|
Łyna |
Korzystając
z pierwszej nadarzającej się przerwy w chmurach, postanowiliśmy popłynąć w górę
Łyny kajakiem z Kurek. Rzeka wezbrała po ostatnich lipcowych deszczach. Poziom
wody przy pomoście podniósł się co najmniej o metr w porównaniu ze stanem w
maju. Wodowanie kajaka stało się ułatwione, bo wprost z płaskiej łączki.
Popłynęliśmy więc pod prąd i pod most ku rozwidleniu nurtów Łyny i wpadającej
doń Marózki (a może na odwrót, wszak Marózka jest trzykrotnie dłuższa od Łyny,
licząc od źródeł do miejsca spotkania). Niebawem wpłynęliśmy na jezioro Kiernoz
Wielki.
|
F-22 Raptor nad wyspą |
Przebrnąwszy
przez zarośnięty korytarz, odepchnąwszy łodygi trzcin i pałki wąskolistnej,
wyjrzeliśmy na otwarty akwen, celując dziobem w kormorany odpoczywające na
palach wbitych w dno płytkiej zatoki między wsią a długą wyspą. Obraliśmy kurs
wzdłuż prawego brzegu (lewego, patrząc zgodnie z kierunkiem płynącej Łyny) z
dala od miejsc, w których przesiadują czarne kury wodne. Odniosły tutaj sukces
lęgowy, pasąc się w zbawczej gęstwinie. Pełno ich wokół.
|
Pozer |
|
Sjesta |
Początek
Kiernoza Wielkiego zawsze zwiastuje przygodę. Wyspa jest miejscem czapli i
kormoranów, które pobudowały gniazda w gałęziach starych dębów, olch i sosen.
Łabędzie wybierają miejsca w szuwarach, w cieniu wyniosłych drzew. O świcie
miejsce czaruje. Dzisiaj jednak, w świetle słońca i w powiewach wiatru, ujawnia
inną naturę. Na początku sierpnia ptaki kończą wychowywanie młodzieży. Gdzie
niegdzie widać jeszcze pisklęta i podrostki z drugich lęgów, ale czas godów
dobiegł końca, ustępując porze nabierania sił przed jesiennymi wędrówkami.
|
Czy zdążą podrosnąć przed nadejściem jesieni? |
Płynęliśmy
więc pod wiatr, trzymając się brzegów i cienia drzew. Śledziliśmy perkozy,
jastrzębie kołujące nad jeziorem i lasem, fotografowaliśmy krajobraz
urozmaicony chmurkami na czystym niebie. Powietrze stało się klarowne po
ostatniej burzy. Przed wpłynięciem na kolejny fragment Łyny między Kiernozami
zmarudziliśmy, fotografując malowniczą panoramę jeziora. Wiatr spychał nas ku
wyspie, więc kiedy skończyliśmy, trzeba było nadrobić tych kilkaset metrów pod
osłoną trzcin i lasu rosnącego na zbiegających się ku sobie brzegach. Łabędzie
pilnujące ujścia niechętnie odstąpiły miejsca, byśmy mogli przepłynąć nad
mulistym dnem. Byliśmy sami, a to zawsze pogłębia doznania.
|
Nie mogę napatrzeć się na te kwiaty |
|
Nigdy nie mam dosyć ich widoku |
|
Są urodziwe |
Przesmyk
wiedzie między podmokłymi brzegami. Łąki zbiegają ku wodzie gęstymi dywanami
wybujałych roślin, ponad które wystają uschnięte, poszarzałe od wiatru, słońca
i deszczu gałęzie łozy i wierzb.
|
W przejściu między Kiernozami |
Bobry, które tutaj zamieszkały, wybudowały z nich
imponujące żeremie. W maju widziałem, jak pogłębiały kanał wejściowy do środka
swojej budowli w kształcie nieregularnej kopuły. Cały nurt poniżej zbielał od
wzburzonego mułu i rozdrapywanej kredy. Dzisiaj płynęliśmy bez przeszkód,
mijając otwierające się kwiatostany białych lilii, żółte grążele, bukiety ziół
wychylających się z krawędzi brzegów.
|
To spojrzenie |
|
I to spojrzenie |
Mijając na poły zatopiony pień,
fotografowałem dziką kaczkę. Siedziała na wyschniętym grzbiecie odwrócona
kuperkiem i śledziła bystrym okiem moje poczynania, gdy walczyłem z niesfornym
kajakiem i oporną materią fotograficzną. Sesja trwała, póki nie odpłynęła
zniecierpliwiona między trzciny i gałęzie pokrytej czerwonymi jagodami kaliny.
Niebawem przepłynęliśmy przez zarastający nurt, rozpychając burtami łodygi wybujałych
trzcin.
|
Kiernoz Mały |
Kiernoz
Mały przywitał nas drobną falą i dokuczliwym wiatrem. Cieszyłem się, że
wracając będę miał chociaż pomoc, bo na Łynę nie ma co liczyć. Jej nurt od
jeziora Krzyże aż do Kurek jest mało wyczuwalny. To skutek charakteru doliny,
przez którą przepływa. Podmokła, rozległa, na poły bagienna z różnicą poziomu
wód między jeziorami mniejszą niż pół metra na szlaku o długości ponad 7
kilometrów… Te wszystkie szczegóły świadczą, że w czasach Prusów i
wcześniejszych to było jedno wodne rozlewisko.
|
Pora karmienia |
|
Mewy przy ujściu Łyny |
Zmagając
się z niesfornym wiatrem od łąk w Brzeźnie Łyńskim, podpłynęliśmy pod szuwary i
rozległą połać jeziornego lustra pokrytego dywanem nawoskowanych, połyskujących
w świetle jaskrawego słońca liści grążeli. Skierowaliśmy kajak do kolejnego
ujścia rzeki. Fotografowaliśmy perkozy z podrostkami umaszczonymi pasiastą
szatą ochronną; łyski pasące się w wodorostach; kormorany polujące na płyciźnie
(co który wypłynął po nurkowaniu, majtał rybą w dziobie wijącą się i rozsiewającą
srebrzyste refleksy); mewy przesiadujące na karbowanych korzeniach grążeli,
wyrwanych z mulistego dna…
|
Strażnicy |
|
Wieża obserwacyjna |
Kępa
brzóz nad łąką i ujściem Łyny także dziś zaskoczyła widokiem swoich lokatorów –
dwóch siwych czapli, które stały stoicko na grubych konarach osmaganego wiatrem
i deszczem drzewa. Badały otoczenie wszystko widzącymi oczami. Znowu zagrało mi
w głowie muzyką Jimiego Hendrixa, All Along
The Watchtower. Czyżby ten utwór zrósł się z czaplami i z tym miejscem na zawsze?
Czaple opuściły punkt widokowy, gdy przepłynęliśmy zakole rzeki i
dobiliśmy do brzegu rozgrzanej łąki. Grunt miękko uginał się pod stopami
podczas wysiadania z kajaka. Pod darnią musiała być pusta przestrzeń wypełniona
wodą. Jakbyśmy stąpali po torfowisku zarastającego jeziora.
|
Łyna w Brzeźnie |
Lato w pełni. Pod słońcem, które grzało krajobraz w kilkugodzinnej
przerwie między kolejnymi ławicami chmur niosącymi deszcz. Po powrocie do domu
znowu lało.
Chociaż do zabudowań Brzeźna rozmieszczonych na stokach doliny, wzdłuż
stawów oddzielonych od nurtu rzeki groblami z wąskimi przejściami, blisko, to
widok wielkich olch ściskającym podmokły brzeg plątaniną korzeni, dzikiego
ptactwa, oswojonego po części z ludźmi w kajakach, ryb w leniwej toni, nadal ma
w sobie coś egzotycznego.
|
Brodziec piskliwy |
|
Kolejna dama w rozkwicie |
Przepłynąwszy pod mostem, którego betonowy strop odbija plusk wody
wielokrotnym pogłosem, wpłynęliśmy na dzikszą część szlaku. Powalone drzewa
przegradzają nurt, tworząc labirynt. Ich pnie zostały na szczęście rozcięte,
więc można lawirując płynąć bez przeszkód przez tunel łęgu skrywający białe
grzybienie, tataraki, szuwary, oczerety, plątaninę zarośli na brzegu
otulających pnie drzew łęgu: olch, wierzb, łozy, kaliny, brzóz bagiennych,
świerków… W tym czarownym i nieśpiesznym świecie spotkasz brodźce, krzyżówki,
czaple, błotniaki stawowe, zielone i czarne dzięcioły, łabędzie z młodymi
zapuszczające się do Brzeźna z legowisk na jeziorku Morze… Z dala od rzeki
widać dom z polnego kamienia na wzniesieniu.
