piątek, 17 listopada 2017

O Lesie Warmińskim inaczej niż zwykle



O LESIE WARMIŃSKIM INACZEJ

I. Zamiast wstępu

Zamiast wstępu

Najbardziej wyrafinowana dyskusja najwybitniejszych intelektualistów wydaje się niczym wobec monologu Natury.

Gdy Natura przemawia

Czasem próbuję wyobrazić sobie rozmowę z tuzami tego świata, na przykład z noblistką Wisławą Szymborską, której błyskotliwe skojarzenia i zdolność operowania słowem budziły nie tylko zachwyt, ale i respekt. Czy z introwertyczną obrończynią Puszczy Białowieskiej, Simoną Kossak, nad której twórczością pochylam się od dawna, próbując zrozumieć, w czym rzecz…

Czy miałbym szansę rozmawiać z nimi jak równy z równym? Gdybym na przykład wygrał konkurs, w którym nagrodą byłaby uroczysta kolacja w ich towarzystwie?... Tak sobie gdybałem, póki żyły...

Łyna

Wątpiąc myślałem, że jedynym ratunkiem przed ucieczką w banał byłaby zmiana entourage’u. Przeniesienie z uroczystej kolacji nad Łynę w Lesie Warmińskim. W takim otoczeniu słowa, błyskotliwe uwagi, intelektualne podniecenie przestaną cokolwiek znaczyć. Natura przemówi całym swoim jestestwem i przeniknie do myśli wszystkimi dostępnymi zmysłami. Świat zewnętrzny przejrzy się w naszej świadomości niczym my sami w lustrze… To tak zajmujące przeżycie, że słowa staną się zbędne, a błyskotliwa rozmowa, nawet prowadzona szeptem, wyda się trywialna…

Tło dyskusji bez słów

Nie wiem, czy Wisława Szymborska zechciałaby przyjąć taką płaszczyznę do dyskusji. Już prędzej Simona Kossak, dla której Puszcza Białowieska stała się emanacją kosmosu…

Natura jest inna, niż się wydaje

Dla większości z nas Natura jest niewygodna. Trawa twarda, wilgotna, pełna dokuczliwych insektów… Woda głęboka, nieprzejrzysta, pełna pułapek, zdradliwych mielizn i głębin… Las groźny, nieprzenikniony, skrywający żmije, trujące grzyby, uschnięte konary wiszące nad głową niczym miecz Damoklesa, groźne (w naszej pokręconej imaginacji) zwierzęta…

Bór sosnowy

Gdyby Natura była wygodna, ludzkość nie wymyśliłaby architektury, do której łatwiej się dostosować, i plantacji desek dla zmyłki nazywanych lasami gospodarczymi przystosowanymi przede wszystkim do maszyn, a nie do potrzeb ludzi i zwierząt…

 
II. Geneza rezerwatu

Pomnikowa olcha nad Jeziorem Łańskim

Rezerwat Las Warmiński powołano do życia Zarządzeniem Ministra Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego z 12 października 1982 r. w enigmatycznie określonym celu ochrony  zespołów leśnych ze stanowiskami rzadkich roślin. Rezerwat powołano w pośpiechu. Bez koniecznej inwentaryzacji zasobów przyrodniczych.
















Jezioro Łańskie

Obszar rezerwatu obejmuje wschodnie brzegi Jeziora Łańskiego, od nasady półwyspu Lalka po ogrodzenie ośrodka rządowego w Łańsku (z wyłączeniem brzegu w sąsiedztwie Cyranki); cztery jeziora: Ustrych, Galik, Jełguń i Oczko;

Jezioro Ustrych

śródleśne po części zmeliorowane polany, przez które przepływa dopływ Łyny, strumień łączący Galik z Jełguniem i Oczkiem i odwadniający czwartorzędowe obniżenia wypełnione niskim torfem i roślinnością wilgotnych łąk; sam przełom Łyny od tamy spiętrzającej jezioro Ustrych do granic dawnych Kielar nad Jeziorem Kielarskim i średniowiecznej Rusi lokowanej na prawie chełmińskim w 1331 r. nieopodal Olsztyna.

Czwartorzędowe obniżenia z lisem

Grąd nad Łyną

I – oczywiście – las otulający te niezwykłe miejsca. Robiący największe wrażenie w dolinie Łyny i w miejscach doświadczalnych nasadzeń drzew sprowadzonych z innych geograficznych regionów świata: daglezji, żywotników, brzóz cukrowych, cyprysów Lawsona, czerwonych dębów, wejmutek, górskich jodeł czy innych niezwykłych roślin.

Daglezje nieopodal Jełgunia

Owe nasadzenia były dziełem Pruskich Doświadczalnych Stacji. Dokonywano ich na terenie całej puszczy napiwodzko-ramuckiej na długo przed I wojną światową. W rezerwacie owe egzotyczne gniazda Mortzfeldta sąsiadują na przykład z terenem Cyranki, z północnym brzegiem Jełgunia, czy z Galikiem. 






















Matecznik Lasu Warmińskiego

W rezerwacie połowę obszaru zajmuje las mieszany świeży z dominacją sosen napiwodzko ramuckich i dębów bezszypułkowych o podszycie wypełnionym przez brzozy i trzmieliny brodawkowate, jarząby, kruszyny pospolite, leszczyny.

Grąd nad przełomem Łyny

Drugim typem jest las świeży, charakterystyczny dla moreny dennej, nadrzecznych tarasów i dolin rzecznych, z dominacją dębów i buków, z domieszką świerków, grabów, brzóz, lip, klonów, jaworów, wiązów, jesionów.


Bór na skraju zrębu
Niecałą piątą część powierzchni rezerwatu zajmuje bór mieszany świeży z dominującą sosną, której towarzyszą świerki, modrzewie, osiki, brzozy, graby, lipy, klony. Fragmenty brzegów Łyny, jeziora Ustrych i Jełguń są opanowane przez łęg olchowy i jesionowo-olchowy – typowe siedlisko dzięciołów zielonych, zielonosiwych i czarnych. Dwie trzecie drzewostanów liczy sobie ponad sto lat.

Komysze Lasu Warmińskiego


Od czasu powołania rezerwatu systematycznie rośnie udział masy rozkładającego się drewna, wzbogacającego podłoże runa i będącego siedliskiem niezwykle rzadkich organizmów.

Noworamucka daglezja

Prekursorami nasadzeń obcych drzew w Lesie Warmińskim byli dr Adam Schwappach, autor podręczników dla pruskich i niemieckich służb leśnychi jego następca Eilhard Wiedemann. Nasadzeń dokonywano w formie gniazd Mortzfeldta, których pomysł opracował Justus Erdman Samuel Ulrich Mortzfeldt, urodzony w Prusach Wschodnich, absolwent Instytutu Leśnego w Eberswalde przemianowanego później na Akademię Leśną Eberswalde, leśniczy w Poznaniu, potem nadleśniczy w Olsztynie, a od końca lat osiemdziesiątych XIX wieku pracujący w Königsbergu (Królewcu). Wszyscy trzej kończyli studia w Eberswalde i wszyscy wnieśli istotny wkład w rozwój nowoczesnej gospodarki leśnej. Dzisiaj w Lesie Warmińskim jest 36 gniazd Mortzfeldta z daglezją zieloną, jodłą pospolitą, kaukaską i jednobarwną, cyprysikiem groszkowym, żywotnikiem olbrzymim, bukiem zwyczajnym (tutaj poza granicą naturalnego zasięgu), dębem czerwonym, orzesznikiem pięciolistkowym. Niestety daglezje i żywotniki olbrzymie nie chcą się odnawiać. Kiedy umrą, zniknie niezwykły historyczny element rezerwatu. W wykazie sporządzonym dla Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Olsztynie nie uwzględniono gniazd z rodzimymi gatunkami.

Jesienny Ustrych


Pierwotnie rezerwat ustanowiono na obszarze 1.798,18 hektarów. Obecnie jego teren obejmuje 1.819,72 hektarów. Ostatni przebieg granic został określony w planie ochrony rezerwatu z 2012  roku opracowanym dla Dyrektora Regionalnego Ochrony Środowiska Olsztynie i skorygowany obwieszczeniem Wojewody Warmińsko-Mazurskiego z 30 sierpnia 2016 roku. Ścisłej ochronie poddano kilka odrębnych mateczników Ustrycha, Jełgunia i Galika i sam przełom Łyny ściśnięty doliną. Od kilku lat nie wydaje się nawet pozwolenia na pływanie kajakiem po rzece.

Spongilla lacustris przed żeremiem bobrów i przed jeziorem Brzeźno Wielkie
W zarządzeniu z 23 sierpnia 2016 roku Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w sprawie ustanowienia planu ochrony dla Lasu Warmińskiego zakaz pływania kajakami uzasadniono występowaniem w nurcie Łyny ramienicy kruchej (Chara fragilis), makroglonu, którego strukturę wzmacnia odkładający się w komórkach węglan wapnia – zjawisko kojarzy mi się w pewnym stopniu z zamartwicą wapienną kształtującą wodospady i wpływającą na podwodną roślinność Jezior Plitwickich, Parku Narodowego w Chorwacji wpisanego na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO; gąbki słodkowodnej (Spongilla lacustris – tę najczęściej spotykam w górze Łyny w sąsiedztwie żeremia bobrów nieopodal jeziora Brzeźno Wielkie); krasnorostu (Hildenbrandia rivularis) pokrywającego kamienie w nurcie rzeki różnymi odcieniami czerwieni; skójki gruboskorupowej (Unio crassus) – małża słodkowodnego, niezwykle wrażliwego na zanieczyszczenia wody, a przez to zagrożonego wyginięciem; minoga rzecznego (Lamperta fluviatilis), głowacza białopłetwego (Cottus gabio), kozy (Cobitis taenia) – ryb objętych ochroną gatunkową; zimorodków i pluszczy – istnych diamentów w świecie ptaków.

Kajakiem to raczej chyba nie

W zarządzeniu wskazano również negatywne skutki turystyki kajakowej dla stanu biologicznego Krutyni, Marózki czy Wadąga (moje własne obserwacje poczynione podczas pływania Marózką czy Krutynią też to potwierdzają); a także realne zagrożenie dla niedzielnych kajakarzy – wiszące tuż nad nurtem lub wystające z nurtu Łyny pnie drzew.

Piękny widok z brzegu, niekoniecznie z kajaka

O wypadek nietrudno. Łyna w przełomie jest żwawsza niż Brda w Piekiełku przed Zalewem Koronowskim. Kto pływał, ten wie, o czym napisałem.

III. Renaturalizacja
Grąd nad strugą jełguńską
Cały rezerwat jest poligonem badawczym dla Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Chodzi o obserwacje przebiegu i intensywności renaturalizacji miejsc poddanych niegdyś presji gospodarczej człowieka (antropopresji).
Na skraju rezerwatu
 W okolicach byłych miejscowości: Jełgunia i Sójki, drzewostany porolne w wieku od 70 do 100 lat zregenerowały się do postaci leśnego ekosystemu. Świadczy o tym zróżnicowany skład gatunkowy i biologiczna bujność runa i podszytu.

Filary mostu w Sójce

Enklawę rezerwatu objęto zorganizowanym osadnictwem w XVIII wieku. W nieistniejących już wsiach: Sójce, Ustrychu i Jełguniu pobudowano młyny, tartak, hutę szkła i smolarnie. Dzierżawca huty szkła, Zimermann z Elbląga, zabiegał o przeprowadzenie przez te okolice linii kolejowej, która ułatwiłaby mu transport wyrobów szklanych do Królewca, Elbląga i dalej na zachód. Nie doczekawszy cesarskiej inicjatywy, przestał być konkurencyjny. Ostatecznie jełguńską hutę rozebrano w 1876 r. Hutników zastąpili flisacy spławiający tratwy przez Ruś do Olsztyna. Tereny zamierających wsi i porzucone pola zaczęto zalesiać. Także drzewami z innych regionów geograficznych.

Koszmar niedzielnego kajakarza
Po I Wojnie Światowej enklawa wyludniła się, ustępując lasom. Po II Wojnie Światowej zniknęły wszystkie zabudowania. Po utworzeniu rezerwatu z gajówki w Sójce zostały jedynie zamaskowane zaroślami fundamenty. Trudno je wypatrzeć, idąc wzdłuż rzeki ścieżką, która odbiega od historycznej brukowanej drogi prowadzącej przez las do Rusi. Nieco dalej jest już nieczynna przeprawa przez Łynę. Droga urywa się przed kamiennym filarem zawalonego mostu. Resztki przęsła zalegają koryto poniżej.

Jeszcze w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia były tutaj zabudowania wiejskie, tartaki, most i śluza w Sójce, o której napisał Władysław Ogrodziński, relacjonując spływ kajakowy Łyną. Była też śluza wieńcząca jezioro Ustrych, widoczna na zdjęciu z konnej wyprawy oficera Wermachtu przebywającego w Olsztynie na urlopie w 1940 roku. Ciekawe, czy Wojciech Kujawski, wydawca QMK przewodników po Warmii i Mazurach, ma to zdjęcie w swoich zasobach archiwalnych?

Stoki nad Łyną

Dzisiaj ocalałe filary ścieśniają z obu stron nurt, który swoim impetem powala stare olchy, świerki, dęby, buki i graby, budując z pni i konarów zasieki nie do przejścia. Kajakarze, gdy już tu trafiali, mieli ręce pełne roboty. Nim przebrnęli przez przeszkody, długo dźwigali, przenosili, brodzili w mule i błocie nieprzystępnych brzegów, potykali się o głazy, otoczaki, deptali wpijający się w stopy żwir przemieszany ze szczątkami muszli. Od 2016 roku zakazano pływania przełomem Łyny.

Jodły w Jełguniu

Południowy brzeg jeziora Jełguń opanował dorodny bór. Jego wnętrze skrywa niedawno odświeżony cmentarz, ostatni ślad wsi, która dokonała żywota po I Wojnie Światowej. Na polanie rozciętej wijącą się aleją, biegnącą w cieniu szpalerów starych lip i obok dwóch wielkich jodeł, można wypatrzeć resztki fundamentów po obszernym domu.
















Aleja w Jełguniu














Aleja biegnie następnie na północ, tworząc leśną perspektywę, jakby żywcem wziętą z ilustracji Marcina Szancera do książek Jana Brzechwy, baśni Hansa Christiana Andersena czy do Pana Tadeusza Adama Mickiewicza…











Ta sama aleja późnym latem

Lisia polana w mateczniku Jełguń

Okolicę przecina siatka brukowanych i częściowo wyasfaltowanych dróg, pozostałości po starym urządzeniu lasu. Wyszedłszy na brzeg Jełgunia, nie domyślisz się nawet, że tutaj kiedykolwiek kwitło gwarne życie. Słychać za to klangor żurawi, okrzyki jastrzębi, kwilenie czarnych dzięciołów…; jesienią przejmujące dziką potęgą rykowisko; w nocy – rzadko – mrożące krew w żyłach zawodzenie wilków…

Między Oczkiem a Jełguniem
Ze wschodniego krańca zatoczki wypływa króciutka struga, przebiwszy groblę oddzielającą Jełguń od jeziorka Oczko. Wschodnim brzegiem Oczka biegnie w cieniu pomnikowych dębów leśna droga łącząca Nową Wieś z dawną przeprawą przez Łynę w Sójce.

Jełguński strumień przed Łyną
Z Oczka wypływa strumień, który wczesną wiosną przyciąga uwagę. Póki w otoczeniu nurtu cieknącego po częściowo kamienistym podłożu nie wyrosną pokrzywy i wodolubne zarośla łopianów, turzyc, barszczów o kwiatach w formie baldachimów, widać wodę, błotniste kałuże dziczych kąpielisk, koło których kręcą się żaby, owady, jaszczurki, zaskrońce... W maju strumień znika pod gąszczem zielonej mierzwy. Wyłania się dopiero na polanie, wypełniając rów melioracyjny.

















Galik

Cypel na Galiku

Jeziorko Galik to chyba najbardziej malowniczy akwen jełguńskiego strumienia. Z góry przypomina tatrzańskie i pienińskie stawy. Jego toń wypełnia głęboką kotlinę. Kusi, by fotografować, ale ów nastrój jest wyjątkowo ulotny i trudny do uchwycenia. Bez mgły niełatwo uzyskać wrażenie głębi. 

Galik

Stary dąb nad Galikiem
Jełguński strumień rodzi się w galikowej zatoczce pokrytej wysokim torfowcem, na którego wierzchu usiłują rosnąć bagienne sosny i wierzby. Zakątek sprzyja żurawiom. I czajkom zasiedlającym chybotliwe podłoże żywego torfu. 



























Galik słoneczny

Ptaki chętnie tutaj gniazdują. Nie sposób dojść do ich matecznika, chociaż wiodą doń stromo opadające leśne drogi. Nogi grzęzną w bagiennym brzegu. Ręce krępuje łęgowy ols opleciony od dołu wiklinową gęstwą. Tylko w kilku miejscach można wyjść nad samą wodę. Z dala – na szczęście – od miejsc lęgowych.
Jełguńskie lipy

Polana w Jełguniu
Strumień ujawnia się na jełguńskiej polanie i przepływa przepustem pod lipową aleją. Zakątek fascynuje urodą. Za każdym razem, gdy przejeżdżam tędy rowerem, albo skradam się pieszo z aparatem w ręku, odczuwam egzystencjalny niepokój. Trudno powiedzieć, co bardziej dominuje: świadomość przebrzmiałej historii porzuconego miejsca czy prehistorycznej bytności postglacjalnych nomadów sprzed tysiącleci.

 
Centrum Warszawy - osierocone domy
Kilka lat wcześniej oglądałem serial przyrodniczy, którego autorzy zastanawiali się jak szybko natura wróciłaby na zurbanizowane obszary po nagłym zniknięciu ludzi. W jednym z odcinków zasymulowali powrót Puszczy Białowieskiej nad Wisłę. Ich zdaniem  nie trwałby dłużej niż dwa ludzkie pokolenia.

Przyroda wdziera się w każde porzucone miejsce
Cóż. Fotografowane z wieżowca Trade Tower dachy, ściany, okiennice warszawskich kamienic w kwartale ulic: Wroniej, Chłodnej, Krochmalnej i Grzybowskiej, które popadły w ruinę powodu sporów spadkowych i zarosły dorodnymi brzozami, klonami jesionolistnymi, osikami, wierzbami, zdają się potwierdzać te przypuszczenia. Nieużywane parkingi pokryła ruderalna roślinność. Siła przyrody jest ogromna.

A gdybyśmy tak współżyli z Naturą?
Presja współczesnej cywilizacji jest jednak jeszcze bardziej destrukcyjna. Przez to równowaga została już dawno zachwiana. Przyroda potrzebuje przemyślanej ochrony a ludzie nowego modelu życia opartego na konsumpcji ograniczającej tak zwany odcisk ekologiczny.

IV. Pierwsze wrażenia

Łyna świetlista
Odkąd chodzę brzegami Łyny w Lesie Warmińskim, jestem zachwycony jej urodą, dzikością, bogactwem życia, zdolnością epatowania każdym szczegółem obrazu. W otoczeniu puszczy widok kamiennych filarów byłego mostu w Sójce; betonowych kręgów studni nieopodal zarośniętych fundamentów nieistniejącej już gajówki; bruku leśnych dróg łączących wytarte z map wsie i gospodarstwa; szczątków rdzewiejących sprzętów i urządzeń domowych; przegradzającej Ustrych tamy z generatorem w miejscu rozebranej śluzy; wywiera zaskakujące wrażenie. To przez kontrast rozbuchanej natury ze znikającymi śladami ludzkiej egzystencji.

Pani gągoł
Rezerwat stał się świadectwem siły witalnej przyrody, niezwykle szybko przywracającej odwieczny porządek rzeczy na opuszczonych przez ludzi siedliskach. Jeszcze podczas II Wojny Światowej spławiano Łyną tratwy . Dzisiaj trudno wyobrazić sobie spływ kajakiem.

Norka z Marózki zamiast z Łyny

Norka z Marózki
 
Rzeką zawładnęły na powrót zimorodki, bobry, wydry, norki, gągoły, tracze, pstrągi, lipienie.

Białe czaple nad Ustrychem

Nad jeziorami, śródleśnymi bagnami, torfowiskami i strumieniami krążą rybołowy, bieliki, orliki, jastrzębie, czaple siwe i białe, kormorany, żurawie, czarne bociany, łabędzie nieme i krzykliwe.

Warmiński jeleń

W lesie zaś spotykam jelenie, dziki, sarny, borsuki, lisy, jenoty, powracające wilki, pojawiające się czasem rysie, wędrujące łosie …

Tędy nie pochodzisz
Przełom Łyny odwiedzam o każdej porze roku. Nie są to łatwe spacery. Stare drogi zarosły. Dolina rzeki poddana ścisłej ochronie wyklucza dbałość o ścieżki: sprzątanie osuwisk, zaległych wiatrołomów; wycinanie umierających pomników przyrody: dębów, sosen, świerków, jesionów…; zabezpieczanie brzegów przed podmywaniem – praktykowane w czasach, kiedy spławiano tratwy zbijane z królewskich napiwodzko-ramuckich sosen stanowiących lokalny ekotyp obok sosny mazurskiej czy sosny taborskiej, najbardziej pożądanej do budowy masztów bałtyckich i dalekomorskich żaglowców.

Urwisko nad Łyną
 Zimą Łyna wydaje się najbardziej dostępna. Kwietniowa i wczesnomajowa zieleń, póki subtelna, podkreśla urodę dzikiej rzeki. Potem jednak listowie staje się nieprzeniknione. Otula krajobraz. Dzieli przestrzeń na odrębne komnaty. Tworzy tajemnicze komysze. W których zwierzętom łatwiej się ukryć przed wzrokiem ciekawskich sąsiadów.

Łyna latem

W czerwcu jasną Łynę ogarnia zielony półmrok, podbarwiając aż do września tonące w cieniu szczegóły krajobrazu o innych kolorach.

Tam, gdzie światło wpada
Siedlisko krasnorostów
Tylko tam, gdzie słoneczne światło dociera bezpośrednio, zieleń ustępuje. To widać na zdjęciach.

Na symbiozę nie wygląda
Las Warmiński jest jednym z większych rezerwatów leśnych na niżu Polski. Występuje na granicy strefy morenowej ostatniego zlodowacenia i rozległego sandru mazurskiego. Obejmuje lasy, w których zachowały się kilkusetletnie drzewa. Te, które obumarły, stały się siedliskami rzadkich i zagrożonych wyginięciem grzybów (przedstawicieli mykobioty), porostów (przedstawicieli lichenobioty), mchów (przedstawicieli brioflory), owadów (przedstawicieli saproksylicznych bezkręgowców, których egzystencja zależy od wodnych i ziemnych środowisk obfitujących w martwe drewno).  

Dzięcioł zielonosiwy w porostach w Jełguniu
Drzewa schorowane i obumierające są siedliskami sów i dziuplaków. Nad Jełguniem obserwowałem dzięcioły czarne i najrzadsze tutaj zielonosiwe, prowadzące skryty tryb życia.

Zielonosiwy dwa
Zielonosiwego udało mi się nawet sfotografować. Tak był zajęty wabieniem samiczki.

I jeszcze raz. Dopasował strój do otoczenia.
Satysfakcja z portretu zielonosiwca jest tym większa, że w 2008 roku podczas zliczania tych dzięciołów w Lesie Warmińskim zaobserwowano tylko jedną parkę.

Źródlisko helokrenowe w przełomie Łyny
Sam przełom Łyny jest równie frapujący co jej źródła w rezerwacie im. prof. Romana Kobędzy. A to za przyczyną ukształtowania terenu i występujących tutaj zjawisk hydro-geologicznych. Urwiska doliny podlegają ciągłej erozji. Przesiąkająca przez glebę i piaskowe podłoże moreny dennej woda tworzy źródliska helokrenowe o kształcie cyrków (przypominających starożytne amfiteatry) i mini dolinek, ujawniające się na obrzeżach żwawego nurtu ciemnymi wysiękami, błotnymi kałużami, ustępującym pod stopami gruntem. W wielu miejscach stoki doliny są pocięte rowami i wąwozami. To powierzchniowe ślady sufozji – zjawiska wypłukiwania przez podziemne strumienie piasku i żwiru z głębszych warstw osadów polodowcowych.

Cyrk helokrenowego wycieku w rezerwacie Źródła Łyny
Sufozję zalicza się do tak zwanych zjawisk pseudokrasowych. Ich odpowiednikiem zjawiska krasowe a ich spektakularnym skutkiem podziemne jaskinie wytwarzane w skałach wapiennych. W Polsce są tylko dwa rezerwaty, w których chroni się groty sufozyjne: w Mechowie nad Bałtykiem (udostępnione turystom) i w Koniuszynie, w rezerwacie Koniuszanka I, przez który przepływa strumień Koniuszanka, znikając w podziemnym korycie na odcinku ponad jednego kilometra.

Garby nad sufozyjnymi wąwozami

Ten sam garb z bliska

Tutaj w Lesie Warmińskim zjawisk sufozyjnych można się tylko domyślać, oglądając chaotyczne kształty ścian rzecznej doliny. Między sąsiadującymi wąwozami widać niekiedy wyniosłe garby gruntu ściskane korzeniami drzew walczących o przetrwanie. Przechodząc obok takich miejsc, miewam deja vu. Jakbym znów trafił gdzieś w zakątki Pienin albo Tanwi na Roztoczu. Podobne kameralności, stromości, kształty, zapachy, szata roślinna, cieki wodne… I górski charakter Łyny. W przełomie na odcinku od jeziora Ustrych do granic Rusi (około 6 kilometrów) rzeka opada prawie o 20 metrów. Nic dziwnego, że Niemcy zbudowali na niej dwie śluzy: w nieistniejącym Ustrychu i w nieistniejącej Sójce.

V. Porosty, mchy, rośliny i plechy Lasu Warmińskiego

Brodaczki
Wstępne badania porostów Lasu Warmińskiego przeprowadzone w latem 2009 roku na 62 losowo wybranych stanowiskach pozwoliły wykryć 31 gatunków podlegających ścisłej ochronie, w tym 4 gatunki reliktowe, charakterystyczne dla pierwotnej puszczy niżowej: nibypłucnik (Cetrelia), złociszek jaskrawy (Chrysotrix candelaris), granicznik płucnik (Lobaria pulmonaria), brodaczka rogowata (Usnea ceratina) i ponad dwieście innych gatunków pospolitych, wśród których doliczono się 26 dodatkowych porostów, reliktów puszczańskich. 







Kolonia porostów na zwalonym dębie
Wiele spośród odkrytych porostów jest na granicy wymarcia lub zostało zaliczonych do gatunków zagrożonych, wymagających wdrożenia ścisłej ochrony, w ramach której nie przewiduje się usuwania martwych drzew, siedlisk dla porostów epiksylicznych. Już chociażby z tego powodu Las Warmiński trzeba uznać za wyjątkowe miejsce.

Nadrzeczna omszała łączka
Badania brioflory przeprowadzone wiosną, latem i jesienią 2009 roku pozwoliły stwierdzić występowanie 18 gatunków wątrobowców i 90 gatunków mchów. Wśród nich gatunków epifitycznych (wykorzystujących korę drzew jak podłoże, lecz nie pasożytujących i nie będących w symbiozie z drzewami), zaliczanych do reliktów puszczańskich, takich jak objęty ochroną gatunkową mech górski (Bartramia pomiformis); gatunków epiksylicznych takich jak chroniony wątrobowiec (Nowellia curvifolia) czy  siedmiu gatunków torfowców objętych całkowitą i częściową ochroną. Masowe występowanie w Lesie Warmińskim podlegających ochronie mchów i wątrobowców jest kolejnym powodem, by uznać to miejsce za wyjątkowe.

Niecierpek himalajski nad Jeziorem Łańskim
Badania roślin naczyniowych i ramienic przeprowadzone w 2009 roku przyczyniły się do zidentyfikowania 352 gatunków roślin naczyniowych i 5 gatunków ramienic, plech słodkowodnych, zasiedlających jeziora Jełguń, Oczko i Galik podwodnymi łąkami. 26 gatunków roślin (antropofitów) zostało przywleczonych przez człowieka.

Niecierpek himalajski ściąga mnóstwo owadów

Kwiatki z bliska

Jeden z nich, niecierpek drobnokwiatowy (Impatiens parviflora), jest niezwykle ekspansywny za sprawą nasion wystrzeliwanych z dojrzałych owoców.  Drugi równie agresywny wobec rodzimej flory, acz urzekający urodą i rozmiarami, to niecierpek himalajski przemieszczający się zachodnim brzegiem Jeziora Łańskiego.

Wawrzynek wilczełyko

Z roślin chronionych najbardziej spektakularne są wawrzynek wilczełyko (Daphne repens) i storczyk tajęża jednostronna (Goodera repens).

Badania są kontynuowane. Rok na przeprowadzenie pełnej inwentaryzacji przedstawicieli tej części świata roślin to za krótko.

Czytając projekt planu ochrony rezerwatu, przedzierając się przez specjalistyczne słownictwo, łacińskie nazwy, statystyki, metodykę badań, uświadamiam sobie niezwykłość środowiska, po jakim się poruszam.

VI. W mateczniku dębów

Nieopodal nadleśnictwa w Ramukach


To samo miejsce latem
Nad przełomy Łyny w Warmińskim Lesie dojeżdżam rowerem. To raptem kilkadziesiąt minut w sąsiedztwie Nowych Ramuk i przez tereny porzuconego Jełgunia. Przejechawszy przez Nową Wieś, minąwszy stary i porzucony nowowiejski tartak, zanurzam się w historyczny las z dębem Napoleona. Stąd można pojechać do Kaborna, Trękusa, Starego Olsztyna, wsi pamiętających czasy pierwszej krzyżackiej kolonizacji i władztwo Mikołaja Kopernika przywracającego je do życia po wyniszczającej wojnie polsko-krzyżackiej 1519 – 1521 r.



Skroś Lasu Warmińskiego


Za szosą do Olsztyna droga wiedzie matecznikiem zwierząt prosto do historycznej enklawy po Jełguniu. Zjechawszy na polanę, można wybrać wygodną drogę nad Ustrych. Po przejechaniu przez mostek przy tamie z niewielkim generatorem wodnym i minięciu kamiennej tablicy poświęconej profesorowi Benonowi Polakowskiemu, inicjatorowi Mazurskiego Parku Krajobrazowego, zjeżdżam zarastającą ścieżką nad samą Łynę. 









Siedlisko dębów nad Łyną
Mniej wygodne podejście do Łyny jest na jej prawym brzegu. Prowadzi stromym zjazdem między pomnikowymi drzewami wśród zamaskowanych nor borsuków, które z jakiegoś powodu uwielbiają ten niezwykły grąd. Powrót pod górę przypomina nieco wspinaczkę po pienińskich polanach na szlaku do Trzech Koron.

Ten dąb nawet po śmierci zadziwia
Warto tutaj zajrzeć. Na samym dole zaległ niesamowity dąb, który rozpadł się na dziesiątki ogromnych szczątków pokrytych patyną mchu, porostów, śluzowców, czarnych grzybów, ziół, traw, przyozdobionych od spodu łanami łuskiewników. Sąsiednie dęby też zaczynają osypywać się z dostojnej starości, zrzucając zmurszałe konary.

Ten sam dąb w maju
Przypuszczam, że w drewnie tych dębów występują rzadkie gatunki owadów saproksylicznych, wrażliwych na antropopresję. Stwierdzono tutaj obecność pachnicy dębowej i jelonka rogacza.

Siedlisko ważek i skójek
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych ekipa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego z profesorem Stanisławem Czachorowskim, badając faunę Łyny, potwierdziła obecność krasnorostów rzecznych nadających kamieniom zalegającym dno Łyny różowy kolor uznawany dawniej przez Prusów za magiczny; gąbek słodkowodnych uwielbiających czystą, niezbyt szybko płynącą wodę; racicznic, o których świadczą jaskrawe odsypiska muszli po martwych osobnikach zalegające piaszczyste mielizny szeroko rozlanej Łyny czy trzebli zielonej – ważki z czerwonej księgi gatunków zagrożonych.

Polując na portret
W Łynie potwierdzono także obecność chruścika – niprzyrówki rzecznej – gatunku, który wcześniej uznawano za wymarły z powodu zanikania gąbek słodkowodnych będących głównym pokarmem larw.

Podczas badań owadów przeprowadzonych w 2006 roku stwierdzono występowanie 61 gatunków, w tym trzech z czerwonej listy gatunków zagrożonych, i 12 gatunków wskaźnikowych, których obecność potwierdza naturalność leśnego środowiska.

Na zakolu Łymy
Spod matuzalemowych dębów można pójść w lewo ścieżką wiodącą do zakola starego rzecznego odsypiska, gdzie rozsiadły się wiekowe wiązy, jesiony, klony, świerki i olchy. Odsypisko zarosło gęstwą zgryzionych przez jelenie pędów grabiny. Trudno się w niej poruszać, ale warto – dla niezwykłych obrazów.

Dalej tylko dla ryzykantów
Idąc w prawo, z nurtem Łyny, dochodzi się do siedziby bobrów, które w nadrzecznej skarpie urządziły ześlizgi, a pod korzeniami drzew wejścia do nor. Nurt rozlewa się szerzej, odsypując mielizny i łachy zatrzymujące gałęzie spływające z góry. Tak powstają miejsca gniazdowania dzikiego ptactwa, które z jakiegoś powodu unika jeziornych przestrzeni. Dalej nie sposób wędrować. Stoki rozciętej przez rwący nurt moreny znowu schodzą nad samą wodę.

Gniazdo zimorodka prawdopodobnie zniszczone przez norkę  - zdjęcie z Marózki
Zasiadłszy na brzegu, w ciszy tak charakterystycznej dla prastarej puszczy pochylonej nad rzeką, można przy odrobinie szczęścia dostrzec uwijające się bobry (wszędzie zostawiają ślady na ogryzionych pędach grabów i wierzb, na korze przybrzeżnych olch, buków czy osik, na ześlizgach ku wodzie); polujące wydry, norki, kuny lub łasice, które korzystają z gałęzi, wykrotów czy zarastających pni; piskliwce, pluszcze, bystre zimorodki łowiące ryby w wartkiej wodzie.

Zimorodek z Marózki. Zimorodki znad Łyny jeszcze czekają.
Piskliwiec brodziec

Drozd
Popisy zimorodków budzą respekt. Prawie każde ich zanurzenie wieńczy rybka szarpiąca się w dziobie. Dlatego zyskały przydomek Kingfisher. Ich pióra zawdzięczają odcienie migotliwego błękitu nie pigmentowi lecz iryzacji – skomplikowanemu rozszczepieniu światła przez najdrobniejsze elementy piórek i filtrowaniu pojedynczych barw. Przez piórka zimorodków przenikają głównie niebieskie kwanty podbarwiane odcieniami błękitu, malachitu, turkusu, szafiru... To dlatego zimorodki wydają się tak ulotne, zmienne a przez to intrygujące…

Strażnik ciszy nad Łyną
Niełatwo oderwać oczy od Łyny. Zastygnąwszy w nastroju czuwania, poczujesz tchnienie ludzkiej historii odsłoniętej odkryciami jełguńskich śladów osadniczych datowanych na okres między trzecim a pierwszym tysiącleciem przed naszą erą, pozostawionych przez plemiona kultur pucharów lejkowatych i amfor kulistych, a potem artefaktów i kurhanów plemion kultury ceramiki sznurowej. Z epoki brązu pozostało w Jełguniu kurhanowe cmentarzysko, w którym przez dwa stulecia grzebano skremowane szczątki współplemieńców. Potem przez te tereny przechodziły fale migracyjne Bałtów, germańskich Wandalów, skandynawskich Gotów, czarnomorskich Herulów, w końcu Galindów aż do czasów osadnictwa diecezjalnego gospodarujących w puszczy na lauksach – polach wydzieranych karczowanej puszczy. Tereny Galindów wyludniły się wskutek upadku handlu bursztynem i presji Słowian coraz bardziej spoglądających na północne rubieże Polski. Wojciech Kętrzyński upatrywał przyczyn spustoszenia Galindii w wojnach toczonych w XI wieku z wojskami Kazimierza Odnowiciela. Krzyżacy zaludniali już tylko porzucone enklawy.

Gdy nastrój zawładnie duszą
W sąsiednich Kielarach, dzisiaj w granicach Rusi, odkryto jeszcze wcześniejsze ślady pobytu ludzi, myśliwych, którzy nadeszli śladem odchodzących lodowców – zbrojniki z pracowni krzemieniarskiej datowane na okres między VIII a V tysiącleciem przed naszą erą.

Natura przegląda się w naszych oczach
Las Warmiński to coś więcej niż tylko rezerwat przyrody. To muzeum historii naturalnej. W którym każdy bezmyślnie i bezrefleksyjnie pozostawiony niedegradowalny plastikowy, szklany czy metalowy śmieć jest niewybaczalnym dysonansem. Upłynie jeszcze wiele wody w Łynie, nim ludzie naprawdę pojmą, że nie są sami na ziemi tej Ziemi. Że dla jej dobra powinni znaleźć w sobie siłę, by zabierać puste opakowania do domu, skoro mieli siłę przynieść je nad Łynę o wiele cięższe, bo wypełnione.

VII. Prusowie w Lesie Warmińskim


Po Prusach nad przełomem Łyny zostało niewiele pamiątek. Ich historię spowija nadal cień nieodgadnionej tajemnicy. Najwięcej o nich wypowiadali się kronikarze w służbie Zakonu Krzyżackiego. Byli bardziej biegli w mowie i piśmie, więc po tamtych czasach został raczej jednostronny opis podboju staropruskiej krainy i tendencyjna charakterystyka zniewalanych mieszkańców.

Prusów uznawano za barbarzyńców i pogan. Prusowie oddawali cześć wielu bogom. Żyli z naturą w niezrozumiałej dla chrześcijan harmonii. Z pietyzmem odnosili się do drzew, świętych gajów, rzek, jezior, które dla Krzyżaków były wyłącznie zasobami niezbędnymi do budowy nowego ładu. Organizacja Prusów oparta na luźnych związkach plemiennych i władza wywodząca się ze zgromadzeń okazała się przestarzała i nieprzystająca do porządków panujących w średniowiecznej Europie. Kilka stuleci nacisku słowiańskiego w okresie od X do XII wieku, a potem wojennej ekspansji krzyżackiej, której opierały się aż cztery pokolenia Prusów, wymazało z ludzkiej świadomości pamięć o plemiennych społecznościach wtopionych w leśną krainę od Wisły po Półwysep Sambijski i od Narwi po Bałtyk. Przepadły ich obyczaje, wierzenia, nietuzinkowa kultura ukształtowana pod koniec wielkiej wędrówki ludów.

Można upraszczając porównywać podbój Prusów z podbojem Indian w obu Amerykach. Porównanie to jednak jest bez sensu. Indianom – których przodkowie, po przejściu przez cieśninę Beringa i być może przez zamarznięte podczas ostatniego zlodowacenia obszary wysp brytyjskich, Grenlandii, Islandii i Kanady, utracili na tysiąclecia więź z mieszkańcami Azji i Europy – wydano tak naprawdę wojnę o charakterze starcia dwóch nieznających się wcześniej cywilizacji. Prusowie natomiast współżyli i waśnili się z sąsiadami od wieków. Podbój Prus był napędzany nie tylko motywacją religijną i polityczną lecz także wzajemnymi pretensjami z powodu zadawnionych i nierozwiązanych konfliktów plemiennych czy rodowych.








Po Prusach nie pozostał żaden materialny ślad. Spuścizną są wyłącznie inkluzje genetyczne (nieliczni przyznają się do posiadania odległych pruskich korzeni); niewielka liczba słów i lokalnych nazw w języku niemieckim i polskim, mająca swoje źródła w języku pruskim; przypadkowe odkrycia archeologiczne; jednostronnie spisane kroniki, z których trudno jednak odczytać całe bogactwo wierzeń, kultury, obyczajowości, związków z naturą, zdolności rzemieślniczych, więzi społecznych… Nawet modlitewniki, przetłumaczone na język pruski, przeznaczone dla sambijskich Prusów, zaginęły…




Można też podjąć próbę spojrzenia na historię Prusów oczami Wojciecha Altmajera, czytając Terra Nullę o Glappie, ostatnim wodzu wolnych Warmów. Akcja powieści, w której fikcja literacka przeplata się z faktami historycznymi, przypowieściami i mitami, toczy się także na terenie Lasu Warmińskiego.

W Terra Nulla występuje legendarny waleczny odyniec Ramuk, który dawał się we znaki miejscowym Prusom, gdy próbowali nań zapolować. Ramuk miał przewodzić stadu tajemniczych dzików, żyjących na bagiennej wyspie…

Nadleśnictwo Nowe Ramuki

Ot taka legendarna personifikacja. W naturze odyńce rzadko chodzą z watahami składającymi się zwykle z dziczych matek, przelatków i warchlaków, którym przewodzi najstarsza i najbardziej doświadczona locha. Osiągające dojrzałość płciową odyńce (kiernozy) opuszczają stado. Wolą się szwendać samotnie wzdłuż brzegów Łyny i taplać się w helokrenowych babrzyskach. Jeśli więc jurne samce w watasze to tylko w czasie huczki od listopada do lutego. Po godach odyńce wracają zwykle do samotnego trybu życia. Ramuk w języku Prusów oznaczał spokój, toteż walecznego Ramuka trudno ożenić w myślach ze spokojem...

Leśniczówka w Nowym Przykopie
Po legendzie ostał się (być może) ślad w nazwie osady Stary Ramuk (nieistniejącej już) i osady Nowy Ramuk, będącej siedzibą nadleśnictwa Nowe Ramuki obejmującego swoim obszarem najcenniejsze przyrodniczo fragmenty Lasu Warmińskiego. Stary Ramuk zaistniał w dokumentach lokacyjnych jako Ramuck już w 1591 roku. Leżał na północ od Jeziora Łańskiego w miejscu średniowiecznej strażnicy leśnej. Siedzibą królewskiego nadleśnictwa powołanego do życia edyktem króla Prus regulującym organizację lasów na terenie Prus Wschodnich i Litwy Ramuk stał się 3 grudnia 1775 roku. Małe Ramuki oznaczały w XIX wieku teren Lalki z największym półwyspem Jeziora Łańskiego nazywanego Lalka od imienia bohaterki pruskiej legendy o Lalce.

Kapliczka pod Butrynami w tajemniczym ogrodzie porzuconego siedliska
W Terra Nulla przewija się też historia pruskiego rodu Magejów, zamieszkującego na mokradłach wokół dzisiejszej Purdy, siedziby gminy. W języku Prusów purda  oznaczała wilgotne miejsce. Ród wsławił się łupieskimi wyprawami na pograniczne osady Mazowszan, czyniąc z procederu główne źródło utrzymania. Mazowszanie zorganizowali w końcu system wczesnego ostrzegania i przygotowali zasadzkę, w której zabili napastników. Starego Mageja, wleczonego przez konia za nogi, ukamienowano. Ród wygasł ostatecznie, gdy najmłodsi synowie Mageja, którzy zostali w domu, postanowili, niepomni legendy o Ramuku, dopaść zimą walecznego i otoczonego już czcią odyńca, wykopując wilcze doły nad jeziorem. Pierwszego z synów znaleziono na dnie jednej z pułapek, nadzianego na zaostrzone pale, drugiego zaś zanurzonego w przerębli i napoczętego przez dzikie ptaki... Dwie dziwne historie znalazły jeszcze dziwniejsze wspólne zakończenie…

Sam Glappo, bohater Terra Nulla, miał (podobno) przejść chrzest bojowy na Jeziorze Łańskim. W miejscu, z którego wypływa Łyna. Łowił ryby w wykutej toporkiem przerębli. Krzyżaccy zwiadowcy wyłonili się z zamieci. Widząc samotnego Prusa, postanowili zasięgnąć języka. Glappo uciekł jednak ku rzece. Podmyty od spodu wartkim prądem wody lód załamał się pod ciężarem koni i jeźdźców. Zwierzęta i zwiadowcy potonęli z wyjątkiem konia, którego Glappo wyprowadził z wody, uratował przed zamarznięciem i wrócił z nim do swoich. Tak to wydarzenie w skrócie przebiegło w książce Wojciecha Altmajera.

Wyczyny wojenne obwołanego wodzem Warmów Glappa, który wspierał Herkusa Monte, wodza Natangów, podczas II powstania Prusów trwającego od 1260 do 1273 roku, budziły respekt wśród Krzyżaków. Jedną z pierwszych jego zwycięskich walk była bitwa rozegrana na Łabędziej Łące w pobliżu Łyny na północ od jeziora Ustrych. Podczas wieczornego zwarcia trzystuosobowy oddział krzyżacki, szukający już miejsca na obozowisko, został wycięty nieomal w pień przez wojów Glappa wspieranych przez konny patrol Pogezan. Dzisiaj nie sposób wskazać dokładnie, gdzie rozegrało się owo starcie.

Glappo pojmany w 1273 roku podczas próby odbicia z rąk krzyżackich zamku w Brandenburgu, zwanym też Pokarminem, a dzisiaj Uszakowem po stronie rosyjskiej, został powieszony na wzgórzu Glappenberg pod Królewcem.

VIII. Imaginując sobie spływ Łyną

Tak by się zaczęło
 Górska przygoda z Łyną zaczyna się od jazu wieńczącego jezioro Ustrych. Zwodowawszy kajak z polany parkingowej po spadzistym brzegu, popłynąłbyś wąwozem w cieniu starego grądu pełnego pomnikowych dębów, sosen, grabów, lip, klonów, świerków… Słońce nigdy tutaj nie zajrzy. Latem rzekę spowija zielony, wilgotny półmrok. Szybki nurt porwałby kajak wprost pod pnie powalonych drzew. Niedzielni kajakarze nie przepłynęliby rzeki bezkarnie. Każdy popełniony błąd skończyłby się wywrotką i zbieraniem rzeczy na szlaku. Chwilami do brzegów byś nie dobił. Woda podmywa kilkumetrowe klify. Gdy w nurcie leżą pnie podmytych lub powalonych przez bobry drzew, robi się ciasno. Sekunda nieuwagi i kajak uderzyłby burtą o pień albo wbiłby się dziobem w piach osypiska. Jeśli jednak zachowałbyś czujność, Łyna odpłaciłaby obrazami, jakich byś nie zobaczył z wygodnych ścieżek.

Zaraz za pierwszym przełomem
Zaraz za pierwszym przełomem - nieco dalej

Za najtrudniejszym fragmentem przełomu rzeka lekko zwalnia. Nurt rozlewa się szerzej między brzegami grądu, dywanami zawilców, przylaszczek, ziarnopłonów, kaczeńców, zajęczych szczawików, fiołków, łuskiewników przesiadujących na ukrytych pod ściółką korzeniach drzew…  Miejscami da się zejść nad samą wodę. Rzeczne polany mamią spokojem i ciszą. 

Łuskiewniki
Kwiecień to jedyny miesiąc, podczas którego rośliny runa mają szansę urosnąć, zakwitnąć i rozmnożyć się w świetle słońca przenikającego bez trudu nagą jeszcze plątaninę konarów i gałęzi drzew grądu. To dlatego w szarości otoczenia każdy kwiatek kaczeńca, zawilca, ziarnopłonu, przylaszczki, łuskiewnika, wawrzynka wilczełyko jest jak… klejnot. Przyciąga uwagę.
Łuskiewniki są wszędzie
W świecie roślin pijawkami są pozbawione chlorofilu łuskiewniki różowe. Pasożytują na korzeniach trzmieliny, czeremchy, olch, czarnego bzu, wierzb, topól, tarniny – drzew i krzewów nadrzecznych łęgów. Wypuszczają ssawki, którymi z drewnianej tkanki korzeni pobierają soki żywiciela. Niektórzy botanicy przypisują im mięsożerność. Zdolność do kwitnienia łuskiewniki osiągają dopiero po dziesięciu latach rozwoju pod ziemią, kiedy wykształcą pędy na tyle obszerne i nasycone cukrami, by sprostać wysiłkowi uformowania mięsistych kwiatów o kształcie nietypowych gron. 

Kwitną wczesną wiosną. Potem znowu znikają. Roślinom tym medycy średniowieczni przypisywali właściwości lecznicze. Nad Łyną najwięcej łuskiewników kwitnie w miejscach, gdzie zalega mnóstwo obumarłych drzew, wokół których powstają najbujniejsze ogródki botaniczne z młodych siewek korzystających z każdej szczeliny w sklepieniu puszczy.

Nawet na spokojnej polanie przeszkody
Jeśli polanę zwieńczy zakręt, powalone drzewo, zatarasowany fragment koryta, Łyna znowu psoci i swarzy się. W takich miejscach nie ma już przestrzeni dla ścieżki. Trzeba wspiąć się na skarpę i z bezpiecznej wysokości oglądać skutki poczynań swawolnego nurtu.

Gotyckie sklepienia Lasu Warmińskiego
Obrazy rzecznej doliny przypominają świątynne wnętrza. Kolumny drzew, zasklepiających niebo potężnymi konarami, tworzą tonące w półmroku nieomal gotyckie sale.



























Gdzie Łyna się uśmiecha

Wystarczy jednak, że skarpy odsuną się nieco, a pełne patosu i dostojeństwa sale zamienią się w przeurocze, rozjaśnione salony natury, nasycone roziskrzonym życiem, refleksami, nieustającą grą światła z cieniem, szeptami, kwileniami, pokrzykiwaniami, pluskiem i szumem wody opływającej na pół zanurzone głazy, konary i pnie...

Łyna, konary, mgła i świetlne refleksy
Jest w tych obrazach urzekająca magia. Jeśli o świcie słońce zdoła przebić kwietniowe lub wczesno-majowe listowie puszczy i oświetlić nurt, a mgła zatańczy ulotnie nad zwarami i warkoczami wody, przez oczy przepłynie kaskada doznań. 

Chwila wytchnienia
Mijasz zarośla czosnku niedźwiedziego, kopytnika, lilii złotogłowych, zimoziołu, dzikiej porzeczki, paproci, widłaków… Rozpychasz ramionami sztywne pędy ogryzionych przez jelenie grabów. Przełazisz przez powalone pnie i gałęzie. Depczesz ściółkę, dywany leśnej murawy. Brniesz przez błoto… Wiele leżących od lat drzew pokrywa zielony kożuch porostów, mchów, delikatnej trawy, kwitnących ziół, które umościły się w bruzdach kory i w zagłębieniach spróchniałego i wypłukanego drewna, tworząc wykwintne ogródki botaniczne. 


Wiele stojących drzew dźwiga naręcza pasożytniczych grzybów: hub, krwistych ozorków dębowych, żółciaków siarkowych uchodzących obok dzięciołów za… budowniczych dziupli – zaatakowane fragmenty drewna bardzo szybko próchnieją, pozostawiając po sobie w pniach puste przestrzenie.

W komyszach Łyny
Ścieżka lewego brzegu rzeki wiedzie nad samą wodą albo skrajem przybrzeżnych skarp, to znów odbija pod stoki morenowych wyniesień. Od lat nikt nie sprząta lasu, więc, wijąc się jak w ukropie, przełazisz przez rumowiska umarłych drzew, przerośnięte młodniakiem korzystającym z dostępu do światła; obchodzisz miejsca, przez które nie da się przebrnąć; zbaczasz w dzicze kąpieliska i mokradła pełne wody wysączającej się spod stoków…
Rozgarniając krzaki...

Rozgarniając przybrzeżne krzaki, masz szansę ujrzeć rzadkie szlachary, nurogęsi, gągoły, o pospolitych krzyżówkach i cyrankach nie wspominając, bo tych wszędzie pełno…
Gdy słońce zagląda, płosząc mgłę
I nagle gdzieś w tej niezwykłej mierzwie otwiera się Łyna powabna,rozświetlona, gdy tylko południowe słońce zajrzy do jej wnętrza. Nurt spływa po piaszczystym dnie, opłukuje miejsca zasypane szczątkami małż, skójek, ślimaków porwanych z zastoisk, strzępi się fraktalnymi warkoczami i wirami na otoczakach porośniętych przez krasnorosty niezwykłej barwy. 

Kolejna pułapka
Przewieszone nad nurtem pnie zarastają kolorowymi hubami. Wystające z dna pniaki po umarłych olchach stają się podstawą bukietów botanicznych. W szparach pni zalegających nad nurtem wyrastają siewki świerków i sosen, z góry skazane na krótki żywot. 

W tym kształcie każdy zobaczy co zechce
W świetle dnia wiele z tych spłukanych latami przez wodę konarów upodabnia się do kształtów drapieżnych zwierząt: rosomaków, łasic, kun…

Początek kolejnego przełomu
Wielka polana, którą przemierza rzeka, kończy się nagle kolejnym przełomem. Ścieśniony nurt uderza w opadające z obu stron skarpy morenowego wyniesienia. Z brzegu na brzeg można przechodzić tylko wilczymi kładkami – pniami o śliskich i omszałych grzbietach. 

Łyna
Pod spodem woda żłobi głębokie koryto. Upadek grozi poturbowaniem. Płynąc kajakiem, trzeba by wykazać nie lada refleks i siłę.

Wilcza kładka
Ten przełom ciągnie się do zawalonego mostu w Sójce a potem do kolejnego przewężenia z podwójnym ciasnym zakrętem rzeki wypłukującej z brzegów głazy i otoczaki. Po drodze Łyna robi woltę na wschód w przepastnej dolinie, a po przyjęciu wody z jełguńskiego dopływu skręca znowu na północ. Na całej długości zalegają powalone osiki, olchy, świerki, dęby, graby…

Nigdzie spokoju dla wioślarza
Pokonawszy najbardziej spektakularny fragment Łyny, dociera się do kolejnych bajkowych widoków, uspokojonej wody, rozleglejszych zakątków. Jedno, czego nie ubywa, to przeszkód i zasieków z drzew wyrwanych brzegom.

IX. Skrajem urwiska

Tu naprawdę jest pięknie

Droga w kierunku Sójki wiedzie skrajem morenowych wniesień. Rzeka znika w przepastnej dolinie. Sosnowy bór ustępuje grądowi i siedliskom borsuków. Wiosną las wydaje się świetlisty, słoneczny. Wtedy wszystko w nim widać. Pod koniec maja ów górujący nad rwącą Łyną zakątek staje się mroczny. Słoneczne światło z trudem przesącza się przez sklepienie z listowia.

Łyna w świetle wschodzącego słońca
O świcie słońce zagląda do wnętrza rzecznej doliny jedynie w miejscu, gdzie Łyna płynie z zachodu na wschód. Oświetla w dole kąpieliska dzików, które uwielbiają źródliska wypływające spod stromych wyniosłych stoków.

Dzicze kąpielisko

Owe kąpieliska są pełne zbutwiałych pni i wykrotów, zarośli, mierzwy krzaków, ziół, nasączonej wilgocią ściółki. Rzeka płynie ścieśnionym korytem, unosząc osypujący się piach i grunt. Zejść nad wodę stosunkowo łatwo. Wrócić o wiele trudniej. 

Wędrując nad rzeką na wschód
Jeszcze trudniej wyobrazić sobie przeprawę kajakiem – całe rzeczne koryto jest pełne przewróconych drzew. Nurt spada uskokami, wciska się pod pnie, lawiruje między głazami. Nie sposób uniknąć przeszkód. Kajakarz zdobywałby tutaj specjalność tragarza i burłaka. Jedno, że brak tu ścieżek. Trzeba grzęznąć w błocie brzegów albo walczyć z wartką wodą sięgającą pasa. Fascynujący zakątek. Obietnica niecodziennej przygody.

Galimatias
Za ujściem jełguńskiej strugi Łyna wciąż jest uparta i nieprzyjazna kajakarzom, dając schronienie rzadkim gatunkom ryb i zwierząt. Nie sposób chodzić nad samą wodą. Za to widok z góry jest niecodzienny. Ciszę lasu wypełnia monotonny szum wody przemierzającej chaotyczne, nieprzystępne koryto; podmywającej strome zbocza, które od czasu do czasu osuwają się razem z potężnymi świerkami i dębami. Ów obraz towarzyszy aż do ruiny mostu w Sójce, za którym rzeka wpada pod galimatias powalonych i splątanych drzew. W tym chaosie rybom najlepiej. Nic im nie grozi poza nimi samymi i wędkarzami.

Za tym drzewem wywrotka pewna

Za zerwaną przeprawą w Sójce ścieżka wiedzie nad stromymi urwiskami brzegu. Pomiędzy wyniosłymi świerkami, przywodzącymi na myśl klimaty pienińskich i tatrzańskich szlaków. Od czasu do czasu zaglądasz z góry w nieustannie rzeźbione wnętrze wąwozu. Czując narastający niepokój, gdy stoisz na krawędzi niepewnego urwiska.

Łyna tonie w cieniu niezależnie od pory roku. W jej nurcie nie utrzyma się żadna roślina. Woda płucze kamienne usypiska, twardy żwir, omywa głazy, głaszcze korzenie drzew, którym coraz trudniej opierać się erozji brzegów i wiosennym wezbraniom.
























Słońce zagląda tutaj na chwilę
Gdzieś dalej ścieżka zbiega ku rzece, przecinając stare i mocno już zarośnięte odsypisko. W zaroślach młodych osik, grabów i wikliny bobry urządziły sobie obfitą stołówkę. Łyna, zmuszona do opłynięcia odsypiska, wdarła się w przeciwległy brzeg, rzeźbiąc malownicze zakole. W wartkim nurcie można obserwować polujące pstrągi i lipienie. Woda rządzi. Południowe słońce zagląda w to miejsce tylko na moment, niezależnie od pory roku. Zamrzesz z zachwytu, gdy trafisz tam wtedy.

X. Łyna, fraktale i chwila zastanowienia

Zjawisko Tyndalla
Fascynujące bywają przejawy każdej ulotnej chwili. W pewnych okolicznościach, poznając i rozumiejąc chwilę, poznajemy istotę świata. Poprzez znamienny szczegół obrazu możemy poznać sens całości. Spoglądając na atom przez wystarczająco potężny mikroskop elektronowy, zdajemy się w pewnej chwili dostrzegać Wszechświat. 

Gdy mgła maluje słońcem
Twórcy teorii chaosu, w którym na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się nieprzewidywalne, wręcz przypadkowe, odkryli porządki wyższego rzędu, których odwzorowaniem są powtarzalne (niezwykłe graficznie) struktury fraktalne o ułamkowych wymiarach przestrzennych. 

Jesienne fraktale
W otaczających nas pojedynczych elementach przestrzeni pełno jest fraktali o wymiarach determinowanych stopniem nieporównywalności rozmiarów: szerokości, wysokości i głębokości - na przykład praktycznie dwuwymiarowych liści o pomijalnie małym wymiarze grubości,  albo koron drzew pełnych pustych przestrzeni między konarami i gałęziami, których wymiar fraktalny, zależny od stopnia wypełnienia listowiem czy igliwiem, mieści się w przedziale między pełną dwuwymiarowością a pełną trójwymiarowością. 

Fraktalny zakątek Ustrycha
To fraktale modelują kształty i wzory obserwowanych elementów przyrody. Odkryto przy okazji harmonijną powtarzalność struktur fraktalnych (samopowtarzalność) na różnych poziomach uszczegółowienia obserwowanych obrazów, zjawisk fizycznych, albo przebiegu zdarzeń – wszak w potocznym mniemaniu historia lubi się powtarzać, jedno że za każdym razem na innym poziomie rozwoju ludzkości.

















Chwili mgnienie

Największą jednak tajemnicę – moim zdaniem – skrywają liczby pierwsze. Jej rąbek odsłonił Bernhard Riemann w swojej hipotezie, na próbach udowodnienia której zęby połamało już kilka pokoleń najwybitniejszych matematyków. Mimo to odkryli oni przy okazji iście benedyktyńskiej pracy głęboki związek pomiędzy ujawnionym już po części porządkiem wyższego rzędu, rządzącym tymi liczbami, a odkryciami fizyków kwantowych badających elementarną budowę samej materii i astrofizyków odkrywających istotę i sens naszego Wszechświata.

Skomplikowana natura Łyny
Dlaczego taki wywód? Piękno przełomu Łyny ujawnia się podczas mozolnych spacerów wzdłuż brzegów, a tam, gdzie to niemożliwe, skrajem urwisk. To piękno nie poddaje się prostej klasyfikacji. Nie ma tutaj dalekich planów. Puszcza pospołu z doliną rozdzierającą morenowe wzniesienia podzieliła perspektywę rzeki na mnóstwo odrębnych komnat, scen, obrazów. 

