sobota, 2 listopada 2024

Szymbark, Iława, Karnity, Miłomłyn

 

Szymbark w czasach świetności - pobrane ze strony zamkipolskie.com 2 listopada 2024 r.

Porównywany (na wyrost) z Malborkiem zamek w Szymbarku miał pecha. Przetrwał operację wschodniopruską podczas styczniowej ofensywy Armii Czerwonej w 1945 roku, nie przetrwał jednak goszczenia krasnoarmiejców kilka miesięcy później, gdy II wojna dobiegała końca, najpierw w Europie, potem na Pacyfiku. 



 

Zamek w akcie bezmyślnej zemsty na Niemcach, szkopach, szwabach, giermańcach, hitlerowcach, esesmanach, junkrach, krezusach, niemieckich imperialistach, faszystach, a głównie na cywilach, spłonął wiosną 1945 roku, pozbawiając autochtonów i późniejszych przesiedleńców podstaw cywilizacyjnej egzystencji i ciągłości historycznej. Do dzisiaj ściany niektórych komnat noszą ślady spalenizny. Przetrwały solidne mury, chociaż dewastowano je powojennymi rozbiórkami.

 


To był wyraz sowieckiej myśli politycznej opartej na pisaniu historii od nowa pod aktualne zapotrzebowanie ideologiczne. Ideologiczna nienawiść przyczyniła się między innymi do wyburzenia królewskiego zamku w Królewcu i zastąpienia go nieukończonym bunkrem Komitetu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Sowietyzacja Królewca ominęła, póki co, miejsce pochówku Immanuela Kanta.

 


Według Zamków Polskich „Budowę za­mku roz­po­czął przy­pusz­czal­nie w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych XIV wie­ku pro­boszcz ka­pi­tu­ły po­me­zań­skiej Hen­ryk ze Skar­li­na. O fun­da­to­rze tej pię­knej ce­gla­nej wa­row­ni o­raz da­cie zam­knię­cia bra­mą in­for­mo­wa­ła nieg­dyś u­miesz­czo­na po­nad wjaz­dem na dzie­dzi­niec in­skryp­cja w for­mie gla­zu­ro­wa­nych ce­ra­mi­cznych pły­tek: HEC POR­TA CON­STRUC­TA EST AN­NO DO­MI­NI MCCCLXXXVI TEM­PO­RE FRAT­RIS HEN­RI­CI DE SKAR­LIN PRE­PO­ZI­TI, co mo­żna prze­tłu­ma­czyć ja­ko: Bra­ma wznie­sio­na zo­sta­ła ro­ku pań­skie­go 1386 za cza­sów bra­ta Hen­ry­ka ze Skar­li­na - pre­po­zy­ta. Nie­któ­rzy his­to­ry­cy pre­zen­tu­ją jed­nak nie­co od­mien­ny po­gląd, zgod­nie z któ­rym pro­ces kształ­to­wa­nia się mu­ro­wa­nej sie­dzi­by o­bron­nej roz­po­czę­to znacz­nie wcześ­niej, być mo­że jesz­cze w XIII stu­le­ciu, a przy­wo­ła­ny wy­żej za­pis od­no­si się do koń­co­wej fa­zy re­a­li­za­cji te­go pro­jek­tu. Nie ma na­to­miast roz­bież­noś­ci co do his­to­rii miej­sca, w ja­kim ona pow­sta­ła - przyj­mu­je się, iż w cza­sach przed­krzy­żac­kich ist­niał tu­taj o­to­czo­ny wo­dą u­for­ty­fi­ko­wa­ny o­śro­dek pru­ski. Za­mek szym­bar­ski w za­myś­le fun­da­to­ra miał peł­nić fun­kcję re­zy­den­cji pre­po­zy­ta ka­pi­tu­ły po­me­zań­skiej, in­sty­tu­cji koś­ciel­nej bę­dą­cej ra­dą przy bis­ku­pie die­ce­zji po­me­zań­skiej w pań­stwie zakonnym, w któ­rej po­sia­da­niu znaj­do­wał się gra­ni­czą­cy z krzy­żac­ką Iła­wą wscho­dni re­jon bis­kup­stwa po­me­zań­skie­go. I w rze­czy sa­mej, w pier­wszej fa­zie fun­kcjo­no­wa­nia speł­niał ta­kie właś­nie za­da­nie.”

 




Dojechaliśmy do Szymbarka z Iławy. Pogoda nie sprzyjała zdjęciom. Zatrzymaliśmy się najpierw we wsi obok zrewitalizowanego parku z kanadyjskimi topolami o wymiarach pomnikowych, unoszącymi korony z polakierowanych i – zdawało się – nawoskowanych liści, skąd przez zrujnowaną bramę fotografowaliśmy bryłę zamku przesłoniętą rozsypującym się zadaszonym falistym (zakazanym) eternitem budynkiem z czerwonej cegły zakrytej obskurnym odpadającym tynkiem.

 

Zamkowa przyległość



Potem dojechaliśmy do podjazdu wznoszącego się ku zamkowej bramie, zagrodzonego na czas remontu wszczętego po uzyskaniu środków z Unii Europejskiej. Dziedziniec okazał się niedostępny. Imponujące ruiny można oglądać wyłącznie z zewnątrz, ze ścieżki spacerowej wiodącej nad Jeziorem Szymbarskim, należącym do dorzecza Osy, mimo bliskiego sąsiedztwa Jezioraka należącego dzięki Iławce do zlewni Drwęcy. Gdzieś tutaj biegnie granica lokalnego wododziału.

Idziemy najpierw południową stroną zamku. Wokół park krajobrazowy z pomnikowymi sosnami, lipami, bukami… Zamczysko robi wrażenie. Podjazd pod wyniesioną bramę biegnie grzbietem mostu wspartego na ceglanych filarach. Pod przęsłami gruz i głazy zarośnięte trawą i ruderalnymi zaroślami. Potężne mury przytłaczają. Przez okna widać drzewa rosnące na dziedzińcu. W każdej ceglanej szparze usiłują rosnąć siewki drzew, bluszczu i kwiatów; plenić się skalniaki, mchy i porosty. Renowacja murów okaże się kosztowna. Polana po południowej stronie zbyt mała, by można obiektywem Lumixa objąć prawie stumetrową ścianę zamczyska. W parku zwalone drzewa, zarośnięte ścieżki, gruz po starych urządzeniach parkowych…

 


Za rogiem kolejny fragment murów. Łąkę wieńczy poraniona piorunami i szkwałem pomnikowa sosna. Rośnie na pagórku w sąsiedztwie pomnikowych buków. Kiedy do nich dochodzimy, trudno je sfotografować z chaszczy w świetle gasnącego dnia. 

 

 

 

 



 

Drzewa imponują wiekiem i rozmachem. Ścieżka wiedzie dalej tuż pod murami w szpalerze pokrzyw. Nie wchodzimy. Komary coraz mocniej dokuczają. Nawet Mika, do tej pory rozochocona, węszy z niepokojem. Coś się kryje na zarośniętym stoku pod zamkiem...

 



Jezioro widoczne z podniesionej łąki między olchami gaśnie pod powałą nadbiegających chmur. Cieśnina rozdziela plosa urzekającym zakrętem. Chmury zdają się wspierać na koronach przybrzeżnych drzew… Brzegi nieprzystępne, zarośnięte szuwarami i wszędobylską nawłocią.

 




W plątaninie chwytliwych łodyg kolczurki klapowanej (gatunku inwazyjnego) poluje szymbarski kot. Przemierza gąszcz z namysłem. Zastanawia się, miaucząc i pomrukując:

- Pozować? Zlekceważyć i pójść w swoją stronę?...

Wybrał to drugie, chociaż go nie nachodzę. Fotografuję z oddalenia…

 



Zamkowa przyległość


 
Jeziorak w Iławie


Jedziemy do Karnit przez Iławę. W mieście krótki postój nad Jeziorakiem w sąsiedztwie marin zabudowanych apartamentowcami. Jeziorak to w końcu enklawa żeglarzy i motorowodniaków. Kiedy w pobliżu amfiteatru Louisa Armstronga Małgosia ogląda barokowe rzeźby antycznych bóstw ocalałe z sowieckiego pogromu w styczniu 1945 roku wschodniopruskiego Wersalu, późnobarokowego pałacu von Finckensteinów w Kamieńcu, ja próbuję fotografować przygnieciony chmurami krajobraz Jezioraka. Trwa to chwilę. Małgosia wraca szybciej niż myślałem, zniechęcona widokiem pchających się w kadr iławskich kloszardów. Natomiast ja zniechęcam się fotografowaniem pchających się w kadry skuterów wodnych, odpowiedników nieszczęsnych quadów.

 

Jezioro Kocioł - widok spod zamku w Karnitach. Tam błądziliśmy.

Jedziemy więc do Karnit. GPS wiedzie na manowce. Błądzimy wzdłuż brzegów Jeziora Kocioł. Droga coraz trudniejsza. Koleiny wyrzeźbione oponami ciężkich traktorów z kosiarkami na pobliskich łąkach. Można ugrzęznąć. Podjeżdżamy do niezidentyfikowanych zabudowań. To nie Karnity. Zawracamy. Próbujemy drogą przez łęg. Dojeżdżamy do mokradła. Samochód może zawisnąć na muldach.  Wycofujemy się  z bezdroży. 



 

Odszukawszy asfaltową dróżkę, znajdujemy wreszcie właściwy dojazd do Karnit. Za kutą bramą parkujemy nieopodal rozległej zagrody dla lam, oswojonych danieli i jeleni. Z zamkowych drzwi wysypują się koloniści w przebraniach (pelerynach i tiarach) zdjętych z Harry’ego Pottera. Jakbyśmy trafili na sabat młodocianych adeptów sztuk magicznych.

 


 

 

Trafiliśmy na porę obiadową. Zostajemy ugoszczeni w salonie myśliwskim. Siedzimy pod popiersiem z wypreparowanego byka dźwigającego poroże osiemnastaka. Sylwetka imponująca i wprowadzająca mnie w stan … rozdrażnienia. Jestem przeciwnikiem wszelkich form łowiectwa, chociaż w mojej rodzinie góralscy przodkowie przed wojną kłusowali a po wojnie należeli do egalitarnego z założenia socjalistycznego Polskiego Związku Łowieckiego. Od myślistwa i fascynacji łowiectwem (w ubiegłym stuleciu publikowałem nawet w Łowcu Polskim) odwiódł mnie ostatecznie… aparat fotograficzny.

 


Pałac (zamek) w stylu neogotyckim wybudowano w 1856 roku. Wyszedł cało z zawieruchy II wojny światowej. W uchwale nr LV/858/23 sejmiku województwa warmińsko-mazurskiego z 19 grudnia 2023 r. opublikowanej 5 stycznia 2024 r. w Dzienniku Urzędowym województwa warmińsko-mazurskiego wymieniono pałac w Karnitach obok rezydencji w Łężanach, Smolajnach, Nakomiadach, Sztynorcie, Sorkwitach, Kaliszkach koło Pisza jako jeden z charakterystycznych wyróżników kulturowych regionu. Karnicki zamek był wzorcem dla późniejszych budowli wzniesionych w stylu angielskiego neogotyku.

 

Zakątek dumania

Wańkowicz, tropiąc Smętka na Mazurach i Warmii, cytował dane statystyczne, z których wynikało, że gospodarka rolna w Prusach Wschodnich ssała ogromne, idące w setki milionów marek, dopłaty z budżetu pokajzerowskich Niemiec i III Rzeszy. Bez nich mogły rzekomo nie przetrwać. Udowadniał, że przyłączenie Warmii i Mazur do Polski przysporzyłoby miejscowym junkrom (latyfundystom) ogromnych korzyści gospodarczych. Tyle że patrząc na obecny stan zabytków na Warmii i Mazurach, dziwię się wciąż, iż większości z nich nie przywrócono do dawnej świetności, chociaż jesteśmy na innym poziomie rozwoju gospodarczego. Blog jednakże to nie miejsce na powielanie stereotypów Melchiora lub na polemikę z nimi. Każdy z tych pałaców i zamków był otoczony gospodarstwami rolno-przemysłowymi, które nawet nieremontowane, przez dziesiątki lat stanowiły bazę „nierentownych” PGRów – i tyle w temacie.

 


Po sfotografowaniu Karnit, zakątka dumania wbudowanego w skarpę otaczającą przypałacowy park, lam, jeleni i osiołków na wybiegach, pojechaliśmy do Miłomłyna przez most nad Kanałem Iławskim, odnogą Kanału Elbląskiego przeprowadzoną przez nasyp przecinający Jezioro Karnickie (byłem zdziwiony, patrząc z kajaka na jezioro poniżej) do Jeziora Dauby, zatoki Jezioraka. Wtedy nie miałem pojęcia o Karnitach i miejscowościach obok… 






 

Tuż za kanałem zrobiliśmy foto-sesję z danielami przez ogrodzenie wzdłuż szosy, ryzykując uszkodzenie samochodu pozostawionego na wąskim poboczu. Na szczęście ruchu nie było.

 


Sam Miłomłyn, jaki jest, każdy widzi. Kanał Elbląski w Miłomłynie nie robi takiego wrażenia jak Kanał Augustowski wybudowany wcześniej z większym rozmachem. Patrząc na śluzę, przez którą przeprawialiśmy się w ubiegłym stuleciu razem  ze stateczkiem wycieczkowym, nie mogłem się znowu nadziwić, jakim cudem się pomieściliśmy i nie zostaliśmy zgnieceni przez rufę. Z kajaka komora śluzy wydawała się większa. Czyżby upływ czasu redukował wymiary?...

 

Kanał Elbląski to inna historia. Obserwuję stronę „Kajakiem po Żuławach” i za każdym razem, śledząc relacje autorów ze spacerów kajakowych, przypominam sobie chwile spędzone podczas opływania wielkiej pętli z Piławek do… Piławek szlakiem Drwęcy z dopływami, dolnej Wisły, Nogatu, Kanału Elbląskiego. Oberland, Prusy Górne, Mazury Zachodnie – nazwy tego samego terytorium – kryją w sobie to coś… Tylko soczyć, badać, eksplorować, póki nie zginą zgniecione przez architekturę nieprzystającą do krajobrazu.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz