Jezioro Łańskie z Dzierzgun |
Nie
zawsze udaje się pływać Łyną i po Jeziorze Łańskim o świcie. Czasem pływam
wespół zespół z Małgosią za dnia. Pod koniec sierpnia wypłynęliśmy sobie w godzinie
dojrzałego poranka. Słońce wstało, zalewając krajobraz jaskrawym światłem.
Powietrze okazało się przejrzyste. Niewielkie chmury zdobiły niebo. Dawały
ulgę, gdy zasłaniały na kilka chwil słoneczną tarczę.
Widok Łyny w kierunku Ząbia |
Rzeka
otworzyła przed nami swoje wnętrze. Kajak snuł się w szpalerze wybujałych
trzcin, które, rozstępując się, odsłaniały obraz wiejskich zabudowań, schodząc
się natomiast, tworzyły nieomal tunel nad głową. Wtedy trzeba wiosłem
rozgarniać długie liście, sprężyste łodygi i miotełki kwiatów oblepione drobnymi
muszkami, które osiadają na twarzy, rękach i ubraniu. Na szczęście odlatują
dotknięte promieniami słońca.
Żurawie nad Łyną |
Spływaliśmy
bez pośpiechu. Toń Łyny była oświetlona do spodu. Odkrywaliśmy świat
migoczących ryb, podwodnego lasu, piaszczystych polan na dnie, którego wiosłem nie
sięgniesz, wynurzających się roślin i kwitnących zielników na brzegach. Łagodny
nurt wprawiał wodorosty w taneczny ruch.
Łyna |
Łyna |
Płynąc
bez celu, dostrzegasz więcej. Kajak, którego nie ponagla się wiosłem, sunie raz
przodem, raz rufą, raz burtą, wpadając w zarośla, kręcąc się na powierzchni wody
zmieniającej wciąż kierunek albo grzęznącej w chaszczach przy brzegu lub w mierzwie
wodnych roślin na środku rzeki.
Bukiety Łyny |
I
tak do mostku łączącego łąki i pastwiska warmińskiego Ząbia z mazurskim brzegiem
Kurek. Pod mostem krótka ekwilibrystyka, wszak trzeba mocno pochylić głowy,
odstawić wiosła i przepchnąć się pod przęsłami.
Potem jest las i osiedle domów
letniskowych. Łyna spływa wzdłuż podmokłych łąk, zarastających młodym łęgiem z
wierzb i olch, i wzdłuż wysokiego brzegu, odgrodzona od lasu płotem z drucianej
siaki rozpiętej na betonowych słupach pokrytych patyną porostów. W wielu
miejscach siatka została rozerwana przez wędkarzy i zwierzęta.
Łyna leśna |
Wodne ogrody |
Krasnopióry |
Płynąc coraz
częściej pod zwieszonymi konarami pochylonych drzew, płoszymy czaple i
kormorany, dzikie kaczki i nurogęsi, łabędzie spacerujące między Kurkami a
Jeziorem Łańskim. Znużone przydługą ucieczką chowają się w końcu w rozległe
trzcinowisko, pozwalając nam płynąć dalej bez awantur.
Odcienie wodnej zieleni |
Wodorosty
Łyny tworzą przeurocze tło dla dorodnych uklejek, krasnopiór, płoci, leszczy,
wszędobylskich okoni, bardziej skrytych linów i szczupaków. Te ostatnie widać
niezmiernie rzadko, gdy ruszają do zabójczego ataku, startując spomiędzy trzcin lub z cienia grążeli. O tej
porze dnia nie ma szans na spotkanie z bobrami, które wiodą nocny ryb życia i mają
gdzie się chować.
Chwila odpoczynku |
Potem
środowisko się zmienia. Wpływamy na jezioro pod palące promienie słońca, które
opala i z góry, i odbijając się od wody. Doceniamy więc kapelusz i apaszki (to
Małgosia), i czapkę daszkiem do tyłu (to ja). Płyniemy na północ wzdłuż
wschodniego brzegu, przyglądając się drzewom, łabędziom przesiadującym w
trzcinowych kryjówkach, perkozom snującym się nad polanami wodorostów. Mijamy
niewidoczne ujście strumienia z zakątka w Dzierzgunach. Niegdyś Dzierzgunka
zasilała nieistniejący młyn i wypełniała stawy w dolinie ciągnącej się łukiem w
kierunku Nowej Kaletki.
Puszcza |
Za
obozowiskiem w Ząbiu dopłynęliśmy do zatoczki u nasady niewielkiego półwyspu,
by zrobić krótki popas w cieniu olch. Rozpędziwszy kajak, osadziłem dziób na
mokrym piasku płycizny. Za olchami jest miła polana z łanem topinamburu na
wypiętrzeniu pagórka. Dwie drogi odchodzą stąd w stary las zdominowany przez
masztowe ponad stuletnie sosny. Obie drogi łączą się niebawem i dochodzą do
leśnego duktu, który wiedzie wzdłuż Jeziora Łańskiego od ostatnich łąk w
Kurkach po ośrodek w Łańsku. To moja ulubiona trasa rowerowa. Przerwana
niestety na wysokości Cyranki. Tam trzeba odważnie wjechać w las i szukać
przejścia między daglezjami, które posadzono pospołu ze strzelistymi sosnami,
albo objechać ośrodek, robiąc kilkukilometrową pętlę wygodnymi drogami z dala
od jeziora.
Na środku jeziora |
Wiosną
widać z nadjeziornej skarpy zajmujące panoramy, przypominające obrazy skandynawskich
jezior. Jedno, że tutaj nie ma skał. Dominują moreny usypane z piachu i żwiru
skrywającego polodowcowe głazy narzutowe z granitu.
Podwodna górka |
Po
krótkim odpoczynku popłynęliśmy na mieliznę oznaczoną białą flagą. Kormorany
nie wykazały cierpliwości. Odleciały, gdy spróbowaliśmy do nich podpłynąć.
Wiatr nie nastrajał do komitywy. Małgosia z obawy przed uprażeniem się
nakłoniła mnie do powrotu. Kobiety raczej nie lubią ogorzałej od słońca i
wiatru skóry. Obiecująca zatoka w kierunku Plusznego otworzyła swoje wnętrze
tylko na chwilę.
Staropruska zatoka |
Zajrzeliśmy więc do mniejszej zatoczki,
niegdyś upatrzonej na prehistoryczne obozowisko. Jej przyjazne z pozoru wnętrze
rozświetlało słońce.
Będąc tu pierwszy raz, szorowałem kajakiem o miękkie
muliste dno uwalniające bąble metanu. Dzisiaj poziom jeziora był wyższy.
Grążele |
W
płytkiej toni pływały okonie. Pod jeżówką gałęzistą kryły się krasnopióry i
karasie. Liście niezbyt wyrośniętych grążeli tworzyły urzekający obraz zakątka.
Ptaki tutaj nie wpływały. Zatoczka zdawała się kameralna i przyjemna, a jednak
niepokoiła. Olchowy łęg nie dopuszczał do jej wnętrza wiatru.
Jeżówka |
Zrobiło
się gorąco. Uciekaliśmy na otwarte jezioro, szukając podmuchów łagodzących
upał. Kajak zagrał na fali, gdy mijaliśmy żerdzie z rozpiętymi sieciami. Na
tych żerdziach przesiadywał kormoran w towarzystwie samotnej łyski. Długo
pozowały. Kormoran w końcu odleciał. Łyska mimo to przeczekała naszą natrętną
obecność.
Za
trzcinami wpłynęliśmy do kolejnej zatoki z rozpadającymi się pomostami. Na
ruinach najstarszego - zmurszałych palach wystających z dna i dźwigających kępy
roślin – przesiadywały kormorany, mewy śmieszki, rybitwy.
Kolonia |
Z pobliskich trzcin
poderwały się czaple, uciekając przed obiektywem. Ptaki przesiadujące na palach
nie zamierzały opuszczać swoich ulubionych miejsc. Ostre kontrasty nie
pozwoliły jednak na udaną sesję.
Rybitwa |
Pod
koniec ujrzeliśmy niecodzienną scenę – wspólną napaść kilku mew na rybitwę, która
upolowała niewielką rybkę nieopodal pomostu. Próbowała uciekać ze zdobyczą,
robiąc gwałtowne zwroty. Mewy jednak nie odpuściły. Rybitwa porzuciła w końcu rybkę,
by uniknąć poturbowania. To wszystko działo się w takim zamieszaniu, że nie
nadążałem z obiektywem. Pozostało tylko wspomnienie owego okrutnego zdarzenia.
Dywan Łyny |
Powrót
pod słońce i pod wiatr sprawiał trochę kłopotu. Mijaliśmy pustoszejący biwak w
Ząbiu. Pod koniec sierpnia, kiedy pogoda nareszcie przypomniała, że jest
astronomiczne lato, ludzie musieli wracać na początek roku szkolnego.
Podwodna polana |
Wracając
rzeką, minęliśmy rodzinę łabędzi z dwojgiem wyrośniętych podlotków w szarej
jeszcze szacie. Przycisnęliśmy się do ściany trzcin, by uniknąć konfrontacji z
rodzicami, zwłaszcza z ojcem, który taksował nas groźnym spojrzeniem. Potem
pozostał już tylko mozolny powrót przez spieczony krajobraz rzecznej doliny.
Spływ
w towarzystwie Małgosi dostarcza innych wrażeń. Cieszy jej reakcja na widok
podwodnych ogrodów Łyny. Inaczej się płynie w towarzystwie osoby, której nie
zajmuje cel wędrówki, a inaczej, gdy w milczeniu próbuję dopłynąć do
zaplanowanego celu, zmagając się ze zmęczeniem osłabiającym wrażenia
towarzyszące przypadkowym spotkaniom z leśną fauną.
Dziękuję za tą wyciszającą lekturę, jak zawsze dobrze się czyta. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:-).
Usuńzainspirowany Twoim wpisem, szczególnie zdjęciami w których widać dno, fotografowałem wzdręgi w jeziorze :) jutro może je opublikuję :)
OdpowiedzUsuńBędzie więc co oglądać.
UsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń