Jezioro Mokre - Mukier |
Przed
chwilą zamknąłem okładki Wzgórza
Błękitnego Snu, książki napisanej przez Igora Newerlego, który mieszkał pod
koniec swojego życia w skromnym domu z czerwonej cegły w Zgonie, wsi rozsiadłej
nad południową zatoką Jeziora Mokrego, ograniczonej od wschodu i południa
puszczą a od zachodu krótką cieśniną, przez którą przepływa Krutynia,
opuszczając jezioro Uplik (ten sam, gdzie, tropiąc Smętka, nocował pod pałatką
w 1934 roku Melchior Wańkowicz z nieodstępującym go Tirliporkiem).
Jezioro Mokre |
I
się zadumałem. Pomyślałem, że gdyby Igor Newerly pisał swoje Wzgórza w Warszawie, nigdy by nie
uwypuklił z takim pietyzmem niezwykłej urody syberyjskiej tajgi, tła
niesamowitych przeżyć Bronisława Najdarowskiego.
Pływające wyspy w rezerwacie Zakręt |
Zagłębiwszy
się w rezerwaty Zakręt z pływającymi
wysepkami torfowca na leśnym rozlewisku i Królewska
Sosna z nadmukrzańskimi sosnami wchodzącymi w trzecią setkę swojego
dostojnego żywota, doznajesz niezwykłych wrażeń. Dąb Karola Małłka nad Jeziorem Mokrym (zamierający i zaatakowany
przez zabójczego żółciaka siarkowego); Królewska
Sosna, którą fotografowałem prawie pięćdziesiąt lat wcześniej, dźwigającą wtedy
imponującą chmurę igliwia na szeroko rozpostartych konarach – dzisiaj martwa;
niezwykłe zakątki i zakamarki puszczy coraz trudniej dostępne z zarastających
dróg i ścieżek pomiędzy rozlewiskiem Mokrego a zglajszachtowanym Krutyniem nad
wciąż urodziwą i na szczęście rezerwatową rzeką; rozległy krajobraz ze skarp wschodniego
brzegu Mokrego w stronę Starych Kiełbonek, Mojtyn i Cierzpięt…
Toń Krutyni |
To
tutaj z przyjacielem przeżyliśmy niesamowity atak białego szkwału, płynąc
kajakami pod rezerwatowym brzegiem Mukra. Huragan nadszedł od Mojtyn.
Usłyszeliśmy niesamowity jazgot od strony pociemniałego brzegu. Hałas, bolesny
dla uszu, przypominał wycie silników samolotu odrzutowego przelatującego tuż
nad głową. Powierzchnia jeziora zbielała. Powietrze wypełniło się wodą zrywaną
z wierzchołków fal, które nie zdążyły urosnąć. Cała ta ściana uderzyła w nas i
w bok kajaków. Kładąc się w środku, wcisnąłem wiosło pod wodę przy samej
burcie. Podmuch naparł na przybrzeżny las, który oddał siłę naporu i skierował
szkwał w górę. Wściekły impet, który nieomal wyrwał kajaki z powierzchni wody,
w ułamku sekundy osłabł. Uratowało nas to, że płynęliśmy tuż przy oczeretach i
trzcinach, nieomal w sąsiedztwie zwartej ściany mocarnych drzew.
Krutynia |
Szkwał
przewalił się na Jezioro Nidzkie, Bełdany, Jezioro Mikołajskie i Śniardwy. Tam –
usłyszeliśmy przez tranzystorek wzięty dla łączności ze światem – przewrócił
mnóstwo łódek i utopił kilkunastu żeglarzy, kajakarzy, motorowodniaków…
Krutynia |
Zapewne
ów szkwał to nic w porównaniu z huraganami nad Bajkałem. Zapewne rezerwaty nad
Mukrem to nic w porównaniu z bezmiarem tajgi, ale ludzkie wrażenia to pochodna
zasięgu ludzkich zmysłów – ogarniających co najwyżej kilka kilometrów wokół.
Reszta to kwestia wyobraźni, wrażliwości, empatii... którymi Puszcza
Białowieska obdarzyła Igora Newerlego z niespotykaną hojnością. Ta sama puszcza,
w której jego dziadek, Czech, był wielkim łowczym cara Mikołaja II.
Dom Adama Szubskiego i jego artystyczna rodzina |
Zgon
to wieś szkatułkowa (potem królewska) lokowana nad Krutynią w 1708 roku. Jej
nazwę wywodzi się od zgonu bydła do wodopoju nad Jeziorem Mokrym. Znam też
drugą wersję pochodzenia nazwy – od zaganiania zwierzyny łownej podczas
książęcych i królewskich polowań. Ta wydaje się bardziej prawdopodobna,
chociażby ze względu na rzeźbę terenu. Obydwa jeziora: Uplik i Mokre rozdziela
naturalne przewężenie, więc zwierzęta przepędzane naganką od strony lasów,
tutaj musiały się zbiegać, stanowiąc dogodny cel dla myśliwych. Dzisiaj takie
polowanie byłoby uznane za przejaw barbarzyństwa.
W gościnie u Szubskich |
Tak
więc Zgon miał swojego wziętego pisarza, który przy własnoręcznie zrobionym
drewnianym stole pracował; przyjmował profesora Szczepana Pieniążka (profesor zaszczepił
na starej gruszy zawiązkę nowego gatunku nazwanego żywym wiązaniem); gościł Johna Steinbecka – amerykańskiego pisarza noblistę; widywał
Kazimierza Orłosia, Igora Sikiryckiego, Ryszarda Matuszewskiego; zadawał się z
Karolem Małłkiem, założycielem Mazurskiego Uniwersytetu Ludowego w Rudziskach
Pasymskich, mieszkającym po sąsiedzku w Krutyniu, usiłując wspólnymi siłami
powstrzymać exodus Mazurów; z Adamem Szubskim mieszkającym nieopodal w
mazurskiej chałupie z XIX wieku tuż przy drodze wiodącej wzdłuż lustra Mokrego…
Interpretacja Miki |
Adam
Szubski przekształcił swoje obejście w żywe muzeum i pozostawił w nim mnóstwo
rzeźb wzorowanych na mieszkańcach Zgonu i okolicznych wsi. Rzeźby rozmieszczone
po całym obejściu robią najpierw wrażenie licznej rodziny, zajętej codziennymi
czynnościami. Po przekroczeniu furtki dostrzegam jednak w tych postaciach coś
niepokojącego, groteskowego. Szubski potrafił wydobyć ze swoich żywych i co tu
dużo mówić lubianych modeli: sąsiadów, znajomych, przygodnych klientów,
zamawiających własne popiersia, skrywane atawizmy, zniekształcone przez pryzmat
picassowskich deformacji marzenia, groteskową ucieczkę od przemijania czasu…
Krutynia |
Zgon
miał jeszcze jednego bohatera, Maxa Prussa, kapitana sterowca Graf Zeppelin, który spłonął 6 maja 1937
roku w USA. Ciężko poparzony Max Pruss przeżył katastrofę.
Nazwę
jeziora miejscowa legenda każe wywodzić od chrztu Prusów dokonanego przez
apostołów Bolesława Chrobrego. Prusowie stawili się na brzegu nadzy, ciekawi co
też to dalej dziać się będzie. Woda tego dnia była czysta, zimna, że na sam
widok ludziska drżeć poczęli, a tu apostołowie wchodzić każą po głowę. Po
deliberacjach długich jeden katechumen wlazł po kolana. A trząsł się z zimna, a
rozglądał się, co by umknąć przed ową uroczystą kąpielą. Apostołowie zaś znakami
krzyża wspomagali, by od zbożnego czynu nie odstąpił, ponaglali krzykiem… Nagle chłop jak nie buchnie w jezioro, jak
nie stęknie – taki ziąb ugodził go w piersi, na wylot przeniknął…
-
Ani muk! – zakrzyknęli apostołowie, co po prusku miało znaczyć „ani słowa”.
Dziwowali
się katechumeni, że to tak w milczeniu wypadało przetrwać obrzęd chrztu. Padali
jednak we wodę, animuszu sobie dodając. Lecz każdy stęknął, tak lodowato było w
jeziorze, i czym prędzej uciekał na brzeg, gdzie sucho, gdzie ciepło. Każdy
więc swoje muk wystękał i jezioro od
tego Mukrem zostało.
Ani Muk! |
A
potem przeszedłem przez asfaltową drogę, niegdyś głośną protestem mieszkańców
przeciwko TIR-om omijającym tędy odcinki płatnych dróg, stanąłem na pomoście
naprzeciwko Mukra w świetle zachodzącego słońca i naprzeciwko wspomnień ze
spływów Krutynią odbywanych w czasach przedmaturalnych i studenckich, zwykle
samopas lub w towarzystwie co najwyżej dwóch kolegów… Patrzyłem w drugi,
niewidoczny stąd koniec jeziora, za którym leży urokliwa leśniczówka w
Piersławku, miejsce urodzin i dzieciństwa Ernsta Wiecherta,
jednego z najwybitniejszych prozaików niemieckich XX wieku...
Widocznie te
okolice tak mają. Przyciągają utalentowanych ludzi, by zawładnąć ich umysłami
niepowtarzalną atmosferą Puszczy Piskiej…
Krutynia |
Zgon
i Jezioro Mokre… to miejsca przepełnione mazurską egzotyką…
Szkwału temu, to poświęcić można odrębny wpis. Pięknie to opiisałeś ale jakiś niedosyt mi pozostał. A książkę koniecznie przeczytam!
OdpowiedzUsuńTen szkwał przeleciał był i tyle. Co tu więcej pisać, skoro nic się nie stało. Nawet z kajaka nie wypadłem :-).
Usuńczas i miejsce akcji - bohater - osnowa - wątek liryczny - wątek dramatyczny - cudowne ocalenie ... no wiesz! ;)
UsuńWłaśnie choćby dlatego warto blogi czytać, aby dowiedzieć się po jaką książkę sięgnąć. Ale mnie nurtuje jedno pytanie, pewnie mało eleganckie. Ale jak czytam blog i wpisy na FB to jakoś trochę inaczej sobie to wszystko wyobrażałem. Bardzo mnie to zaintrygowało - "którą fotografowałem prawie pięćdziesiąt lat wcześniej", to, że tak nie śmiało zapytam, ile ma Pan lat:). Bo ja wiek wyceniłem na jakieś 25-28:)
OdpowiedzUsuńCóż. Taka maniera. O pływaniu kajakiem w XX wieku ciągle piszę, że to było sto lat temu albo w epoce dinozaurów. Na manierę nie poradzę:-).
UsuńMarcin, nie daj się zwieść, Piotr jest młody tylko się tak stylizuje, żeby mądrzej wypaść :)))
UsuńCałe szczęście, bo 70 latek śmigający kajakiem, biegający doliną Łyny, namiętnie włóczący się po lesie by mnie trochę zawstydził :) w sensie, że ja tak nie biegam. No ale z tym foceniem od 50 lat mocno mnie zmyliło.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, bo 70 latek śmigający kajakiem, biegający doliną Łyny, namiętnie włóczący się po lesie by mnie trochę zawstydził :) w sensie, że ja tak nie biegam. No ale z tym foceniem od 50 lat mocno mnie zmyliło.
OdpowiedzUsuńLubię zaglądać na Twojego bloga - swoisty przewodnik :) i dodatkowo uzupełniam miejsca na półce w ciekawe pozycje :)
OdpowiedzUsuńLejesz miód na moje ego :-).
UsuńNawet kilka razy spędzałem w Zgonie wakacje, potwierdzam ciekawe miejsce. Pozdr.
OdpowiedzUsuńPodzielam zachwyt, aczkolwiek Zgon w zasadzie znam głównie z kajaka.
Usuń