czwartek, 26 maja 2016

Łyna, Jezioro Łańskie i misterium bogini Kurke



Księżyc nad Łyną w Kurkach


Jeśli spływ kajakiem, to zawsze o świcie. To ta część dnia, podczas której wrażenia są najsilniejsze. Spychanie kajaka na wodę spowitą półmrokiem i mgłą, towarzyszący temu plusk, dotyk mokrego powietrza, to zapowiedź czegoś niezwykłego. Jeśli nawet to owo niezwykłe coś nie nastąpi, sam moment oczekiwania jest nasycony gęstym, nieomal fizycznie dotykalnym, nastrojem.

Łyna, mgła i księżyc

Pierwsze pociągnięcie wiosła, miękki opór ustępującej wody, jednostajny ruch łódki wzdłuż brzegów zarośniętych turzycą, trzcinami, tatarakiem, pałką wąskolistną o rozwianych kwiatostanach, zamierającą łozą… - zaczyna się.

Księżycowy zygzak

Popłynąłem z prądem Łyny przez zamgloną dolinę. Księżyc wisiał nad krajobrazem i odbijał się w spokojnej wodzie za moimi plecami. Spływałem wśród szuwarów otulonych mgłą, wypełnionych majowym koncertem zdominowanym przez kosy, słowiki, trzciniaki, rokitniczki i wszędobylskie… żaby w kierunku obiecującego brzasku nad odległymi ścianami puszczy.

Nieśmiała zapowiedź dnia

Zanurzyłem się w kameralnym krajobrazie rzeki wszystkimi zmysłami. Mgła wypełniająca przestrzeń między brzegami sprawiła, że widok mijanych domów, które rozsiadły się na łagodnych zboczach łąk porastających kredowy grunt, był oderwany od rzeczywistości.

Samotne drzewo nad Łyną

Mijałem powoli stare, rozpadające się kładki, zejścia ku wodzie wydeptane w kredowym błocie, nad którym zalega czarna ziemia o kwaśnym zapachu… póki rzeka znowu nie skręciła między łany poszarzałych szuwarów o łodygach naznaczonych śladem ubiegłorocznego wyższego stanu wody. Pędy nowych zarośli dopiero wynurzały się z toni, przebijając mierzwę ku światłu. Wystające nad szuwarami uschnięte wierzby i łozy o poskręcanych konarach tworzyły surrealistyczną scenę ptasiego koncertu.

I po łabędziu

Płoszyłem coraz więcej krzyżówek, kormoranów, czapli, chociaż kajak sunął po wodzie cicho i gładko. Za następnym zakrętem ujrzałem łabędzia, który z hałasem wystartował do lotu. Nie zdążyłem go sfotografować. W półmroku obiektyw nie zdążył wyostrzyć. Ptak zniknął za łodygami i liśćmi świeżej trzciny, zostawiając po sobie rozmyte rozbryzgi jasnej wody. Dylemat, co chwytać najpierw: wiosło czy aparat, jest nierozstrzygalny.


Łyna

Chłonąłem więc nastrój i prostotę kameralnej Łyny, przyodzianej w szpaler wybujałych trzcin, ujętej w karby kredowych brzegów, dźwigających bujną darń łąk, które zbiegają z łagodnych zboczy doliny, i przemierzającej łuki zakrętów wiodących do niewidocznego Jeziora Łańskiego, póki nie ujrzałem drewnianego mostka i polany biwakowej obok. Było pusto. Żadnych zwierząt. Choć świt sprzyjał.

Leśna Łyna

Za mostkiem ujrzałem stado kormoranów biwakujących na Łynie. Polowały na ryby nieopodal kępy tataraku wynurzonej ze środka nurtu. Niechętnie zbierały się do odlotu. Aparat znów nie zadziałał. Postrzępiona mgła, niechętnie ustępujący półmrok, szczegóły rzecznych zarośli obok, uniemożliwiły fotografowanie odlatujących ptaków.

Łyna i już

Zanurzyłem się w odmieniony krajobraz Łyny. Nad szuwarami i zaroślami brzegów, nad pękatymi kępami łozy górował las, w którego wnętrzu skrywały się czaple i żurawie. Zrywały się do lotu w miękkiej ciszy. Skrzydła szeleściły scenicznym szeptem. Czasem któraś czapla wydawała z siebie pojedynczy irytujący dźwięk chrapliwego krakania i znikała za konarami drzew albo za gęstymi łodygami pałek wąskolistnych. Żurawie zaś umykały na łąkę między rzeką a odsuniętym lasem. Za jego masywem ujrzałem osiedle malowniczych domów letniskowych, jeszcze zamkniętych.

Duchy puszczy

Samotność i cisza potęgują doznania. Kameralna sceneria rzeki ujętej w karby puszczańskiego lasu wyostrza zmysły. Snując się między brzegami, pokonując zakręty, mijając polany wodorostów i zarośla na krawędzi gruntu i wody pełne arcydzięgla, turzycy, łopianów, skrzypów, paproci, krzaków podszytu pod starymi olchami, brzozami, sosnami i świerkami, ulegałem mistycznemu nastrojowi, w którym cienie odlatujących ptaków łatwo wziąć za błądzące duchy lasu; pluskanie ryb żerujących w toni uspokojonej rzeki za subtelną groźbę nieznanego; 
Dziwożony
szelesty ptaków snujących się wśród łodyg trzcin za uwodzący szept mamuna, dziwożony, utopca… Z ulgą więc odkrywasz ujście rzeki i otwartą przestrzeń jeziora, wyrywając się z ułudnego, pełnego pozorów, władztwa Potrympa, galindzkiego boga magii.





Obrazy rzeki

Za mostkiem ujrzałem więc kolejną odsłonę natury. Prostota krajobrazu ustąpiła miejsca złożonemu obrazowi puszczy. Przed oczami przesuwał się niezwykły zamglony ogród. Nad lasem wzmagał się brzask, poprzedzający cesarskie wzejście słońca. Płosząc (niechcący) czaple, żurawie, kormorany polujące w nurcie rzeki, nie potrafiłem z chybotliwego kajaka zrobić dobrych zdjęć. 

Łyna

Ptaki przenikały mgłę, wlatywały w szpaler szuwarów i za ścianę drzew, uciekając z kadru. Ścigałem omamy. Nie ustawałem jednak w próbach.







Nim wzejdzie słońce

Ujście rzeki odsłoniło panoramę Jeziora Łańskiego. Wpłynąłem między kormorany odpoczywające na płyciźnie po ucieczce z doliny












Łabędzie, tracze i... rybołów

Nieco dalej ujrzałem łabędzie, które, tak jak na Kiernozie Małym, urządziły sobie przedszkole, pływając po całej południowej zatoce nieopodal Ząbia w towarzystwie perkozów, krzyżówek, traczy, łysek trzymających się trzcin i wydających egzotyczne pokrzykiwania, czapli bąków i czapli bączków nadających z zarośli odległych mokradeł.

Jezioro Łańskie

Kajak sunął po szklanej powierzchni ku rozświetlonemu wnętrzu Jeziora Łańskiego. Odbicia chmur ozdabiały powierzchnię uśpionej wody. Mgłę zostawiłem w dolinie rzeki. Pierwsze promienie dziennego światła wysuszyły powietrze i wyklarowały krajobraz po najdalsze krańce akwenu zwieńczone brzegami Lalki, największego półwyspu.

Jezioro Łańskie

Wiosłowałem więc, próbując utrwalić to co bliskie i to co najdalsze: łabędzie wzdłuż trzcin i na mieliźnie ukrytej tuż pod powierzchnią lustra naprzeciwko Dzierzgun; przelatujące kormorany; perkozy i tracze-samce; rybołowy… na łódkach z wędkami z włókna węglowego w rękach…


Matecznik Dzierzguny po prawej stronie jeziora

Czapla

W pewnej chwili wypatrzyłem na tle oświetlonych szuwarów rozpadającą się kładkę, a na niej dwie czaple. Jedna z nich była jaskrawo oświetlona. Pomyślałem:
- Biała.
Gdy poderwała się do lotu, wpadłszy w centralny punkt kadru, okazała się jednak pospolicie szara. Wyszła, ku mojemu zaskoczeniu, niezwykle wyraźnie, chociaż dzieliła nas duża odległość. Druga czapla, której nie w smak było porzucenie kryjówki, nie dała się tak dobrze sfotografować, mimo skrócenia dystansu. Przypadek rządzi. Uwielbiam to.


Dopłynąłem do końca Lalki, rozcinając taflę zasypaną grubą warstwą sosnowego pyłu. Wzmagający się wiatr zniechęcił do dalszej wędrówki pod falę. Chmury ustąpiły znad jeziora. Słońce prażyło coraz mocniej, grzejąc i z góry, i z dołu swoim oślepiającym odbiciem.




Rozległy krajobraz Jeziora Łańskiego wydaje się na pierwszy rzut oka monotonny. Odległe ściany lasu z perspektywy kilometrów nużą, jeśli ręce mają za sobą wysiłek kilkugodzinnego wiosłowania. Bezchmurne niebo i prażące słońce przynoszą na środku jeziora uczucie… nudy. 




Podobnych wrażeń doznawałem na szlaku Brdy, przemierzając pierwszy raz w życiu akwen rynnowego jeziora Dybrzk podczas pobytu w Drzewiczu. Ot, ściany zwartego boru tucholskiego nad monotonnymi pasmami szuwarów, proste brzegi, niewymagające zatoczki…  Dybrzk dał się poznać dopiero za kolejnym razem, o świcie. Wtedy przecierałem oczy ze zdumienia. Coś jest na rzeczy w powiedzeniu inżyniera Mamonia z Rejsu (Zdzisława Maklakiewicza), że najbardziej lubimy piosenki, które znamy.

Jezioro Łańskie pod Dzierzgunami

Z Jeziorem Łańskim też tak bywa przy pierwszym spotkaniu, aczkolwiek (wyjątkowo) nie w moim przypadku. Brzegi, które gdzieś w oddali schodzą się ku sobie, zamykając przestrzeń, są dla mnie wyzwaniem. Wiosłując w jednostajnym rytmie i patrząc na dziób, łączę się z kajakiem w całość. Świat powoli płynie przed oczami. Liczy się ta jedna chwila teraz oddzielająca przeszłość od przyszłości. Jej charakter sprawia, że czas zatrzymuje się, nie znajdując namacalnego potwierdzenia w zmienności otoczenia. Woda spowita flautą odpływa prawie niedostrzegalnie za rufę. Obraz jeziora pozornie się nie zmienia. Pozostaje tylko cisza, znieruchomienie w przestrzeni i jednostajny rytm kolejnych, takich samych, zanurzeń wiosła. Człowiek znajduje się w stanie energetycznego – zdawałoby się – spoczynku, niczym elektron zajmujący jeden z niewielu dozwolonych kwantowych poziomów na orbicie wokół jądra atomu. Raz dwa, lewa prawa, raz dwa, lewa prawa… dopóki kajak nie zacznie szorować o trzciny lub wodorosty na płyciźnie, albo póki obudzona fala nie zagra sarabandy na burtach…

Słoneczna frywolność

Jezioro Łańskie urzeka na różne sposoby, ujawniając swoje nieprawdopodobnie bogate wnętrze.

Klejnoty jeziora

Wracając trzymałem się cienia pod wschodnim brzegiem. Nie zajrzałem więc do rozległych zatok zachodniego brzegu, sąsiadujących z księżycowym fiordem jeziora Pluszne. Za to bliskie plany dawały się ciekawie fotografować. Gdy zaś podpływałem do kameralnych zatoczek, które odwiedzałem kilka lat wcześniej z Kodakiem w ręku, znowu spotkałem czaple i kormorany czuwające na konarach przybrzeżnych olch, a nawet łabędzia, który ulegając panice z trudem wystartował spomiędzy krępujących ruchy skrzydeł wysuszonych łodyg trzciny. Nie musiał tego robić. Nawet do niego nie podpłynąłem. Być może spłoszyło go coś innego.

Portret olchy

Z wnętrza trzcinowiska dobiegało kwilenie łysek i perkozów. Przenikliwe wokalne popisy trzciniaków wierciły na skroś powietrze. Przybrzeżny łęg wypełniał gęsty chór. W miejscu, gdzie spodziewałem się odnaleźć ujście dzierzgońskiego strumienia, odkryłem starą olchę. 






Dzierzguński brzeg

Uroczo odbijała się w wodzie. Poświęciłem jej kilka chwil. Strumienia nie znalazłem. Za to czaple urozmaiciły obraz puszczańskiego lasu nad trzcinami południowej zatoki pod Ząbiem.












Nim wpłynąłem na Łynę, ujrzałem bielika. Przelatywał nad jeziorem w towarzystwie nieustępliwego kruka, który starał się odciągnąć intruza od swojego terytorium. Szkoda, że nie byłem bliżej. Zdarzenie było wymowne.

Kto rozlał farbę?

Przeciąwszy kajakiem wielką plamę rozsypanego na powierzchni jeziora sosnowego pyłku (– Kto śmiał rozlać żółtą farbę? – chciałoby się krzyknąć z oburzenia), poczułem napór Łyny. Mozolny powrót pod prąd rzeki trwał prawie godzinę. 

Kosaćce

Ciągle coś mnie zatrzymywało: a to  żuraw, mimo wysiłków nie dający się sfotografować; a to czaple z wdziękiem lawirujące między pniami i konarami drzew nad rzeką; to znów kormorany, które przysiadły na wysuszonych konarach martwych wierzb…

Łyna

Rzeczny bukiet

Rokitniczka w transie - w środku kadru

Szpak

Na wysokości osiedla domków letniskowych udało mi się uchwycić w kadr rokitniczkę i młodziutkiego szpaka z rozwianymi piórkami i żółtym jeszcze dziobem. Postrzępione kwiatostany pałki wodnej pięknie odbijały się w wodzie.

Warmińska sielanka

Do mostka podpłynąłem w chwili, gdy przekraczały go krowy – sielski obrazek zamiast „kiczowatej” makatki z jeleniami.

Kurkowskie kormorany

Płynąca granicą mazurskich Kurek i warmińskiego Ząbia Łyna, urzekająca elegancją i tajemniczością o wschodzie słońca, w pełnym słońcu powszednieje. Bogini Kurche w zmowie z Potrympem zamyka na klucz całą magię świtu aż do następnej okazji.











4 komentarze:

  1. Co za poezja, istny raj... Przepiękna i magiczna podróż :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałbym chociaż raz móc przeżyć podróż z Panem bez słów a potem przeczytać post o tej podróży. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani Kasiu. Pływanie kajakiem o świcie, tak jak chodzenie po lesie w towarzystwie Krzysztofa Leśnego (http://krzysiekmikunda.blogspot.com/2016/05/jestem-lasem.html) tak po prostu ma.

    OdpowiedzUsuń
  4. Panie Mariuszu. Pora się skrzyknąć i w dobrym towarzystwie zaliczyć Marózkę, tudzież Łynę, zanim zleci się turystyczna szarańcza. Rafał Wątły w Kurkach (http://www.kajakimazurskie.pl/5,kontakt) ma multum sprzętu.

    OdpowiedzUsuń