sobota, 4 sierpnia 2018

Kośna w szklarni


Kośna o świtaniu



Znowu Kośna. W klimacie upalnego sierpnia. O świcie było ponad 20 oC. Mgła spowijała krajobraz Przykopu. Słońce świeciło nad horyzontem, rozrzucając pasma światła. Przystawaliśmy na drodze kilka razy zauroczeni widokiem żurawi na skoszonej łące w poświacie złotej godziny. Małgosia zrobiła kilka zdjęć, nie bacząc na umykający czas. Zmarudziliśmy więc, zanim dojechaliśmy do Kośna nad Kośną w pobliżu Kośna, gdzie czekał kajak Agrokośna. Pozbieraliśmy wiosła i kapoki. Zwodowaliśmy kajak z zatopionej kładki. Rzeka wezbrała od wiosny o dobre trzydzieści centymetrów. Trudno powiedzieć:
- Zasługa skąpych deszczów czy zarośniętego nurtu.




Popłynęliśmy z prądem. Od wiosennego spaceru szlak przegrodziły kolejne przewrócone olchy. W kilku miejscach płynęliśmy przez szuwary. Nurtem się nie dało. Bujna zieleń zasłoniła komysze i zakamarki rzeki. Płynęliśmy w cieniu i półmroku świtu. Słońce z trudem prześwietlało bór od strony nasypu kolejowego. Między konarami widzieliśmy przemykające szynobusy, które zastąpiły stare składy pociągów. Wrażenie zaskakujące, bo w pierwszej chwili nie domyślisz się nawet, że obok jest linia kolejowa z Olsztyna do Ełku przez Szczytno, Ruciane-Nidę (dawniej Rudczany według Melchiora Wańkowicza tropiącego Smętka).

Subtelność pasemek

Arcydzięgiel w krasie


Najpiękniejszy fragment Kośny to oczywiście ten od wejścia z Jeziora Kośno do rozlewiska przed mostem kolejowym. Rzeka nie utraciła swojego magicznego emploi mimo sąsiedztwa poręb ogrodzonych drucianymi siatkami przez nadgorliwych pracowników Nadleśnictwa w Olsztynie. Rzekomo chroniących nasadzenia przed zgryzaniem przez jelenie. Te siatki to jakiś patologiczny zamysł niszczący krajobraz i doprowadzający mnie do wk…u. Nie dość, że chronią marnej jakości materiał szkółkarski i utrudniają migrację zwierząt, to jeszcze utrudniają renaturalizację lasu. Jakby nie było innego bardziej przyjaznego sposobu prowadzenia gospodarki leśnej od powszechnie praktykowanych maszynowych zrębów do gołej ziemi. W epoce gwałtownego ocieplania się klimatu, w której powinniśmy dołożyć wszelkich starań, by chronić drzewa za wszelką cenę, bo tylko one są w stanie dać osłonę przed skutkami upałów.


Kośna

O świcie na Kośnej jestem jednak daleko od tych niepokojących myśli. Woda łagodzi obyczaje. Szelesty w trzcinach, tataraku, sitowiu, w zaroślach maskujących brzegi, zaśpiewy wilg w listowiu, nieśmiałe świergoty w podszycie lasu – wszystko to wyostrza zmysły, wprowadza w stan czuwania… Aparaty w dłoniach rejestrują ulotne chwile, obrazy, wrażenia, emocje… Kajak sunie nad wodorostami… Z wioseł spadają krople wody… Zakręt mija za zakrętem… Refleksy światła zdobią nieśmiałe mgiełki nad wodą. Na przemian błyszczą i gasną… Rosa skrzy się na liściach… Ulotne świtezianki migoczą nad konarami zaległych w wodzie drzew… Świat płynie przed oczami… Człowiek zawieszony między wodą a niebem… Błądzący pograniczem Warmii i Mazur… póki rzeka nie odbije na północ i zachód w kierunku odległego Klebarka i Silic…





Rozlewisko
Kwitnąca jeżówka kolczasta

Leśny charakter Kośny utrzymuje się do pierwszego mostka. Zaraz za nim nurt zwalnia, grzęźnie w zakolach, ciemnieje. Dolina staje się szersza. Jej dno zamienia się w trzęsawisko. Kajak snuje się nad czarnym mułem. Wbijane wiosło nie znajduje tutaj oporu. Wypływamy na rozlewisko. Domowe pielesze Wojtka i Kaśki: łabędzi niemych, które od lat wprowadzają kolejne udane lęgi w dorosłe życie. Skryte w kępach turzycy gniazdo, fotografowane z łabędzicą na jajkach w maju, było dzisiaj puste. Woda zalała je od spodu i zamieniła w stertę gnijącego zielska. Rodzinę spotkaliśmy daleko stąd. W dole rzeki. Para dochowała się pięciorga dorodnych podlotków, niewiele ustępujących wielkością rodzicom.

Potomstwo Kaśki i Wojtka



Most nad Kośną


Słońce wzeszło już nad linię lasu. Grzało. Czuliśmy, że nadchodzi skwar. Świt i wczesny poranek to jedyna pora dnia, kiedy daje się pływać i nie narzekać na upał. Za rozlewiskiem wpłynęliśmy w cień nadbrzeżnego łęgu. Rzeka powiodła w stronę mostu kolejowego. Mijaliśmy wyniosłe olchy, podświetlone polany pokryte dywanem ubiegłorocznych liści, usychające świerki z powodu kilkuletniej suszy hydrologicznej… Jeszcze kilka lat i położą się w rzece albo na brzegu, wyciągając ku niebu wykroty korzeni. Podpływając do mostu, namierzyliśmy przejeżdżający w prześwicie olch szynobus.



W Leśnej Purdzie



Za mostem wpłynęliśmy między zabudowania Purdy Leśnej. Domy stoją z dala od brzegów. Za łąkami. Płynęliśmy obok zwalonych olch i dębów. Od maja pojawiło się w nurcie więcej drzew. Nad samotnym głazem w rzece i omszałymi konarami uwijały się świtezianki. W nurcie baraszkowały ryby, znacząc powierzchnię kręgami. Między wodorostami pływały liny, krasnopióry, okonie, płocie, krąpie, kiełbie. Wypełniały każdą wolną przestrzeń nad piaskiem między kępami grążeli, moczarki, rdestnicy. Pod kolejnym betonowym mostkiem musieliśmy schować się głębiej w kajaku. Między wodą a spodem betonowych belek było ciasno. Raz uderzyłem głową o beton. Na szczęście w czapce. Póki kajak nie przepłynął na drugą stronę, byliśmy wystawieni na atak klaustrofobii. Za to uczucie ulgi warte swojej ceny.



Sceneria jak z Pustyni Błędowskiej


Tu było gniazdo rybitwy czarnej

Minąwszy urokliwe agroturystyczne siedlisko w zakolu Kośny, wypłynęliśmy na otwartą przestrzeń. Rozlewisko przed długą kładką zarosło łodygami pałki wąskolistnej. W oczeretach wypatrzyliśmy zarośla jeżówki kolczastej. Jeszcze kwitła. Tak jak na rozlewisku przed mostem kolejowym. Wszystko jest w tym roku za wcześnie. Lato za wcześnie. Kwitnące za wcześnie rośliny. Oby tylko jesień nie nadeszła za wcześnie. Ledwo łęg prawego brzegu ustąpił polom poczuliśmy uderzenie gorąca. Słońce było bezlitosne. Tylko chmury nad północnymi krawędziami krajobrazu obiecały ulgę. Nie kwapiły się jednak ku nam. Bardziej przypominały zabielony wapnem sufit szklarni.

 
W klimatach szklarni






Nieco dalej wpłynęliśmy w wąwóz. Spłoszyliśmy czaplę, która dała się fotografować przez kilkanaście sekund. Być może upał ją osłabił. Odleciała niedaleko. Wylądowała na łące nad rzeką. Miałem nadzieję powtórzyć foto-sesję, lecz gdy tylko zasłoniły nas olchy, uciekła w kierunku lasu.









Świteź

Za kolejnym zakolem wpłynęliśmy między pola pszenicy gotowej już do koszenia. Woda, pasma szuwarów, kępy arcydzięgiela, dojrzewające głogi i zdziczałe jabłonie, nieprzystępne brzegi, niekiedy zejścia do wodopojów dla krów pasących się nieopodal, zatopione kłody starych wierzb, przelatujące między trzcinami jaskółki, trzcinniki, gąsiorki, startujące z wody krzyżówki, krążące w oddali błotniaki i myszołowy… Płynący przed oczami rozprażony krajobraz…

Kośna

Kłobukowisko


Zawróciliśmy. Słońce stało się nieznośne. Pajtuński Młyn musi jeszcze poczekać na kolejną foto-wizytę.






Cierpliwości niejedno na imię







Sceneria do horroru jak znalazł

Kośna


























3 komentarze:

  1. mam prośbę - nie zakładaj kolejnego bloga, bo ja już z ogarnięciem tych dwóch mam problem :)

    OdpowiedzUsuń