poniedziałek, 12 września 2016

Łyna i Jezioro Łańskie w sierpniu



Jezioro Łańskie z Dzierzgun


Nie zawsze udaje się pływać Łyną i po Jeziorze Łańskim o świcie. Czasem pływam wespół zespół z Małgosią za dnia. Pod koniec sierpnia wypłynęliśmy sobie w godzinie dojrzałego poranka. Słońce wstało, zalewając krajobraz jaskrawym światłem. Powietrze okazało się przejrzyste. Niewielkie chmury zdobiły niebo. Dawały ulgę, gdy zasłaniały na kilka chwil słoneczną tarczę.

Widok Łyny w kierunku Ząbia

Rzeka otworzyła przed nami swoje wnętrze. Kajak snuł się w szpalerze wybujałych trzcin, które, rozstępując się, odsłaniały obraz wiejskich zabudowań, schodząc się natomiast, tworzyły nieomal tunel nad głową. Wtedy trzeba wiosłem rozgarniać długie liście, sprężyste łodygi i miotełki kwiatów oblepione drobnymi muszkami, które osiadają na twarzy, rękach i ubraniu. Na szczęście odlatują dotknięte promieniami słońca.

Żurawie nad Łyną

Spływaliśmy bez pośpiechu. Toń Łyny była oświetlona do spodu. Odkrywaliśmy świat migoczących ryb, podwodnego lasu, piaszczystych polan na dnie, którego wiosłem nie sięgniesz, wynurzających się roślin i kwitnących zielników na brzegach. Łagodny nurt wprawiał wodorosty w taneczny ruch.

Łyna

Łyna

Płynąc bez celu, dostrzegasz więcej. Kajak, którego nie ponagla się wiosłem, sunie raz przodem, raz rufą, raz burtą, wpadając w zarośla, kręcąc się na powierzchni wody zmieniającej wciąż kierunek albo grzęznącej w chaszczach przy brzegu lub w mierzwie wodnych roślin na środku rzeki.

Bukiety Łyny

I tak do mostku łączącego łąki i pastwiska warmińskiego Ząbia z mazurskim brzegiem Kurek. Pod mostem krótka ekwilibrystyka, wszak trzeba mocno pochylić głowy, odstawić wiosła i przepchnąć się pod przęsłami. 




Potem jest las i osiedle domów letniskowych. Łyna spływa wzdłuż podmokłych łąk, zarastających młodym łęgiem z wierzb i olch, i wzdłuż wysokiego brzegu, odgrodzona od lasu płotem z drucianej siaki rozpiętej na betonowych słupach pokrytych patyną porostów. W wielu miejscach siatka została rozerwana przez wędkarzy i zwierzęta. 

Łyna leśna

Wodne ogrody

Krasnopióry

Płynąc coraz częściej pod zwieszonymi konarami pochylonych drzew, płoszymy czaple i kormorany, dzikie kaczki i nurogęsi, łabędzie spacerujące między Kurkami a Jeziorem Łańskim. Znużone przydługą ucieczką chowają się w końcu w rozległe trzcinowisko, pozwalając nam płynąć dalej bez awantur.

Odcienie wodnej zieleni

Wodorosty Łyny tworzą przeurocze tło dla dorodnych uklejek, krasnopiór, płoci, leszczy, wszędobylskich okoni, bardziej skrytych linów i szczupaków. Te ostatnie widać niezmiernie rzadko, gdy ruszają do zabójczego ataku, startując  spomiędzy trzcin lub z cienia grążeli. O tej porze dnia nie ma szans na spotkanie z bobrami, które wiodą nocny ryb życia i mają gdzie się chować.

Chwila odpoczynku

Potem środowisko się zmienia. Wpływamy na jezioro pod palące promienie słońca, które opala i z góry, i odbijając się od wody. Doceniamy więc kapelusz i apaszki (to Małgosia), i czapkę daszkiem do tyłu (to ja). Płyniemy na północ wzdłuż wschodniego brzegu, przyglądając się drzewom, łabędziom przesiadującym w trzcinowych kryjówkach, perkozom snującym się nad polanami wodorostów. Mijamy niewidoczne ujście strumienia z zakątka w Dzierzgunach. Niegdyś Dzierzgunka zasilała nieistniejący młyn i wypełniała stawy w dolinie ciągnącej się łukiem w kierunku Nowej Kaletki.

Puszcza

Za obozowiskiem w Ząbiu dopłynęliśmy do zatoczki u nasady niewielkiego półwyspu, by zrobić krótki popas w cieniu olch. Rozpędziwszy kajak, osadziłem dziób na mokrym piasku płycizny. Za olchami jest miła polana z łanem topinamburu na wypiętrzeniu pagórka. Dwie drogi odchodzą stąd w stary las zdominowany przez masztowe ponad stuletnie sosny. Obie drogi łączą się niebawem i dochodzą do leśnego duktu, który wiedzie wzdłuż Jeziora Łańskiego od ostatnich łąk w Kurkach po ośrodek w Łańsku. To moja ulubiona trasa rowerowa. Przerwana niestety na wysokości Cyranki. Tam trzeba odważnie wjechać w las i szukać przejścia między daglezjami, które posadzono pospołu ze strzelistymi sosnami, albo objechać ośrodek, robiąc kilkukilometrową pętlę wygodnymi drogami z dala od jeziora.

Na środku jeziora

Wiosną widać z nadjeziornej skarpy zajmujące panoramy, przypominające obrazy skandynawskich jezior. Jedno, że tutaj nie ma skał. Dominują moreny usypane z piachu i żwiru skrywającego polodowcowe głazy narzutowe z granitu.







Podwodna górka

Po krótkim odpoczynku popłynęliśmy na mieliznę oznaczoną białą flagą. Kormorany nie wykazały cierpliwości. Odleciały, gdy spróbowaliśmy do nich podpłynąć. Wiatr nie nastrajał do komitywy. Małgosia z obawy przed uprażeniem się nakłoniła mnie do powrotu. Kobiety raczej nie lubią ogorzałej od słońca i wiatru skóry. Obiecująca zatoka w kierunku Plusznego otworzyła swoje wnętrze tylko na chwilę.

Staropruska zatoka

Zajrzeliśmy więc do mniejszej zatoczki, niegdyś upatrzonej na prehistoryczne obozowisko. Jej przyjazne z pozoru wnętrze rozświetlało słońce. 


Będąc tu pierwszy raz, szorowałem kajakiem o miękkie muliste dno uwalniające bąble metanu. Dzisiaj poziom jeziora był wyższy. 

Grążele

W płytkiej toni pływały okonie. Pod jeżówką gałęzistą kryły się krasnopióry i karasie. Liście niezbyt wyrośniętych grążeli tworzyły urzekający obraz zakątka. Ptaki tutaj nie wpływały. Zatoczka zdawała się kameralna i przyjemna, a jednak niepokoiła. Olchowy łęg nie dopuszczał do jej wnętrza wiatru.

Jeżówka

Zrobiło się gorąco. Uciekaliśmy na otwarte jezioro, szukając podmuchów łagodzących upał. Kajak zagrał na fali, gdy mijaliśmy żerdzie z rozpiętymi sieciami. Na tych żerdziach przesiadywał kormoran w towarzystwie samotnej łyski. Długo pozowały. Kormoran w końcu odleciał. Łyska mimo to przeczekała naszą natrętną obecność. 




Za trzcinami wpłynęliśmy do kolejnej zatoki z rozpadającymi się pomostami. Na ruinach najstarszego - zmurszałych palach wystających z dna i dźwigających kępy roślin – przesiadywały kormorany, mewy śmieszki, rybitwy. 

Kolonia

Z pobliskich trzcin poderwały się czaple, uciekając przed obiektywem. Ptaki przesiadujące na palach nie zamierzały opuszczać swoich ulubionych miejsc. Ostre kontrasty nie pozwoliły jednak na udaną sesję.

Rybitwa

Pod koniec ujrzeliśmy niecodzienną scenę – wspólną napaść kilku mew na rybitwę, która upolowała niewielką rybkę nieopodal pomostu. Próbowała uciekać ze zdobyczą, robiąc gwałtowne zwroty. Mewy jednak nie odpuściły. Rybitwa porzuciła w końcu rybkę, by uniknąć poturbowania. To wszystko działo się w takim zamieszaniu, że nie nadążałem z obiektywem. Pozostało tylko wspomnienie owego okrutnego zdarzenia.

Dywan Łyny

Powrót pod słońce i pod wiatr sprawiał trochę kłopotu. Mijaliśmy pustoszejący biwak w Ząbiu. Pod koniec sierpnia, kiedy pogoda nareszcie przypomniała, że jest astronomiczne lato, ludzie musieli wracać na początek roku szkolnego.

Podwodna polana

Wracając rzeką, minęliśmy rodzinę łabędzi z dwojgiem wyrośniętych podlotków w szarej jeszcze szacie. Przycisnęliśmy się do ściany trzcin, by uniknąć konfrontacji z rodzicami, zwłaszcza z ojcem, który taksował nas groźnym spojrzeniem. Potem pozostał już tylko mozolny powrót przez spieczony krajobraz rzecznej doliny.


Spływ w towarzystwie Małgosi dostarcza innych wrażeń. Cieszy jej reakcja na widok podwodnych ogrodów Łyny. Inaczej się płynie w towarzystwie osoby, której nie zajmuje cel wędrówki, a inaczej, gdy w milczeniu próbuję dopłynąć do zaplanowanego celu, zmagając się ze zmęczeniem osłabiającym wrażenia towarzyszące przypadkowym spotkaniom z leśną fauną.





5 komentarzy:

  1. Dziękuję za tą wyciszającą lekturę, jak zawsze dobrze się czyta. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. zainspirowany Twoim wpisem, szczególnie zdjęciami w których widać dno, fotografowałem wzdręgi w jeziorze :) jutro może je opublikuję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń