii przez czaple utrzymano rezerwat dla ochrony kompleksu najstarszych sosen w tej okolicy. Rosną w towarzystwie świerków. Stanowią siedlisko czarnych dzięciołów.


 

 

 

 

Rezerwat Królewska Sosna nad zatoką sąsiadującą ze Zgonem po jego północnej stronie został powołany do życia w 1959 roku dla ochrony kompleksu dwustuletnich sosen rosnących w towarzystwie świerków, brzóz brodawkowatych i kilkusetletnich dębów szypułkowych z seniorem, dębem Karola Małłka, wokół którego gromadzili się mieszkańcy Zgonu z Karolem Małłkiem, który mieszkał w Krutyniu po likwidacji Mazurskiego Uniwersytetu Ludowego w Rudziskach Pasymskich (próba reaktywacji tego uniwersytetu w 1957 na fali postalinowskiej odwilży nie powiodła się, jego dawni uczniowie emigrowali kolejną falą do Niemiec). Najstarsza sosna (Królewska) licząca około 350 lat przewróciła się w lutym 2022 roku. W latach siedemdziesiątych miała jeszcze żywą koronę podczas fotografowania przez Jacka Rokickiego, autora zdjęć w „Zielonej rzece”. W rezerwacie są trzy zarastające (dystroficzne) jeziorka z pływającymi wysepkami torfowymi z reliktową florą torfowisk wysokich.

 







Rezerwat Zakręt utworzono w 1957 roku. W 1982 roku powiększono go do 105,80 ha. Obejmuje silnie zakwaszone jeziorka, których powierzchnia kurczy się z powodu zarastania kożuchem torfowców uczepionych zdradliwych brzegów. Wiatr czasem rozrywa ów kożuch, tworząc archipelag pływających wysepek. Wokół jeziorek pełno bagnicy torfowej, turzycy bagiennej, obuwika i lilii złotogłów, dzikiej żurawiny i borówki bagiennej (pijanicy), której nadmierne spożycie doprowadza do rauszu. Żurawinie towarzyszą przygiełki o kwiatach w kształcie kłosów i rosiczki okrągłolistne. Rezerwat jest siedliskiem sosen i dębów szypułkowych, leszczyn, jarzębiny, grabów, lip i wawrzynka. Leży w połowie drogi z Krutynia do Jeziora Mokrego.

 

 

 

 

 

 

 




Łuskiewnik

Wawrzynek



Rezerwat górnej Krutyni utworzono dopiero w 1983 r. dla ochrony Jeziora Krutyńskiego i górnego odcinka właściwej Krutyni do granic wsi Krutyń. Jest siedliskiem unikalnej roślinności wodnej i przybrzeżnej, w skład której wchodzą: hildenbradia rzeczna (krwisty krasnorost osadzający się na kamieniach i korzeniach), gąbka słodkowodna, przylaszczka, kokoryczka wonna i wielokwiatowa, łuskiewnik, konwalia i konwalijka, zawilec gajowy i żółty, zerwa kłosowa, skrzyp zimowy, mech wodny (jedyne stanowisko na Mazurach).

 

 

 







 

 

Na Jezioro Krutyńskie wpływa się z Jeziora Mokrego przewężeniem, którego brzegi spięto kamiennym mostem skracającym drogę przez komysze nadmukrzańskiej puszczy z Krutynia do Cierzpięt, Dobrego Lasku i dalej do Piersławka, leśniczówki Wiechertów. Dzisiaj mostek nie pełni swojej funkcji – drogę wzdłuż brzegu Jeziora Mokrego zamknięto. Można tylko pieszo lub rowerem. Patrząc od strony Cierzpięt trzeba orientować się na obniżenie linii nadmukrzańskiego boru. Pierwszy raz płynąc przez Jezioro Krutyńskie po przeniesieniu kajaka obok prostego jazu (zastawki z podnoszonymi ręcznie przegrodami stalowymi), który tamuje nurt Krutyni tuż za zatoczką Jeziora Mokrego, byłem zaskoczony bogactwem podwodnego świata wypełniającego jeziorną toń. 

 


 

W niej przebłyskiwały złotołuskie karasie. Spod wiosła uciekały wrzecionowate jazie i pękate liny wzniecające chmurki mułu. Na płyciznach egzystowały małże wielkie jak dłoń, rzeźbiąc w mule ścieżki powolnych wędrówek... Nie mogłem oderwać oczu od tego rozległego akwarium w otoczeniu wyniosłych ścian Puszczy Piskiej.

 

 

 


Po szkwale na Mokrym, który przywlókł masy zimnego powietrza, i po przeniesieniu kajaków obok jazu, zanurzyliśmy się, ja i kolega, w jeziorze dla… rozgrzewki. Pływaliśmy pod prąd nurtu rzeźbiącego pod przegrodą jazu podwodny wąwóz usiany wypłukanymi z dna głazami. Próbowałem zanurkować i przepłynąć pod przegrodą. Nie dałem rady. Po latach ktoś obudował przenoskę podestem i wzmocnił brzegi palami.

 





Jezioro Krutyńskie przypomina leniwą nizinną rzekę. Wypełnia rozlewiska połączone cieśninami, meandruje w gorsecie gęstych zarośli skrzypu, sitowia, pałki wąskolistnej i szerokolistnej, trzcin, tataraku, turzycy przygniecionych rumowiskiem pni, konarów, gałęzi… w obramowaniu imponującej puszczy towarzyszącej w drodze do największego plosa, z którego wypływa Krutynia. Puszczy tak gęstej, że nie widać zboczy doliny ograniczającej przełom rzeki. A pod kajakiem polany wodorostów i glonów, wśród których chronione ramiennice, w tym ramiennice kruche chara fragilis (z nadmiaru krzemu w tkankach), makroglony po raz pierwszy wyodrębnione naukowo przez Linneusza w 1753 roku… Owe ramiennice są niestety wrażliwe na nadmierny ruch kajaków. Ich polany ulegają degradacji.

 



Podobnych wrażeń doznałem lata później, płynąc rzadko odwiedzanym jeziorem Poplusz zasilanym strumieniem wypływającym z jeziora Pluszne i strumykiem łączącym źródłowe jeziorko Głęboczek Mały (obok Zatoki Księżycowej Plusznego) z jeziorkiem Głęboczek Wielki.

 


Przez najciaśniejsze przewężenie jeziora przerzucono niegdyś drewniany most skracający drogę przez komysze nadmukrzańskiej puszczy z Krutynia nad jeziora Kołowin i Kołowinek, na których Ernst Wiechert z ojcem korzystali z prawa połowu ryb na własne potrzeby. Kiedy płynąłem pierwszy raz, ten most był już ruiną. Dzisiaj nie zostały po nim nawet podpory. Drugi taki most był nad Krutynią. Nie przetrwał. W nurcie widać tylko resztki wystających z nurtu pali zwieńczonych czuprynami trawy. Świadectwem zdjęcie obok Jacka Rokickiego z „Zielonej rzeki”.

 









Największe rozlewisko gości łabędzie, nurogęsi, żurawie, czaple, perkozy… Jest łowiskiem bielików, błotniaków, rybołowów… Początek Krutyni zasłania łan szuwaru. Wracając znad Bełdan podczas pierwszej wyprawy, stanąłem na skraju owej polany, przepłynąwszy w nocy i o świcie Krutynię spod młyna w Krutyńskim Piecku. Siedziałem w kajaku tyłem do wschodzącego słońca. Obok chrapał łabędź niemy na gnieździe. Między jego skrzydłami spały pisklęta. Drugi pływał po jeziorze i kwilił, wprowadzając mnie w konsternację.

- Nieme nie śpiewają – myślałem wówczas. 








 

Nieopodal ktoś łowił ryby. Flauta rządziła. Mgiełki tańczyły nad zastygłymi odbiciami patetycznej puszczy. Słoneczne światło, które ledwo co przeniknęło przez drzewa i dotknęło ciepłem koszuli na plecach, wprowadziło mnie w katatoniczny sen. Ocknąłem się równo po godzinie. Nadal siedziałem bez ruchu. Szyja rozbolała od ciężaru bezwładnie opuszczonej głowy. Wędkarz przyglądał mi się z niepokojem. Skinąłem głową, że wszystko w porządku. Łabędź na gnieździe nadal chrapał. Ten drugi nadal kwilił… Odpływałem dyskretnie, starając się nie zakłócić owego misterium…

 










O świcie Jezioro Krutyńskie mami. Krutynia też. Obojętne czy płyniesz z prądem, czy pod prąd. Spływając odkładasz wiosło. Zbędne ruchy i dźwięki mogą zniweczyć wrażenia. Niesiony nurtem mijasz olchy rosnące na wysepkach z dala od brzegu; stare sosny i dęby, brzozy i graby, gdzieniegdzie świerki usiłujące zasklepić niebo; zasieki z powalonych drzew, wokół których gromadzą się zatory z gałęzi, zielska, wodorostów, pustych muszli i kamieni. Głośniejszy chlupot może ujawnić dramat. Jak mi, gdy zobaczyłem szczupaka śmigającego spod zanurzonego dębowego pnia w pogoni za krasnopiórą błyskającą czerwienią płetw. Łuski zamigotały w wodzie, trysnęły ze skrzeli napastnika. Kiedy sądziłem, że już po wszystkim, spod sąsiedniego pnia wyskoczył jeszcze większy szczupak. Uderzył pobratymca w brzuch. Woda zakipiała, zabarwiła się krwią. Szczepione ryby pognały w dół rzeki, miotając się w płytkiej toni. W końcu wszystko ucichło. Ostatnie kręgi na wodzie znikały. Wracał kojący spokój…

 





Wańkowicz, tropiący Smętka, napisałby będąc na moim miejscu pod wpływem tej jednej sekundy:

- „… dusza ludzka wzbiera taką opętańczą radością, że chciałoby się z kajaka wyskoczyć. (…) Przyroda wschodniopruska zbliża się do człowieka, aby za chwilę powiedzieć: nie zapominaj, że jesteś w puszczy; nie zapominaj, że jesteś marny robak…”.

 

Natura, zmuszając lodowce do wyrzeźbienia bajecznego świata moren, kemów, wytopisk, jeziornych rynien, skumulowała na Jeziorze Krutyńskim i tym pierwszym wąwozowym odcinku Krutyni wszelkie twórcze pomysły. Nasyciła wodne życie. Niewiele trzeba, by je wywołać – garść okruchów rzuconych do wody. Wnet doskoczą wzdręgi, kiełbie, płocie, ukleje, krąpie, rybie pospólstwo, czyniąc zamieszanie. Za nimi podążą okonie, błyskotliwe klenie, szczupaki wietrzące łup. W przewężeniu nurtu kajak przyspiesza. Myślisz:

- Chwilo trwaj.

Lecz niebawem dostrzegasz naprzeciwko puszczańskiej ściany starych drzew zabudowania Krutynia wzniesione na skarpie i czar świtu pryska. W sezonie Krutynię i Jezioro Krutyńskie przygniatają za dnia dziesiątki łodzi i setki kajaków wypełnionych turystami, których skazano na pobieżne konsumpcyjne wrażenia do hamburgera lub kotleta w przepełnionych gospodach. W sezonie nie ma czego szukać w tych niezwykłych komyszach. Krutynia przypomina wtedy Ganges nawiedzany przez pielgrzymów, chociaż Karol Małłek nie to miał na myśli, pisząc swoje „Opowieści znad mazurskiego Gangesu”.

 




Na szczęście przełom górnej Łyny od jeziora Ustrych do Rusi pod Olsztynem, jeszcze piękniejszej od rozsławionej Krutyni, nie doznał jej losu. Dolina Łyny w Lesie Warmińskim została objęta zakazem wstępu obejmującym w szczególności kajakarzy. Tam odświeżam swoje ubiegłowieczne wspomnienia z pierwszej samodzielnej wędrówki Krutynią o świcie.