środa, 21 czerwca 2017

Pływając po Jeziorze Łańskim


Ważka nad Jeziorem Łańskim

Nie lubię łatwego początku wędrówki. Na przykład zaczynającego się od spływania z prądem rzeki. Powrót pod prąd po dwudziestu kilku kilometrach wiosłowania zwykle nuży i dobija. Gdy ręce już opadają, głowa pionu nie trzyma, a słońce zgrilowało na skwarki w jasnym przestworzu wód szerokich a pofalowanych. 

Z prądem Łyny przez Ząbie

Gdzie słowik śpiewa
Choćbym nie wiem na jakie piękno wokół patrzył, zgaszone zmysły tego nie łapią. To powód, dla którego, planując spacer kajakiem, oglądam prognozę pogody i patrzę, skąd będzie wiać. O świcie można liczyć na flautę. Przed południem na wiatr w plecy, jeśli wróżby z fusów meteorologów IMGW się potwierdzą.

Czarny bez nad wodą

Wstałem jak zwykle w porze żeglarskiego świtu. W czerwcu na Warmii nie ma nocy. Zmierzch przechodzi w świt. Nie widać więc granatowego nieba. Łuna od słońca pod horyzontem wędruje z północnego zachodu na północny wschód, nie dając zasnąć. Z ulgą więc podniosłem się z łóżka po kilkugodzinnym markowaniu snu i po angielsku opuściłem dom, nikogo nie budząc…

W nastroju Ałny

Kajak już czekał. Odwrócony dnem do góry, by nie łapał rosy. Wyekwipowany. Zepchnąwszy go na wodę (Łyna, nie wiedzieć czemu, wezbrała aż do darni), usiadłszy w środku, poczułem to coś – ożywienie...

Obietnica

Ptaki darły się w oczeretach. Żaby wrzeszczały pod trzcinami. Kukułki niezmordowanie nadawały z nadrzecznego łęgu. Żurawie klangorzyły za wsią. Ryby ciskały się w toni, chlapiąc i wzniecając bezgłośne fale na powierzchni rzeki. Wodorosty tańczyły. Kajak płynął. Wiosło pluskało cichutko, co by nastroju nie burzyć. Aparat dyndał na szyi… Jedynie ta szarość na niebie z zaróżowionym brzaskiem po wschodniej stronie krajobrazu…

W szpalerze trzcin

Nic to. Płynę. Mijam uśpione domy w Ząbiu. I domy wciśnięte między rzekę a szosę do Olsztynka. Przemykam obok kładek i wzdłuż brzegów pachnących kwaśną darnią na kredowym podłożu. Płynę przez łąki pełne kwiatów i wśród suchych gałęzi wierzb. Płoszę siwe wrony…

W towarzystwie ptaków

Obok głowy przelatują trzcinniki, jaskółki, gąsiorki, pokrzewki… W zaroślach dzikiego bzu nadaje słowik... Z trzcin co i raz podrywają się krzyżówki: jurne samce i mniej liczne samiczki. Ich popłoch się udziela. Budzi z letargu. Wstrzykuje adrenalinę. Odprowadzam je wzrokiem. Znikają w szpalerze trzcin… Jedno, że nie sięgam po aparat. Za mało światła…

Za mostkiem

Wiosłuję. Z trudem mieszczę się w ciasnych zakrętach rzeki. Trzciny krępują spływ wody. Kolejny łuk nurtu odsłania łąki opadające z morenowych stoków. Dzisiaj pustych.

Łyna

Ostaniec

Pochylam się pod drewnianym mostkiem dla krów. Grzbietem trę o zapajęczone kantówki przęsła. Za mostkiem ogarnia mnie łański bór, młody łęg, gęste szuwary i turzyce. Toń odsłania egzotyczne zakątki podwodnego lasu. Wszędzie pełno żółtych grążeli, wijących się pasm wodnej trawy, wodorostów, zagłębień dna i piaszczystych pagórków, nad którymi przemykają ławice ryb…

Do jeziora coraz bliżej

Dopływam do miejsca, z którego widać osiedle domków letniskowych na skraju Ząbia. Ich widok zwiastuje bliskość jeziora.

