sobota, 2 września 2017

Las Warmiński lege artis



Las Warmiński lege artis

Ostatnie przymiarki do odlotu

Nie lubię schyłku lata. Ptaki milkną. Bociany odlatują; w tym roku zabrały się z Przykopu zaraz po 20 sierpnia. Żurawie zaczynają szukać towarzyszy dalekiej podróży. W nocy porykiwanie jeleni miesza się z hukiem sztucerów… Robi się nostalgicznie. Do jesieni ciut, ciut… Człowiek wygląda słonecznego światła niczym kania dżdżu…



Wycieczka I

Ciesząc się życiem

W chwili lipcowego przejaśnienia wyciągam Małgosię na wycieczkę do Lasu Warmińskiego. W środku lipca łąki jeszcze pokryte kwiatami. Zboże zmieniło pola w dojrzały dywan. Tylko głaskać. Przejeżdżamy przez Nowy Przykop pod gniazdem bocianów. Młody próbuje skrzydeł. Stary długo pozuje do zdjęć. W końcu zniecierpliwiony podrywa się, zostawiając ćwiczącego młodego, i odlatuje na łąki w kierunku altmajerówki.

Za ostatnimi zabudowaniami wsi droga skręca między pagórki, zagajniki, w cień starej brzozy. Wiedzie obok wyrośniętych dębczaków, sosen. Omija stawy skutkiem kilkuletniej suszy zmienione w grzęzawiska lub w niecki pozbawione wody.

W prześwicie między drzewami dostrzegamy parę błotniaków łąkowych. Szybują wysoko. Delektują się lotem pod wypiętrzonymi chmurami.

Dąb nad Galikiem

Mijamy ostatnie siedlisko przed granicą lasu.Zanurzamy się w cień wysokich sosen z wygrodzoną porębą. Przejeżdżamy przez szosę z Butryn do Olsztyna. Zmierzamy wyasfaltowanym leśnym duktem w kierunku Jeziora Łańskiego. Dzisiaj jednak nie ono jest naszym celem.

Za porębą, w miejscu gdzie rosły nasienne sosny, najcenniejsze okazy tutejszych lasów, skręcamy nad jeziorko Galik. Z góry sprawia wrażenie pienińskiego stawu. Stając na drabinie w ogrodzeniu zarośniętej starej poręby, widzimy je pełniej. Nie daje się łatwo fotografować. Zdjęcia są płaskie. Nie oddają głębi jeziornej kotliny. Tutaj trzeba mgły, dobrego podejścia, łagodniejszego światła…

Trznadel w porostach

Za to droga nad Galikiem przyjemna. Lekko opada, wiodąc nad Jełguń, kolejny matecznik Lasu Warmińskiego. Rower sam zjeżdża. Najpierw obok stromego zejścia na torfowy brzeg Galika. Potem przez mroczny ols na polanę, gdzie jeszcze w ubiegłym roku rosły pojedyncze masztowe sosny. Te też wycięto mimo granicy rezerwatu tuż obok.

Zjazd nad Jełguń asfaltem zasypanym grubą warstwą piachu i oto łąka. Bohaterka wielu urokliwych zdjęć byłych panoramistów. Między innymi Kasi podpisującej się nickiem Caterpillar. Straciliśmy z nią kontakt od czasu likwidacji portalu Panoramio. Społeczność panoramistów nadal trwa, korzystając z Facebooka. Jednak to nie to samo.

Spod jełguńskiej jodły

Jełguń to Jełguń. Nie ma to tamto. Miejsce pełne pozytywnej energii. Zdaniem Małgosi. Pokręcone dróżki nad jeziorem. Stara lipowa aleja wzdłuż fundamentów zakrytych przez krzaki u podnóża jodeł… Rów łączący Jełguń z Galikiem za łąką i mokradłem w lesie… 





Taki sobie owad

Potrafi ugryźć do krwi
 
Aleja wchodzi potem w las i wiedzie do nieistniejącej Sójki, gdzie był młyn i śluza na Łynie. Jeszcze po drugiej wojnie światowej Łyną spławiano tratwy zbite z pni królewskich sosen i dębów. Potem wszystko się rozpadło. Władzę nad przełomem Łyny znów wzięła Natura.

