wtorek, 19 lipca 2022

Kośna pierwszego dnia lata

 




Powróciliśmy na Kośnę po kilku latach absencji. O wschodzie słońca. Podczas klarownej pogody. Wypłynęliśmy z pomostu Agrokośna. Ledwo wystającego nad poziom wody. 

 

 

 

 

 




 

Rzeka przywitała chłodem bezwietrznego poranka. Nurt poniósł łagodnie nad jasnym piaskiem, między tataraki, pod gałęzie olch zapatrzonych w lustro, rozśpiewane ptactwo, które nadawało z brzegów i od lasu. Nieopodal przemknął pociąg po torach na grzbiecie zasłoniętego nasypu. Poczuliśmy egzotykę.

 

 





Swobodny spływ skończył się obok pierwszej olchy, która przegrodziła nurt. Wepchnąłem kajak między łodygi rzadkiego tataraku. Opłynęliśmy bujną koronę. Drzewo runęło niedawno. Listowie zachowało świeżość zasilane wodą z korzeni, które nadal tkwiły w błotnistym brzegu. 

 

 





 

Tuż za przeszkodą otworzył się najpiękniejszy fragment Kośny. Jako żywo kojarzący się z Babięcką Strugą przed Wielkim Zyzdrojem na szlaku Krutyni. Te same błotniste brzegi dźwigające bujny oczeret w dolinie o stromych ścianach, ten sam nurt rozdzielony wysepkami ściśniętymi korzeniami olch, podobnie przejrzysta, zapamiętana przez dziesięciolecia, woda rozjaśniona plamami słońca przeciskającego się między kolumnami lasu… 





I oto rozlewisko wzdłuż nasypu kolejowego trasy Olsztyn – Ruciane – Ełk. Dzisiaj uśpione we flaucie. Nad nim para błotniaków i kilka siwych czapli. Obok łabędzie z młodymi. Ich gniazdo w głębi niedostępnych szuwarów. Mijamy je z daleka. Nie chcemy niepokoić. Kajak tnie wodę. Wznieca fale, które gasną w zaroślach oczeretu. Burty trą o liście grążeli. W ciemnej podświetlonej toni przemykają cienie. Obok srebrzą się ukleje, uciekając przed zagrożeniem. Wysypują się na powierzchnię i tej samej sekundzie znikają. Wpływamy w przewężenie pod skarpę dźwigającą stare sosny i świerki, w zakręt, w wąwóz zwieńczony konstrukcją mostu kolejowego na kamiennych filarach. 






Płyniemy nad wielkim akwarium, ścieżkami godnymi filmów National Geographic. Słońce rozjaśnia każdy zakamarek. Syci światłem paletę czerwcowych kolorów i odcieni. Jest błogo w otoczeniu boru, między ścianami turzycy, pałki wąskolistnej, trzcin, tataraku, wodolubnego szczawiu, wśród botanicznych ogródków na podporach z zanurzonych pni i kłód kwiatów grążeli i białych lilii, pod wilczymi kładkami nad lustrem wody, w końcu pod mostem drogowym spinającym najpiękniejszy odcinek Kośny… Bo dalej las zaczyna ustępować…







Spływamy pod mostem kolejowym. Obok dębu, którego szczątki wypełniają połowę koryta nurtu, tworząc fraktalny obraz. Stajemy przy kładce, skąd biegnie ścieżka do starego domu za drzewami. Fotografujemy ważki, kwiaty, świtezianki na grążelach, toń Kośnej z zanurzonymi kwiatami grążeli.


 

 

W pełnym słońcu fotografujemy wywrócone pnie pokryte porostami, wybielone wiatrem i światłem, wystające z wody gałęzie… I nagle przypływ adrenaliny:

- Zimorodek!








 

Stoi na patyku. Wierci się. Patrzy w wodę. Obraca się wokół. Skanuje wzrokiem otoczenie. Spogląda w obiektywy. Znowu w wodę. Jakby czegoś szukał. Jest w plamie światła. Na tle pni starych olch. W końcu nurkuje. Coś błyszczy w dziobie. Nie leci jednak ku nam. Zmierza pod most. Już go nie zobaczymy. W głowie jedna myśł:

- Zimorodek na Kośnej. W końcu.

 













Nie sposób się śpieszyć. Każdy szczegół przyciąga uwagę: konary, które ugrzęzły w piasku, tworząc mozaikę kształtów; omszałe wysepki z naręczami ikeban pod pniami świerków i olch; wzlatujące czaple, które czuwały w zaroślach na niedostępnych rozlewiskach nurtu; otwierające się zakątki rzeki za każdym pokonanym zakrętem; pochylone martwe drzewa, wpatrzone w niebo i swoje odbicia w wodzie; dywany grążeli wypełniające zagłębienia dna i skrywające bogactwo ryb…








A potem powrót spod mostku w Leśnej Purdzie. Spacer po dnie słonecznej rzeki. Zanurzone siedzisko z zatopionego pniaka z wyrzeźbioną przez wodę fakturą słojów. Kępa olch nieopodal kładeczki, gdzie zostawiamy kajak…










 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz