sobota, 8 sierpnia 2020

Migawki z Marózki

Migawki z Marózki.


Spływ trwał wyjątkowo krótko. Pogodne niebo przysłoniły chmury, sprowadzając nad rzekę zbyt dużo cienia. Wezbrana woda niosła za szybko. Organizatorzy kajakarstwa usunęli z nurtu zbyt wiele przeszkód, zamieniając pełen wrażeń spływ w spacer po parku dla emerytów. Tylko ktoś doceniający powolny ruch i ciszę jest więc w stanie dostrzec coś więcej niż tylko architektoniczną warstwę obrazów ciasnej doliny przełomu rzeki. Zaoszczędzę więc ciągłej narracji. Będą migawki.

Czapla nad Pawlikiem
 

Na początek czapla na gałęzi olchy rosnącej nad łanem trzcin zasłaniających pomost i podmokły brzeg jeziorka Pawlik przy wejściu na Marózkę. Pozowała w jaskrawym świetle. Aparat uchwycił uważne oczy. 




Rozglądała się po okolicy z wysokości korony. Patrzyła na parę łabędzi z licznym potomstwem, które pasły się na wodnej łące. Sielanka. Wiatr spadał nad taflę jeziora. Wzniecał drobne fale. Naganiał chmury z południa. Wpłynęliśmy na rzekę, zanurzając się w zielony półmrok.






Marózkowe krzyżówki
 



Kaczki krzyżówki są nieodłącznym elementem fauny Marózki. wszędzie ich pełno. Przestały uciekać przed ludźmi w kajakach. Źle to rokuje. Skróciły dystans bezpieczeństwa. 












Niemniej trudno ciągle uchodzić przed tabunami kajaków „zadeptującymi” nurt. Odpływają więc pod brzegi; kryją się pod paprociami, spod których zwisają gęste brody korzeni; chowają się za kłodami… Niektóre przesiadują na pniach nie reagując. Stroszą pióra. Gimnastykują skrzydła. Pozują cierpliwie… Póki nurt spokojny, a my spływami nieśpiesznie, fotografując każdy zakątek i każady szczegół otoczenia, kaczki pełnią honory przewodniczek. Odlatują, kiedy wyczerpią zasoby kaczej  cierpliwości,. 


Nieopodal jednej z kilku niedostępnych polan spotykamy samiczkę w otoczeniu dojrzewających już dzieci. Nie ustępowały już matce wielkością, a jednak wciąż były jej posłuszne. Mijaliśmy je, trzymając się drugiego brzegu. Mamuśka przyjęła to chyba z ulgą…


Błyskotka w pozycji na baczność
 
 
Wpłynąwszy w las za zrujnowanym mostkiem, zobaczyliśmy zimorodka. Zamigotał skrzydłami w plamie słońca. Zniknął za zakrętem rzeki. 














Spływaliśmy powoli, całą uwagę skupiając na obrazach wąwozu. Sięgałem po wiosło tylko wtedy, gdy prąd wody znosił ku brzegom, wpychał na pnie albo na zanurzone głazy. Nic sobie nie robiłem z tego, że kajak obracał się bokiem albo rufą do kierunku spływu. Czasem zatrzymywaliśmy się na mieliznach, żeby uchwycić jakiś szczególny obraz. 










Zimorodek ciągle nas zaskakiwał. Polował z gałązek zawieszonych nad wodą. Uciekał spod zakamarków podmytych brzegów. Chyba z nas żartował. Aparaty w pogotowiu, a ze zdjęć wciąż nici. Zbyt szybki i nazbyt nieobliczalny, by dało się przewidzieć, gdzie czatuje, skąd ucieknie. 













Wpatrywałem się więc w otoczenie rzeki, usiłując dostrzec frapującą plamkę błękitów i rudego podbrzusza. Długo trwało, zanim go namierzyłem siedzącego  na wyschniętej gałązce świerka, który zaległ w rzece.
- Jest – szepcę do Małgosi.
- Gdzie?
- Przed tobą na godzinie pierwszej.
- Mucha mnie gryzie! Ratuj!
- Poświęć się. Albo mucha albo zimorodek – szepcę i fotografuję.







Nie odpuściłem. Złapałem go także w chwili, gdy poderwał się do lotu i znikał za gałązkami.

















Znowu płynęliśmy. Zimorodek przeleciał wzdłuż polany, na której biwakowała para kajakarzy. Nieświadomych, że tuż obok polował klejnot Marózki. Ptaszek musnął dziobem powierzchnię wody. Na końcu dzioba zamigotała rybka. Nie zdążyłem wycelować obiektywem... Po kilkuset metrach wypatrzyłem go w liściach olchy pochylonej nad mielizną. W miejscu, gdzie Marózka traci już impet, opuściwszy przełom. Dotarliśmy chyba do końca jego rewiru. Dalej zaczynały się mokradła Jeziora Świętego.

Bielik bez zdjęcia
 
Tam, gdzie rzeka opuszcza wąwóz i zaczyna płynąć szeroką doliną o zboczach ukrytych za ścianami boru, jest ostoja bielika. Podczas foto-polowania na zimorodka ujrzeliśmy cień między konarami drzew i szeroko rozpostarte skrzydła. Ptak niezgrabnie uniósł się w powietrze. Zygzakiem omijał pnie. W końcu zniknął za listowiem odległych olch i brzóz porastających wilgotne dno doliny. O tym, że to ostoja bielika, powiedział podleśniczy z Kurek. Mieliśmy szczęście zobaczyć pana powietrznej przestrzeni nad Marózką. Zdjęcia nie wyszły. Za dużo gałęzi między bielikiem a obiektywem.

Kormoran
 





Na czubku martwej olchy pozował kormoran. Na tle spopielałego nieba. Prześwietlone chmury zasłoniły cały sufit. Kormoran suszył skrzydła po jakimś wcześniejszym polowaniu. Patrzył na południe. Kajak zbliżał się do olchy niesiony wygaszonym nurtem w szpalerze bujnych trzcin. Gdzieś z boku zakwilił błotniak.






Z biegiem Marózki


O samym spacerze i wrażeniach dzisiaj niewiele. Kalejdoskop z poszarzałych z braku światła zdjęć poniżej.





Dzieło dzięcioła czarnego


































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz