piątek, 9 września 2016

Wrześniowy świt nad Jeziorem Łańskim

Jezioro Łańskie nie przestaje zadziwiać.
Na postoju

Jezioro Łańskie spod pomnikowej olchy w Dzierzgunach

Jezioro Łańskie niechętnie odkrywa swoją urodę. Trzeba kilku wizyt, by nie wydało się banalne. Władysław Ogrodziński zobaczył jezioro pobudzone silnym wiatrem i falami, które zmuszały do nieustannej czujności i wysiłku. Zachwycił się otaczającą akwen puszczą dopiero o wschodzie słońca. Tyle w Ramuku znaczy spokój. Jezioro wypchnęło więc Ogrodzińskiego i jego współtowarzyszy spływu ze swojego wnętrza południowym wiatrem, jakby zawiedzione brakiem głębszej refleksji.












Jezioro Łańskie w okolicach Ząbia

Z Jeziorem Łańskim spotykam się od lat. Najpierw oglądałem je ze stromych brzegów i leśnych polan ścielących się wzdłuż wody; potem z wnętrza puszczy, przechodząc przez mierzwę zarośli pod niebotycznymi drzewami. Od zeszłego roku odkrywam je na nowo, pływając kajakiem. Zwykle o świcie. To widoki z kajaka wydały mi się najbardziej zajmujące.














Łańska ważka
Stare przewodniki mówią o czterech nazwanych wyspach. Żaden z nich jednak nie przypisuje wymienionych nazw konkretnym wyspom. Największa z nich, Stodółka, liczy sobie prawie pięć hektarów powierzchni. Onegdaj jej leśne wnętrze było przystępne. 










Teraz wyspa zamieniła się w kolonię lęgową kormoranów. Gdy te podrywają się razem z drzew, a są wybitnie płochliwe, potrafią zacienić jezioro. Wyspiarski las, pozbawiony gospodarza, zarósł gęstym i nieprzyjaznym dla ludzi podszytem.

Wyspa kormoranów na Jeziorze Łańskim

Wszystkie wyspy skupiły się w północnej części akwenu naprzeciwko dawnej leśniczówki w Łańsku. W południowej części, nieopodal matecznika w Dzierzgunach, gdyby woda opadła o pół metra, mogłaby pojawić się kolejna wysepka na miejscu rozległej piaszczystej mielizny oznaczonej tykami i białą flagą.

Podwodna górka nieopodal Dzierzgun

Lubię pływać nad tą mielizną. Tyki służą czaplom, mewom, rybitwom, kormoranom za punkty widokowe. Łabędzie też tutaj przebywają, znajdując pożywienie w gąszczu wodorostów okalających łysinę piasku na szczycie podwodnego pagórka.

0,0 km.

Brzask nad Łyną

Było jeszcze ciemno, gdy 2 września, korzystając z pogody godnej prawdziwego lata, które przypomniało sobie, że do astronomicznej jesieni pozostało trzy tygodnie, umościłem sobie z kapoków wysokie siedzisko, zapakowałem plecak i zepchnąłem kajak na Łynę wprost z soczystej łączki.

Na wschodzie zaznaczyła się delikatna poświata wczesnego brzasku. W czystym powietrzu nie było żadnych mglistych oparów. Było za to ciepło, bezwietrznie i niepokojąco cicho. Woda nieśmiało pluskała wokół. Ryby przemykały przez toń nurtu, pozostawiając ledwo zaznaczone kręgi lub zmarszczki. Kajak sunął miękko po równej powierzchni popychany pociągnięciami wiosła.

Próbowałem fotografować otoczenie, lecz aparat, chwytając nadmiar cienia w kadrze, przechodził w tryb bracketingu, robiąc po sześć naświetleń w serii. Ze wszystkich prób ostała się ta jedna, jako tako nadająca się do oglądania.

Pamiętając o celu, który sobie wyznaczyłem – dopłynięcie do północnego końca Jeziora Łańskiego – przede wszystkim wiosłowałem. Ciemność sprzyjała postanowieniu. Nie chwytałem aparatu. Minąwszy dorodnego łabędzia, którego skrzydła były pozbawione lotek i wydawały się zdeformowane (pomyślałem, że bez opieki ludzi nie przetrwa zimy), zanurzyłem się w szpaler wyniosłych trzcin. Miejscami rośliny zamykały prześwit nad wodą. Pochylałem się więc, rozgarniałem wiosłem mokre liście i pióropusze kwiatostanów. Mijałem uśpione domy na wyniesieniach brzegów, ciche poszarzałe kładki z łódkami przypiętymi do podpór, zarośla zamarłej łozy, brzegi łąk… Wpadałem w zakręty i zakola rzeki… I tak aż do mostku łączącego łąki i pastwiska na pochyłościach wzgórz, pod lasem górującym nad rzeczną doliną.

1,5 km

Przepływamy tędy - za białą strzałką.
 
Mostek nad Łyną sprawia trochę kłopotu podczas wysokiego stanu wody. Przepływam zawsze po lewej (patrząc z nurtem) stronie podpór, tuż przy samych palach wbitych w dno rzeki, gdzie najwięcej miejsca dla kajaka. Pochylam się tak, że głowa sięga kolan. Grzbietem trę jednak o dolne kantówki przęsła. Przepycham się za most, w końcu z ulgą prostuję się w kajaku i sięgam znów po wiosło.

Łyna płynie szpalerem lasu. Otoczenie powoli jaśnieje. Jednakże zarośla i kępy wierzb na dzikiej łące, ograniczonej od zachodu leśną ścianą, i cienie puszczy rosnącej na stoku łagodnych wzniesień po prawej sprawiały, że aparat nadal pracował w trybie bracketingu. Nie pozostało nic innego, jak tylko wiosłować, płoszyć dzikie kaczki śpiące w trzcinach tuż na skraju nurtu, czaple czuwające na gałęziach, łabędzie w oczeretach, ryby wśród kęp wodorostów, ledwo widocznych o tej porze dnia.

Za lasem ujawnia się osiedle malowniczych domów letniskowych Ząbia. O świcie sprawiających wrażenie opuszczonych. Przepłynąwszy pod gałęziami pochylonych olch, wzdłuż osypujących się skarp pod sosnami o obnażonych korzeniach, przez szpalery szuwarów, nad polanami grążeli, smużystych wodorostów, kęp moczarki kanadyjskiej, widzę w końcu ujście rzeki obok pomostu okupowanego przez śpiące kaczki krzyżówki i obok przycumowanej żaglówki.

2,5 km

Jezioro Łańskie z ujścia Łyny

Otwiera się jezioro. Po żerdziach dźwigających w ubiegłym roku sieci nie pozostał żaden ślad.

Cisza

Było cicho. Słyszałem tylko plusk wiosła. Kajak sunął po uśpionej wodzie bezszelestnie, wzniecając fale w formie klina. Fale odbiegały w milczeniu ku odległym brzegom i śpiącym ptakom. Przestrzenią nad jeziorem zawładnął bezruch. Nad horyzontem zawisły chmury, wieszcząc malowniczy wschód słońca. Najwięcej ich było po zachodniej stronie akwenu. Patrząc na gasnące gwiazdy, czułem się tak, jak Immanuel Kant mawiający: Der ges­tir­nte Him­mel über mir und das moralische Ge­setz in mir. Chociaż krajobraz coraz bardziej przeglądał na oczy.

Wzdłuż matecznika Dzierzguny

Samotność, przestrzeń jeziora uwolniona od ludzkiej obecności, cisza, rytmiczny plusk wiosła zanurzanego w ciemnej toni, las na oddalających się brzegach… Od czasu do czasu głos pobudzonych jeleni, dobiegający od strony matecznika w Dzierzgunach (wszak to pora rykowiska)...; wojownicze wyzwania, okrzyki tryumfu po pokonaniu rywala, urywane brechtanie…; każdy dźwięk wpadał w przestrzeń, wracał echem od przeciwległego brzegu, niepokoił… Potem znowu zapadała cisza.. I tak aż do wschodu słońca, które rozjaśniło jezioro, ubarwiło leniwie napływające z zachodu chmury, uciszyło na dobre misterium rykowiska

4,5 km

Widok w stronę największej zatoki jeziora

Przepływałem nad płycizną w pobliżu Dzierzgun. Mijałem z oddali zatokę, nad którą odkryto ślady postglacjalnych i staropruskich siedlisk. Największa zatoka jeziora, sąsiadująca z Rybakami i ośrodkiem Caritasu, powoli otwierała swoje rozległe wnętrze, którego kraniec opiera się o puszczański grzbiet przesmyku między Jeziorem Łańskim a Plusznem. Przede mną był rozległy cypel dzierzguńskiego matecznika. Spoza niego wyłaniała się powoli Lalka – najdłuższy, ponad kilometrowy półwysep z ośrodkiem o przedwojennym rodowodzie.

Jezioro Łańskie

Flauta sprzyjała szybkiemu pływaniu. Kajak połykał przestrzeń, chociaż krajobraz w oddali zdawał się niezmienny. Dostrzegałem nowe szczegóły otoczenia dopiero po dłuższej chwili, gdy na chwilę odrywałem oczy od dziobu monotonnie krojącego ciemną powierzchnię wody.

Dzień się budzi nad Rybakami

W takich chwilach dociera do mnie sens życiowego spostrzeżenia Immanuela Kanta: rzeczą zmysłów jest oglądać, rzeczą in­te­lek­tu myśleć. W takich chwilach właśnie polegam na zmysłach, oddając pole intelektowi dopiero wtedy, gdy odczuwam potrzebę opisania doznań.

Słońce zaraz wzejdzie

Skąd on to wszystko wiedział, skoro jego najdalszą wyprawą życiową był wyjazd z Królewca do Gołdapii?...

6,5 km

Słońce nad Dzierzgunami i Lalką

Tuż przed wschodem słońca obudził się zefir i podniósł łagodne fale przemierzające powierzchnię jeziora od zachodu. Zaczął się świetlny spektakl. Żałowałem, że nie było nad wodą mgły. Mgła ścieliła się jedynie nad polami w Rybakach.

I oto jest

Obraz wstającego słońca i krajobrazu w złotej godzinie nakłaniał do odkładania wiosła i fotografowania otoczenia. Przyjąłem to z niejaką ulgą. Ręce i plecy dokuczały po monotonnym wysiłku, aczkolwiek dawno nie czułem takiego psychicznego komfortu, delektując się hipnotyzującym bezruchem jeziora i ciszą tak odmienną od ożywiających zmysły koncertów wiosny.

7,5 km

Minąwszy Lalkę

Powoli zbliżałem się do zachodniego krańca Lalki. Z zachodu nieubłaganie napływała ławica chmur, przynosząc podmuchy wiatru i wzniecając ożywione fale na powierzchni jeziora. Musiałem mocniej pracować wiosłem, by nie dać się zepchnąć w trzciny wieńczące półwysep, którego wnętrze osłaniały gęsto rosnące stare olchy. 

Jezioro Łańskie za Lalką

Spłoszywszy perkozy, czarne kury wodne, kilka łabędzi, wpłynąłem na kolejny otwarty fragment jeziora z widokiem na ośrodek w Cyrance, architektura którego po renowacji zmieniła charakter ze stylu gierkowskiego na styl nawiązujący do akcentów witkiewiczowskich i staropruskich, bardziej wtopiony w puszczańskie otoczenie jeziora.

Szukając ciszy

Pod urokiem puszczy

Płynąłem pod zachodnim brzegiem, odnajdując na powrót flautę i ciszę. Kajak przestał grać na grzbietach fal. Ucichł. Znowu słyszałem tylko plusk wiosła, pluskanie ryb i nurkujących perkozów, pojedyncze krzyki czarnych dzięciołów zamieszkujących przybrzeżne łęgi i podmokłe części puszczy z dala od wody. 

Rybołowy z Łańska


Wokół przelatywały siwe czaple, samotne jastrzębie, kormorany… Jeden z kormoranów znienacka obniżył lot, przyciągając moją uwagę. Wtedy dostrzegłem, patrząc pod słońce, rybaków na łodzi, wybierających sieci z jeziornej toni. 


Kormoran przysiadł na wodzie nieopodal i obserwował poczynania ludzi. Cwany konformista. A powiadają, że zwierzęta nie myślą.

10,0 km

Jezioro Łańskie

Minąwszy zatoczkę, nad którą rośnie odsunięty od brzegu najstarszy dąb w nadleśnictwie Nowe Ramuki, mocno już sponiewierany przez czas i przetaczające się ostatnimi laty burze, wpłynąłem w przewężenie akwenu. 


Tak otwiera się egzotyczny krajobraz

Tutaj zaczyna się chyba najwspanialszy puszczański fragment Jeziora Łańskiego. Las na zachodnim (lewym) brzegu, pełny olch nad wodą, rozłożystych brzóz, jesionów, klonów, dębów, pomiędzy którymi rozpychają się stare świerki, nad którymi rozkładają swoje korony puszczańskie sosny, kojarzy się z lasami deszczowymi pacyficznej części Kanady, albo z lasami okalającymi rzeki stref podzwrotnikowych. 

Łańskie olchy

Matecznik

Taki sobie obrazek

Jeśli do tego dodać wodne mateczniki, pełne ptasich gniazd, osłonięte szuwarami, oczeretem, skrywające powalone drzewa, których nagie i zbielałe pod wpływem wiatru, słońca i deszczu konary służą za podesty łabędziom, czaplom, kormoranom, jastrzębiom…, wrażenie dzikości zdaje się nie mieć swojego odpowiednika w innych zakamarkach Warmii.


Ta część jeziora kojarzy się z widokiem leniwej rozlewnej rzeki ujętej w gorset wyniosłych puszczańskich brzegów. Fotografując ją, korzystałem z ciszy nad wodą, w której znieruchomiałej powierzchni odbijało się niebo z ławicą postrzępionych chmur. Banalny na pierwszy rzut oka krajobraz przemówił kolorami mijającego lata, nasyconymi poświatą słońca w złotej godzinie.
 

Łabędzie w mateczniku obserwowały moje poczynania.. Nie podpływałem do nich, by nie wzbudzić popłochu. Miały pod swoją opieką kilka wyrośniętych podlotków, jeszcze w ciemnoszarych szatach. Nad nimi krążył dorodny jastrząb albo bielik, prawie nie poruszając skrzydłami. Szybował bardzo wysoko.
 


Płynąłem więc, wiosłując jednostajnym rytmem, ku wyspie kormoranów, która powoli wyłaniała się spoza cypla lewego brzegu zwieńczonego porzuconą budką wartowniczą – reliktem minionej epoki. Napływające z zachodu chmury nieubłaganie wchodziły na słoneczną stronę krajobrazu. Przesłaniając tarczę słońca, zdobiły niebo smugami światła i cienia.

Wyspa kormoranów

11,5 km

Popłoch

Przepłynąwszy wzdłuż zachodniego brzegu Stodółki, wyspy zaanektowanej przez kormorany, fotografowałem jezioro ozdobione obrazem odbitego zachmurzającego się nieba. Wywołałem popłoch w kolonii kormoranów. Gdy tylko wypłynąłem spod olch na otwartą wodę, ptaki siedzące na gałęziach najbliższych wyniosłych drzew poderwały się do ucieczki z chrapliwym wrzaskiem. Ich śladem podążali sąsiedzi. Powietrze nad wodą i odbicie nieba w jeziorze wypełniło się ciemnymi kształtami. Na ten fragment jeziora nikt nie wpłynie niezauważony.

