Las Warmiński lege
artis
Ostatnie przymiarki do odlotu |
Nie lubię schyłku lata. Ptaki milkną. Bociany
odlatują; w tym roku zabrały się z Przykopu zaraz po 20 sierpnia. Żurawie
zaczynają szukać towarzyszy dalekiej podróży. W nocy porykiwanie jeleni miesza
się z hukiem sztucerów… Robi się nostalgicznie. Do jesieni ciut, ciut… Człowiek
wygląda słonecznego światła niczym kania dżdżu…
Wycieczka I
Ciesząc się życiem |
W chwili lipcowego przejaśnienia wyciągam Małgosię
na wycieczkę do Lasu Warmińskiego. W środku lipca łąki jeszcze pokryte
kwiatami. Zboże zmieniło pola w dojrzały dywan. Tylko głaskać. Przejeżdżamy
przez Nowy Przykop pod gniazdem bocianów. Młody próbuje skrzydeł. Stary długo
pozuje do zdjęć. W końcu zniecierpliwiony podrywa się, zostawiając ćwiczącego
młodego, i odlatuje na łąki w kierunku altmajerówki.
Za ostatnimi zabudowaniami wsi droga skręca między
pagórki, zagajniki, w cień starej brzozy. Wiedzie obok wyrośniętych dębczaków,
sosen. Omija stawy skutkiem kilkuletniej suszy zmienione w grzęzawiska lub w
niecki pozbawione wody.
W prześwicie między drzewami dostrzegamy parę
błotniaków łąkowych. Szybują wysoko. Delektują się lotem pod wypiętrzonymi
chmurami.
Dąb nad Galikiem |
Mijamy ostatnie siedlisko przed granicą lasu.Zanurzamy
się w cień wysokich sosen z wygrodzoną porębą. Przejeżdżamy przez szosę z Butryn
do Olsztyna. Zmierzamy wyasfaltowanym leśnym duktem w kierunku Jeziora
Łańskiego. Dzisiaj jednak nie ono jest naszym celem.
Za porębą, w miejscu gdzie rosły nasienne sosny,
najcenniejsze okazy tutejszych lasów, skręcamy nad jeziorko Galik. Z góry sprawia
wrażenie pienińskiego stawu. Stając na drabinie w ogrodzeniu zarośniętej starej
poręby, widzimy je pełniej. Nie daje się łatwo fotografować. Zdjęcia są
płaskie. Nie oddają głębi jeziornej kotliny. Tutaj trzeba mgły, dobrego
podejścia, łagodniejszego światła…
Trznadel w porostach |
Za to droga nad Galikiem przyjemna. Lekko opada,
wiodąc nad Jełguń, kolejny matecznik Lasu Warmińskiego. Rower sam zjeżdża.
Najpierw obok stromego zejścia na torfowy brzeg Galika. Potem przez mroczny ols
na polanę, gdzie jeszcze w ubiegłym roku rosły pojedyncze masztowe sosny. Te
też wycięto mimo granicy rezerwatu tuż obok.
Zjazd nad Jełguń asfaltem zasypanym grubą warstwą
piachu i oto łąka. Bohaterka wielu urokliwych zdjęć byłych panoramistów. Między
innymi Kasi podpisującej się nickiem Caterpillar.
Straciliśmy z nią kontakt od czasu likwidacji portalu Panoramio. Społeczność panoramistów nadal trwa, korzystając z Facebooka. Jednak to nie to samo.
Spod jełguńskiej jodły |
Jełguń to Jełguń. Nie ma to tamto. Miejsce pełne
pozytywnej energii. Zdaniem Małgosi. Pokręcone dróżki nad jeziorem. Stara
lipowa aleja wzdłuż fundamentów zakrytych przez krzaki u podnóża jodeł… Rów
łączący Jełguń z Galikiem za łąką i mokradłem w lesie…
Taki sobie owad |
Potrafi ugryźć do krwi |
Aleja wchodzi potem w
las i wiedzie do nieistniejącej Sójki, gdzie był młyn i śluza na Łynie. Jeszcze
po drugiej wojnie światowej Łyną spławiano tratwy zbite z pni królewskich sosen
i dębów. Potem wszystko się rozpadło. Władzę nad przełomem Łyny znów wzięła
Natura.
Jełguń |
Aleja w Jełguniu |
Jełguń czaruje. Urodą. Historią. Nastrojem. Za
każdym razem głowę przepełniają egzotyczne myśli... Na wzgórzach obok mieszkali
osadnicy z epoki neolitu. Gdzieś tutaj dorastał Glappo, ostatni wódz Warmów,
którego Krzyżacy bali się jak ognia, póki go nie dopadli podczas pruskiego
oblężenia zamku w Pokarminie i nie powiesili na wzgórzu Glappenberg nieopodal
Królewca… Między drzewami snują się jakieś cienie wspomnień po ostatnich
mieszkańcach Jełgunia: pracownikach huty szkła, smolarzach, flisakach… Wszystko
to pokryła patyna puszczy i… daglezje…
Sierść puszczy |
Las nad Jełguniem |
Do Przykopu wracamy leśnymi wybrukowanymi drogami, które
niegdyś łączyły Jełguń z Nową Wsią, Przykopem, Butrynami, Kurkami.
Ostatni
rzut oka na pola Nowego i starego Przykopu w skwarze lipcowego słońca… Ostatnie
metry w cieniu starych dębów, klonów i jesionów na poboczach lokalnej drogi do Nowej Wsi i oto dom…
Lato w Przykopie |
Wycieczka II
Coś nadchodzi |
Wyjechaliśmy w południe, chociaż nad Przykopem
wisiały zwiastujące chmury. Co zwiastowały? Cóż. Wyobraźnia podpowie wszystko.
Od rzeczy najoczywistszych po najbardziej zaskakujące.
Droga do leśniczówki w Nowym Przykopie jest pełna
obietnic. Zawsze. Najbardziej lubimy to, co najlepiej oswojone. Domowe. A
jeszcze bardziej to, co mimo oswojenia potrafi zaskoczyć. Żurawie? Były. Sarny?
Jak najbardziej. Ptaki? Też, tyle że kwilące jakby ciszej. To ostatki sierpnia.
Zwiastujące schyłek lata. I nawłoć. Której coraz więcej w krajobrazie. Urocza
kiedy kwitnie.
Do Lasu Warmińskiego dojechaliśmy leśnym skrótem:
asfaltowym duktem do Cyranki, starą brukowaną drogą obchodzącą jeziorko Galik
od zachodu między przekwitłymi i poczerniałymi naparstnicami, asfaltowym duktem
ku tamie spiętrzającej tajemnicze jezioro Ustrych, wreszcie drogą pożarową
wzdłuż doliny Łyny.
Tutaj zeszliśmy ku rzece. Przenieśliśmy rowery przez pień
dębu, który przegrodził zarastającą drogę i zanurzyliśmy się w mroku grądu.
I znowu to mrowienie na plecach. Jesteśmy w siedlisku wilków, o których tak wypisuje się Marcin Warmiński. Tutaj wszędzie pod górkę. Za ścianą igliwia świerków i
listowia grabów, dębów, klonów, jesionów porastających stoki wąwozu płynie
Łyna.
Ścieżki kozic? |
Słychać ją. Swarzy się w ciasnym korycie, rozpycha między powalonymi
drzewami, wypłukuje głazy. Lecz mało co widać. Czujemy się jak podczas wędrówki
grzbietem Pienin ze Sromowców Wyżnych w kierunku Trzech Koron. Te same stromizny
i kameralne obrazy. Podobna walka drzew o utrzymanie równowagi na osuwiskach
zboczy…
Nie sposób się śpieszyć. Każdy szczegół frapuje.
Pochylone pnie drzew. Uskoki pod zarastającą drogą. Ścieżki wydeptane w zboczu
przez zwierzęta. Uschnięte sosny i świerki. Obnażone systemy korzeniowe. Dzicze
babrzyska w dole. Kawałki nurtu w dziurawej zasłonie listowia. Nory pod
drzewami. Samotny prawdziwek nad urwiskiem…
Łyna |
Rowerem nie pojedziesz. Drogę wypełniają siewki
grabów. Tworzą sprężystą przeszkodę. Łaskawie zostawiły wąskie ścieżki w
świetle kolein. Zbita gleba utrudnia wzrost drzewek i roślin. Za kilka lat i to
zniknie.
Przeprawiamy się pod pniami powalonych świerków.
Przeciągamy rowery. Siłujemy się z suchymi konarami… Ale radzimy sobie. Widoki
wynagradzają wszystko. Żal tylko, że automatyka aparatów nie na kontrasty Lasu
Warmińskiego.
Nieco dalej ścieżka opada ku rzece. Czujemy jej
chłód. Schodzimy na zakole. Nurt biegnie po dnie pełnym otoczaków. Wiele z nich
pokryły krasnorosty. W źródlanej wodzie widać pstrągi. Są błyskotliwe. Panoramowanie
na nic. Zaglądamy w niedostępne kąty. Obrazy zasieków z pni, konarów, gałęzi,
przerośniętych wodolubnymi zaroślami odbierają chęć do kajakowania…
Tu nie doszliśmy |
Ścieżka wnika w podszyt nadrzecznego
grądu. Dzisiaj tam nie pójdziemy. Gdybym był sam, uległbym pokusie. Podszyt
zasłania jeden na najbardziej urokliwych kątów Łyny… Miejsce po prostu
niezwykłe. W którym warto zasiąść na pniu i gapić się w nieustające panta rhei nieobliczalnej rzeki. W
którym życie i obumieranie zespala się w jedną wielką przemianę natury. W
pozornym bezruchu obrazu nie masz nic stałego... Nieustający koncert przyrody,
plusk wody u stóp, powiew zamierającego wiatru, chłód wilgotnego powietrza,
zapachy, chaos bliskich i dalekich obrazów…
Przeszło rok wcześniej napisałem, że próbując podejść do nurtu, grzęzłem w mierzwie młodej
grabiny, która korzysta z wolnej a przez to nasłonecznionej przestrzeni.
Szarpałem się z gałęziami, przełaziłem przez plątaninę konarów. Wyginałem śmiało
ciało, chociaż stawy trzeszczały, kręgosłup bolał, nogi się plątały, w głowie
zawroty… Czego człowiek nie poświęcał dla dobrego kadru wymagającej Łyny…
Oszczędziłem tego poświęcenia Małgosi.
Wracamy na zarastającą drogę. Przeciskamy się przez
grabowy młodniak. Niebawem uwalniamy się z uścisku drzewek. Swobodnie opadającą
drogą, wyrzeźbioną przed wodę, zasypaną starym listowiem, schodzimy ku
cmentarzysku starych dębów nad rzeką.
Ten sam dąb wiosną |
To miejsce ma szczególny nastrój. Nie
sposób pozostać obojętnym wobec przejawów życia pleniącego się od lat na pniu i
konarach powalonego drzewa. Wszędzie pełno zieleni. Wiosną paleta kolorów jest
odmienna. Bardziej zajmująca…
Dąbrowa nad Łyną |
Kolejny ostaniec |
Potem schodzimy nad rzekę. Osypujący się brzeg jest
pokryty śladami bobrów. Po rzece pływają łabędzie i gągoły. Gdybyśmy
posiedzieli dłużej, być może ujrzelibyśmy zimorodki. Którym wszystko tutaj
sprzyja. Cień. Wystające z wody konary. Przejrzysta woda. Miejsca pełne
narybku. Skarpy pod runem…
Po co te spacery? Zbieram materiały do sprawozdania
dla Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Olsztynie. Ot cała prozaiczna motywacja oprócz tej osobistej, podłożem
której nieprzemijająca fascynacja Łyną.
Aparat nie sprostał kontrastom |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz