Pasemka jesieni |
Jesień ustroiła przydrożne drzewa pasemkami. Jadąc
na rowerach przez Nową Wieś i Nowe Ramuki, kierowaliśmy się do matecznika w
Jełguniu. Wiatr przeszkadzał. Mijaliśmy torfowisko pod nadleśnictwem, dzisiaj
puste. Patrzyliśmy na klucze żurawi wpadające w prześwit lasu nad asfaltem. Ich
krzyk przenikał przestrzeń między drzewami.
Żurawie też słyszałem |
Rykowisko zgasło, ale w
perspektywach ścieżek widzieliśmy zamazane kształty zwierząt. Słońce grzało,
lecz wiatr nie ustawał. Nie czuło się komfortu leśnego spaceru. Wjechawszy na
dukt w kierunku Jełgunia, szukaliśmy zjazdu nad jeziorko Oczko. Połączone z
Jeziorem Jełguńskim przekopem w grobli. Po ostatnich inwestycjach drogowych
nadleśnictwa pogubiłem się trochę w plątaninie duktów. GPS pokazywał, że
oddaliliśmy się od celu.
Jełguński dąb |
W zakamarkach lasu przylegającego do rezerwatu
mignął zad jelenia. Zobaczyłem tylne nogi w wyskoku, usłyszałem trzask
tratowanych patyków. Jeleń zniknął w wąwozie między drzewami. Odgłos ucieczki
ucichł. Zawróciliśmy.
![]() |
Lis odpoczywający |
Intuicja podpowiadała powrót do miejsca, skąd
wiodła droga nad jezioro. Świeże poręby zmieniły krajobraz. Trudno było się
połapać. Musiałem sięgnąć pamięcią do odległych wspomnień. Dopiero wtedy, gdy
siatka dróg ułożyła się w miejsce spotkania z wilkiem przed kilku laty,
odnalazłem zjazd nad Oczko.
Brukowana droga w wąwozie wyprowadziła nas pod
stary dąb a za nim na polanę. Przystanęliśmy obok ambony, z której
fotografowałem kiedyś lisa wygrzewającego się na słońcu w bujnej trawie. I
samotnego żurawia ćwiczącego ogłuszający klangor. Dzisiaj pagórki pokryte
jesienną trawą czesał wiatr. Hen nad drzewami krążył drapieżny ptak. Za wysoko,
bym mógł rozpoznać gatunek.
Z ambony na skraju rezerwatu |
Wzdłuż jeziorka Oczko |
Dęby nad Oczkiem |
Potem zjechaliśmy nad Oczko. Pod stare dęby.
Prześwietlone popołudniowym słońcem. Rosną nad drogą i brzegiem jeziorka. Jeden
z nich dobiega swojego kresu, osypując się zmurszałymi konarami. Pozostałe
nadal imponują. To skraj Lasu Warmińskiego.
Jełguński dąb |
Oczko |
Jeziorko nie dawało się
sfotografować. Słońce oślepiało. Automatyka aparatu nie radziła sobie z
warunkami. Wolę tutaj przyjeżdżać o świcie.
Po drodze nad Jełguń przeprowadziliśmy rowery obok
powalonego dębu. Cały pień pokryły brodaczki.
Do tej pory nie spotkałem tak dużej kolonii tych porostów. Widziałem pojedyncze
kępki na torfowisku Wiercibaby koło Jeziora Dłużek, na gałęziach drzew nad samą
Łyną, ale cały pień pokryty od wykrotu po zanurzone w listowiu innych krzaków
konary to jeszcze nie.
Brodaczkowa kolonia |
Powalony dąb w brodaczkach przegrodził światło
leśnej drogi, uniemożliwiając przejazd. Niebawem doszliśmy na koniec cypla
odcinającego z tafli Jeziora Jełguńskiego płytką zatoczkę sąsiadującą z
Oczkiem. Z tego miejsca nie widać przerwy w grobli oddzielającej obydwa
jeziorka. Wiatr, wzniecając fale na całym jeziorze za plecami, wpadał do
zatoczki, marszczył powierzchnię wody, uniemożliwiał spojrzenie w płytką toń.
Zatoka Jełgunia |
Jełguń |
Ścianę lasu nad jeziorem dyskretne pasemka jesieni.
Po drugiej stronie dojrzeliśmy bielika. Szybował, nie poruszając skrzydłami.
Przepatrywał okolice. Królewski majestat obrazu. Kiedy zniknął, stanąłem obok
wykrotu starej olchy, która zaległa w wodzie.
Z korzeniowej bryły wyrastał kikut brzozy. Główny
pień z koroną obłamał się, wpadł do jeziora. W miejscu ułamania wystrzeliła
boczna gałąź, kontynuując życie. Ów statyczny obraz nie epatował dramatyzmem. Groźne zdarzenie, nadchodzące długo, przestaje być tragedią. Staje
się przejawem trwającej egzystencji. W tym obrazie dramatu trzeba się domyślić.
Życie i śmierć. Czym jest? Czyż nie kolonoskopią, o której Woody Allen mawia, że
w trakcie mozolnego przygotowania do zabiegu człowiek cierpi (żyje), ale kiedy dostaje znieczulenie i doznaje głupawki, wpada w nirwanę
(umiera) aż do przykrego wybudzenia? I znowu wpada w kolejny etap przygotowania
do zabiegu (znowu żyje)? Oryginalne. Czy to jednak nie za bardzo celebryckie
poczucie humoru? Cóż…
Jełguń z cypla |
Wiatrem smagani |
Poszliśmy zarastającą drogą wzdłuż jeziora w
kierunku słońca. Przenosiliśmy rowery nad pniami leżących drzew. Rozpychaliśmy
się między pędami grabów, krzaków, łodygami pokrzyw. Mijaliśmy kąty
nieprzystępnego brzegu. W końcu przed nami otworzyła się polana. Widoczna ze
starej asfaltowej drogi, która biegnie grzbietem moreny wśród starych drzew.
Ktoś odświeżył rów melioracyjny. Szliśmy koleinami wygniecionej trawy. Buty i
nogawki spodni łapały wilgoć. Wiatr tutaj nie docierał. Tarmosił koronami drzew
i wpadał w przestrzeń dalej.
Lisia polana |
Polujący czy kontemplujący? |
W pewnej chwili ujrzałem lisa buszującego nad
rowem. Polował na gryzonie. Z początku, będąc pod wrażeniem ostatnich zdjęć
wilków Marcina Warmińskiego i Krzyśka Leśnego Mikundy pomyślałem:
- Młody wilk.
Serce zabiło żywiej.
Podchodząc jednak bliżej (wiatr
pomagał), wyzbywałem się złudzeń. Lis jednak nie był płochliwy. Pozwolił się
fotografować. Spojrzał kilka razy w obiektyw. W końcu niechętnie, nie
panikując, odszedł między puszczańskie drzewa.
Zatoczyliśmy pętlę. Wróciliśmy na zjazd, którym dotarliśmy
nad jeziorko Oczko. Wjechaliśmy nad drogę wzdłuż Jełgunia. Jego tafla z trudem
przebijała się przez zwartą ścianę puszczańskiego rezerwatowego lasu. Asfaltowa
nawierzchnia rozpadała się z biegiem czasu. Ściółka coraz bardziej zakrywała
światło jezdni. Mijając kolejny rozjazd, ujrzeliśmy stary dąb. Dobiegał swojego
kresu. Większość jego konarów zmartwiała, pokryła się patyną mchu, grzybów,
wrastających roślin podszytu, śladami próchna…
Kolejny jełguński olbrzym |
Mały wszechświat |
![]() |
Lipowa aleja w Jełguniu |
Potem zjechaliśmy na ulubioną polanę w Jełguniu. Z
lipową aleją, która musiała stanowić estetyczną atrakcję nieistniejącej już
wsi, wpadającą następnie w las i wiodącą do nieistniejącego już mostu przez
Łynę w nieistniejącej Sójce w kierunku Rusi, chyba najstarszej wsi
przylegającej do Lasu Warmińskiego. Polana czaruje.
Miejsce ma w sobie magię. Jej widok
poprawia samopoczucie. Do tej pory jednak nie udał mi się utrwalić na zdjęciach
doznawanego przez ze mnie wrażenia bezmiernego komfortu i błogostanu. Cóż…
Powrót do domu z pieleszy Lasu Warmińskiego nie
nastraja. Zwłaszcza kiedy droga wiedzie między świeżymi ranami poręb w materii
puszczy napiwodzko-ramuckiej, zadanymi przez harwestery i forwardery.
Zabytkowe lipy Jełgunia |
Ten lisek ... to mój stary dobry znajomy. Mam z nim na tej polance bardzo fajną sesję :) 16 i 17 bardzo!
OdpowiedzUsuńSię cieszę.
Usuń