Światło i cień


12,0 km

Niebawem minąłem wejście na Łynę, która zmierza do jeziora Ustrych. Trzymając się zachodniego brzegu, celowałem między kolejną wyspę a cypel półwyspu osłaniającego kameralną zatokę. By do niej wpłynąć od strony Łańska, trzeba kierować się między Stodółką a rozległym łanem trzcin, które wyrosły na środku jeziora. To miejsce jest matecznikiem dzikiego ptactwa.

Ostatnia wyspa na Jeziorze Łańskim

Do zatoki zajrzałem w drodze powrotnej. Dzisiaj celem był najdalszy zakątek Jeziora Łańskiego. Chciałem w końcu zobaczyć miejsce, którego do tej pory nie zdołałem odwiedzić. Brzegi jeziora powoli schodzą się ku sobie. Dopływając do ostatniej podmokłej wyspy, opasanej szerokim wieńcem trzcin, pałki wąskolistnej i oczeretu, której wnętrze wypełniały olchy i żółknące już brzozy, ze zdumieniem odkrywałem coraz płytszą toń przejrzystej wody. 
Otwiera się akwarium


Jasne muliste dno pokrywały kępy nieznanych mi wodorostów, pojedyncze łodygi i liście grążeli. Słońce prześwietlało to niecodzienne akwarium na skroś.





Odłożyłem wiosło. Kajak sunął miękko po nieruchomym lustrze ostatniej jeziornej zatoki, mijając małże, szczeżuje wielkie (nie tylko z nazwy), które między wodorostami wygrzebały swoje ostoje. Byłem lekko zdziwiony, ujrzawszy bez oporu zanurzające się w dnie wiosło. Muł otaczający małże sprawiał wrażenie stabilnego gruntu.




Szczeżuja naprawdę wielka

Zakątek wydał się nieprawdopodobnie malowniczy. Kajak płynął powoli w kierunku dzikich kaczek pasących się wodorostami i nurogęsi stosujących przedziwną taktykę polowania na ryby błąkające się nad płycizną. Ptaki przyspieszały znienacka, jakby zamierzały wystartować, zanurzały dzioby, czesały wodę tuż pod powierzchnią, chwytały rybę i połykały bez ceregieli. Kiedy podpłynąłem zbyt blisko, oddaliły się między rzadkie łodygi pałki wąskolistnej i kontynuowały swoje frapujące zajęcie.

Łowy nurogęsi


Nurogęś

13,5 km

Tak wygląda najdalszy kąt Jeziora Łańskiego

Koniec jeziora zwieńcza topielisko zarośnięte tatarakiem, pałką wąskolistną, jeżówką gałęzistą, trzcinami, turzycą… Za ową mierzwą pojawiają się olchowe i wierzbowe zagajniki, próbując opanować wiecznie mokry grunt. Dopiero dalej wyrastają podmokłe zagajniki powoli przechodzące w puszczański las, który skrywa drogi wokół jeziora.



Pływałem po tej części jeziora do upojenia. Takie światło i taki matecznik to rzadkość, obok której nie sposób przepłynąć obojętnie. Poczułem się dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy pierwszy raz łapałem z ojcem ryby na polanie wodorostów przegradzającej wejście do urokliwej Sobiepanki na szlaku Krutyni w Borowskim Lesie. Dzisiaj tej polany już nie ma. Została rozjechana przez spływy kajakowe startujące z Sorkwit. 




Wciąż śni mi się widok spławika znikającego pod wodą. Wtedy wystarczyło zarzucić wędkę w oczko między egzotycznymi wodorostami, by po chwili wyciągnąć z wody dorodną płoć, wzdręgę, ukleję, okonia, krąpia albo dużego kiełbia. Najbardziej fascynowały mnie obserwowane między liśćmi żółtego grążela różaneczki, najbarwniejsze obok krasnopiór ryby polskich wód. Zniknęły wraz ze zniknięciem owej wodnej polany.



Tak więc niechętnie zabierałem się w drogę powrotną, doceniając spostrzeżenie Immanuela Kanta, że piękne jest to, co po­doba się całkiem bezinteresownie

Dopiero chmury, które coraz mocniej przesłaniały słońce, skłoniły mnie do sięgnięcia po wiosło.

Do zatoki w prawo

Wracałem wzdłuż zachodniego brzegu. Zajrzałem do zatoczki. W przygaszonym świetle dnia nie uczyniła jednak oczekiwanego wrażenia.

Brama z widokiem na wyspę kormoranów - widok z brzegu
Zawróciwszy, zacząłem szukać charakterystycznej olchy, której zawdzięczam jedno z najpiękniejszych swoich zdjęć Jeziora Łańskiego. 

To samo miejsce z wody



Z wody drzewo nie wydało się tak zajmujące. Na wygięty w łuk pień zwaliła się kłoda obumarłej olchy, przyciskając i zanurzając w wodzie koronę listowia. Po kilku zdjęciach nad trzcinami i sitowiem (stałem w chyboczącym się kajaku) popłynąłem równolegle do ściany drzew pochylonych nad wodą, szukając interesujących zakamarków brzegu.




Minąwszy kilka malowniczych olch, które utworzyły w wodzie matecznik dla ryb i dzikiego ptactwa, dopłynąwszy do kolejnego na pół zanurzonego pnia, dostrzegłem pod wykrotem polującego lisa. Zatoczyłem łuk kajakiem, by podpłynąć bliżej w nadziei przedłużenia sesji fotograficznej. Lis był tak zajęty swoimi sprawami, że zdawał się mnie ignorować. Zrobiłem kilkanaście zdjęć, ciągle się zbliżając. W końcu jednak spojrzał w obiektyw…




Tu na mnie spojrzał

Potem schowałem aparat do plecaka, a plecak wcisnąłem we wnękę na dziobie kajaka. Nadeszły chmury nabrzmiałe wodą. Do Kurek miałem jeszcze osiem kilometrów mozolnego wiosłowania.  Za plecami zawisła ściana rzęsistego deszczu. Zerwał się wiatr. Na szczęście północny i północno-zachodni. Napierając na plecy, pomagał płynąć po coraz bardziej wzburzonym jeziorze, pomiędzy kolejnymi ścianami deszczu, których w przedziwny sposób uniknąłem.
Gaszenie światła nad Jeziorem Łańskim

Śmiałem się duchu, przypominając sobie swój fart na jeziorze Blizno nieopodal Augustowa. Wówczas trafiłem z kolegą na nieruchomą chmurę, z której opadła ściana rzęsistej ulewy. Płynęliśmy wzdłuż owej ściany oblani słońcem, gapiąc się przez kwadrans na zbielałą od uderzeń spadających kropel powierzchnię jeziora tuż obok, nieomal na wyciagnięcie wiosła. Zostaliśmy wynagrodzeni widokiem nasyconej tęczy, gdy tylko ów tajemniczy, nieruchomy deszcz przestał padać.


Dzisiaj tęczy nie było. Chmury towarzyszyły mi aż do Kurek. Wysiadłszy z kajaka po prawie trzydziestu kilometrach wiosłowania, ledwo ustałem na nogach. Trochę trwało, zanim doszedłem do siebie. Pomogła rozmowa z kolegą Rafała Wątłego, który opowiadał o swoich myśliwskich przygodach. Był zdziwiony, że rykowisko już się zaczęło. W lasach pod Olsztynkiem nadal było cicho.

Opuszczając północną część Jeziora Łańskiego

Nazajutrz wziąłem udział w X konkursie wabienia jeleni w Nowych Ramukach. W charakterze widza. Działo się.


3 komentarze:

  1. Myślę, że niezwykle rzetelnie wyczrpałeś temat ilustrując to pięknymi fotografiami. Szczególnie rybołowy przypadły mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyciągali raczej puste sieci. Wokół łodzi zauważyłem tylko jedną mewę i jednego kormorana.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń