wtorek, 5 grudnia 2017

Remanent kajakowy - Marózka we wrześniu 2017



Klasyka Marózki


Ostatni spacer kajakiem po Marózce był we wrześniu. W porze zamglonego słońca. Rozproszone światło i tak wywoływało kontrasty, którym aparat bez manualnej pomocy nie daje rady. Lecz jak tu wspomagać automatykę, gdy rzeka kręci kajakiem jak chce, a ty, człowieku, musisz trzymać wiosło, by nie wypaść do wody. Cóż.

Obuwie olch

Spacer zapowiadał się jak zwykle ciekawy. Z jeziorka Pawlik wpłynęliśmy na rzekę w towarzystwie sąsiadek, dwóch dzielnych dziewczyn zaprawionych na szlakach PTTK, minąwszy białe czaple przesiadujące na olchowych gałęziach. To były chyba ich ostatnie chwile nad Marózką przed jesiennymi odlotami. 

Łąka

Zaraz ogarnął nas cień drzew pochylonych nad wodą. Nurt chwycił w objęcia i powiódł pod mostek przenoszący drogę ze Swaderek do Orzechowa. Aparaty grzały się w dłoniach jak zwykle. Od samego początku jest bowiem co fotografować, chociaż po tegorocznych wezbraniach i deszczach widać było zmiany. Moja ulubiona jama w  kredzie pod brzegiem za mostkiem, kryjówka ryb, zapadła się, wyrywając kilka metrów darni pobliskiej łące. Zaraz potem wpadliśmy w zakręt w przewężeniu między korzeniami potężnych olch.

Pod drzewami

Nieco dalej czekała niespodzianka. Kolejny zator, którego jeszcze latem nie było. Potężne drzewo przegrodziło nurt w miejscu, gdzie woda podmyła brzegi, tworząc z nich wysokie progi. Sąsiadki wysiadły sprawnie z kajaka i przeciągnęły go górą po błotnistej ścieżce. Dopiero teraz doceniłem ich PTTK-owskie doświadczenie. 

Co to za stwór?

Natomiast ja, z natury leniwy, wolałem rozebrać się do rosołu i, oszczędzając siły, wejść do wartkiej wody (sięgała pasa), by przesunąć kajak po pniu na drugą stronę. Małgosia oczywiście poszła tropem koleżanek. Cała przyjemność spadła na mnie. No ale skoro się pływa po wodzie, a tam, gdzie się nie da, w wodzie, musi być mokro – myślałem podczas przepychania kajaka na drugą stronę, trawestując znane stwierdzenie o zimnej zimie z Alternatywy 4.


Wszystko przyciąga uwagę
Dziewczyny, które już przebrnęły ze swoim kajakiem (skąd w nich tyle siły i determinacji), utknęły po chwili na kolejnej przeszkodzie, dwóch pniach przegradzających światło nurtu. Tym razem przeprowadziły kajak po wierzchu. Było łatwiej. Spłynąwszy tam powtórzyłem ich manewr. Bez konieczności wchodzenia do wody. Tutaj się dało.

Dżungla

Dalej było jak zwykle. Kapryśnie płynący kajak. Pośpieszne fotografowanie między kolejnymi uderzeniami wiosła. Kaskada wrażeń wokół. Bliskie i dalekie widoki. Coraz bardziej strome brzegi. Coraz ciaśniejszy wąwóz przełomu. Falujące w wartkiej wodzie makroglony, podobne trawom, i wodorosty. Tam, gdzie nurt się wzmaga, wodorostów nie ma. Są tylko przepłukane kamienie pokryte krasnorostami (Hildenbrandia rivularis), którym Prusowie przypisywali magiczne właściwości. Pod drzewami natomiast wyrzeźbione w dnie doły i pofalowane piaskowe wydmy. Tam, gdzie płytko, kajak szura po kamienistym dnie. Czujesz wówczas, jakbyś jechał brukowaną drogą, a nie spływał. To przy niskiej wodzie. Przy wysokiej takich wrażeń nie ma.

PTTK rządzi

Wokół brzegi niczym dżungla. Wszystko zarośnięte, zmierzwione, przykuwające uwagę. Pod korzeniami drzew broniących się przed upadkiem pełno ciemnych przestrzeni. Kryjówek dla zwierząt przeszukujących skraj wody. We wrześniu jednak nie ma już takiego ruchu jak wiosną. Większość ptaków opuszcza marózkowe rewiry. Z klejnotów pozostają jedynie zimorodki. Których nazwę wywodzi się nie od narodzin zimą, a od narodzin w ziemi, w której budują swoje gniazda-norki.

W przełomie

Dzisiaj znowu miałem okazję fotografować odnowioną norkę zimorodka w ich ulubionym miejscu pod korzeniami niebotycznego świerku nad ostrym zakrętem Marózki. To jeden z najbardziej niedostępnych zakamarków rzeki…

Gniazdo zimorodka

Cóż. Zamiast opisu dalszego spaceru – kalejdoskop pożegnalnych zdjęć ze szlaku.













Jezioro Święte
  
Jezioro Święte

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz