Powrót z
aparatem
Rozlewisko w Mendrynach |
Nad
uroczysko w Mendrynach wróciłem po wielu latach uzbrojony w cyfrowy kompakt
Kodaka. Podczas pierwszego powrotu nie rozpoznałem miejsca. Wszystko zgadzało
się z mapą, ale zakątek uległ zmianie. Ludzie to sprawili nie bobry. Polanę w jej
przewężeniu przecięła grobla z drogą na grzbiecie.
Buczyna nad rozlewiskiem |
Schodząc
z wnętrza ciemnej buczyny przerośniętej sosnami i świerkami, widziałem między
pniami drzew po prawej stronie rozległą łąkę z kępą znanych mi wcześniej świerczków
ogrodzonych żerdziami w mierzwie trawy pociętej rowami melioracyjnymi. Łąka
dobiegała jak zwykle do ściany lasu i szpaleru jeszcze bardziej sponiewieranych
przez czas dębów.
Rozlewisko w sierpniowym klimacie |
Jednakże
za wzniesieniem dźwigającym masztowe sosny po lewej stronie ujrzałem najpierw
gęste szuwary, a potem rozlewisko. Przez środek grobli przeprowadzono przepust,
który spiętrzył wodę. Już z daleka dziwił mnie monotonny szum nad polaną. Woda
spada rurą przepustu prawie dwa metry i wypływa kipielą po drugiej stronie
grobli. Polanę po lewej zalało jezioro. Na jego tafli widać co roku rzędy
wysokiej wodolubnej trawy, ostatnie ślady zatopionych rowów melioracyjnych.
Pojawiły się błotniste wysepki, mielizny, łany trzciny i oczeretów, kanały,
rozlewiska, wodne mateczniki, zalane łęgi olchowe i brzozowe.
Zima nie daje za wygraną |
Wokół
uroczyska ktoś wytyczył ścieżki, a w głębi lasu, już na skraju skarpy rozdzielającej obie południowe zatoczki, wybudował
drewniany punkt widokowy (dzisiaj pozostało po nim wspomnienie zetlałych
desek). Trafiwszy tam o świcie, zostałem po prostu uwiedziony przez dziejący
się spektakl natury.
Mój ulubieniec w pozie marszowej |
Przed
przepustem usłyszałem niepokojący plusk, który dochodził z kanałku pod groblą. Z
mierzwy pozimowego zielska gramolił się tłusty bóbr, na pierwszym zdjęciu z
uniesioną przednią łapą. Stałem nie dalej niż kilka kroków. Gdybym przechodził
sekundę wcześniej, wlazłby mi na buty. Po pierwszym dźwięku migawki zastygł w
bezruchu. Niewiele widział w cieniu. Słońce dopiero wstawało nad lasem. Po
drugim trzasku dostrzegł mój kontur i rzucił się przez drogę do wody.
Niezbyt płochliwy uciekinier |
Zdążyłem
go złapać po raz trzeci, zanim zniknął w wejściu do świeżo wykopanej nory.
Psoty bobra |
Grobla
była rozkopana w kilku miejscach. Niektóre korytarze zapadły się, odsłaniając
piasek gruntu. Nie było nad nimi darni. Bóbr źle wybrał. Mógł zniszczyć
budowlę. Poszedł na łatwiznę, zamiast szukać kryjówki w pochyłych i dogodnych
brzegach rozlewiska. Po kilku tygodniach ktoś go przepłoszył i zasypał nory,
ratując i groblę, i rozlewisko.
Jezioro Kośno spomiędzy drzew |
Za
groblą schodzę z drogi wiodącej do nieistniejącej już leśniczówki, po której
pozostał jedynie dębowy szpaler nad podmokłą łąką polany i sosnowa aleja
wzdłuż brzegu jeziora Kośno, wiodąca do maleńkiej osady Kośno nad rzeką Kośną.
Co to za gatunek? |
Wybieram
niepozorną ścieżkę pod bukami, grabami i leszczyną. Rozgarniam stopami dywan
zeszłorocznych liści, póki pochyłość brzegu nad rozlewiskiem jest łagodna.
Spacerkiem przez wodną łąkę |
Potem ścieżka wspina się na zbocze, wiedzie między kolumnami masztowych sosen,
obok starych dębów. Tam zwykle zostawiam rower, bo ścieżka ponownie zbiega w
zarośla turzyc, które opanowały pas wody i błota między piaszczystym brzegiem a
lustrem wody.
Idąc
nią trzeba patrzeć pod nogi. Bobry wybudowały wiele korytarzy do nor
wygrzebanych pod darnią i leśną ściółką pełną borowiny, wrzosów, ziół, leśnych
fiołków, grubych czap mchu… Chwila nieuwagi i wpadasz po kolana. Ciszę – bywa –
przerywa wiązanka dosadnych komentarzy.
Wydra na chwilę wyjrzała z wody |
Któregoś
dnia, idąc ową ścieżką, słuchałem od dłuższego czasu intensywnego szelestu
rozpychanych turzyc. Podkradłem się ku miejscu, skąd dochodziły dźwięki, ale nawet
stojąc nad nim, nie dostrzegałem zwierząt. Pomyślałem:
-
Ki czort! Bobry?
Kiedy
je wreszcie zobaczyłem, omal nie krzyknąłem z wrażenia:
-
Wydry!
To
one buszowały w zielsku. W końcu para wydr wypłynęła na otwartą wodę.
Zwierzęta, nic sobie nie robiły z mojej obecności. Nurkowały, bawiły się,
figlowały, większą część czasu spędzając pod wodą i wzniecając fale na jej
powierzchni.
Wydra płynie ku słońcu |
Aparat
grzał się w ręku. Usiłowałem nadążyć za nimi, gdy wynurzały się na ułamek
sekundy.
W
tej ich zabawie było coś nadzwyczaj pogodnego. Słońce za plecami, cień sięgający
daleko nad wodę, zwierzęta w transie osobliwej rozrywki… i duży szczupak, który
znienacka wyskoczył nad wodę, jakby próbował latania… Wydry odpłynęły w szuwary
po drugiej stronie rozlewiska i nagle... zrobiło się cicho.
Rozlewisko ze wschodniego brzegu |
Nieco
dalej, gdy ścieżka dobiega do granicy niewielkiego młodniaka na miejscu
wyciętego fragmentu starego boru, jest dogodne miejsce do fotografowania
dzikiego ptactwa. Trzeba wejść po stromym stoku ku pniakom po ściętych
drzewach, stanąć na nich, by móc z góry wejrzeć w krajobraz aż po odległy
zachodni brzeg rozlewiska i ambonę ukrytą nad leśną zatoczką, zajrzeć pomiędzy
szuwarowe kępy i łany, w kanały wśród wysepek i mielizn, w zalane łęgi…
Ptasi sejmik |
To
miejsce to istny ptasi suk: gwarny,
rojny, wypełniony ruchem i życiem niczym orientalne bazary. Bywają dni, podczas
których obserwuję przedstawicieli wielu gatunków dzikiego ptactwa naraz.
Łabędzie krzykliwe |
Ze
zwieńczonej olchowym łęgiem zatoczki po prawej ręce wypływają często łabędzie
krzykliwe, wiodąc ze sobą młodzież. Bywa – podpływają do mnie z ciekawości,
pozując przy okazji do fajnych zdjęć w krajobrazie rozlewiska.
Rodzinka |
Pewnego
dnia byłem świadkiem niezwykłej sceny. Samiec łabędzia krzykliwego ściągnął na
siebie atak bielika, odwodząc go od rodziny. Poderwał się do lotu z krzykiem
brzmiącym niczym monstrualny fagot. Jego głos odbijał się echem od ścian lasu
nad rozlewiskiem. Bielik dał się zwieść. Znurkował za hałasującym łabędziem. Atak
nie powiódł się. Ptaki minęły się w locie. Łabędź przeleciał przede mną ku
grobli i zawrócił do rodziny.
Łabędzie krzykliwe |
Bielika zaś opadły mewy i rybitwy, próbując
zniechęcić do dalszego polowania. W powietrzu posypały się pióra. Orzeł
oskubywany z góry i obrzucany ptasim kałem dał wreszcie za wygraną i odleciał
nad Kośno. Cała scena umknęła mojemu aparatowi. Kodak nie nadążał za akcją mimo
włączonego trybu sportowego. Pozostało mi tylko ulotne wspomnienie.
Zatoczka |
Nieco
dalej wschodniemu brzegowi rozlewiska towarzyszy nieużywana już droga, którą
można dojść do końca wąskiej coraz bardziej zarośniętej zatoczki.
Sosny nie tylko dla orłów |
Za olchami
widać rozległą polanę, wciśniętą między stoki morenowych wzniesień. To miejsce
nawiedzają dziki, które nic sobie nie robią z drucianego ogrodzenia leśnej
szkółki i z obecności żmij (sygnalizowanej tablicami ostrzegawczymi). Spotykam
też sarny. Zwierzęta rzadko dają się podejść, chociaż korzystam z osłony
starych drzew w otoczeniu. Być może w tym miejscu zapach albo dźwięk moich
kroków lepiej się rozchodzi.
Widoki ze wschodniego brzegu |
Wprawne
oko wypatrzy w runie ścieżkę wygniecioną przez szeroką gąsienicę jakiegoś pojazdu.
Ścieżka okrąża mendryński matecznik, wiodąc przez las i doprowadzając do
nielicznych punktów widokowych nad skarpami i stokami wśród kolumn sosen,
między malowniczymi świerkami, pod konarami dębów i buków…
Na manowcach |
Pokusiłem się kiedyś
obejść rozlewisko, ale ścieżka wiedzie na manowce, wśród wykrotów, powalonych
pni, krzaków. Często ją traciłem z oczu, potem wyłaniała się w najmniej
spodziewanych miejscach. Dzisiaj zapewne całkiem zarosła. Puszcza rządzi i
zaciera wszelkie ślady.
Krajobraz matecznika przez gęstwę |
Rozlewisko we mgle |
Nam się kiedyś udało obejść to rozlewisko. Chyba wiosną trzeba będzie to powtórzyć :-)
OdpowiedzUsuńKoniecznie. Dostarcza tylu wrażeń... Jeszcze nie skończyłem o nim pisać. W zanadrzu mam dwie historie: jedną ornitologiczną, drugą... sama zobaczysz. Bo ja bym nie uwierzył, gdybym nie zobaczył na własne oczy.
OdpowiedzUsuńmoje ukochane miejsce na Ziemi. Nie zliczę ilości obejść tego rozlewiska:) W zasadzie trudno mnie tam nie zastać :)))
OdpowiedzUsuńCóż, Krzysztofie. Miejsce jest po prostu bajkowe. Marzę jeszcze o jednym, by móc tam fotografować z kajaka albo chociaż z lada pontonu. Kiedyś widziałem dwóch gości, którzy drałowali z pontonem aż z Nowej Wsi, co by sobie popływać po rozlewisku.
OdpowiedzUsuń