W ujściu rzeki

Świt nie był spektakularny. Zabrakło mgły… Nie postarali się pruscy bogowie. Zesłali jeno klarowne powietrze. Zapewnili wietrzyk z północnego zachodu (przynajmniej ten element prognozy się sprawdził). Sprowadzili bezdeszczowe chmury. Zostawili obietnicę pogodnego dnia – zaróżowione pasmo nieboskłonu nad lasem…

Jezioro Łańskie - obiecujący początek

Dzień się budzi

Spłoszywszy żurawie, które poderwały się z oczeretów, wydając tłumiony pomruk (nie klangor), i poszybowały na łąkę po drugiej stronie rzeki, wystraszywszy dzikie kaczki, które przeleciały nad parą bezdzietnych łabędzi uchodzących przede mną, wypłynąłem z ujścia Łyny pomiędzy żerdzie z rozpiętymi na nich sieciami i żakami.



W stronę Dzierzgun

Brzeg Ząbia

Słońce nad uroczyskiem Dzierzguny

Cała jaskrawość
Jezioro otworzyło przestrzeń. Powłoka chmur popękała, odsłaniając plamy błękitu. Las pokrył się pasemkami złotej godziny. Krajobraz nabierał kolorów. Drobne fale zagrały sarabandę na dziobie. Wydłużyłem krok - pociągnięcia wiosłem. Kajak sunął ku rozległej części akwenu. Za ujściem Dziergunki i przystanią obozowiska dla kamperów popłynąłem w kierunku podwodnej wysepki na wysokości uroczyska Dzierzguny. Mieliznę obsiadły łabędzie i mewy. Ominąłem je z daleka. Nie chciałem zakłócać idylli. W głowie miałem jedno:
- Przepłynąć jezioro wzdłuż.

Jezioro Łańskie

Kierunek narzucał wiatr. I fala napierająca od północnego-zachodu. Najpierw więc trzymałem się leśnego brzegu Dzierzgun, oglądając z daleka kormorany, mewy i rybitwy na zmurszałych i zarośniętych kępami turzyc szczątkach drewnianych pomostów pod Ząbiem, wpatrując się w niepozorną zatoczkę, nad którą odkryto ślady prehistorycznego siedliska, podziwiając szpaler ozłoconych olch nad wodą. Potem, po krótkim odpoczynku w cieniu drzew pochylonych nad łanem rozśpiewanych trzcin, przeciąłem akwen, celując w wierzchołek Lalki, półwyspu zasłaniającego tę czarowniejszą, puszczańską część jeziora.

Chmury odchodzą

Minąłem, pozostawiwszy na inną okazję, największą zatokę, której kraniec opiera się o morenowe wyniesienie, oddzielające Jezioro Łańskie od pobliskiej zatoki księżycowej jeziora Pluszne. Miejsce w przedwojennym zamyśle Niemców pretendujące do roli hydroelektrowni szczytowo-pompowej. Różnica między poziomami obu jezior wynosi około 16 metrów. Pluszne góruje.

Wzdłuż leśnej ciszy

Światłem malowane

Zakątek

Mama i jej dzieciaki

W pajęczynie martwych gałęzi

Komysze nad jeziorem

Za cyplem Lalki i za Rybakami dopłynąłem do ściany puszczańskiego lasu. Wysoki brzeg osłaniał przed wiatrem i falami. Kajak przestał grać. Przeszedł w tryb cichego pływania. Mogłem przepatrywać dzikie zakamarki brzegów, zaglądać pod wykroty i pnie drzew, podglądać płochliwe kormorany, nie mniej ostrożne tracze z młodymi, polujące czaple i rodzinne łabędzie…

Ważka

Przez niebo płynęły chmury o rozmytych kształtach. Krajobraz wypełniały ostre kontrasty. Brzeg pod słońcem i nad rozjarzoną taflą jeziora zamienił się w czarne pasmo. Ledwo dostrzegałem zabudowania Cyranki.

Światłem malowane

Odpoczywając

Kryjówki w brzegu

Taki sobie obraz

Komysze

Unikałem patrzenia na wschód. Światło zalewało oczy. Żar spływał z nieba i odbijał się rykoszetem od wody. Mrużyłem oczy. Czapka z daszkiem nie chroniła. Robiło się ciepło. Coraz cieplej. Zdjąłem bluzę, wystawiając się na grillowanie.

Ten widok zachwyca

Gdzie jezioro przypomina rozlewną rzekę

Za kępą starych olch na cyplu jezioro przeistacza się w rozlewną rzekę uchwyconą w karby doliny i ściany puszczańskich drzew. Staje się egzotyczne... Przez samotność we wnętrzu krajobrazu, rozśpiewaną ciszę, rytm wiosłowania, uciekające obrazy, fale odbiegające od dzioba, migotliwy ruch ptaków… Przez kosmiczne nieomal oddalenie od wielkomiejskiego i korporacyjnego zgiełku…

Płynąc ku wyspom

Ważka
Stanąwszy pod trzcinami, próbowałem obiektywem uchwycić ważki w locie. 













Bielik
Płynąc przez łański archipelag, chciałem uwiecznić rybołowa krążącego nad największą wyspą – kolonią lęgową kormoranów… Wszędzie coś przyciągało uwagę.












Taki sobie ptak - Krzysztof i Andrzej wiedzą jaki

Ku wyspom

W najczarowniejszym miejscu Jeziora Łańskiego

Akwarele i gwasze

Za wyspą, za trzcinowiskiem – miejscem lęgowym mew i rybitw, za zatoką wciśniętą w zachodni brzeg jeziora, której wnętrze osłania długi półwysep, wpłynąłem na rozległą płyciznę – podkład dla słonecznej toni i fal malujących ruchome akwarele i gwasze na dnie z jasnego mułu. Wokół tylko rozświetlone tataraki, trzciny, zarośla szczawiu, krzaki wierzby i olchy… Zakątek odcięty od lasu  przez wodolubne brzozy… Który wywarł wrażenie we wrześniu ubiegłego roku…

Czapla w uroczysku

Przepływałem nad jeziornymi małżami, których ogromne muszle błyszczały w świetle słońca. Obok kanałów i wodnych oczek rozrywających dywan oczeretów. Płoszyłem krasnopióry i liny. Uciekając podnosiły smugi mułu. Snułem się po wodzie zachwycony ciszą, widokiem kaczek krzyżówek, gągołów, łysek, perkozów, czapli polujących na skraju turzyc, kormoranów przepatrujących tę część jeziora w poszukiwaniu ryb. Słuchałem klangoru żurawi i rzewnego kwilenia czarnych dzięciołów, dobiegającego z leśnych polan…

Zmarszczki Łańskiego Jeziora

Uwagę przykuła czapla. Wypłoszona z kępy tataraku przeleciała w najdalej na północ wysuniętą część zatoki i osiadła na skraju szuwarów pod ścianą łozy nieopodal swawolących kaczek. 









Podpływałem do niej na przekór chaotycznym podmuchom wiatru i wzniecanym falom. Już już celowałem obiektywem, opierając aparat na kolanie, już już naciskałem spust migawki... Uwieczniłem same zarośla. Ułamek sekundy wcześniej czapla uciekła z kadru, spłoszyła kaczki, które równie szybko wystrzeliły w powietrze. 

Kaczor i uciekająca czapla młoda

Panoramowałem, nie bacząc na słońce, które nieomal poraziło obiektyw. Efekt? Jak na zdjęciu. Jedynym z całej serii do usunięcia.

Poluje się


Pozuje się

Czapla okrążyła podmokłą olszynową wysepkę i wylądowała tam, skąd ją wcześniej wypłoszyłem. Tym razem podpływałem do niej z wiatrem. Od strony słońca. Nieśpiesznie. Z namysłem. Nie poruszając wiosłem. Nad mielizną, oglądając malownicze wodorosty, ławice barwnych krasnopiór, zagrzebane małże, szczeżuje wielkie, wypuszczające z siebie od czasu do czasu wodę, wzniecając tym sposobem malutkie pióropusze mułu… Czapla była coraz bliżej. Zdawała się pozować. Prężyła pierś w słońcu… Przegapiłem chwilę, w której rozpostarła skrzydła i odleciała za wyspę.

Na wybiegu

Za olchowym zagajnikiem na podmokłej wysepce zobaczyłem łabędzia. Pozował na tle ciemnego lasu kontrastującego z jaskrawą powierzchnią falującej wody. Nie podpływałem, a on nie kwapił się do ucieczki. Pilnował rodziny ukrytej w trzcinach.








Autopromocja

Wyspa kormoranów

Jezioro Łańskie
  

Czy ten maluch dorośnie do wędrówki?

Mamuśka (a może tatuś?) i dzieciak

Rodzinnie

Tajne kadry Cracovii

Na cudzym grzbiecie najfajniej
Melchior Wańkowicz przezywał je głuptakami polskich jezior. Nie wiem, czy w sensie pejoratywnym, czy nawiązując do zwyczajów ptaków morskich wędrujących po całym obszarze północnego i zachodniego Atlantyku…

Gdy fala popycha

Śmieszka

Próbowałem kadrować mewy i rybitwy, które wylatywały z wnętrza trzcinowiska, kwiląc przenikliwie. Patrzyły, dokąd płynę. Wracały do gniazd, widząc, że nie szukam zwady…

Miejsce spotkań - tylko dla pań

Foto-uczta zaczęła się u brzegów wyspy kormoranów. Niegdyś o przyjaznym wnętrzu, dzisiaj zarośniętej nieomal podzwrotnikową dżunglą. Dostępu bronią szuwary, zasieki gałęzi i kłód zatopionych w wodzie, zarośla pokrzyw, mierzwa kalin, dzikiego bzu, olchowego i jesionowego podszytu, ściana olch otulających gonne sosny… Cały mikroświat, który dał schronienie dzikiemu ptactwu: nurogęsiom, krzyżówkom, gągołom, łyskom, perkozom dwuczubym, skrytym perkozkom…

Płochacze

Panika
Fotografowałem tracze. Same dziewczyny o niepospolitej urodzie. Zasiedziały się gromadnie na wystających z wody konarach potężnego drzewa. Wystawiły pióra do słońca. Gaworzyły. Rozglądały się wokół, zadowalając się babskim towarzystwem. Próżne samce w białych smokingach dawno odleciały po miłosnych uniesieniach, by się wypierzyć. Stadko rzuciło się do ucieczki spłoszone przez panikującego kormorana i siwą czaplę. Niektóre z nurogęsi pozostały jednak na konarach, za nic mając rwetes.

Niestrachliwe

Opiekuńcza

Na salonie

Co by tu zbroić?

Plotkujemy czy się przyglądamy?

Ktoś nadchodzi?

Tracze

Gągoły
Poniżej pływała gągołka z piątką sprytnych maluchów. Rodzinka trzymała się gąszczu zieleni wylewającej się z brzegu i  galimatiasu wysuszonych gałęzi, konarów i omszałych pni powalonych drzew… Chybotliwy kajak, kontrasty, odległość, wszystko to sprawiło, że z całej serii zdjęć pozostało jedno, na którym utrwaliłem cokolwiek.

Kormorany

Kormorany tymczasem brylowały na salonach. Opływając wyspę, myślałem zrazu, że rozbiegły się po całym jeziorze. Koczujące wysoko stado zauważyłem przypadkiem. Gdy ptaki, które siedziały na wybielonych pniach wystających z wody odleciały, ściągając uwagę kilku innych siedzących na wierzchołkach upapranych odchodami olch. Pozostałe kormorany oddawały się bezruchowi, susząc czarne skrzydła na słońcu. Milczały dzisiaj, chociaż w stadzie zwykły toczyć chrapliwą dyskusję.

