Łyna świąteczna
Łyna |
Spotkania
z Łyną są jak święta pełne niespodzianek. Wyjechałem przed wschodem słońca,
co by zainstalować się z aparatem fotograficznym pod moimi dębami nad rzeką i
spróbować złapać jej nastrój w pierwszych promieniach światła, póki jeszcze
listowie nie przykryło wnętrza grądu.
Świt w Przykopie |
Już
za ogrodzeniem poczułem, że nie dotrę na czas. Była niezwykła mgła. Tuż za
brzozą, gdy niebacznie spojrzałem za siebie, dostrzegłem rąbek słonecznej
tarczy. Musiałem stanąć. Impuls był silniejszy od wczorajszego postanowienia…
Słońce wschodzi |
Potem
pomyślałem, że krajobraz widziany z kurhanowego pagórka, w sąsiedztwie
leśniczówki w Nowym Przykopie, będzie dzisiaj niesamowity.
Przedsionek kosmosu |
Pośpieszyłem więc
znajomą drogą obok swoich ulubionych drzew, wspiąłem się na wierzchołek i … oniemiałem.
Objawił się kosmos… Z zachwytu przegapiłem lisa, który nieomal wszedł mi na
buty. Nim zareagowałem, uciekł w pobliskie łozy. Zdawał się niemniej przejęty
spektakularnym widowiskiem świtu.
Zapatrzyłem się |
Bywają
takie dni, że człowiekowi nic nie idzie. Nie z powodu przeciwności losu, lecz
dlatego, że przypadkowe obrazy zaczynają kusić równie silnie, co wymarzone i
zaplanowane spotkanie z niezwykłą rzeką. A że pokusa pod ręką, to nagle to, co
wydawało się istotne, zeszło na dalszy plan.
Słońce
w końcu wynurzyło się spoza pasma chmur, rozświetlając dzień i rozpraszając
mgłę. Pomyślałem:
-
Jednak zdążę.
Chmara |
Nic
z tego. Zaraz za leśniczówką, zjeżdżając ku rozlewisku w Jaśniewie, minąwszy
szpaler przydrożnych świerków, kątem oka dostrzegłem chmarę jeleni. Spróbowałem
je fotografować spoza osłony pobocza drogi, unosząc aparat nad głową. Czujne
jelenie wybiegły jednak z kadru ku łące nad wyschniętym rozlewiskiem.
Oczekiwanie |
Zjechawszy
do sosnowego zagajnika, wypatrzyłem lukę w gałęziach drzewek i sfotografowałem
stadko całe zanurzone we mgle i podświetlone słonecznym światłem na tle rozmytych
brzóz.
Jak one mnie wypatrzyły? |
W
końcu łanie i cielęta odeszły ku mokradłu pod strażą doświadczonej licówki, która
nie spuszczała ze mnie oczu, póki ostatni członek stada nie zniknął w
zagłębieniu terenu.
Pogaduszki w świetle słońca |
-
Tym razem pojadę – pomyślałem.
I
znowu nic z tego. Nad wyschniętą zatoką mokradła, tuż za sosnami, dostrzegłem żurawie.
Podniosły rwetes, gdy stanąłem i szykowałem aparat do zdjęć. Nie myślały jednak
odlatywać. Zastanawiałem się czy nie z powodu piskląt.
Start |
Pozowały
mi na tle zamglonego lasu. Potem pobudzone krzykiem innej pary żurawi gdzieś za leśniczówką poderwały się do krótkiego lotu na środek odsłoniętego przez suszę
błotnistego dna i wylądowały w miejscu, gdzie zwykły kwitnąć białe grzybienie
(jak one przetrwają ponad dwuletnią posuchę?), nadal nic sobie nie robiąc z
mojej obecności.
Taniec |
Słońce
wzeszło na dobre, a ja nie przebyłem nawet połowy drogi do moich tajemnych komyszy.
Przejechawszy przez las, przeciąwszy drogę z Butryn do Olsztyna, zaliczywszy fragment
asfaltowej drogi do Stawigudy, okrążającej Jezioro Łańskie od wschodu i północy,
wjechałem na leśny, po części wybrukowany, dukt skrótu do jełguńskich zakątków,
klnąc na głębokie koleiny pozostawione przez ciągnik do wywozu drewna… Jeszcze
miesiąc i droga pokraśnieje w szpalerze kwitnących naparstnic.
Zwierząt
w lesie, na szczęście, nie spotkałem. Przez spektakl w Nowym Przykopie i tak
przyjemnie zmitrężyłem. Dojechałem więc na samotne tête-à-tête
z Łyną już
bez przeszkód i pokus losu.
Warmińskie żółwie |
Znalazłszy
swój tajemny zjazd nad rzekę, w szpalerze co najmniej stuletnich dębów,
przeniosłem rower przez kłodę powalonego drzewa, które przegrodziło drogę
niczym matejkowski Rejtan.
Za chwilę tego nie zobaczysz |
Zszedłem
ku krawędzi stoku opadającego ku Łynie. Pomiędzy drzewami, które dopiero co
zaczęły wypuszczać drobne listki, widziałem lustro końcowej zatoczki jeziora
Ustrych. Od tamy dobiegał szum spadającej rzeki.
Coraz trudniej fotografować wnętrze rzeki |
Widok nurtu zawalonego kłodami
drzew, zeskakującego po progach z pni i kamieni, robił wrażenie.
Dzika Łyna |
Oto
Łyna w całej krasie, widoczna tym razem z drugiego brzegu. Nieśmiałe listowie,
dopiero co wykluwające się ze świeżych pąków, już przeszkadzało w
fotografowaniu zakamarków rzeki. W czerwcu nie będzie nic widać z wygodnych
ścieżek i drogi wiodącej nad osuwającymi się ścianami doliny.
Osuwisko |
Po
rzeźbie stoków poznać siłę płynącej w dole rzeki. Ziemia zsuwa się
nieubłaganie, mimo – wydawało by się – mocarnego uścisku korzeni masztowych
drzew grądu: sosen, świerków, dębów, wszędobylskich grabów, lip, klonów…
W
dole widać głazy narzutowe zalegające pomiędzy przewróconymi pniami drzew,
które utraciły podparcie gruntu, albo poddały się starości.
Prawie jurajska skałka |
Gdzie
grunt jest luźniejszy, tam osuwiska tworzą nad oparzeliskami rzeki wąwozy;
gdzie posadowiony na trwalszym podłożu, widać garby sterczące ze zbocza niczym
skałki jurajskie.
Katastrofa czasem przebiega powoli |
Jadąc ścieżką, dziwię się sosnom i świerkom wypuszczającym
palowe korzenie w usuwającą się nieubłaganie ziemię. Niektóre miejsca wyglądają
tak, jakby je przeniesiono z gór.
Karkołomna ścieżka |
Dolina
przełomu Łyny wydaje się dzika i groźna. Nie odstręcza jednak zwierząt.
Powierzchnie stromizn pocięła siatka ścieżek kluczących między drzewami i krzewami
podszytu. W dole widać babrzyska dzików i wywróconą na nice ściółkę.
Stary grab |
Podszyt w
wielu miejscach wypełnia gąszcz karłowatej grabiny. Krzaczki grabów
porastających drogę, którą przemierzam, zaglądając w intymne zakątki rzeki, nie
mogą urosnąć. Jelenie zgryzają stożki wzrostu i boczne pędy. Drzewka bywają już
grube lecz niskie.
W łęgu żyje się krótko lecz dosadnie |
Za
przełomem rzeka łagodnieje. Dolina staje się szersza. Nurt rzeźbi zakola,
wznosi odsypiska, naprzeciw nich modeluje niewysokie skarpy – granice przybrzeżnych
polan rozpartych między rzeką a zboczami odepchniętych moren. Łyna powtarza to,
co nad Ustrychem czy Jeziorem Łańskim wyczyniały na większą skalę ustępujące
lodowce i wezbrane pierwotne rzeki, które wypłukały w morenach długie półki,
zapewne mielizny dawniejszych jezior.
Łyna |
Łagodność
doliny nie przekłada się na rozległość krajobrazu. Przeciwnie – z każdym dniem
listowie zasłania coraz więcej. Pąki i drobne listki, nie wadzące oglądaniu rzeki oczami, uniemożliwiają automatyczne robienie zdjęć. W
przeciwieństwie do rasowych fotografików nie cierpię oglądania kadru przez
wizjer (okulary) i ręcznego ustawiania ostrości. Czasem wolę zrezygnować i
pójść dalej.
Łyna |
Stopniowo schodząca ku wodzie droga odsłania obrazy, które fotografowałem z
przeciwnego brzegu. Nie są jednak takie same. Tamta ścieżka pozwala o świcie uwieczniać
Łynę pod światło wstającego słońca, dzięki czemu zdjęcia bywają pełne niebanalnego
humoru.
Zakole |
Łyna
uwieczniana klasycznie (ze słońcem za plecami) wydaje się bardziej stonowana.
Jakby pozbawiona swojej słonecznej figlarności. Czy przez to mniej frapująca?
Nic z tych rzeczy. Nie masz w niej nic zwykłego.
Ols Łyny |
Za
archipelagiem mikro-wysepek w uścisku systemów korzeniowych starych olch, które
opanowały zakole rzeki – miejscem lęgowym gągołów i traczy – jest niezwykłe
odsypisko. Istna polana pełna tajemniczych i nieznanych mi ziół zaścielających mokry grunt dywanem przyciśniętym mnóstwem powalonych i omszałych pni.
W kobiercu Łyny |
Próbując
podejść do nurtu, grzęznę w mierzwie młodej grabiny, która korzysta z wolnej a
przez to nasłonecznionej przestrzeni. Szarpię się z gałęziami, przełażę przez
plątaninę konarów. Wyginam śmiało ciało, chociaż stawy trzeszczą, kręgosłup
boli, nogi się plączą, w głowie zawroty… Czego człowiek nie poświęci dla
dobrego kadru wymagającej Łyny.
Przemiana |
To
miejsce jest po prostu niezwykłe. Warto zasiąść na pniu i gapić się w
nieustające panta rhei nieobliczalnej
rzeki. Życie i obumieranie zespala się tutaj w jedną wielką przemianę natury.
Panta rhei |
W
pozornym bezruchu obrazu nie masz nic stałego. Jest wszystko: wiosenny koncert,
nieustający plusk wody u stóp, powiew zamierającego wiatru, chłód wilgotnego
powietrza, zapachy, chaos bliskich i dalekich obrazów…
Mikrokosmos |
Każde
spojrzenie odkrywa nowe szczegóły otoczenia…
Trwasz
w zachwycie, obserwatorze.
W chmurnych komyszach Łyny |
Nawet
słońce za chmurami nie czyni zawodu. Miękkie światło wydobywa z wczesnej
zieleni intrygujące kolory i odcienie.
Siedzę
więc i się gapię: na kwiatki, dywan ziół, mchy i porosty na murszejących
kłodach, na babrzyska, fraktalne wiry i warkocze powierzchni Łyny, na plątaninę
zasieków z konarów i gałęzi przegradzających światło nurtu, na chaos puszczy
pochylonej nad rzeką…, tonąc we wrażeniach…, póki nie zabrzęczy niecierpliwy
budzik wzywający do powrotu.
Dęby umierają stojąc |
Celem
dzisiejszej wyprawy były dęby rosnące obok polany. Dwa z nich, zapewne mocno starsze niż
240-letnie nadleśnictwo w Nowych Ramukach, już zamarły. Jedno z drzew osypuje
się z mocarnych konarów, które otoczyły potężny pień cierniową koroną.
Dęby umierają upadając |
Drugie
ułamało się w ćwierci wysokości. Pień runął na ziemię. Konary i
gałęzie utworzyły rumowisko, pod którym zwierzęta wykopały intrygujące nory.
Drugie życie leśnych olbrzymów |
Korę pokrył gruby dywan mchu, dając podłoże mini-ogródkom botanicznym, grzybom
drążącym martwicę drewna. Wokół pojawiła się kolonia łuskiewników
korzystających z systemów korzeniowych młodej grabiny. Drzewka skolonizowały grubą
ściółkę z opadłych liści, które uniemożliwiają rozwój innym roślinom runa.
Spod
dębów krótka ścieżka wiedzie wprost nad rzekę ku mojemu ulubionemu konarowi w
wodzie o kształcie rosomaka. To przy nim przesiadują często gągoły, tracze i
dzikie kaczki, próbując dochować się młodzieży.
Czy
zwierzęta mogą kierować się poczuciem estetyki, preferując jedne zakątki rzeki
kosztem innych? Coraz częściej, obserwując nad wartką wodą jelenie, dziki,
bobry, dzikie ptaki, odnoszę wrażenie, iż one zdają się podzielać mój zachwyt (albo ja ich).
Kolejny przełom Łyny |
W
dzisiejszym poście nie masz o zwierzętach nad rzeką. Łyna sama w sobie jest
niekończącym się tematem.
Od kilku tygodni kręcę się w tej okolicy i w pełni podzielam Twój zachwyt. Łyna jest na tym odcinku zniewalająca. W zasadzie cały odcinek od Ustrychu do Rusi to unikat w skali Europy! Uwielbiam tam bywać z tym tylko, jak wiesz bardziej się skupiam na zwierzakach i nie zabieram szerokokątnego szkła, a bez tego pokazanie uroków Łyny w tych przełomach jest niewykonalne. Na całe szczęście mamy Ciebie! Nie ma co po Tobie powtarzać, zdjęcia extra, a treść jak zwykle - poezja!
OdpowiedzUsuńDzięki Krzysiu. Gratuluję 100 tysięcy. Duża sprawa. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSuper fotki, przyroda w najlepszym wydaniu! Lubisz pływać kajakiem? To miejsce na pewno świetnie się sprawdzi. Profesjonalny sklep kajakowy fajnie się sprawdzi do zaopatrzenia.
OdpowiedzUsuń