 |
Ważka nad Jeziorem Łańskim |
Nie lubię łatwego początku wędrówki. Na przykład zaczynającego
się od spływania z prądem rzeki. Powrót pod prąd po dwudziestu kilku kilometrach
wiosłowania zwykle nuży i dobija. Gdy ręce już opadają, głowa pionu nie trzyma,
a słońce zgrilowało na skwarki w jasnym przestworzu wód szerokich a
pofalowanych.
 |
Z prądem Łyny przez Ząbie |
 |
Gdzie słowik śpiewa |
Choćbym nie wiem na jakie piękno wokół patrzył, zgaszone zmysły
tego nie łapią. To powód, dla którego, planując spacer kajakiem, oglądam
prognozę pogody i patrzę, skąd będzie wiać. O świcie można liczyć na flautę.
Przed południem na wiatr w plecy, jeśli wróżby z fusów meteorologów IMGW się
potwierdzą.
 |
Czarny bez nad wodą |
Wstałem jak zwykle w porze żeglarskiego świtu. W czerwcu na
Warmii nie ma nocy. Zmierzch przechodzi w świt. Nie widać więc granatowego
nieba. Łuna od słońca pod horyzontem wędruje z północnego zachodu na północny
wschód, nie dając zasnąć. Z ulgą więc podniosłem się z łóżka po kilkugodzinnym markowaniu
snu i po angielsku opuściłem dom, nikogo nie budząc…
 |
W nastroju Ałny |
Kajak już czekał. Odwrócony dnem do góry, by nie łapał rosy.
Wyekwipowany. Zepchnąwszy go na wodę (Łyna, nie wiedzieć czemu, wezbrała aż do
darni), usiadłszy w środku, poczułem to coś – ożywienie...
 |
Obietnica |
Ptaki darły się w oczeretach. Żaby wrzeszczały pod
trzcinami. Kukułki niezmordowanie nadawały z nadrzecznego łęgu. Żurawie
klangorzyły za wsią. Ryby ciskały się w toni, chlapiąc i wzniecając bezgłośne
fale na powierzchni rzeki. Wodorosty tańczyły. Kajak płynął. Wiosło pluskało
cichutko, co by nastroju nie burzyć. Aparat dyndał na szyi… Jedynie ta szarość
na niebie z zaróżowionym brzaskiem po wschodniej stronie krajobrazu…
 |
W szpalerze trzcin |
Nic to. Płynę. Mijam uśpione domy w Ząbiu. I domy wciśnięte
między rzekę a szosę do Olsztynka. Przemykam obok kładek i wzdłuż brzegów
pachnących kwaśną darnią na kredowym podłożu. Płynę przez łąki pełne kwiatów i wśród
suchych gałęzi wierzb. Płoszę siwe wrony…
 |
W towarzystwie ptaków |
Obok głowy przelatują trzcinniki, jaskółki, gąsiorki,
pokrzewki… W zaroślach dzikiego bzu nadaje słowik... Z trzcin co i raz
podrywają się krzyżówki: jurne samce i mniej liczne samiczki. Ich popłoch się
udziela. Budzi z letargu. Wstrzykuje adrenalinę. Odprowadzam je wzrokiem.
Znikają w szpalerze trzcin… Jedno, że nie sięgam po aparat. Za mało światła…
 |
Za mostkiem |
Wiosłuję. Z trudem mieszczę się w ciasnych zakrętach rzeki.
Trzciny krępują spływ wody. Kolejny łuk nurtu odsłania łąki opadające z
morenowych stoków. Dzisiaj pustych.
 |
Łyna |
 |
Ostaniec |
Pochylam się pod drewnianym mostkiem dla krów. Grzbietem trę
o zapajęczone kantówki przęsła. Za mostkiem ogarnia mnie łański bór, młody łęg,
gęste szuwary i turzyce. Toń odsłania egzotyczne zakątki podwodnego lasu.
Wszędzie pełno żółtych grążeli, wijących się pasm wodnej trawy, wodorostów,
zagłębień dna i piaszczystych pagórków, nad którymi przemykają ławice ryb…
 |
Do jeziora coraz bliżej |
Dopływam do miejsca, z którego widać osiedle domków letniskowych
na skraju Ząbia. Ich widok zwiastuje bliskość jeziora.
 |
W ujściu rzeki |
Świt nie był spektakularny. Zabrakło mgły… Nie postarali się
pruscy bogowie. Zesłali jeno klarowne powietrze. Zapewnili wietrzyk z
północnego zachodu (przynajmniej ten element prognozy się sprawdził). Sprowadzili
bezdeszczowe chmury. Zostawili obietnicę pogodnego dnia – zaróżowione pasmo
nieboskłonu nad lasem…
 |
Jezioro Łańskie - obiecujący początek |
 |
Dzień się budzi |
Spłoszywszy żurawie, które poderwały się z oczeretów,
wydając tłumiony pomruk (nie klangor), i poszybowały na łąkę po drugiej stronie
rzeki, wystraszywszy dzikie kaczki, które przeleciały nad parą bezdzietnych
łabędzi uchodzących przede mną, wypłynąłem z ujścia Łyny pomiędzy żerdzie z rozpiętymi
na nich sieciami i żakami.
 |
W stronę Dzierzgun |
 |
Brzeg Ząbia |
 |
Słońce nad uroczyskiem Dzierzguny |
 |
Cała jaskrawość |
Jezioro otworzyło przestrzeń. Powłoka chmur popękała,
odsłaniając plamy błękitu. Las pokrył się pasemkami złotej godziny. Krajobraz nabierał
kolorów. Drobne fale zagrały sarabandę na dziobie. Wydłużyłem krok - pociągnięcia
wiosłem. Kajak sunął ku rozległej części akwenu. Za ujściem Dziergunki i
przystanią obozowiska dla kamperów popłynąłem w kierunku podwodnej wysepki na
wysokości uroczyska Dzierzguny. Mieliznę obsiadły łabędzie i mewy. Ominąłem je
z daleka. Nie chciałem zakłócać idylli. W głowie miałem jedno:
- Przepłynąć jezioro wzdłuż.
 |
Jezioro Łańskie |
Kierunek narzucał wiatr. I fala napierająca od
północnego-zachodu. Najpierw więc trzymałem się leśnego brzegu Dzierzgun,
oglądając z daleka kormorany, mewy i rybitwy na zmurszałych i zarośniętych
kępami turzyc szczątkach drewnianych pomostów pod Ząbiem, wpatrując się w
niepozorną zatoczkę, nad którą odkryto ślady prehistorycznego siedliska,
podziwiając szpaler ozłoconych olch nad wodą. Potem, po krótkim odpoczynku w cieniu drzew
pochylonych nad łanem rozśpiewanych trzcin, przeciąłem akwen, celując w
wierzchołek Lalki, półwyspu zasłaniającego tę czarowniejszą, puszczańską część
jeziora.
 |
Chmury odchodzą |
 |
Wzdłuż leśnej ciszy |
 |
Światłem malowane |
 |
Zakątek |
 |
Mama i jej dzieciaki |
 |
W pajęczynie martwych gałęzi |
 |
Komysze nad jeziorem |
Za cyplem Lalki i za Rybakami dopłynąłem do ściany
puszczańskiego lasu. Wysoki brzeg osłaniał przed wiatrem i falami. Kajak
przestał grać. Przeszedł w tryb cichego pływania. Mogłem przepatrywać dzikie zakamarki
brzegów, zaglądać pod wykroty i pnie drzew, podglądać płochliwe kormorany, nie
mniej ostrożne tracze z młodymi, polujące czaple i rodzinne łabędzie…
 |
Ważka |
Przez niebo płynęły chmury o rozmytych kształtach. Krajobraz
wypełniały ostre kontrasty. Brzeg pod słońcem i nad rozjarzoną taflą jeziora zamienił
się w czarne pasmo. Ledwo dostrzegałem zabudowania Cyranki.
 |
Światłem malowane |
 |
Odpoczywając |
 |
Kryjówki w brzegu |
 |
Taki sobie obraz |
 |
Komysze |
Unikałem patrzenia na wschód. Światło zalewało oczy. Żar
spływał z nieba i odbijał się rykoszetem od wody. Mrużyłem oczy. Czapka z
daszkiem nie chroniła. Robiło się ciepło. Coraz cieplej. Zdjąłem bluzę,
wystawiając się na grillowanie.
 |
Ten widok zachwyca |
 |
Gdzie jezioro przypomina rozlewną rzekę |
Za kępą starych olch na cyplu jezioro przeistacza się w rozlewną
rzekę uchwyconą w karby doliny i ściany puszczańskich drzew. Staje się
egzotyczne... Przez samotność we wnętrzu krajobrazu, rozśpiewaną ciszę, rytm
wiosłowania, uciekające obrazy, fale odbiegające od dzioba, migotliwy ruch
ptaków… Przez kosmiczne nieomal oddalenie od wielkomiejskiego i korporacyjnego
zgiełku…
 |
Płynąc ku wyspom |
 |
Ważka |
Stanąwszy pod trzcinami, próbowałem obiektywem uchwycić
ważki w locie.
 |
Bielik |
Płynąc przez łański archipelag, chciałem uwiecznić rybołowa
krążącego nad największą wyspą – kolonią lęgową kormoranów… Wszędzie coś
przyciągało uwagę.
 |
Taki sobie ptak - Krzysztof i Andrzej wiedzą jaki |
 |
Ku wyspom |
 |
W najczarowniejszym miejscu Jeziora Łańskiego |
 |
Akwarele i gwasze |
 |
Czapla w uroczysku |
Przepływałem nad jeziornymi małżami, których ogromne muszle
błyszczały w świetle słońca. Obok kanałów i wodnych oczek rozrywających dywan
oczeretów. Płoszyłem krasnopióry i liny. Uciekając podnosiły smugi mułu. Snułem
się po wodzie zachwycony ciszą, widokiem kaczek krzyżówek, gągołów, łysek,
perkozów, czapli polujących na skraju turzyc, kormoranów przepatrujących tę część
jeziora w poszukiwaniu ryb. Słuchałem klangoru żurawi i rzewnego kwilenia
czarnych dzięciołów, dobiegającego z leśnych polan…
 |
Zmarszczki Łańskiego Jeziora |
Uwagę przykuła czapla. Wypłoszona z kępy tataraku
przeleciała w najdalej na północ wysuniętą część zatoki i osiadła na skraju
szuwarów pod ścianą łozy nieopodal swawolących kaczek.
Podpływałem do niej na
przekór chaotycznym podmuchom wiatru i wzniecanym falom. Już już celowałem
obiektywem, opierając aparat na kolanie, już już naciskałem spust migawki... Uwieczniłem
same zarośla. Ułamek sekundy wcześniej czapla uciekła z kadru, spłoszyła
kaczki, które równie szybko wystrzeliły w powietrze.
 |
Kaczor i uciekająca czapla młoda |
Panoramowałem, nie bacząc
na słońce, które nieomal poraziło obiektyw. Efekt? Jak na zdjęciu. Jedynym z
całej serii do usunięcia.
 |
Poluje się |
 |
Pozuje się |
Czapla okrążyła podmokłą olszynową wysepkę i wylądowała tam,
skąd ją wcześniej wypłoszyłem. Tym razem podpływałem do niej z wiatrem. Od
strony słońca. Nieśpiesznie. Z namysłem. Nie poruszając wiosłem. Nad mielizną,
oglądając malownicze wodorosty, ławice barwnych krasnopiór, zagrzebane małże,
szczeżuje wielkie, wypuszczające z siebie od czasu do czasu wodę, wzniecając tym sposobem malutkie pióropusze
mułu… Czapla była coraz bliżej. Zdawała się pozować. Prężyła pierś w słońcu…
Przegapiłem chwilę, w której rozpostarła skrzydła i odleciała za wyspę.
 |
Na wybiegu |
Za olchowym zagajnikiem na podmokłej wysepce zobaczyłem
łabędzia. Pozował na tle ciemnego lasu kontrastującego z jaskrawą powierzchnią
falującej wody. Nie podpływałem, a on nie kwapił się do ucieczki. Pilnował
rodziny ukrytej w trzcinach.
 |
Autopromocja |
 |
Wyspa kormoranów |
 |
Jezioro Łańskie |
 |
Czy ten maluch dorośnie do wędrówki? |
 |
Mamuśka (a może tatuś?) i dzieciak |
 |
Rodzinnie |
 |
Tajne kadry Cracovii |
 |
Na cudzym grzbiecie najfajniej |
Melchior Wańkowicz przezywał je głuptakami polskich jezior. Nie wiem, czy w
sensie pejoratywnym, czy nawiązując do zwyczajów ptaków morskich wędrujących po
całym obszarze północnego i zachodniego Atlantyku…
 |
Gdy fala popycha |
 |
Śmieszka |
Próbowałem kadrować mewy i rybitwy, które wylatywały z
wnętrza trzcinowiska, kwiląc przenikliwie. Patrzyły, dokąd płynę. Wracały do
gniazd, widząc, że nie szukam zwady…
 |
Miejsce spotkań - tylko dla pań |
Foto-uczta zaczęła się u brzegów wyspy kormoranów. Niegdyś o
przyjaznym wnętrzu, dzisiaj zarośniętej nieomal podzwrotnikową dżunglą. Dostępu
bronią szuwary, zasieki gałęzi i kłód zatopionych w wodzie, zarośla pokrzyw,
mierzwa kalin, dzikiego bzu, olchowego i jesionowego podszytu, ściana olch otulających
gonne sosny… Cały mikroświat, który dał schronienie dzikiemu ptactwu: nurogęsiom,
krzyżówkom, gągołom, łyskom, perkozom dwuczubym, skrytym perkozkom…
 |
Płochacze |
 |
Panika |
Fotografowałem tracze. Same dziewczyny o niepospolitej
urodzie. Zasiedziały się gromadnie na wystających z wody konarach potężnego
drzewa. Wystawiły pióra do słońca. Gaworzyły. Rozglądały się wokół, zadowalając
się babskim towarzystwem. Próżne samce w białych smokingach dawno odleciały po
miłosnych uniesieniach, by się wypierzyć. Stadko rzuciło się do ucieczki spłoszone
przez panikującego kormorana i siwą czaplę. Niektóre z nurogęsi pozostały
jednak na konarach, za nic mając rwetes.
 |
Niestrachliwe |
 |
Opiekuńcza |
 |
Na salonie |
 |
Co by tu zbroić? |
 |
Plotkujemy czy się przyglądamy? |
 |
Ktoś nadchodzi? |
 |
Tracze |
 |
Gągoły |
Poniżej pływała gągołka z piątką sprytnych maluchów. Rodzinka
trzymała się gąszczu zieleni wylewającej się z brzegu i galimatiasu wysuszonych gałęzi, konarów i
omszałych pni powalonych drzew… Chybotliwy kajak, kontrasty, odległość,
wszystko to sprawiło, że z całej serii zdjęć pozostało jedno, na którym utrwaliłem
cokolwiek.
 |
Kormorany |
Kormorany tymczasem brylowały na salonach. Opływając wyspę,
myślałem zrazu, że rozbiegły się po całym jeziorze. Koczujące wysoko stado zauważyłem
przypadkiem. Gdy ptaki, które siedziały na wybielonych pniach wystających z
wody odleciały, ściągając uwagę kilku innych siedzących na wierzchołkach upapranych
odchodami olch. Pozostałe kormorany oddawały się bezruchowi, susząc czarne skrzydła
na słońcu. Milczały dzisiaj, chociaż w stadzie zwykły toczyć chrapliwą dyskusję.
Wracałem przez najbardziej puszczański fragment jeziora.
Słońce grillowało. Czułem jego palący dotyk na skórze. Wiatr chłodził, dając
poczucie złudnego komfortu.
Jak podczas spływu Wisłą do Modlina.
 |
W drodze powrotnej |
 |
Puszcza |
 |
Grill |
Kormorany nie dawały się fotografować w ruchu. Panoramowanie
z rozbujanego kajaka nie wychodziło. Odprowadzałem je wzrokiem. W końcu przestałem
sięgać po aparat…
 |
To się nazywa czuwanie |
 |
albo kontemplacja |
 |
Nic. Lecę. |
 |
I poszłoooo |
Póki nie dostrzegłem ich klucza w cieśninie między Lalką a
Rybakami…
 |
Nadlatują |
Zmierzały wprost na mnie. Z zachwycającym impetem. Wleciały
w przestrzeń między mną a słońcem. Na szczęście tuż nad wodą. Na tle Lalki. Wpadły
w kadr. Gdyby przelatywały ciut bliżej, poczułbym podmuch wzniecony skrzydłami…
 |
Są coraz bliżej. |
 |
Kormorany i Lalka |
Na wysokości uroczyska w Dzierzgunach, skrywającego
kameralną dwukilometrową dolinę z niepozornym strumieniem, który napędzał nieistniejący
już młyn nad jeziorem, fotografowałem bielika. Krążył na tle wypiętrzonych
chmur dla samej przyjemności latania. Szybował w prądzie konwekcyjnym. Bajeczny
widok…
 |
Bielik i chmura |
 |
Bielik |
Wpłynąłem na Łynę. Wiosłowałem pod prąd, unikając miejsc, gdzie
był najsilniejszy. Trzymałem się brzegów, ścinałem zakręty, szurałem dnem
kajaka o wodorosty i o dywany żółtych grążeli. Potem trudziłem się w szpalerze
trzcin…
 |
Podwodny pejzaż |
 |
Obraz falą malowany |
Byłem znużony, przegrzany, oślepiony światłem. Przystawałem co chwilę,
dając odpocząć obolałym rękom i dłoniom, rozciągając grzbiet, polegując na dnie
kajaka…
 |
Matecznik |
 |
Tańcząc |
 |
To lubię |
Ostatnia bateria padła podczas fotografowania rzecznego lasu
w nurcie. Schowałem bezużyteczny aparat do plecaka. Patrzyłem bezsilnie na
stado kruków pozujących na mostku, na czaple uciekające sprzed dziobu, na
trzcinniki, które akurat teraz postanowiły pokazać się w trakcie swoich
świdrujących uszy wokaliz…
I tak aż do przystani kajaków mazurskich… Która, gdyby ją przesunąć w dół rzeki ku granicy
Ząbia, nazywałaby się przystanią kajaków warmińskich…
 |
Grążel |
 |
Prezentacja |
 |
Grążel |
PS.
Co ja bym zrobił bez wnikliwych recenzji Krzysztofa Leśnego i Andrzeja Hermańskiego? Jak zwykle, będąc ornitologiem amatorem pomyliłem gatunki ptasząt. Dobrze, że nie należę do PZŁ.