Pod świerkami i noworamuckimi sosnami
Z wysokości klifów i stromych stoków wcale nie widać więcej. Przeszkadza wszystko: załamania zboczy, odsypiska, zakola; drzewa, ich konary, gałęzie nabrzmiewające najpierw pąkami a potem liśćmi; krzaczasta mierzwa podszytu... 

Gdzieś w dole Łyna
Listowie z każdym kolejnym dniem wiosny zasłania coraz więcej. Wzrok w końcu grzęźnie w gęstwie odcinającej światło, zamykającej widoki, łamiącej dalsze perspektywy. 

Latem taki widok to rzadkość
Pod koniec maja kameralność Łyny staje się dosłowna. Listowie sprowadza nad wodę nieustający półmrok. Zyskują zwierzęta kierujące się węchem, słuchem, niekiedy dotykiem i smakiem. W chaosie puszczy oczy bardziej ulegają złudzeniom…

Tajemniczy ogród
Łyna wymaga wysiłku, by ją poznać. Rzeka od dziesięcioleci pozostawiona sama sobie niechętnie odsłania swoje wnętrze. Czasem trzeba się zmusić do przejścia przez zarośla; między omszałymi kolumnami pni zalegających podmokły grunt; wśród sprężystych łodyg ogryzionych przez bobry drzewek…, nie bacząc na obecność wszędobylskich kleszczy, komarów, pijawek – by móc odkryć komnaty rzeki nieosiągalne z wygodnych ścieżek. 

 
Chcąc zajrzeć w gotyckie przestrzenie spięte nad nurtem sklepieniami konarów ogromnych świerków, lip, jesionów, dębów, ściskających plątaniną korzeni pochyłości wielometrowych stoków, trzeba stąpać po osypujących się ścieżkach zwierząt albo skrajem podmokłego kamienistego brzegu, często zbaczając do wody, gdy inaczej już niepodobna iść.

Jeśli ktoś poznał Marózkę, płynąc kajakiem, posiadł jedynie mgliste wyobrażenie o urodzie Łyny.  















W świątyni zadumy
Czasem jednak najlepiej wybrać odsypisko albo polanę pod starymi dębami i zastygnąć w bezruchu. Stopiwszy się z otoczeniem, uległszy nastrojowi, otworzywszy zmysły, można usłyszeć i poczuć wprost Łynę, tę Łynę. Wtedy przestaniesz dziwić się, że rzeka stała się bohaterką legend o Ałnie, żonie wodza Prusów, Dobrzynia, której łzy z żalu po jego śmierci utworzyły macierzyste źródło rzeki pod Nidzicą, czy o Łynie, córce Króla Tysiąca Jezior, zamienionej w rzekę po przywróceniu ukochanego do życia…

Mini-archipelag

Olchowe wysepki

 
Patrząc spod dębów na siedlisku


Za archipelagiem mikro-wysepek w uścisku systemów korzeniowych starych olch, które opanowały zakole rzeki – miejscem lęgowym gągołów i traczy – jest niezwykłe odsypisko. Istna polana pełna tajemniczych i nieznanych mi ziół zaścielających mokry grunt dywanem przyciśniętym mnóstwem powalonych i omszałych pni. 

Gdzie woda czysta a trawa zielona

Próbując podejść do nurtu, grzęznę w mierzwie młodej grabiny, która korzysta z wolnej a przez to nasłonecznionej przestrzeni. Szarpię się z gałęziami, przełażę przez plątaninę konarów. Wyginam śmiało ciało, chociaż stawy trzeszczą, kręgosłup boli, nogi się plączą, w głowie zawroty… Czego człowiek nie poświęci dla kadru wymagającej Łyny.

Patrząc
To miejsce jest po prostu niezwykłe. Warto zasiąść na pniu i gapić się w nieustające panta rhei nieobliczalnej rzeki. Życie i obumieranie zespala się tutaj w jedną wielką przemianę natury. 

Każdy szczegół ważny
W pozornym bezruchu obrazu nie masz nic stałego. Jest wszystko: wiosenny koncert, nieustający plusk wody u stóp, powiew zamierającego wiatru, chłód wilgotnego powietrza, zapachy, chaos bliskich i dalekich obrazów… Każde spojrzenie odkrywa nowe szczegóły otoczenia…

W przygaszonym świetle dnia
Trwasz w zachwycie. Nawet słońce za chmurami nie czyni zawodu. Miękkie światło wydobywa z wczesnej zieleni intrygujące kolory i odcienie.

Wszędzie fraktale
Siedzę więc i się gapię. Na kwiatki, dywan ziół, mchy i porosty na murszejących kłodach. Na babrzyska, fraktalne wiry i warkocze wody. Na plątaninę konarów i gałęzi przegradzających światło nurtu. Na chaos puszczy pochylonej nad rzeką… 

Ogródek

Tutaj jak w żadnym innym miejscu zaczynasz uświadamiać sobie złożoność a zarazem uniwersalność otaczającego ciebie wszechświata… W Historii życia Richarda Southwooda znalazłem fragment o starym buku, który, zajmując 6 metrów kwadratowych gleby, wytworzył eko-przestrzeń o powierzchni jednego hektara – czyż to nie wymowne świadectwo potęgi fraktalnej struktury drzew?

Mały wszechświat
Wliczono do niej powierzchnię pnia i kory, konarów, gałęzi, listowia, powierzchnię pod korą, ściany dziupli i szczelin w pniu… wszystkiego tego, co zasiedliły rośliny, bezkręgowce, kręgowce, grzyby, śluzowce, bakterie... Łącznie zbiorowisko kilkuset gatunków organizmów żywych… Siedlisko dla nornic, orzesznic, popielic, wiewiórek, łasic, kun, ptaków... Jeśli do tego dodać podziemny system korzeniowy spleciony z mikoryzą (grzybnią), korzeniami sąsiednich drzew i roślin, takie drzewo, zajmujące ledwo kilka metrów powierzchni gleby, jawi się odrębnym światem o złożonej strukturze; znajdującym się w stanie delikatnej równowagi; powiązanym niedającymi się opisać w prostych słowach zależnościami z innymi elementami puszczy. Śmierć takiego drzewa jest nieomal lokalnym końcem wszystkiego dla wielu stworzeń. Śmierć z przyczyn naturalnych nie jest jednak zjawiskiem nagłym. Tutaj nad Łyną w Lesie Warmińskim nie oznacza definitywnego końca. To przemiana życia. Nad którą pochylam się za każdym razem, patrząc wokół…

Polana rok później
Wróciwszy tu po  jakimś czasie odnotowałem upadek starego wiązu. Po wykrocie poznałem, że jego system korzeniowy bezpowrotnie zamarł i nie utrzymał ciężaru potężnego pnia. Z którego jeszcze w ubiegłym roku strzelały ku niebu wyschnięte konary. Wyrwany z ziemi wykrot podkopał sąsiedni świerk, który pochylił się w stronę lasu. Jego dni też już policzono. Jeden upadek pociąga za sobą drugi. Otwiera jednak dostęp do światła młodzieży dolnego piętra lasu.

XI. Łyna koło Rusi

Zamierający świerk nad Łyną
Aż do pierwszych zabudowań Rusi Łyna płynie ciasną doliną. Po opuszczeniu ostatniego fragmentu przełomu wpada w łagodniejszy wąwóz. Stoki odstępują od nurtu, dając miejsce podmokłym łąkom. Wolniejszy prąd sprzyja wodnym roślinom zasiedlającym rzeźbione dno; tatarakom i turzycom porastającym błotnisty grunt; brzozom i olchom, którym wiecznie mokre podłoże nie przeszkadza; świerkom trzymającym się blisko wody z powodu płaskich systemów korzeniowych... Drzewa, które skończą w rzece w charakterze przeszkód, ułatwią rozwój bujnej roślinności. Będą sprzyjać wydrom, norkom, bobrom, łasicom czy kunom, wodnemu ptactwu szukającemu miejsc do gniazdowania, rybom powolnych wód…

Warmińska dżungla



Wiosną ów fragment Łyny wydaje się miejscem, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Zwłaszcza w pogodny majowy dzień. Jeśli powietrze zastygnie w bezruchu, ze zdziwieniem doświadczysz wrażenia nieznośnego upału…








Majowy upał dokucza



Kajakarze nie zaznaliby jednak wytchnienia. Rzeka nie odpuściłaby, przedłużając udrękę przepraw przez częściowo zanurzone kłody, zbyt nisko zawieszone pnie przewróconych drzew, świeże zasieki gałęzi… Wokół jest dżungla wypełniona śpiewem ptaków, cichym pluskaniem wody pobudzonej przez ryby albo przepływające zaskrońce.




Świerkowy wykrot

Wszędzie zalegają wykroty świerków. Systemy korzeniowe tworzą w zielonej mierzwie nierealne plamy, a pozbawione igieł gałęzie i gałązki welony. Wiosło nie służyłoby do wiosłowania. Byłoby żerdzią, za pomocą której przepychałbyś kajak przez płycizny i zasieki gałęzi oplątanych roślinnością.







Ruś

Ulga przyszłaby dopiero na rozlewiskach przed Rusią. Gdzie nurt słabnie w toni spiętrzonej przez jaz gospodarstwa rybackiego. Po przepłynięciu przez spowity mrokiem olchowy łęg wpłynąłbyś pod wybudowane na nadrzecznych skarpach malownicze domy z ogrodami zbiegającymi ku wodzie. Spływ wieńczyłby jaz w samym centrum wsi. Obok kapliczki na kopcu w cieniu starych drzew.

XII. Spacerem wzdłuż Łyny

Ścieżką wśród wiatrołomów
Ścieżka od Rusi wiedzie najpierw przez las, którego wnętrze wypełnia zielony półmrok. Wędruje się stokiem, mając po lewej stronie jeszcze spore wzniesienie i stare sosny, a po prawej zbocze opadające ku niewidocznej Łynie. Rzeka płynie w dole za ścianą drzew i gęstego podszytu. Przez galimatias pni i gałęzi pokrytych bujnym listowiem niewiele widać. Nie można sobie uzmysłowić kształtu doliny. Nurt przebłyskuje jedynie zimą albo wczesną wiosną.

Gdzieś tam Łyna
W czerwcu las wypełniają solowe popisy kosów, drozdów, szpaków, sikor, innego ptasiego pospólstwa; wrzaski sójek, strażniczek leśnego spokoju, okrzyki dzięciołów i ich werble; charakterystyczne cmokanie towarzyszące wspinaczkom wiewiórek po korze wyniosłych sosen, których korony chowają się za listowiem drzew i krzewów podszytu; jakieś szelesty wzniecane przez zwierzęcy drobiazg buszujący w ściółce… Chwilami wzrok grzęźnie tuż obok w listowiu i igliwiu otulającym ścieżkę wijącą się między kolumnami pni, wykrotami, lub przechodzącą pod kłodami powalonych drzew.

Starorzecze i Łyna
Nieco dalej szlak schodzi ku rzece i wiedzie nad starorzeczem zasilanym przez obfite helokrenowe źródlisko bijące spod stromej skarpy ze zrudziałego piasku. Koryto starorzecza błądzi w olchowym łęgu, potem łączy się z głównym nurtem Łyny. Między pniami starych olch, jesionów, osik i omszałych brzóz widać szeroko rozlaną wodę starorzecza i głównego nurtu pokrytą dywanem wodnej roślinności skrywającej w sobie miejscowe storczyki. Zakątek tonie w niepokojącym półmroku.

Nad dopływem strumienia
Kolejne zakole doliny odsłania pagórkowaty matecznik. Między garbami widać suche zagłębienia i bardziej strome rowy. To ślady sufozyjnego wymywania głębszych warstw osadów.  Łagodne zejścia ku rzece sprowadzają na skraj bujnych turzycowisk i wodnej manny, tataraków, pałki wąskolistnej, kosaćców, zarośli otaczających podstawy pni wodolubnych olch, świerków, brzóz, osik, podszytu z krzewów szarej wierzby, czarnej porzeczki, dzikiego bzu, czeremchy, kruszyny… Wzdłuż wiedzie niepozorna ścieżka wydeptana przez dzikie zwierzęta. Korony drzew przepuszczają tutaj nieco więcej światła, uwydatniając urodę oprawy brzegów dla płynącej wody.

Za kolejnym wzniesieniem szlak ponownie schodzi ku wodzie. Przecina strumień dopływający do Łyny z pobliskiego wąwozu, który rozdarł stok morenowego wzniesienia. Zarośnięte wnętrze wąwozu jest nieprzeniknionym matecznikiem. Nasączone wodą grząskie dno znika pod kołdrą gęstego runa i podszytu.

























Łyna poniżej przełomu

Łyna ugrzeczniona

Nad ujściem strumienia do Łyny wznosi się kilkumetrowa skarpa, w którą podczas wezbrań uderza główny impet rzeki. Spod pnia ogromnego świerku widać długi fragment wyprostowanego szlaku wodnego z niewielką liczbą kłód łatwych do ominięcia.

Kolejny ogródek na wodzie
Łagodny nurt płynie obok kęp roślin wyrosłych na zanurzonych pniach, rozpadających się pniakach po olchach i świerkach, obok wysepek usypanych na starych przeszkodach i oczek wodnych w zaroślach.

Fotografowanie latem nie jest proste
Obrazy przetwarzane przez mózg są pozbawione przeszkód: listowia, patyków, gałązek, dla których woda płynąca w dole jest tłem. Kiedy więc spróbujesz fotografować rzekę, zdziwisz się, że aparat ustawiony w trybie automatycznej pracy będzie ogniskował właśnie na tych szczegółach. To dlatego, nie lubiąc prób ręcznego dostrajania obiektywu i dobierania parametrów, robię po kilka, kilkanaście ujęć tego samego kadru, a potem mozolnie przebieram w fotografiach, by wybrać te ciekawsze. Nie jest to wszakże najlepszy sposób na czerwcową Łynę. 



Łyna w cieniu świerków
Mijany las frapuje chaosem. Ogromne świerki, sosny, matuzalemowe dęby, poskręcane niemiłosiernie pnie wiekowych grabów, wiatrołomy, osuwający się grunt pod urwiskami, pnie obumarłych drzew skolonizowane przez śluzowce, huby, ozorki dębowe, żółciaki siarkowe, boczniaki…, kłody rozpadającego się drewna i spróchniałe pniaki w runie, głazy pokryte czapami mchu, osypiska świeżego piachu i żwiru… to wszystko przyciąga uwagę.

Nad urwiskiem

Jeśli jeszcze zatrzymasz się na skraju urwiska, nad starym grabem, który osunął się z gruntem i pochylił ku rzece, maskując prawie pionową przepaść zwieńczoną odsłoniętymi głazami narzutowymi, prześwitującymi przez rozświetlone listowie drzew podszytu, ulegniesz złudzeniu, że teren nadaje się do wspinaczki skałkowej.  

Tu rosłem - stary świerk

XIII. Podsumowanie

Federico Fellini mawiał do aktorów występujących w jego filmach, by grając żyli… kuliście. By doświadczali wrażeń ze wszystkich możliwych kierunków.

Oddawszy się korporacjom, własnemu przedsięwzięciu biznesowemu lub pracy dla pensji od pierwszego do pierwszego, żyjemy osiowo: rozpamiętując wczorajsze, załatwiając dzisiejsze, zastanawiając się nad przyszłością zawężoną do perspektywy kolejnych zadań do odfajkowania i żyjąc w strachu przed nagłą utratą dopływu gotówki w kontekście niespłaconych, często pochopnie zaciągniętych kredytów, bo były pod ręką. Albo w obawie przed obniżeniem poziomu życia rzekomo określającego pozycję w lokalnej społeczności.

W fizyce kwantowej rozpatruje się pojęcia wielowymiarowych strun, których wyższe wymiary są znikomo małe (zwinięte) w porównaniu z wymiarami podstawowymi. Zaczynamy przypominać napięte struny, budulce wszechświata cywilizacyjnego przymusu – nie wielowymiarowe swobodne sfery.

Nie sposób uniknąć zadziwienia faktem, że aż tak utraciliśmy kontakt z otoczeniem, w którym od pokoleń wyrastamy, lecz z którego coraz bardziej się wyobcowujemy, tworząc wokół siebie sztuczne środowisko.

W Lesie Warmińskim, opowiadającym niekończącą się opowieść, mamy szansę odżyć… kuliście. Cokolwiek to znaczy w każdym indywidualnym przypadku.

Źródła

 Nie mam zadęcia naukowego. Niemniej, skoro korzystałem ze źródeł, postanowiłem je podać.

1. Zarządzenie Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Olsztynie z dnia 23 sierpnia 2016r. w sprawie ustanowienia planu ochrony dla rezerwatu przyrody "Las Warmińskim im. prof. Benona Polakowskiego". Dziennik Urzędowy województwa warmińsko-mazurskiego z 24 sierpnia 2016 r. poz. 3405
2. Obwieszenie Wojewody Warmińsko-Mazurskiego z dnia 30 sierpnia 2016 r. w sprawie sprostowania błędów (dla poz.1.). Dziennik Urzędowy województwa warmińsko-mazurskiego z 5 września 2016 r. poz. 3515
3. Projekt planu zadań ochronnych rezerwatu przyrody Las Warmiński opracowany dla Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Olsztynie w 2012 r. pobrany ze strony internetowej RDOŚ w Olsztynie.
4. Dokumentacja planu zadań ochronnych obszaru dla Wspólnoty Natura 2000 Ostoja Napiwodzko-Ramucka w województwie warmińsko-mazurskim sporządzona w 2014 r. pobrana ze strony internetowej RDOŚ w Olsztynie.
5. Arkadiusz Sikora, Marian Szymkiewicz, Andrzej Górski, Grzegorz Neubauer: Awifauna lęgowa OSO Puszcza Napiwodzko-Ramucka ze szczególnym uwzględnieniem gatunków priorytetowych. Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, Uniwersytet Wrocławski. Styczeń 2015 r.
6. Załącznik nr 2 do zarządzenia Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Olsztynie z 20 marca 2015 r. Mapa obszaru Natura 2000 Puszcza Napiwodzko-Ramucka.
7. Stanisław Czachorowski, Paweł Buczyński, Oleg Aleksandrovitch, Robert Stryjecki, Alicja Kurzątkowska: Materiały do znajomości owadów i pajęczaków rezerwatu "Las Warmiński" (Pojezierze Olsztyńskie). Parki Narodowe i Rezerwaty Przyrody 1998 r.
8. Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Olsztynie: Plan Urządzenia Lasu. Nadleśnictwo Nowe Ramuki. Obręb Nowe Ramuki. Na lata 2005 - 2014. Program Ochrony Przyrody. Aktualizacja wg stanu na 01.12.2007 r. Aktualizacja wg stanu na 01.01.2010 r. pobrany ze strony internetowej RDLP w Olsztynie.
9. Wojciech Altmajer: Terra Nulla 
10. Praca zbiorowa pod red. Izabeli Lewandowskiej: Trwanie Warmii, 600 lat Butryn. Purda-Olsztyn 2012 r.
11. Praca zbiorowa: Ramuk znaczy spokój, 240 lat Nadleśnictwa Nowe Ramuki. 2015 r.
12. Internet: Wikipedia, Encyklopedia Warmii i Mazur

6 komentarzy:

  1. Piotr ... łojejej, czy Ty myślisz, że ja mam czas czytać prace magisterskie??? ;) No pięknie, pięknie Ci z tą książką poszło, ale widzę, że Ci pobyt "we stolycy" nie służy :))) Przyjedź tu bracie na weekend, odetchnij i wtedy zamiast ciężko pracować na blogu, wykonasz przyjemność :)
    Oczywiście pozostaję pełen podziwu dla treści jak i formy, ale dokończę jak przejdę na emeryturę :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie narzekaj, Krzychu. Pomyśl, ile ja się musiałem naklepać w klawiaturę. To danina dla RDOŚ-iu w Olsztynie za zezwolenie na bywanie w Lesie Warmińskim. Piotrek nie będzie mi wypominał, żem na nielegalu :-).

      Usuń
    2. żeby było jasne, pozostaję pod ogromnym wrażeniem wykonanej przez Ciebie pracy :)

      Usuń
    3. Krzysztofie. Nie tłumacz się proszę. Przecież nie czynię wyrzutów :-).

      Usuń
  2. Wow, jeden z dłuższych postów jakie przeczytałem 😉 przepiękne fotografie 📸🙂 👍 gratulacje 👌😀 pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń