wtorek, 8 grudnia 2015

Łyna w Lesie Warmińskim



Łyna w Lesie Warmińskim

Rezerwat przyrody Las Warmiński utworzono w październiku 1982 r. Jego granicami objęto puszczańskie mateczniki wzdłuż wschodniego brzegu Jeziora Łańskiego, począwszy od półwyspu Lalka do Łańska; jeziora: Ustrych, Jełguń, Galik i Oczko, których brzegi i okolice niegdyś zurbanizowane i wprzęgnięte w lokalną działalność gospodarczą zmieniły się w enklawy niezwykłej fauny i flory; oraz samą Łynę na odcinku od jeziora Ustrych do granic średniowiecznej Rusi lokowanej na prawie chełmińskim w 1331 r. nieopodal Olsztyna.

Pani gągoł w mateczniku Łyny
Rezerwat stał się świadectwem siły witalnej przyrody, niezwykle szybko przywracającej naturalny porządek rzeczy na opuszczonych przez ludzi siedliskach. Jeszcze podczas II Wojny Światowej spławiano Łyną tratwy spięte z drzew wyrąbanych w łańskich lasach. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie spływ kajakiem. Rzeką zawładnęły na powrót zimorodki, bobry, wydry, norki, gągoły, tracze, pstrągi, lipienie; jeziorami, śródleśnymi bagnami, torfowiskami i strumieniami: rybołowy, bieliki, orliki, jastrzębie, czaple siwe i białe, kormorany, żurawie, czarne bociany, łabędzie nieme i krzykliwe; lasami zaś jelenie, dziki, sarny, borsuki, lisy, jenoty, powracające wilki, pojawiające się czasem rysie, wędrujące łosie …

Nurt Łyny za Jeziorem Łańskim

Nurt Łyny za Jeziorem Łańskim
Łyna za Jeziorem Łańskim nie przypomina tej od źródeł do Kurek. Opuściwszy jezioro, nieopodal malowniczej leśniczówki o ścianach z muru pruskiego, pokrytej dachem z trzciny, rzeka staje się głębsza, żwawsza i silniejsza. Jej przejrzysta toń odsłania wszystkie zakamarki dna. Wartki i obfity nurt przebija wzgórza morenowe, tworząc dolinę o zalesionych stokach. Na prawym brzegu Łyny, za praktycznie nieużywaną drogą o zniszczonej nawierzchni ze starego asfaltu, ukrytego pod mchem, porostami, liśćmi, piachem spłukiwanym z obnażonych skarp, rozciąga się ostoja zwierząt. Pofalowany teren, pełny wzgórz i wąwozów, porasta stary bór wypełniony pomnikowymi drzewami. Mnóstwo tutaj daglezji, sosen, świerków, żywotników, cisów, buków, lip, klonów, wiązów… Wśród nich i po polanach w ostojach zwierząt przechadzają się stadka jeleni, dające o sobie znać w porze patetycznego rykowiska, watahy dzików, które słychać podczas huczki, sarny z młodymi i płochliwe koziołki oszczekujące się ze strachu. Od kilku lat wpadają tutaj wilki, które być może urządziły w pobliżu swoje nory.

Nurt Łyny omywa pnie powalonych drzew, zasieki z konarów, głazy narzutowe, falujące wodorosty, mija pasma szuwarów osłaniające brzegi i wejścia do nor, maskujące gniazda dzikiego ptactwa. Niebawem rzeka wpada do podmokłej lejkowatej zatoki jeziora Ustrych, pomiędzy łany trzcin i oczeretów, a potem skręca na północ, otwierając majestatyczną panoramę rozlewiska ściśniętego morenowymi wzniesieniami.

Jezioro Ustrych w listopadowej szacie
Przed oczami otwiera się dolina, której niezwykły charakter podkreślają ściany wyniosłej puszczy, pełnej masztowych sosen, pomnikowych dębów, lip, jesionów, klonów. Las wspinający się na wysokie skarpy podkreślają u spodu rzędy starych pochylających się olch, brzóz i dębów. Brzegi są nieprzystępne, strome, w wielu miejscach podmyte. Spadający z góry wiatr przewraca najsilniejsze drzewa uczepione krawędzi systematyczne podmywanego przez fale gruntu. Gdy już runą, tworzą nieprzystępne zasieki, kryjówki zwierząt, ryb i dzikiego ptactwa.



Aleja wzdłuż Jeziora Ustrych
Jezioro objęto ścisłą ochroną. Podążając w porze wczesnej wiosny leśną drogą, biegnącą ponad skarpą wschodniego stromego brzegu i w cieniu wypiętrzonych wzgórz, dźwigających wiekowe drzewa, można obserwować bieliki, jastrzębie, kanie rude, tracze podczas godów, kormorany stadnie polujące na ryby…









 
Uroczysko zachodniego brzegu Jeziora Ustrych
Zachodni brzeg jeziora Ustrych jest jeszcze dzikszy. Z powodu swojej niedostępności został zasiedlony przez wszędobylskie bobry i piżmaki. Wyżłobionymi przez roztopy wąwozami schodzą dziki, by brać kąpiele w błotnistych źródliskach wysączających rudą wodę spod spadzistych brzegów.
Panorama Jeziora Ustrych z dzikiego brzegu




Listopadowy Ustrych - widok z półwyspu





Za obszernym półwyspem z polaną biwakową, z której już nikt nie korzysta poza spacerowiczami i wędkarzami, za płytką cieśniną, pełną trących się uklei, migoczących w słońcu, otwiera się północna zatoka. Ukryty w niej nurt rzeki zmierza łagodnym łukiem ku wschodowi, dociera do tamy wybudowanej w miejscu nieistniejącej śluzy i spada kilka metrów niżej. Gdyby nie spiętrzenie, jezioro Ustrych kończyłoby się zapewne na wysokości cieśniny i półwyspu.





Śluzę wykorzystywano niegdyś do spławiania tratew. Jej zdjęcie z 1941 r.  zachowało się na stronie http://www.turystykaliteracka.com.pl/2014/01/konno-przez-mazury.html.

Początek przełomu Łyny
Odkąd zaniechano gospodarczej eksploatacji Łyny, jej koryto i nurt przegrodziło mnóstwo powalonych drzew. Płynąc kajakiem, trzeba zachować czujność, przewidywać zawczasu pułapki, a widząc kłody wiszące tuż nad lustrem rzeki lub w niej zanurzone i wzniecające zdradliwe zmarszczki bądź uskoki, dobijać przezornie do brzegu, by w spokoju przemyśleć taktykę dalszego spływania. To już rzeczna część rezerwatu przyrody. Przełom Łyny ustanawia swoje prawa, które lepiej respektować, by nie napytać sobie biedy. Królestwo bystrej wody, stromych brzegów, galimatiasu drzew i głazów, pstrągów, bobrów i zimorodków rządzi się własnymi prawami.

Galik, Jełguń i Oczko tworzą ciąg jezior złączonych wspólnym strumieniem spływającym leniwie podmokłą doliną i przez polany służące za pastwiska jeleni, saren, dzików i żurawi. Minąwszy największą z polan, strumień zmierza uregulowanym rowem melioracyjnym do Łyny. Enklawę tę poddano zorganizowanemu osadnictwu w XVIII wieku. W nieistniejących już wsiach: Sójce, Ustrychu i Jełguniu pobudowano młyny, tartak, hutę szkła i smolarnie. Dzierżawca huty szkła, Zimermann z Elbląga, zabiegał o przeprowadzenie przez te okolice linii kolejowej, która ułatwiłaby mu transport wyrobów szklanych do Królewca, Elbląga i dalej na zachód, lecz nie doczekawszy cesarskiej inicjatywy, przestał być konkurencyjny. Ostatecznie jełguńską hutę rozebrano w 1876 r. Hutników zastąpili flisacy spławiający tratwy przez Ruś do Olsztyna. Zamierające wsie i porzucone pola zaczęto zalesiać drzewami sprowadzanymi z innych regionów geograficznych w ramach programu realizowanego siłami Pruskich Stacji Badawczych. Posadzono wiele brzóz cukrowych, czerwonych dębów, żywotników olbrzymich, orzeszników, daglezji, cyprysów Lawsona, jodeł górskich, wejmutek…  

Pozostałości mostu nad Łyną
Po I Wojnie Światowej wsie wyludniły się, ustępując lasom, a po II Wojnie Światowej zniknęły wszystkie zabudowania. Po utworzeniu rezerwatu przyrody z gajówki w Sójce zostały jedynie zamaskowane zaroślami fundamenty. Trudno je wypatrzeć, idąc ścieżką wzdłuż rzeki, zszedłszy nań z brukowanej drogi prowadzącej przez las do Rusi. Nieco dalej jest już nieczynna przeprawa przez Łynę. Droga urywa się przed kamiennym filarem zawalonego mostu. Resztki przęsła zalegają koryto nieco dalej.




Ocalałe solidne filary ścieśniają z obu stron nurt, który swoim impetem powala stare olchy, świerki, dęby, buki i graby, budując z pni i konarów zasieki nie do przejścia. 








 
Kajakarze, gdy już tu trafią, mają pełne ręce roboty. Nim przebrną przez przeszkody, będą długo dźwigać, przenosić, brodzić w mule i błocie nieprzystępnych brzegów, potykać się o głazy, otoczaki, deptać wpijający się w stopy żwir przemieszany ze szczątkami muszli. 






Dla wędkarzy to miejsce jest natomiast istną skarbnicą przeżyć. W tym żywiołowym chaosie ryby czują się u siebie.

Lipowa aleja w Jełguniu
Południowy brzeg jeziora Jełguń opanował dorodny bór. Jego wnętrze skrywa niedawno odświeżony cmentarz, ostatni ślad wsi, która dokonała żywota po I Wojnie Światowej. Na polanie rozciętej wijącą się aleją, biegnącą w cieniu szpalerów starych lip i obok dwóch wielkich jodeł, można wypatrzeć resztki fundamentów po obszernym gospodarstwie. Aleja biegnie następnie na północ, tworząc niezwykle malowniczą leśną perspektywę.











Jezioro Jełguń
Okolicę przecina siatka brukowanych i częściowo wyasfaltowanych dróg, pozostałości po starym urządzeniu lasu. Wyszedłszy na brzeg Jełgunia, nie domyślisz się nawet, że tutaj kiedykolwiek kwitło gwarne życie. Usłyszysz za to klangor żurawi, okrzyki jastrzębi, jesienią natomiast przejmujące dziką potęgą rykowisko. W nocy masz szansę usłyszeć mrożące krew w żyłach śpiewne zawodzenie wilków.






Najpiękniejszym fragmentem Jełgunia jest płytka zatoczka, w której widać pływające między malowniczymi wodorostami szczupaki, liny, klenie i pstrągi. W zaroślach gniazdują łabędzie nieme. 

Jełguński lis
Za wzgórzem nad zatoką rozciąga się interesująca polana wciśnięta w wyniosły las. Z ambony myśliwskiej widać pagórki i zagłębienia skrywające jenoty, borsuki, lisy i dziki. Zwierzęta bezwiednie pozują do zdjęć, póki nie usłyszą trzasku migawki. Wchodząc na ambonę, lepiej spojrzeć pod sufit, by nie zahaczyć głową o gniazdo misternie ulepione z celulozowej papki. Szerszenie i osy lubią miejsca osłonięte przed deszczem.



Jeziorko Oczko, w tle Jełguń
Do wschodniego krańca zatoczki wpływa króciutka struga, przebiwszy groblę oddzielającą Jełguń od jeziorka Oczko. 










Wschodnim brzegiem Oczka biegnie leśna droga łącząca Nową Wieś z dawną przeprawą przez Łynę w Sójce. Z Jełgunia wypływa strumień, który wczesną wiosną przyciąga uwagę. Póki w otoczeniu nurtu cieknącego po częściowo kamienistym podłożu nie wyrosną pokrzywy i wodolubne zarośla łopianów, turzyc, roślin o baldachowatych kwiatostanach, widać wodę, błotniste kałuże dziczych kąpielisk, mnóstwo żab, owadów, jaszczurek. W maju strumień znika pod gąszczem zielonej mierzwy. Wyłania się dopiero na polanie, wpadając do rowu melioracyjnego.

Jezioro Galik
Jeziorko Galik to chyba najbardziej malowniczy akwen jełguńskiego strumienia. Z góry przypomina tatrzańskie i pienińskie stawy. Jego toń wypełnia głęboką dolinę. Kusi, by fotografować, ale ów nastrój jest wyjątkowo ulotny i trudny do uchwycenia. Bez mgły niełatwo uzyskać wrażenie głębi. 





Jełguński strumień rodzi się w galikowej zatoczce pokrytej wysokim torfowcem, na którego wierzchu usiłują rosnąć sosny bagienne. Zakątek sprzyja żurawiom, chętnie tutaj gniazdującym, i czajkom zasiedlającym chybotliwe podłoże żywego torfu. Nie sposób dojść do ich matecznika, chociaż nad wodę wiodą stromo opadające leśne drogi. Nogi grzęzną w bagiennym brzegu jeziorka, ręce krępuje łęgowy ols opleciony od dołu wiklinową gęstwą.

Strumień ujawnia się na jełguńskiej polanie i przepływa przepustem pod lipową aleją. Miejsce fascynuje urodą. Za każdym razem, gdy przejeżdżam tędy rowerem, albo skradam się pieszo z aparatem w ręku, odczuwam egzystencjalny niepokój. Trudno powiedzieć, co bardziej dominuje: świadomość przebrzmiałej historii porzuconego miejsca czy ledwo uchwytne ślady bytności postglacjalnych nomadów sprzed tysiącleci.

Górska przygoda z Łyną zaczyna się od jazu wieńczącego jezioro Ustrych. Zwodowawszy kajak z polany parkingowej po spadzistym brzegu, płyniesz wąwozem w cieniu starego grądu pełnego pomnikowych dębów, sosen, grabów, lip, klonów, świerków. Słońce nigdy tutaj nie zajrzy. Latem rzekę spowija zielony, wilgotny półmrok. Szybki nurt porywa kajak wprost pod pnie powalonych drzew. Niedzielni kajakarze nie przepłyną rzeki bezkarnie. Każdy popełniony błąd skończy się wywrotką i zbieraniem rzeczy na szlaku. Chwilami do brzegów nie dobijesz. Woda podmywa skarpy. Gdy w nurcie leżą pnie podmytych lub powalonych przez bobry drzew, robi się ciasno. Chwila nieuwagi i kajak uderzy burtą o pień albo wbije się dziobem w piach osypiska. Jeśli jednak zachowasz czujność, Łyna odpłaci obrazami, jakich nie zobaczysz z wygodnych ścieżek.

Dywany Łyny
Za najtrudniejszym fragmentem przełomu rzeka lekko zwalnia, nurt rozlewa się szerzej między brzegami grądu, dywanami zawilców, przylaszczek, ziarnopłonów, kaczeńców, łuskiewników przesiadujących na ukrytych pod ściółką korzeniach drzew, zajęczych szczawików, fiołków…  Miejscami da się zejść nad samą wodę. Rzeczne polany mamią spokojem i ciszą. 





Wystarczy jednak zakręt, powalone drzewo, zatarasowany fragment koryta, by pobudzić Łynę do swarów. W takich miejscach nie ma już przestrzeni dla ścieżki. Trzeba wspiąć się na skarpę i z bezpiecznej wysokości oglądać skutki poczynań swawolnego nurtu.






Łyna
Obrazy rzecznej doliny przypominają świątynne wnętrza. Kolumny drzew, zasklepiających niebo potężnymi konarami, tworzą tonące w półmroku nieomal gotyckie sale. Wystarczy jednak, że skarpy odsuną się nieco, a pełne patosu i dostojeństwa sale zamienią się w przeurocze, rozjaśnione salony natury, pełne roziskrzonego życia, refleksów, nieustającej gry światła z cieniem, szeptów, kwileń, pokrzykiwań, plusku i szumu wody opływającej na pół zanurzone głazy, konary i pnie...


Łyna na salonach

Łyna i mgiełki
Jest w tych obrazach urzekająca magia. Jeśli o świcie słońce zdoła przebić kwietniowe lub wczesno-majowe listowie puszczy i oświetlić nurt, a mgła zatańczy ulotnie nad zwarami i warkoczami wody, przez oczy przepłynie kaskada doznań. 








Drugie życie drzew nad Łyną
Mijasz zarośla czosnku niedźwiedziego, kopytnika, lilii złotogłowych, zimoziołu, dzikiej porzeczki, paproci, widłaków… Rozpychasz ramionami sztywne pędy ogryzionych przez jelenie grabów. Przełazisz przez powalone pnie i gałęzie. Depczesz ściółkę, dywany mchów. Brniesz przez błoto… Wiele leżących od lat drzew pokrywa zielony kożuch porostów, mchów, delikatnej trawy, kwitnących ziół, które umościły się w bruzdach kory i w zagłębieniach spróchniałego i wypłukanego drewna, tworząc wykwintne ogródki botaniczne. Wiele stojących drzew dźwiga naręcza pasożytniczych grzybów: hub, krwistych ozorków dębowych, żółciaków siarkowych uchodzących obok dzięciołów za… budowniczych dziupli – zaatakowane fragmenty drewna bardzo szybko próchnieją, pozostawiając po sobie w pniach puste przestrzenie.

Łyna
Ścieżka lewego brzegu rzeki wiedzie nad samą wodą albo skrajem przybrzeżnych skarp, to znów odbija pod stoki wzgórz morenowych. Od lat nikt nie sprząta lasu, więc, wijąc się jak w ukropie, przełazisz przez rumowiska umarłych drzew, przerośnięte młodniakiem korzystającym z dostępu do światła; obchodzisz miejsca, przez które nie da się przebrnąć, zbaczasz w dzicze kąpieliska i mokradła pełne wody wysączającej się spod stoków. Rozgarniając przybrzeżne krzaki, masz szansę ujrzeć rzadkie szlachary, nurogęsi, gągoły, o pospolitych krzyżówkach i cyrankach nie wspominając, bo tych wszędzie pełno…

Łyna rozświetlona
I nagle gdzieś w tej niezwykłej mierzwie otwiera się Łyna powabna, radosna, rozświetlona, gdy tylko południowe słońce zajrzy do jej wnętrza. Nurt spływa po piaszczystym dnie, opłukuje miejsca zasypane szczątkami małż, skujek, ślimaków porwanych z zastoisk, strzępi się fraktalnymi warkoczami i wirami na otoczakach porośniętych przez krasnorosty niezwykłej barwy. 





Ogródki Łyny
Przewieszone nad nurtem pnie zarastają kolorowymi hubami. Wystające z dna pniaki po umarłych olchach, stają się podstawą bukietów botanicznych. W szparach zalegających nad nurtem pni wyrastają siewki świerków i sosen, z góry skazane na krótki żywot. 







Rosomak
W świetle dnia wiele z tych spłukanych latami przez wodę konarów upodabnia się do kształtów drapieżnych zwierząt: rosomaków, łasic, kun…










Wilcza kładka
Wielka polana, którą przemierza rzeka, kończy się nagle kolejnym przełomem. Ścieśniony nurt uderza w skarpy morenowych stoków opadających z obu stron. Z brzegu na brzeg można przechodzić tylko wilczymi kładkami – pniami o śliskich i omszałych grzbietach. 







Łyna w przełomie
 Pod spodem woda żłobi głębokie koryto. Upadek grozi poturbowaniem. Płynąc kajakiem, trzeba wykazać nie lada refleks i siłę.
Toń swarliwej Łyny
Ten przełom ciągnie się aż do zawalonego mostu w Sójce i jeszcze dalej do kolejnego przewężenia z podwójnym ciasnym zakrętem rzeki wypłukującej z brzegów głazy i otoczaki. Po drodze Łyna robi woltę na wschód w przepastnej dolinie, a po przyjęciu wody z jełguńskiego dopływu skręca znowu na północ. Na całej długości zalegają powalone osiki, olchy, świerki, dęby, graby…

Pokonawszy ten fragment Łyny, dociera się do kolejnych bajkowych widoków, uspokojonej wody, rozleglejszych zakątków. Jedno, czego nie ubywa, to przeszkód i zasieków z drzew wyrwanych brzegom.

Nad przełomy Łyny w Warmińskim Lesie dojeżdżam z Przykopu rowerem. To raptem kilkadziesiąt minut w sąsiedztwie Nowych Ramuk i przez tereny porzuconego Jełgunia. Przejechawszy przez Nową Wieś, minąwszy stary i porzucony nowowiejski tartak, zanurzam się w historyczny las z dębem Napoleona. Stąd można pojechać do Kaborna, Trękusa, Starego Olsztyna, wsi pamiętających czasy pierwszej krzyżackiej kolonizacji i władztwo Mikołaja Kopernika przywracającego je do życia po wyniszczającej wojnie polsko-krzyżackiej 1519 – 1521 r.

Za szosą do Olsztyna droga wiedzie matecznikiem zwierząt prosto do historycznej enklawy po Jełguniu. Zjechawszy na polanę, można wybrać wygodną drogę nad Ustrych. Po przejechaniu przez jaz i minięciu kamiennej tablicy poświęconej Benonowi Polakowskiemu, inicjatorowi Mazurskiego Parku Krajobrazowego, zjeżdża się zarastającą ścieżką nad samą Łynę.

Mniej wygodne podejście do Łyny jest na jej prawym brzegu. Prowadzi niebezpiecznym zjazdem między pomnikowymi drzewami wśród zamaskowanych nor borsuków, które z jakiegoś powodu uwielbiają ten niezwykły grąd. Powrót pod górę przypomina nieco wspinaczkę po pienińskich polanach na szlaku do Trzech Koron.

Dęby nad Łyną umierają pięknie
Warto tutaj zajrzeć. Na samym dole zaległ niesamowity dąb, który rozpadł się na dziesiątki ogromnych szczątków pokrytych malowniczą patyną mchu, porostów, śluzowców, ziół, traw, przyozdobionych od spodu łanami łuskiewników. Sąsiednie dęby też zaczynają osypywać się z dostojnej starości, zrzucając olbrzymie wyschnięte konary.





Szata kwietniowej Łyny
Zasiadłszy nad samym brzegiem, w ciszy tak charakterystycznej dla prastarej puszczy pochylonej nad nurtem rzeki, można przy odrobinie szczęścia dostrzec uwijające się bobry (wszędzie zostawiają ślady na ogryzionych pędach grabów i wierzb, na korze przybrzeżnych olch, buków czy osik, na ześlizgach ku wodzie); polujące norki, kuny lub łasice, które korzystają z gałęzi, wykrotów czy zarastających pni; bystre zimorodki łowiące ryby w wartkiej wodzie. Popisy zimorodków budzą respekt. Prawie każde ich zanurzenie wieńczy rybka szarpiąca się w dziobie.

Łyna
Niełatwo oderwać oczy od Łyny. Gdy zastygniesz w nastroju czuwania, poczujesz tchnienie ludzkiej historii odsłoniętej odkryciami jełguńskich śladów osadniczych datowanych na okres między trzecim a pierwszym tysiącleciem przed naszą erą, pozostawionych przez plemiona kultur pucharów lejkowatych i amfor kulistych, a potem artefaktów i kurhanów plemion kultury ceramiki sznurowej. Z epoki brązu pozostało w Jełguniu kurhanowe cmentarzysko, w którym przez dwa stulecia grzebano skremowane szczątki współplemieńców. Potem przez te tereny przechodziły fale migracyjne Bałtów, germańskich Wandalów, skandynawskich Gotów, czarnomorskich Herulów, Galindów – aż do czasów osadnictwa pruskiego gospodarującego w puszczy na lauksach – polach wydzieranych karczowanej puszczy. Tereny Galindów wyludniły się wskutek upadku handlu bursztynem i presji Słowian coraz bardziej spoglądających na północne rubieże Polski. Krzyżacy zaludniali już tylko porzucone enklawy.

Dzisiejsza Łyna zapewne niewiele by się różniła się od tej sprzed wieków, gdyby nie wszechobecne śmieci: plastikowe torby, worki, butle, pojemniki, obudowy sprzętów AGD, porzucone przez bezmyślnych użytkowników środowiska. Trzeba wiele zachodu, by fotografując rzekę ominąć te wątpliwe ozdobniki krajobrazu.

Kąty bobrów
Spod matuzalemowych dębów można pójść w lewo ścieżką wiodącą do zakola starego rzecznego odsypiska, gdzie rozsiadły się wiekowe wiązy, jesiony, klony, świerki i olchy. Odsypisko zarosło gęstwą zgryzionych przez jelenie pędów grabiny. Trudno w niej się poruszać, ale warto – dla niezwykłych obrazów. Idąc w prawo, z nurtem Łyny, dochodzi się do siedziby bobrów, które w nadrzecznej skarpie urządziły ześlizgi, a pod korzeniami drzew wejścia do nor. Nurt rozlewa się szerzej, odsypując mielizny i łachy zatrzymujące gałęzie spływające z góry. Tak powstają miejsca gniazdowania dzikiego ptactwa, które z jakiegoś powodu unika jeziornych przestrzeni. Dalej nie sposób wędrować. Stoki moren znowu schodzą wprost nad wodę.

Grąd nad Łyną
Droga w kierunku Sójki wiedzie skrajem morenowych wniesień. Rzeka znika w przepastnej dolinie. Sosnowy bór ustępuje grądowi i siedliskom borsuków. Wiosną las wydaje się świetlisty, słoneczny. Wtedy wszystko w nim widać. Pod koniec maja ów górujący nad rwącą Łyną zakątek staje się nieprzyjemnie mroczny. Słoneczne światło z trudem przesącza się przez sklepienie z listowia. 




Dzikość Łyny
O świcie słońce zagląda do wnętrza rzecznej doliny jedynie w miejscu, gdzie Łyna płynie z zachodu na wschód. Oświetla w dole kąpieliska dzików, które uwielbiają źródliska wypływające spod stromych wyniosłych stoków. Owe kąpieliska są pełne zbutwiałych pni i wykrotów, zarośli, mierzwy krzaków, ziół, nasączonej wilgocią ściółki. Rzeka płynie ścieśnionym korytem, unosząc osypujący się piach i grunt. Zejść nad wodę stosunkowo łatwo, wrócić o wiele trudniej. 


Wąwóz Łyny
Jeszcze trudniej wyobrazić sobie przeprawę kajakiem – całe rzeczne koryto jest pełne przewróconych drzew. Nurt spada uskokami, wciska się pod pnie, lawiruje między głazami. Nie sposób uniknąć przeszkód. Kajakarz zdobywa tutaj specjalność tragarza i burłaka. Jedno, że brak tu ścieżek. Trzeba grzęznąć w błocie brzegów albo walczyć z wartką wodą sięgającą pasa. Fascynujący zakątek. Obietnica niecodziennej przygody.








Łyna i olcha


Za ujściem jełguńskiej strugi Łyna wciąż jest uparta i nieprzyjazna kajakarzom, dając schronienie rzadkim gatunkom ryb i zwierząt. Nie sposób chodzić nad samą wodą. Za to widok z góry jest niecodzienny. Ciszę lasu wypełnia monotonny szum wody przemierzającej chaotyczne, nieprzystępne koryto, podmywającej strome zbocza, które od czasu do czasu osuwają się razem z potężnymi świerkami i dębami. Ów obraz towarzyszy aż do ruiny mostu w Sójce, za którym rzeka wpada pod galimatias powalonych i splątanych drzew. W tym chaosie rybom jest najlepiej. Nic im nie grozi poza nimi samymi i wędkarzami.









Za zerwaną przeprawą w Sójce ścieżka wiedzie nad stromymi urwiskami brzegu, pomiędzy wyniosłymi świerkami, przywodzącymi na myśl klimaty pienińskich i tatrzańskich szlaków. Od czasu do czasu zaglądasz z góry w nieustannie rzeźbione wnętrze wąwozu, czując narastający niepokój, gdy stoisz na samej krawędzi niepewnego gruntu. Łyna tonie w półmroku niezależnie od pory roku. W jej nurcie nie utrzyma się żadna roślina. Woda płucze kamienne usypiska, twardy żwir, omywa głazy, głaszcze korzenie drzew, które mają coraz mniej sił, by oprzeć się erozji brzegów i przetrwać wiosenne wezbrania. 

Łyna przekorna
Gdzieś dalej ścieżka zbiega ku rzece, przecinając stare i mocno już zarośnięte odsypisko. W zaroślach młodych osik, grabów i wikliny bobry urządziły sobie obfitą stołówkę. Łyna, zmuszona do opłynięcia odsypiska, wdarła się w przeciwległy brzeg, rzeźbiąc malownicze zakole. W wartkim nurcie można obserwować przepływające pstrągi. Woda rządzi. Południowe słońce zagląda w to miejsce tylko na chwilę, niezależnie od pory roku. Zamrzesz z zachwytu, gdy tam trafisz właśnie w owej chwili.


Łyna rzekomo łagodna
Aż do pierwszych zabudowań Rusi Łyna płynie niezwykłą doliną. Po opuszczeniu ostatniego przełomu wpada w łagodniejszy wąwóz. Stoki odstępują od nurtu, dając miejsce podmokłym łąkom. Łagodniejszy nurt sprzyja wodnym roślinom zasiedlającym malownicze dno, tatarakom i turzycom porastającym błotnisty grunt, brzozom i olchom, którym wiecznie mokre podłoże nie przeszkadza, świerkom trzymającym się blisko wody z powodu płaskich systemów korzeniowych. Drzewa, które skończą w nurcie w charakterze przeszkód, ułatwiają rozwój bujnej roślinności, sprzyjają wydrom, norkom, bobrom, łasicom czy kunom, wodnemu ptactwu szukającemu miejsc do gniazdowania, rybom powolnych wód.

W łęgu Łyny
Wiosną ów fragment Łyny wydaje się miejscem, obok którego nie sposób przejść obojętnie, zwłaszcza w pogodny majowy dzień. Jeśli powietrze zastygnie w bezruchu, ze zdziwieniem doświadczysz wrażenia nieznośnego upału…










Tak wspływa się Łyną
Kajakarze nie zaznają jednak wytchnienia. Rzeka nie odpuszcza, przedłużając udrękę przepraw przez częściowo zanurzone kłody, zbyt nisko zawieszone pnie przewróconych drzew, świeże zasieki gałęzi… Wokół jest dżungla wypełniona śpiewem ptaków, cichym pluskaniem wody pobudzonej przez ryby albo przepływające zaskrońce. 







 
Ogrody Łyny
Wszędzie zalegają wykroty świerków. Systemy korzeniowe tworzą w zielonej mierzwie nierealne plamy, a pozbawione igieł gałęzie welony drobnych gałązek. Wiosło nie służy do wiosłowania. Jest żerdzią, za pomocą której przepychasz kajak przez płycizny i zasieki gałęzi oplątanych roślinnością.








Brama do Rusi
Ulga przychodzi dopiero na rozlewiskach przed Rusią, gdy nurt słabnie w toni spiętrzonej przez jaz gospodarstwa rybackiego. Po przepłynięciu przez spowity mrokiem olchowy łęg wpłyniesz pod wybudowane na nadrzecznych skarpach malownicze domy z ogrodami zbiegającymi ku wodzie. Spływ wieńczy jaz w samym centrum wsi, obok malowniczej kapliczki na kopcu w cieniu starych drzew. Mieszkańcy Rusi z trudem tolerują fotografów. Często wyrażają sprzeciw wobec prób fotografowania starych domów.


Po przekroczeniu jazu Łyna spływa do Olsztyna przez urokliwe pola, łąki i zarośnięte szuwarami rozlewiska rozległej doliny, stając się nizinną meandrującą rzeką.

Więcej zdjęć do tematu tutaj: http://www.panoramio.com/user/1556345?show=all