 |
Wyspa na Kiernozie |
Długo czekałem na
możliwość kajakowania po Łynie. Pierwsza próba nie doszła do skutku. Zakaz
wstępu do lasu.Zostałem zawrócony w Zgniłosze.
 |
Świt żeglarski nad Kiernozem |
 |
Wenus nad Kiernozem |
Tym razem
spróbowałem zaraz po zniesieniu zakazu. W nocy mróz. Kantowskie gwiaździste
niebo nade mną, czystość moralna we mnie…
 |
Tu już Łyna. |
Jechałem jak na skrzydłach przez
pustą wieś, potem las. Przepełniony myślami o Łynie. Krótko to trwało. W
świetle reflektorów zobaczyłem koziołka i sarnę. Pasły się na poboczach drogi.
Noga z gazu. Stopa na hamulec. Zwolniłem do sprintu furmanki. W głowie
natarczywe ostrzeżenie:
- Żeby tylko nie
próbowały iść ku sobie.
Koziołek
odskoczył w las. Sarna przeskoczyła przez przydrożny rów. Mogłem pojechać
dalej. Nie przyspieszałem. Zwierzęta przed świtem tracą czujność.
 |
Świt astronomiczny nad Łyną |
Za Butrynami
kolejne spotkanie. Jeleń z zaczątkami poroża w scypule. Truchtał przez asfalt
przed samą maską, prężąc tors. Zanurzył się w las. Tymczasem aparat leżał w
plecaku. Obraz wciąż mam przed oczami.
 |
Jest płytko i zimno |
Za Nową Kaletką
to samo. Już nie pojedynczy okaz. Łania, roczne cielę, ciut starszy byczek ze
szpicami (zapewne badylarz). No nie dało się przyspieszyć. Dopiero za Zgniłochą
owe nieoczekiwane spotkania ustały. Znów mogłem pomarzyć o samotnym tête-à-tête z Łyną. Pierwszym
w tym roku.
 |
Słońce maluje |
Dolinę Łyny w
Kurkach spowijała mgiełka. Snuła się nad wodą, wyschniętymi oczeretami.
Obiecywała to coś, czemu nie sposób się oprzeć. Kiedy zsuwałem kajak z
wysokiego brzegu, skonstatowałem, że poziom wody obnażył pale pomostu obok. Tak
wyczerpanej rzeki jeszcze nie oglądałem. Poczułem obawę, że za Brzeźnem Łyńskim
nie popływam.
 |
Wciąż surowo |
Umościłem się w
kajaku, chwyciłem wiosło i ruszyłem pod prąd przez mrok do Kiernoza Wielkiego. Mróz
dotknął twarzy. Nic sobie z niego nie robiłem. Byłem ubrany jak na wyprawę
polarną. Woda pluskała pod wiosłem. Ptaki śpiewały, wybijały werble, gaworzyły,
kwakały. Z oddali dobiegł głos kukułki. Usłyszałem ją pierwszy raz w tym roku.
Gdzieś obok zapluskała kaczka, chowając się w tataraku, i ryba, ochlapując mnie
kroplami. Jeszcze tylko most, którego przęsła i betonowe przyczółki odbijały
pogłosem chrobot wiosła o kamienie na dnie, korytarz w nieprzeniknionym
oczerecie, i oto Kiernoz Wielki. Pomyślałem:
- Jeśli nie wpuści
mnie Łyna za Brzeźno, to chociaż tutaj pospaceruję.
 |
Tajemnica kajakowych wędrówek - co dalej? |
Z zarośli
poderwały się czaple. Bezgłośnie. Kaczki i kury wodne odpłynęły w zarośla. Kajak
sunął po zastygłym jeziorze. Fala odpływała od dziobu bez plusku. Brzask
dopiero zapalał się na wschodzie. Gwiazdy patrzyły w lustro. Wiatr spał. Wokół
trwał koncert.
 |
Kiernoz Mały |
Popłynąłem w
przesmyk między wyspą a zachodnim brzegiem akwenu. Między ospałe perkozy,
którym nie chciało się nawet nurkować. Schodziły mi z drogi. Bez pośpiechu.
Kajak sunął po wodzie lekko, równo, przyjemnie. Próbowałem fotografować, ale
światła jak na lekarstwo. Zdjęcia w trybie bracketingu nie wychodziły.
Ręce nie nawykłe do wysiłku po zimowej przerwie sprawiały ból. Pomyślałem, że
to przejdzie. Dopiero za wyspą dostrzegłem pierwsze obłoczki podświetlone przez
słońce, które wciąż czaiło się pod horyzontem.
 |
Czapla, krzyżówki i perkoz |
Płynąłem ku
jasnemu Jowiszowi (odbijał się w wodzie przed dziobem) i ku ujściu Łyny otulonej
mgiełką. Poczułem na twarzy podmuch swawolnego wiatru. Drobna fala zagrała na
burtach. Wiatr jak nagle się pojawił, tak nagle zgasł. W zwężeniu jeziora kajak
doznał oporu. Mieszałem wiosłem muł. Szukałem miejsca, gdzie nurt budził na
powierzchni drobne zmarszczki lub chociaż zawirowania. Nic z tego. Tarłem dnem
o zawiązki grążeli, przemagałem opór zamulonej wody. Dopiero w miejscu, gdzie
brzegi się zeszły, poczułem ulgę.
Kajak przyspieszył.
Toń stała się głębsza. Mijałem nagie gałęzie wysuszonej łozy, jeszcze bezlistne
brzozy, ściany wysuszonego szuwaru. Kiedy stanąłem na mieliźnie, by nagrać
ptasi koncert, usłyszałem gwałtowne mlaśnięcie. Bóbr, włażąc do obnażonego
korytarza pod żeremiem, usiłował zaalarmować pobratymców plaśnięciem płetwy
ogonowej. Błoto to jednak nie woda. Zamiast „pluskiem” zabrzmiało „mlaskiem”.
Zaśmiałem się w duchu. Za to koncert – zniewalający.
 |
Odleciały sobie do światła |
Nic że zwierząt
za grosz. Świt należał do ptaków. Płynąłem bez pośpiechu wzdłuż łąki
nawiedzanej przez sarny i jelenie, pod lasem na stokach doliny, przez zakola i
zakręty, patrząc na odsłonięte brzegi i fragmenty dna pokrytego gałęziami,
szczątkami muszelek, zaglądając w odsłonięte przez wodę wejścia do nor pod
darnią. Zahaczałem wiosłem o grudy i kamienie. Czasem kajak zaszorował,
zachrobotał.
 |
Czapla siwa |
Świt powoli
odsłaniał krajobraz. Nastrój był podniosły. Z trzcin poderwała się siwa czapla.
Nie krzyczała. Zatoczyła krąg nad rzeką i poleciała nad Kiernoz Mały. Popłynąłem
za nią przez trzcinowy korytarz. W narastającym brzasku jezioro objawiło swoją
cichą naturę. W toni ujrzałem rozwijające się grążele. Gdzieniegdzie wynurzały
się już czubki zwiniętych jeszcze liści.
 |
Kiernoz Mały |
Pod południowym
brzegiem dostrzegłem plamy bieli. Pomyślałem:
- Łabędzie.
O tej porze roku
łabędzie trzymają się jeszcze w stadach przed wyborem miejsc na gniazdowanie.
Zdziwiłem się jednak, widząc na ekranie aparatu kontury białych czapli. Łaziły
skrajem szuwarów we mgle w towarzystwie mew, kaczek, perkozów. Stały z
wyciągniętymi szyjami w pozie polowania. Kiedy przepłynąłem pół akwenu,
poderwały się do lotu. Na tle jaśniejącego nieba zamieniły się w zwiewne żagle.
Odleciały do brzasku.
 |
Stare brzozy nad Łyną |
Skierowawszy się
do ujścia rzeki, znowu poczułem tępy opór. Niska woda odsłoniła mielizny.
Szukałem głębszej toni. Kilka razy zawracałem, mieszając przepastny muł i
uwalniając bąble metanu. W końcu przedarłem się na nurt nieopodal kępy starych
brzóz, dzisiaj bez strażników: czapli, myszołowów, kormoranów na konarach.
Wysuszone zarośla pokrywał szron.
 |
Domy nad rozlewiskiem |
Wpłynąłem na staw
za groblą. Para łabędzi snuła się we mgle po wyciszonym rozlewisku. Domy
Brzeźna odbijały się w wodzie. Gdzieś obok przeleciał brodziec, napełniając
przestrzeń przenikającym piskiem.
 |
Kormorany |
 |
Kormorany nad Kiernozem |
 |
Rozlewisko |
 |
Niewyraźna ale ciekawie podświetlona |
Wróciwszy na
nurt, fotografowałem klucz kormoranów. Leciały nad Kiernoz. Znad olch wyleciała
czapla. Skrzydła podświetlało słońce, wciąż niewidoczne z kajaka.
 |
Ktoś miał szczęście, zajmując ten kąt nad rzeką |
Płynąłem
przez zakola, odpychając się wiosłem od dna. Łyna naprawdę zbiedniała,
odsłaniając błotniste brzegi, obnażając korzenie olch, odkrywając wejścia do
żeremia bobrów, opróżniając rowy na łąkach. Zapowiadała się mozolna wędrówka. Z
trudem przepłynąłem pod mostem. Pióra wiosła odskakiwały od kamieni i szutru
pod płytką wodą. Ścieśniony nurt stawiał opór. Z ulgą powitałem spokojniejszy
fragment rzeki.
 |
Żeremisko |
 |
Zaczyna się slalom |
Za wsią zaczął
się slalom. Zanurzywszy się w łęg, płynąłem między obnażonymi konarami i pniami
przewróconych drzew. Przy wyższym stanie wody nie zastanawiałem się nad wyborem
miejsc, przez które da się przepłynąć swobodnie. Dzisiaj wypatrywałem kawałków
nurtu wolnego od przeszkód.
 |
Siedlisko - ostatnie zabudowania Brzeźna Łyńskiego |
Kluczyłem. Zawracałem. Znowu próbowałem. Płynąłem z
poczuciem mozołu. Kiedy nie było wyjścia, wpływałem z rozpędu na pnie i
przepychałem na drugą stronę, kombinując jak przysłowiowy koń pod górę. Na
szczęście elastyczny kadłub ułatwiał przeprawę. Spacer bawił.
 |
Wszędzie zawalidrogi |
 |
Wody coraz mniej |
 |
Przeprawa w świetle dnia - trzeba myśleć, jak przepłynąć, nie wysiadając z kajaka |
Przed kolejną
przeszkodą z pochylonych olch stanąłem. Przez ptaki, które w tym miejscu dały
niezwykły koncert. Pomyślałem, wpychając kajak w siwe jeszcze turzyce:
- Tegom szukał, tegom chciał.
Najpierw nagrałem
krótki film, a potem zamknąłem oczy, by w skupieniu słuchać…
 |
Żurawie nad Morzem |
Jeziorko Morze
gościło dzisiaj tylko jednego łabędzia. Wpływając nań, zobaczyłem odlatujące
żurawie i przelatującą czaplę.
 |
Odlatująca czapla młoda |
 |
Nie pływa. Stoi na środku nurtu. |
Łabędź usunął się z ujścia rzeki, otwierając mi
drogę przez najbardziej frapujący, nieomal biebrzański w charakterze fragment
górnego biegu Łyny. Słońce oświetlało już wierzchołki drzew.
 |
Morze i czekający łabędź |
 |
Na skraju cienia i światła |
 |
To szczególne miejsce na Łynie |
Wynurzywszy się z
cienia, sunąłem przez zakola i zakręty wypełnione leniwym nurtem. Poczułem dotyk
ciepła na plecach. Złudny. W świetle zaiskrzył szron na dziobie. Uśmiechnąłem
się w duchu. Ten zakątek rzeki nieustannie czymś zaskakuje.
W nim doceniam
szczególnie głębię kantowskiego spostrzeżenia:
Zwei
Dinge erfüllen das Gemüt mit immer neuer und zunehmender Bewunderung und
Ehrfurcht, je öfter und anhaltender sich das Nachdenken damit beschäftigt: Der
bestirnte Himmel über mir, und das moralische Gesetz in mir.
 |
Tu się przeprawiałem |
Za kolejnym
zakrętem odsłoniła się przeszkoda, która przywołała myśl o odwrocie. Przy
normalnym stanie wody przepchnąłbym kajak przez wiotkie gałęzie brzozy
powalonej przez bobry, chwytając łodygi kaleczącej turzycy. Dzisiaj gałęzie zaścieliły
muliste dno. Wbijając wiosło, nie poczułem oporu. Nie odważyłem się wysiąść. Odarty
z łyka pień unosił się nad obniżonym lustrem. Wepchnąłem dziób pod. Przeszedłem
nad pniem. Przepchnąłem kajak nogami, siedząc na konarze. Bujało niemiłosiernie.