Wracałem przez najbardziej puszczański fragment jeziora. Słońce grillowało. Czułem jego palący dotyk na skórze. Wiatr chłodził, dając poczucie złudnego komfortu. Jak podczas spływu Wisłą do Modlina.

W drodze powrotnej

Puszcza

Grill

Kormorany nie dawały się fotografować w ruchu. Panoramowanie z rozbujanego kajaka nie wychodziło. Odprowadzałem je wzrokiem. W końcu przestałem sięgać po aparat…

To się nazywa czuwanie

albo kontemplacja

Nic. Lecę.

I poszłoooo













Póki nie dostrzegłem ich klucza w cieśninie między Lalką a Rybakami…

Nadlatują

Zmierzały wprost na mnie. Z zachwycającym impetem. Wleciały w przestrzeń między mną a słońcem. Na szczęście tuż nad wodą. Na tle Lalki. Wpadły w kadr. Gdyby przelatywały ciut bliżej, poczułbym podmuch wzniecony skrzydłami…

Są coraz bliżej.

Kormorany i Lalka

Na wysokości uroczyska w Dzierzgunach, skrywającego kameralną dwukilometrową dolinę z niepozornym strumieniem, który napędzał nieistniejący już młyn nad jeziorem, fotografowałem bielika. Krążył na tle wypiętrzonych chmur dla samej przyjemności latania. Szybował w prądzie konwekcyjnym. Bajeczny widok…

Bielik i chmura

Bielik

Wpłynąłem na Łynę. Wiosłowałem pod prąd, unikając miejsc, gdzie był najsilniejszy. Trzymałem się brzegów, ścinałem zakręty, szurałem dnem kajaka o wodorosty i o dywany żółtych grążeli. Potem trudziłem się w szpalerze trzcin…

Podwodny pejzaż

Obraz falą malowany

Byłem znużony, przegrzany, oślepiony światłem. Przystawałem co chwilę, dając odpocząć obolałym rękom i dłoniom, rozciągając grzbiet, polegując na dnie kajaka…

Matecznik

Tańcząc

To lubię

Ostatnia bateria padła podczas fotografowania rzecznego lasu w nurcie. Schowałem bezużyteczny aparat do plecaka. Patrzyłem bezsilnie na stado kruków pozujących na mostku, na czaple uciekające sprzed dziobu, na trzcinniki, które akurat teraz postanowiły pokazać się w trakcie swoich świdrujących uszy wokaliz… I tak aż do przystani kajaków mazurskich… Która, gdyby ją przesunąć w dół rzeki ku granicy Ząbia, nazywałaby się przystanią kajaków warmińskich…

Grążel

Prezentacja

Grążel


PS.
Co ja bym zrobił bez wnikliwych recenzji Krzysztofa Leśnego i Andrzeja Hermańskiego? Jak zwykle, będąc ornitologiem amatorem pomyliłem gatunki ptasząt. Dobrze, że nie należę do PZŁ.

4 komentarze:

  1. piękna wyprawa, wspaniałe widoki, w pewnym sensie zazdroszczę, przynajmniej nie łapiesz kleszczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Łapię kleszcze, jak się szlajam pod krzakami. Komary, wpleszcze, gzy,bąki też mi nie obce.
      2. Poprawiłem błędy po twojej recenzji. Dziękuję.
      3. Czego tu zazdrościć, skoro masz to samo, a nawet lepiej?
      4. Serdeczności jak zwykle dla Ciebie i rodziny, której więcej jakby na FB.

      Usuń
    2. to ja Ci/Tobie dyskretnie na sms-a, z Ty tu oficjalnie :) Wiesz czego Ci zazdroszczę? Jednym z najpiękniejszych dźwięków jest chlupot fali o burtę, tak mi się kojarzy beztroska i poczucie warmińskiej wolności. A co do rodziny - jest najwazniejsza! :)

      Usuń
    3. a Ty tu ... oczywiście być miało :)))

      Usuń