Marózka rzeźbi |
Spływy Marózką zaczęły się już w połowie niezwykle
ciepłego kwietnia. Przegapiliśmy ten moment. Przespacerowaliśmy się kajakiem w
przełomie Marózki od Swaderek do Kurek dopiero 9 czerwca, tracąc mnóstwo
wiosennych widoków. W sobotę wczesnym rankiem przed ludycznymi spływami, które
dewastują naturę tej niepowtarzalnej rzeki. Trwał zaledwie dwie i pół godziny.
Mimo, że nie wiosłowaliśmy. To przez wysoką wodę i usunięte przeszkody, które
tak ubarwiały spływ, stawiając wymagania i ucząc rozwagi.
Od zeszłego roku Marózka przeszła niekorzystną
metamorfozę. Stare świerki na krawędzi skarpy, gdzie zimorodki miały swoje
gniazda, runęły. Nowe gniazda zobaczyliśmy kilkaset metrów wcześniej – owalne
norki w ścianie podmytego brzegu. Na szczęście nurt w tym miejscu jest silny,
więc większość kajakarzy nie domyśli się nawet, że płynie przez wyjątkowe
miejsce.
Krzyżówki |
Pani tracz |
Dzikie kaczki i tracze narażone na nadmierną
obecność kajakarzy już utraciły instynkt ucieczki. Pozwalają się fotografować z
niewielkiej odległości, cierpliwie czekając, aż przepłyniemy obok. To źle
rokuje. Kiedy zmienią miejsce na bardziej otwarte, narażą się na ataki
drapieżników.
Czapla siwa |
Czapla z antenką |
Spływaliśmy jak zwykle z jeziora Pawlik. Po
opuszczeniu ujścia Marózki w Swaderkach natknęliśmy się na łabędzie w pobliskim
trzcinowisku, a zaraz potem na czaplę, która rozglądała się wokół z wierzchołka
starej olchy. Nic sobie nie robiła z natrętnych fotografów, chociaż jej
koleżanka odleciała w popłochu w drugi koniec akwenu. Pierwszy raz udało mi się
przeprowadzić taką wiwisekcję. Nieomal dialog bez słów, w pełnym słońcu,
nakreślający psychologiczny portret siwej czapli.
To nie ostatnie tak efektowne spotkanie. W połowie spaceru
wpadliśmy w podwójny zakręt bystrej rzeki pod świerkami porastającymi stok doliny.
Walczyłem z kajakiem i kaczką, która zasiadła na kłodzie. Tak mnie zafrapowała,
że straciłem z oczu najbliższe otoczenie, zwłaszcza część przed dziobem kajaka.
Na szczęście Małgosia czuwała. Płynęliśmy
prosto na sarnę stojącą w rzece. Na widok wycelowanego obiektywu wyskoczyła na
brzeg. Zapewne spodziewała się jakiegoś ataku. Jednak nie uciekła. Fotografując
kaczkę, odłożyłem wiosło. Zamieszanie ucichło. Sarna spojrzała wtedy w obiektyw
Małgosi. Co za portrety!
Do końca nie domyśliłem się, że była bohaterką
foto-sesji. Po sfotografowaniu kaczki chwyciłem za wiosło. Dopiero po chwili usłyszałem:
- Mam sarnę.
- Gdzie?
- Nie widziałeś?
- Zaśby…
Na piskliwce polowaliśmy przez kilka kilometrów.
Wielokrotnie podpływaliśmy na odległość fotograficzną, lecz w ostatniej chwili
wylatywały z kadru w dół rzeki. Jeden wyfrunął mi nieomal spod ręki, gdy
walczyłem z nurtem, by nie dać się zepchnąć w wykroty. Dopiero na bagiennym
odcinku przez Jeziorem Świętym udało się dojść płochliwe ptaszę, pozujące na
wynurzonej kłodzie, która utknęła na piaszczystej mieliźnie między oczeretami
brzegów. Z kilkunastu pośpiesznych ujęć wyszły tylko te dwa. Najwyraźniejsze,
jakie udało mi się zrobić w ciągu ostatnich kilku lat.
Zaraz potem usłyszeliśmy
kwilenie błotniaka szybującego hen nad drzewami. Dał się nawet sfotografować,
zanim zniknął nad zarośniętym rozlewiskiem Marózki.
Największy zawód sprawiła mi kania ruda szybująca nad
hodowlą pstrągów w Kurkach. Nie dała się złapać w obiektyw, chociaż kołowała
nisko nad sosnami i mostem drogowym, za którym rozlewają się betonowe baseny. Kiedy
wydawało się, że już ją mam, zostałem oślepiony przez słońce. Świecące wprost
na wyświetlacz aparatu… Cóż. Zjawiskowy ptak odleciał, a jak tuż po nim odjeżdżałem
do Kurek…
Za mostkiem na drodze ze Swaderek do Orzechowa, przyozdobionym nachalnym banerem
(uniemożliwiającym fotografowanie tego urokliwego obrazu), Marózka
przyjęła nas cienistym wnętrzem. Aparaty rozgrzały się do czerwoności. Światło
poranka było jeszcze w miarę miękkie. Kontrasty nie oślepiały. Łagodny nurt
powiódł pod gałęziami drzew, wzdłuż obnażonych korzeni, między konarami
wystającymi z dna, nieprzystępnymi brzegami, w towarzystwie kaczorów i
nielicznych kaczek pozujących w prześwicie. Ptaki spływały przed nami, ani
myśląc odlatywać. krzyżówki pochowały
się w zasiekach z powalonych drzew.
Minąwszy rozjaśnioną łąkę, wpłynęliśmy w spowity mrokiem tunel. To początek przełomu Marózki. Od tego momentu płynie się wąwozem przez zakręty, bystrza, płycizny, obok osuwisk, klifów, stromych zboczy, w środku puszczy pochylonej nad wodą…
Minąwszy rozjaśnioną łąkę, wpłynęliśmy w spowity mrokiem tunel. To początek przełomu Marózki. Od tego momentu płynie się wąwozem przez zakręty, bystrza, płycizny, obok osuwisk, klifów, stromych zboczy, w środku puszczy pochylonej nad wodą…
Dalej znajome obrazy. Zamiast powtarzającego się
opisu wrażeń kalejdoskop wybranych zdjęć pod wpisem.
Foto-wrażenia z Marózki