Czego człowiek nie zrobi dla zdjęć. Kiedy rufa pojawiła się pod spodem,
usiadłem i powiosłowałem na Brzeźno Wielkie. Co za ulga!
 |
Łyna kusząca |
 |
Łyna obiecująca - widać już Brzeźno Duże |
Łyna działa jak
narkotyk. Gdybym tego nie zrobił, wracałbym z poczuciem żalu. Jeszcze kilka
drobnych przeszkód: odsłoniętych pni i gałęzi, które jednak ustąpiły pod
ciężarem kajaka; obnażona plątanina gałęzi przy żeremiu bobrów na zakręcie
(przecisnąłem się wąskim kanałem pomiędzy); nurt pokryty dywanem pociętych
łodyg i liści zeszłorocznych trzcin (musiałem popłynąć przez szuwary obok), i
oto jezioro w pełnej krasie. A na nim… przedszkole łabędzi. Dziesiątki ptaków.
Pływających i biwakujących wzdłuż zachodniego brzegu. Co za widok!
 |
Brzeźno |
 |
Brzeźno |
 |
Żurawie |
 |
Gdzieś ukryły się pisklęta |
Nie zdążyłem
jednak się przyjrzeć. Klangor żurawi odciągnął uwagę. Para spacerowała skrajem
trzcinowiska, ani myśląc odlatywać. Zachowanie ptaków wskazywało na obecność
piskląt. Nie podpływałem.
 |
Cyraneczek powabny |
 |
W przejmie na Brzeźno Małe |
Skierowałem się w
przejście między Brzeźnami. Z wody wystawały już czuby zwiniętych w rulon liści
grążeli. W oddali namierzyłem samczyka cyraneczki. Wszędzie krążyły czaple. I siwe
i białe. Tych białych zatrzęsienie. Ich obecność świadectwem postępującego
ocieplenia. Zaczynają uznawać dorzecze Łyny za rewir lęgowy. Nie do pomyślenia
jeszcze piętnaście lat temu. Nie dostrzegłem czarnych rybitw. Nie doleciały?
 |
Brzeźno Małe |
 |
Łabędzie na Brzeźnie |
Kajak znowu szorował
o muliste dno. Im bliżej przewężenia tym mocniej. Kluczyłem wśród wysuszonych
kęp pałki wąskolistnej i sitowia w poszukiwaniu głębszej wody i swobodniejszej
toni. Słońce oślepiało. Ściągnąłem kurtkę. Złość ogrzewała równie mocno… Mimo
to dałem radę.
 |
Przed Krzyżem |
 |
Symetria |
 |
Pierwsze kaczeńce |
Z ulgą wydostałem
się na Brzeźno Małe. Jeszcze tylko ostatni wysiłek i oto przedostatni fragment
rzeki. Urzekający. To niewzruszone lustro wody, te odbicia pochylonych drzew,
żagle białych czapli na niebie, ten nieustający koncert wiosny w lesie, na
brzegach, w oczerecie, ten plusk helokrenowych strumyków wpadających do rzeki z
obnażonego czarnoziemu, te pierwsze kaczeńce w sierści zeszłorocznej trawy. Nic
że zieleni za grosz, że liście jeszcze w łuskach, że drzewa nagie… Wokół tyle
życia, światła, muzyki, zapachów... I ja… Sam na sam z Łyną…
 |
Już widać Krzyż |
Ostrożnie
wyjrzałem na jeziorko Krzyż spomiędzy wysuszonych zarośli pałki wąskolistnej.
Powód oczywisty. Czaple białe. Dziesiątki ptaków.
 |
Białe czaple w poświacie słonecznej tarczy |
 |
Siwe czaple na kładce |
Poderwały się z szuwarów, rozsypały
po niebie niczym paciorki biżuterii. Z pomostów zaczęły startować siwe czaple.
Część ptaków podążyła ku słońcu, część po zatoczeniu kilku kręgów nad wodą
osiadła na czubkach sosen… Widowisko…