Jełguń

Aleja w Jełguniu

Jełguń czaruje. Urodą. Historią. Nastrojem. Za każdym razem głowę przepełniają egzotyczne myśli... Na wzgórzach obok mieszkali osadnicy z epoki neolitu. Gdzieś tutaj dorastał Glappo, ostatni wódz Warmów, którego Krzyżacy bali się jak ognia, póki go nie dopadli podczas pruskiego oblężenia zamku w Pokarminie i nie powiesili na wzgórzu Glappenberg nieopodal Królewca… Między drzewami snują się jakieś cienie wspomnień po ostatnich mieszkańcach Jełgunia: pracownikach huty szkła, smolarzach, flisakach… Wszystko to pokryła patyna puszczy i… daglezje…


Sierść puszczy

Las nad Jełguniem

Do Przykopu wracamy leśnymi wybrukowanymi drogami, które niegdyś łączyły Jełguń z Nową Wsią, Przykopem, Butrynami, Kurkami. 



Ostatni rzut oka na pola Nowego i starego Przykopu w skwarze lipcowego słońca… Ostatnie metry w cieniu starych dębów, klonów i jesionów na poboczach lokalnej drogi do Nowej Wsi i oto dom…





Lato w Przykopie
 
Wycieczka II

Coś nadchodzi

Wyjechaliśmy w południe, chociaż nad Przykopem wisiały zwiastujące chmury. Co zwiastowały? Cóż. Wyobraźnia podpowie wszystko. Od rzeczy najoczywistszych po najbardziej zaskakujące.


Droga do leśniczówki w Nowym Przykopie jest pełna obietnic. Zawsze. Najbardziej lubimy to, co najlepiej oswojone. Domowe. A jeszcze bardziej to, co mimo oswojenia potrafi zaskoczyć. Żurawie? Były. Sarny? Jak najbardziej. Ptaki? Też, tyle że kwilące jakby ciszej. To ostatki sierpnia. Zwiastujące schyłek lata. I nawłoć. Której coraz więcej w krajobrazie. Urocza kiedy kwitnie.


Do Lasu Warmińskiego dojechaliśmy leśnym skrótem: asfaltowym duktem do Cyranki, starą brukowaną drogą obchodzącą jeziorko Galik od zachodu między przekwitłymi i poczerniałymi naparstnicami, asfaltowym duktem ku tamie spiętrzającej tajemnicze jezioro Ustrych, wreszcie drogą pożarową wzdłuż doliny Łyny. 





Tutaj zeszliśmy ku rzece. Przenieśliśmy rowery przez pień dębu, który przegrodził zarastającą drogę i zanurzyliśmy się w mroku grądu.







I znowu to mrowienie na plecach. Jesteśmy w siedlisku wilków, o których tak wypisuje się Marcin Warmiński. Tutaj wszędzie pod górkę. Za ścianą igliwia świerków i listowia grabów, dębów, klonów, jesionów porastających stoki wąwozu płynie Łyna. 








Ścieżki kozic?



Słychać ją. Swarzy się w ciasnym korycie, rozpycha między powalonymi drzewami, wypłukuje głazy. Lecz mało co widać. Czujemy się jak podczas wędrówki grzbietem Pienin ze Sromowców Wyżnych w kierunku Trzech Koron. Te same stromizny i kameralne obrazy. Podobna walka drzew o utrzymanie równowagi na osuwiskach zboczy…





Nie sposób się śpieszyć. Każdy szczegół frapuje. Pochylone pnie drzew. Uskoki pod zarastającą drogą. Ścieżki wydeptane w zboczu przez zwierzęta. Uschnięte sosny i świerki. Obnażone systemy korzeniowe. Dzicze babrzyska w dole. Kawałki nurtu w dziurawej zasłonie listowia. Nory pod drzewami. Samotny prawdziwek nad urwiskiem…





Łyna


Rowerem nie pojedziesz. Drogę wypełniają siewki grabów. Tworzą sprężystą przeszkodę. Łaskawie zostawiły wąskie ścieżki w świetle kolein. Zbita gleba utrudnia wzrost drzewek i roślin. Za kilka lat i to zniknie.




Przeprawiamy się pod pniami powalonych świerków. Przeciągamy rowery. Siłujemy się z suchymi konarami… Ale radzimy sobie. Widoki wynagradzają wszystko. Żal tylko, że automatyka aparatów nie na kontrasty Lasu Warmińskiego. 





Nieco dalej ścieżka opada ku rzece. Czujemy jej chłód. Schodzimy na zakole. Nurt biegnie po dnie pełnym otoczaków. Wiele z nich pokryły krasnorosty. W źródlanej wodzie widać pstrągi. Są błyskotliwe. Panoramowanie na nic. Zaglądamy w niedostępne kąty. Obrazy zasieków z pni, konarów, gałęzi, przerośniętych wodolubnymi zaroślami odbierają chęć do kajakowania…


Tu nie doszliśmy

Ścieżka wnika w podszyt nadrzecznego grądu. Dzisiaj tam nie pójdziemy. Gdybym był sam, uległbym pokusie. Podszyt zasłania jeden na najbardziej urokliwych kątów Łyny… Miejsce po prostu niezwykłe. W którym warto zasiąść na pniu i gapić się w nieustające panta rhei nieobliczalnej rzeki. W którym życie i obumieranie zespala się w jedną wielką przemianę natury. W pozornym bezruchu obrazu nie masz nic stałego... Nieustający koncert przyrody, plusk wody u stóp, powiew zamierającego wiatru, chłód wilgotnego powietrza, zapachy, chaos bliskich i dalekich obrazów… 



Przeszło rok wcześniej napisałem, że próbując podejść do nurtu, grzęzłem w mierzwie młodej grabiny, która korzysta z wolnej a przez to nasłonecznionej przestrzeni. Szarpałem się z gałęziami, przełaziłem przez plątaninę konarów. Wyginałem śmiało ciało, chociaż stawy trzeszczały, kręgosłup bolał, nogi się plątały, w głowie zawroty… Czego człowiek nie poświęcał dla dobrego kadru wymagającej Łyny… Oszczędziłem tego poświęcenia Małgosi.



Wracamy na zarastającą drogę. Przeciskamy się przez grabowy młodniak. Niebawem uwalniamy się z uścisku drzewek. Swobodnie opadającą drogą, wyrzeźbioną przed wodę, zasypaną starym listowiem, schodzimy ku cmentarzysku starych dębów nad rzeką. 

Ten sam dąb wiosną

To miejsce ma szczególny nastrój. Nie sposób pozostać obojętnym wobec przejawów życia pleniącego się od lat na pniu i konarach powalonego drzewa. Wszędzie pełno zieleni. Wiosną paleta kolorów jest odmienna. Bardziej zajmująca…


Dąbrowa nad Łyną


Kolejny ostaniec

 
Potem schodzimy nad rzekę. Osypujący się brzeg jest pokryty śladami bobrów. Po rzece pływają łabędzie i gągoły. Gdybyśmy posiedzieli dłużej, być może ujrzelibyśmy zimorodki. Którym wszystko tutaj sprzyja. Cień. Wystające z wody konary. Przejrzysta woda. Miejsca pełne narybku. Skarpy pod runem…























 

Po co te spacery? Zbieram materiały do sprawozdania dla Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Olsztynie. Ot cała prozaiczna motywacja oprócz tej osobistej, podłożem której nieprzemijająca fascynacja Łyną.



Aparat nie sprostał kontrastom





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz