czwartek, 20 lipca 2017

Przymiarka do jeziora Omulew


Omulew o wchodzie słońca

Nie pływaliśmy po jeziorze Omulew aż do dzisiaj. Jadąc do Przykopu z Nidzicy za każdym razem przejeżdżaliśmy mimo drogą przez Wikno, Jabłonkę, Natać Wielką, patrząc na zachodnią rynnę przebłyskującą między domami taflą pofalowanej wody albo płaszczyzną lodu (to wczesną wiosną lub z początkiem zimy). 
Na pomoście Gawry

Jaskółki i mgła

Zatrzymywaliśmy się czasem na plaży, by rzucić okiem na akwen obiecujący przygodę. Albo na pomoście Gawry o świcie, zanim wczasowicze wstali.












Jaskółka, pajęczyna i mgła

Póki wczasowicze nie wylegli



Taki widok na Omulewie to codzienność

Była flauta. Późny ranek, słońce, chmurki jakieś na niebie, a tu… przejmujące bezwietrze. Żadnej fali, prócz tej odbiegającej od dzioba. Jakżeż lekko płynąć…













Wzdłuż Wikna
Uciekając przed słońcem, podpłynęliśmy pod zalesiony brzeg. W cieniu poczuliśmy ulgę. Las pochylał się nad wodą. Brzeg odsłaniał niewielkie zatoczki i zakola. 




















Jezioro Omulew

Dalekie zabudowania wsi skąpane w słońcu odbijały się malowniczo od wyciszonej tafli jeziora.
 
Pierwsze fototrofeum

Skradaliśmy się wzdłuż szpaleru trzcin w cieniu lasu, którego masyw poszarpały poręby. Trele trzciniaków, zaśpiewy łozówek i trzcinników pobudzały niczym poranna kawa. Wypatrywaliśmy ptaków w zaułkach szuwarów. W jednym z nich dostrzegliśmy kormorany. Siedziały na pochylonym konarze olchy, która zaległa w jeziorze. Ciężki kajak płynął siłą inercji. 


Fotografowaliśmy ptaszyska, póki pozwoliły. Po chwili poderwały się do ucieczki. Z niechęcią. Nie wszystkie naraz. Odleciały ku wyspom za naszymi plecami.






Siedziba śmieszek i rybitw

Popłynęliśmy pod brzeg Wikna. Za ostatnimi domami, których okna wychodziły wprost nad wodę, wypatrzyliśmy rzędy zmurszałych pali - ruinę rozległego pomostu. Zakątek wydał się frapujący. Z każdym pchnięciem wiosła słyszeliśmy coraz wyraźniejsze kwilenia mew i rybitw. 





Gniazdo

Pale zarosły czapami trawy, krzaczków olszyn i łozy. Mewy śmieszki urządziły w nich gniazda. Rybitwy siedziały w sąsiedztwie. Jakby szukały opieki. Widok frapował…


















Taki sobie obrazek


Kajak niósł nas coraz bliżej. Przekroczywszy granicę komfortu, sprowokowaliśmy mewy do obrony. Uniosły się nad kolonią. Wszczęły alarm. Nalatywały na nas. Odstraszały. Niewiele brakowało, by obrzuciły odchodami.












Skierowałem kajak na jezioro, rozumiejąc aluzję. 



Przyglądając się zdjęciom mew po powrocie do domu, podziwiałem niezwykłą sprawność ich ruchów.

Gawra

Podążyliśmy do ujścia Koniuszanki. Strumienia odprowadzającego wodę z dwóch niecodziennych rezerwatów przyrody. Za pomostem Gawry zatokę wieńczy pas trzcin, tataraku, turzycy, pędów wierzb i ściana olsu. 

















Ujście Koniuszanki

Tu utknęliśmy

Rozpędziwszy kajak, wpłynęliśmy między liście grążeli. Celowaliśmy w obiecujące ujście strumienia. Wąski korytarz rozrywa monolit zarośli. Nagle jednak kajak stał się ociężały. Utknął i znieruchomiał. Pod nami czernił się przepastny muł. Wiosło nie znajdowało oparcia w dnie. Za to z mułu uwalniały się bąble metanu… Wracaliśmy tyłem…




Grążel

Grążel

Koniuszanka jest niedostępna. Na zdjęciach w Google Earth widać, że strumień utworzył w tym miejscu rozległą deltę. Uchodzi do jeziora kilkoma ospałymi nurtami. 










Koniuszanka w rezerwacie

Oglądając jego bieg w rezerwacie, ma się wrażenie, że można płynąć kajakiem. Z trudem ale jednak. Zarośnięta delta pozbawia złudzeń.

Omulew

Obróciliśmy kajak na północ. Ku wyspom naprzeciwko Frajdy. Jezioro nadal spowijała flauta. Krajobraz (i jego odbicie) zachwycał. Kajak sunął po wodzie – zdawało się – bez oporu. Żadnego szmeru fali. Żadnego plusku. Za to przestrzeń wypełniał chór trzciniaków. Z jeziornej tafli dobiegały krzyki perkozów. Dorosłe przywoływały niesforne pisklęta, które uczyły się nurkowania i chwytania ryb.


Za występem trzcinowiska i przewróconą sosną  dostrzegliśmy białą czaplę. Lądowała w szuwarach. Nie próbowałem jej fotografować. Była za daleko. Czekaliśmy, aż rozpędzony kajak doprowadzi nas bliżej. Cierpliwość popłaciła. 







Czapla brodziła w trzcinach. Udawała, że jej nie ma. Fotografowałem, nie bacząc na przeszkadzające łodygi i listki. W nadziei, że coś jednak wyjdzie. 



















Taktyka powolnego podpływania sprawdziła się. Ptak odleciał, gdy nie mieścił się już w kadrze. Niestety wprost za plecy. Nie nadążyłem obiektywem.



























Omulew w Jabłonkach

Coraz bliżej wyspy kormoranów

Najbliższą wyspę u wejścia do środkowej rynny  jeziora opanowały kormorany. 












Foto-łowy zaczęte

Siedziały w koronach olch. Polowały wokół w płytkiej toni, na poły zarośniętej pędami rdestnic. Przelatywały w sąsiedztwie, traktując kolonię jak punkt odniesienia. Gaworzyły, wydając niskie, niepokojące dźwięki…  











Trzymaliśmy aparaty w pogotowiu, podpływając do kępy olch. Słońce sprzyjało. Kormorany pozowały cierpliwie na tle nieba i obłoków.

Czapla biała (biały egret)

Sesja trwała, póki nie nadleciała moja ulubiona gwiazdorka. Jakby nas szukała. Nadleciała od strony słońca. Musnęła kajak cieniem. Wylądowała na uschniętym konarze za pochylonym drzewem. 


Widziałem ją w prześwicie między gałęziami. Kajak przesuwał się wzdłuż brzegu spychany zabłąkanym zefirem. 



























Byliśmy coraz bliżej czapli. Obserwowała nas kątem bystrych oczu. Przekroczywszy granicę tolerancji, spłoszyliśmy ją. 


Odlatując na tle chmur, wydała się zjawiskowa… 


Gdy zniknęła za drzewami, w kadr wleciał błotniak… Co za zaskakująca zmiana obsady…












Opłynęliśmy wysepkę, gapiąc się na poszarpane wierzchołki sponiewieranych olch i na kosze gniazd osadzonych w rozgałęzieniach martwych konarów. Z wnętrza wyspy dobiegał harmider. 








Dorosłe kormorany opiekowały się dorastającymi podlotami. Dolatywały do nich, karmiły, odlatywały. Młode machały skrzydłami, ćwicząc mięśnie przed opuszczeniem gniazd… Działo się…














Na szlaku

Popłynęliśmy środkową rynną jeziora na wschód. Szlakiem rzeki Omulew. Między rozległymi szuwarami wzdłuż podmokłych brzegów. Toń w jeziorze jest mętna. Zabarwiona glonami charakterystycznymi dla zarastających akwenów i taniną z rozkładających się liści i torfowca. To zapewne przez strumienie odprowadzające wodę z rozlicznych śródleśnych bagien i torfowisk. Nieco dalej las na brzegach staje się wyższy. Olszyny ustępują sosnom porastającym coraz wydatniejsze skarpy. W końcu płyniemy między wąskimi pasemkami trzcin, wśród olch, potem w sąsiedztwie sosen. Im dalej na wschód tym jezioro powabniejsze…

Omulew z przejmy

Zatrzymujemy się na półwyspie. Z wysokości skarpy zarośniętej dzikimi malinami, jagodami, mchem, podszytem, pomiędzy pniami drzew widać obie strony wschodniej rynny. Puszcza włada brzegami. Patrząc na północ i na południe, dostrzegamy obietnicę przygody. 

W stronę rzeki

Wschodni brzeg jest odległy od cypla o rzut kamieniem. Przewężenie jeziora przypomina podobne przejmy na Dłużku, na Plusznem przy księżycowej zatoce… Wejścia na rzekę Omulew domyślam się po widoku przerwy w ścianie olch widocznej po prawej stronie. 


Północna część jeziora

Nie popłyniemy tam dzisiaj, chociaż kusi. Zostawię sobie tę przyjemność na później. Bo tutaj trzeba wrócić.

Na pożegnanie

Dzieciaki dorosły lecz nadal przy matce

2 komentarze:

  1. Jabłonka, wieś, w której mógłbym zamieszkać od zaraz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza że kajakiem można bez przeszkód do samej Warszawy :-).

      Usuń