|
Jezioro Morze |
Niebawem Morze otwiera swoje wnętrze. Płytkie, zarośnięte, stanowi kryjówkę
czapli, łabędzi, zalatujących od czasu do czasu kormoranów. Kajak szoruje po
gęstych liściach grążeli i białych lilii. Wiosłem rozgarniamy mierzwę moczarki,
rdestnic, wywłócznika, uwalniając bańki powietrza i metanu. Trochę trwa, zanim
przepłyniemy na swobodniejszą wodę. Łabędzie z młodymi odpoczywają pod lasem
nieopodal zbawczych trzcin. Łabędzica nie schodzi z gniazda po drugiej stronie
jeziora. Jakby wysiadywała drugi lęg.
|
Łyna |
Wpłynąwszy na kolejny odcinek Łyny zanurzamy się we wnętrzu bagiennego
rozlewiska, obszernych zakoli leniwego nurtu przenikającego nieprzenikniony
dywan z turzyc, szuwarów, oczeretu, skrzypów wodnych, kosaćców, gdzieniegdzie
urozmaicony kępami wierzb i łozy, rachitycznych olch. Przed słońcem nic tutaj
nie chroni. Las jest daleko. Nie dojdziesz od rzeki. Gruntem tutaj mieszanina
wody, mułu i grząskiej kwaśnej ziemi. Powietrze jest nasycone niezwykłym
aromatem. W tym wszystkim tylko my: ja i Małgosia nie odstępująca aparatu.
Żadnych kajakarzy mieszających wodę, gadających, narzekających na ból rąk
nienawykłych do wiosłowania…
|
Lilia i jej owady |
Cały ten odcinek Łyny do jeziora Brzeźno Duże frapuje dzikością. Gdyby
nie widok linii energetycznej przecinającej rzekę nieopodal tamy porzuconej
przez bobry (przepływamy nad nią w ciasnym zakręcie, dziwiąc się, że zwierzęta
zamierzały zatrzymać rzekę), wrażenie dzikości byłoby pełne. I tak do rozległego
trzcinowiska zarastającego uśpiony nurt Łyny opuszczającej kolejne jezioro.
|
Jezioro Brzeźno Duże |
Wypływamy na jeziorne lustro, omijając liczne kępy pałki wąskolistnej.
Słońce dopada nas z całą siłą, grzejąc z góry i z odbicia pofalowanej wody.
Południowy wiatr łagodzi skutki, ale skóra na odsłoniętych rękach i tak parzy.
Ptaki niechętnie pływają na środku zarastającego akwenu.
|
Mieszkańcy Brzeźna |
|
Czapla się ujawniła |
Kormorany, które
wypatrzyliśmy na platformie wędkarskiej (można z niej korzystać dopłynąwszy
łodzią), pozowały długo na tle lasu, rozpościerając skrzydła, lustrując
otoczenie uważnymi spojrzeniami. Odlatywały pojedynczo, kiedy nasz kajak pchany
wiatrem zaczął podpływać do pomostu. Dopiero po powrocie do domu dostrzegłem na
zdjęciach czaplę stojącą za kormoranami. Światło było tak silne, że nawet kiedy
odlatywała w najdalszy zakątek jeziora, nie potrafiłem jej dostrzec. Na
szczęście aparat poradził i uwiecznił ją na zdjęciach.
|
Ptasie SPA |
Kormorany tymczasem odleciały do zachodniej zatoki jeziora i osiadły na
jakimś obnażonym siwym pniu pod zaroślami niedostępnego brzegu. Były za daleko,
by ku nim podpłynąć. Opustoszała przestrzeń nad Brzeźnem nie rokowała już
większych wrażeń. Zawróciliśmy więc ku egzotycznym krajobrazom ospałej i
rozprażonej Łyny, poświęcając uwagę białym grzybieniom, ważkom, ulotnym
świteziankom, żółtym pliszkom, jaskółkom… Mozolny powrót odsłaniał widoki
rzecznego szlaku z tej drugiej strony.
|
Znowu na egzotycznej Łynie |
Na jeziorku Morze spotkaliśmy grupę kajakarzy snujących się wśród
owalnych liści grążeli. Między nimi płynęły też młode łabędzie w towarzystwie
dorosłego osobnika. Nie chcąc mijać się z nimi na szlaku, stanęliśmy pod
oczeretami w towarzystwie białych grzybieni, tworzących wzdłuż północnego
brzegu malowniczy dywan.
Powrót wydawał się przyjemny, aczkolwiek na niebie pojawiły się
nabrzmiałe chmury, zwiastując kolejny deszcz. Wracaliśmy jeszcze bardziej
rozjaśnioną Łyną, fotografując dno w plamach słońca. Gdzieniegdzie między
roślinami przepływały liny, leszcze, krasnopióry, wojownicze klenie. Pod
brzegami przemykały dzikie kaczki, usiłując wbić się w wodne oczka pod pniami
zalegających drzew, byle ukryć się przed naszym spojrzeniem. Ciepło jednak nie
zachęcało do wysiłku i ucieczki. Tak więc ptaki udawały, że ich nie ma, a my
udawaliśmy, że ich nie dostrzegamy.
Nawodniona rzeka ułatwiała pokonywanie przeszkód. Przepływaliśmy nad
zanurzonymi kłodami i gałęziami bez wysiłku. Ustępowały pod ciężarem kajaka.
Kolejne zakola rzeki odsłaniały nowe obrazy. Niby te same co podczas
poprzednich spływów, a jednak nie takie same.
|
Jesienny akcent kalinowy |
Po ominięciu kępy brzóz nad Kiernozem Małym i opuszczeniu trzcinowego
korytarza wypłynęliśmy pod uderzenie narastającego wiatru, który niestety
zmienił kierunek z południowego na zachodni, utrudniając utrzymanie kajaka w
ryzach.
|
Grono i jego odbicie |
Z ulgą wpływamy na przesmyk między Kiernozami. Owocująca dzika kalina
przyciąga uwagę. Najpierw bierzemy jej kiście za owoce czerwonej porzeczki.
Dopiero liście przekonują, że to co innego. Fotografujemy. Ciężar ustawienia
kajaka biorę na siebie. Wiatr i leniwa woda nie ułatwiają manewrów.
|
Łowczy |
W końcu
znużeni odpływamy na Kiernoz Wielki ku wyspie, która niezawodnie dostarcza
nowych wrażeń: widoku jastrzębi przesiadujących na wierzchołkach drzew i
omiatających akwen w poszukiwaniu potencjalnych ofiar; czapli przesiadujących
na konarach.
Wyspa dzieli akwen na część leśną i wiejską. Jeśli wpłyniesz w
przesmyk po prawej stronie przed wyspą, ujrzysz panoramę Kurek z kościołem na
wzniesieniu otoczonym przez stare drzewa. Zachodnia część jeziora pozostaje
puszczańska. Zaskakuje swoją naturą i mnogością wielu gatunków ptaków, mimo
bliskości hodowli pstrągów na Marózce, wiejskich zabudowań wzdłuż uczęszczanej
szosy z Olsztynka do Jedwabna i Szczytna.
Największe zgromadzenie dzikiego
ptactwa jest w sąsiedztwie zbiegu Marózki i Łyny. Nieodmiennie więc aparaty
ożywają w naszych rękach. Ptaki nawykłe do ludzkiej obecności niewiele sobie
robią z natrętnej sesji fotograficznej.
Pływanie po Łynie nigdy więc nie nudzi.
Jak zwykle odrywa od życia codziennego :) do tego stopnia,że uciekł autobus,a następny o 12.30 ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Joanna Drobakowna
Na szczęście zawsze jest ten następny:-).
Usuń:) w tym wypadku był :)
UsuńPięknie opisujesz te nasze tereny :) Gratuluję rybołowa :) prawdziwy F-22
OdpowiedzUsuńWięc jednak go dopadłem :-)!!!
UsuńAleż urocze okolice. Mam pecha, bo zajrzałem w godzinach pracy, a chętnie człowiek by zawiesił się na dłużej nad każdym zdjęciem. Niestety RDOŚ wydał zgodę na odstrzelenie ponad 1600 kormoranów na terenie województwa ... Nie chce mi się tego komentować nawet. Cieszmy oko zanim jaśnie nam panujący nie wyrżną wszystkiego w pień, bo na to się zanosi. Jak przejdzie ustawa o wycince starych drzew bez zezwoleń, rozpocznie się najbardziej ponury okres polskiej gospodarki zasobami.
OdpowiedzUsuńTeż jestem wściekły na szyszkownikowe zarządzenia. Gdyby nie pazerni i chciwi ludzie, nawet kilkaset tysięcy kormoranów miałoby co jeść. Największe szkody rybackie są wyrządzane przez kłusowników używających elektryczne niewody. Nie dość, że g... łowią, to jeszcze niszczą resztki narybku.
Usuń