sobota, 2 grudnia 2017

Ostatni spacer kajakiem w sezonie 2017



Kajakowy remanent sezonu 2017

Samotności nie jedno na imię

Kajakowanie zakończyłem spacerem po Jeziorze Omulewskim. Ostatniego dnia września. Popłynąłem zachodnią rynną w kierunku Nataci. Przymrozek, resztki ciepła od wody, bezchmurne niebo, cisza… żadnych atrakcji, które mogłyby urozmaicić zdjęcia. Puste jezioro. Żywej duszy. Samotna kładka wędkarska pod brzegiem w Nataci Małej…

Mroźna cisza

Powiosłowałem przez gładką taflę. Minąłem opustoszałe wyspy naprzeciwko Jabłonek. Kormorany i białe czaple odleciały. Na olchach pozostały prymitywne gniazda. Coraz bardziej widoczne z powodu opadających liści. 

Muszą jeszcze dorosnąć do odlotu

Szuwary poszarzały. Trzciny schły. Wśród nich uwijały się jeszcze perkozy z podlotkami. Chyba z drugiego lęgu. Podlotki nadal były w pasiakach. Czy zdążą dorosnąć przed odlotem? Czarne kury już zniknęły. W oddali krążył błotniak. Z olszyn nad brzegami dobiegały krzyki dzięciołów…

W zimnym świetle

Płynąłem wzdłuż coraz bardziej podmokłych brzegów. Olchowy i brzozowy łęg pochylał się nad łanami szuwarów. Za kolejnymi wyspami naprzeciwko Nataci Małej ujrzałem rodzinę łabędzi niemych. 


Para dochowała się sześciorga szarych jeszcze potomków. Ptaki wypłynęły z oczka między trzcinami. Towarzyszyły mi dłuższy czas. Jakby chciały pokazać swoje rewiry. Samiec od czasu do czasu podpływał, chcąc mnie odpędzić. Słońce podświetlało drzewa w głębi łęgu. Domów nie widziałem. Były odsunięte przez mokradło…

Odpłynęły

Próbowałem odnaleźć ujście strumienia wypływającego z jeziora Gim i odwadniającego pola i łąki pod Zgniłochą. Strumień wzbiera, przepływając przez rozległe torfowiska w lesie między Zgniłochą, Dębem a Natacią Wielką. Wpada w rozległe szuwary i zapewne uchodzi do jeziora w ten sam sposób jak Koniuszanka. Błotnistą deltą…



Nie wypatrzyłem ujścia. Obróciłem się ku wschodzącemu słońcu. Dopłynąłem do niepozornej końcowej zatoczki, mieszając wiosłem muliste dno. Na łączce stał ciekawy dom. Zaraz za pomostem, przy którym zacumowano łódź. Powinien zostać sfilmowany przez ekipę Natalii Sosin. Tej z serialu „Daleko od miasta”.

Patrząc ze słońcem

Zawróciwszy trzymałem się zachodniego brzegu. Łabędzi już nie spotkałem. Zaszyły się w oczeretach skrywających ujście strumienia. 

Przy ujściu strumienia z Gimu

Łabędzia zatoczka

Za jęzorem trzcinowego cypla wpłynąłem w obiecującą przejmę między podmokłą wyspą a łanem tataraku. Pomyślałem nawet o przebiciu się przez szuwary przesłaniające prześwit płytkiej cieśniny, ale mroźny powiew przypomniał, że lato już się skończyło.
- Przemoknę, zmarznę – wzdrygnąłem się.
A to dopiero połowa zaplanowanego spaceru. Zawróciłem. Zaglądałem przez chwilę w opustoszałe wnętrze wyspy…

W nastroju jesieni


Wpłynąłem w środkową rynnę jeziora. Dotarłszy do wschodniej rynny skręciłem w lewo  ku słońcu, które zaczęło grzać przez kurtkę. 


Za wyspą wpłynąłem w zatokę na poły zarośniętą kępami szuwarów. Wśród których uwijały się dzikie kaczki i perkozy. Bogactwo lata uleciało jednak nieodwołalnie. Żadnych czapli, kormoranów, traczy… Widzianych jeszcze w sierpniu, gdy urządzały stadne polowania na rozległych płyciznach. Mijałem tylko wędkarzy okupujących kładki, obrzucających błystkami co bardziej obiecujące zakątki wodnej tafli. Opływałem ich z daleka…

W cieniu

Patrząc w stronę uroczyska rzeki Czarnej
Dotarłszy do końca zatoki, niechętnie zawróciłem. To przez falę nadbiegającą z południa. Grała na dziobie. Utrudniała wiosłowanie. Nie żeby nadzwyczaj gwałtowna. Pływanie o świcie po gładkiej wodzie jednak zdemoralizowało. Drobna dokuczliwość fal była jednak… dokuczliwa.

Przejma
 
Wracałem ku jedynej wyspie wschodniej rynny jeziora, próbując wyjść spod naporu fal. Mocując się z oporną wodą, mijałem kępy rzadkich zarośli. 

W klimacie odlatujących kormoranów

W głowie brzmiało Piotrem Szczepanikiem goniącym kormorany, którym męczono nas na lekcjach śpiewu w podstawówce. Ogarniała mnie nostalgia mimo słońca grzejącego plecy przez grubą kurtkę.


Przystanąłem pod osłoną cypla ograniczającego przejmę, za którą otwierała się południowa część wschodniej rynny i wejście na szlak kajakowy Omulwi do Ostrołęki. Fotografowałem wędkarzy łowiących po drugiej stronie. Tkwili u podnóża obiecującej polanki na końcu wyniosłego acz krótkiego półwyspu. Niegdyś wędkowałem. Czułem więc resztki więzi z tymi marznącymi o świcie i  w porze wschodu facetami.



Odpocząwszy powiosłowałem do Frajdy w Jabłonkach. W towarzystwie błotniaka kołującego nad środkową rynną jeziora. Krzyczał od czasu do czasu, wywołując duchy albo wspomnienia minionego lata. Od czasu do czasu odzywały się też dzięcioły, znacząc głosem swoje terytoria. Kajak grał na drobnej fali. Las dawał osłonę przed wiatrem, póki nie wpłynąłem w sąsiedztwo wysp – opuszczonych dzisiaj kolonii lęgowych kormoranów i czapli naprzeciwko Jabłonki.

Jabłonki


Opustoszała kolonia lęgowa

Gdzieś tu krążył błotniak, nie dając się sfotografować

Nie jest fajnie żegnać się z wodą pod wiosłem do następnej wiosny…

























2 komentarze:

  1. Piotr, miałeś przynajmniej piękną pogodę na pożegnanie, a poza tym, nie tyle żegnasz się z wodą co z kajakiem. Ale i ten smutek rozumiem :) Foty brzytwa!

    OdpowiedzUsuń