Dla
tych kilku niewyraźnych zdjęć zimorodka warto było popłynąć Marózką. Nareszcie
go foto-upolowałem z chybotliwego kajaka, bez przymusu czatowania nad brzegiem
w pobliżu dowolnie wybranej gałązki, pod którą pełno narybku, w ochronnym
przyodziewku, z głową pełną nadziei, że a nuż trafi się ów koliber północy – kingfisher – akurat w miejscu wybranym. Już kilkanaście razy oglądałem
migocące piórkami zimorodki, które patrolowały brzegi Wisły warszawskiej albo
mateczniki Łyny w Lesie Warmińskim. Jednakże dopiero ostatni spacer kajakiem po
Marózce dał okazję do tête-à-tête z tym niezwykłym
ptakiem.
Urwiska nad Marózką |
Rzeka wydaje się
wymarzonym miejscem dla zimorodków. Płytka, bystra, z mnóstwem gałęzi i konarów
sterczących nad krystaliczną wodą pełną drobnych ryb, zacieniona przez las
rosnący na stromych brzegach, w wielu miejscach osypujących się piaszczystymi i
żwirowymi skarpami dogodnymi do budowania norek lęgowych...
Olchy nad Marózką |
Relację,
mimo zachwytu, zaczynam od prozaicznego początku – wodowania przed ujściem na
jeziorko Pawlik. Po wypłynięciu z Marózki w Swaderkach spotkaliśmy łabędzie,
które dochowały się sześciorga wyrośniętych podlotków w szarym upierzeniu.
Pływały pod trzcinami, grzejąc się w promieniach słońca świecącego z
bezchmurnego nieba. To był pierwszy taki dzień od początku deszczowego lipca.
Strażnik ciszy |
Drugą
niespodziankę zgotował nam jastrząb, który zawisł nad lasem otulającym jeziorko
i nad wejściem do Marózki, dając szansę na fotografię w locie. To zdjęcie to wypadkowa
zbiegu wzajemnie wykluczających się okoliczności: niesfornego kajaka obracanego
wiatrem z północy, odstawianego wiosła, chwytania ptaka obiektywem wysuniętym
do granic możliwości…
Ważka i mech |
Zanurzyliśmy
się w obiecujące wnętrze rzeki. Byliśmy sami. Grupowe spływy miały ruszyć
dopiero w południe. Czysta woda, lipcowa zieleń brzegów i nad głową, kontrasty
tak silne, że oczy zamiast krajobrazu widzą jedynie plamy światła i głębokiego
cienia, iskry migocące na pomarszczonej powierzchni wartkiego nurtu ciskającego
kajakiem między wykrotami.
Szukając kolorytu rzeki |
Kadłub szoruje po kamieniach i żwirze. Marózka znowu
stała się płytka, gdy tylko deszcze ustąpiły miejsca śniętym mżawkom.
Po
kolejnych zakrętach i zasiekach utworzonych przez świeżo powalone drzewa (to
skutek czerwcowej nawałnicy, która przetoczyła się przez Warmię i dokonała
spustoszeń), za mostkiem w drodze do Orzechowa, spotykamy kaczki krzyżówki:
matkę z dojrzewającym podlotkiem. Nawet nie raczyły zaszczycić nas jakimkolwiek
gestem strachu. Zajęte wygrzewaniem piór na słońcu i osobistą toaletą dawały
się fotografować obiektywem przysuniętym nieomal do oczu. Kaczki oswoiły się z
czeredą przepływających kajakarzy i zaufały swojej zdolności do szybkiej
ucieczki, gdyby ktoś usiłował nadmiernie spoufalić się z nimi.
Kredowy zakątek Marózki |
Minąwszy
bujną łąkę na kredowym podkładzie i zakręt, w którym nurt wyrzeźbił zagłębienie
dla sumów, zanurzyliśmy się w cień starych olch, klonów, lip pochylających się
z wysokich brzegów.
Nie sposób oderwać oczu |
To miejsce jest początkiem ciągu najbardziej frapujących
obrazów Marózki. Nurt przyspiesza. Woda staje się płytsza. Kajak sunie miękko
ponad zatopionymi kłodami powalonych przed laty drzew.
Matecznik |
Nurt głaszcze smużyste
wodorosty, omywa kępy moczarki, wypłukuje piasek z pokładu żwiru i rzecznego
kruszywa, pędzi na samotny głaz przykryty patyną krasnorostów, ukazuje stada
ryb płynących to w górę, to w dół, albo okupujących zagłębienia pod korzeniami
drzew, cofki nurtu albo wymyte w dnie wnęki pod pniami martwych drzew.
Płyniemy przez obrazy |
Mimowolnie odkładamy wiosła, by skupić się na przemijających obrazach, ulotnych
chwilach, przejawach leśnego życia: owadów, ryb, ptaków, gryzoni buszujących na
skraju wody;
Życie pełne niespodzianek |
roślin uczepionych miejsc, w których szanse przeżycia wydają się
mizerne;
Kacze sanatorium |
odpoczywających dzikich kaczek – starych i młodych z tegorocznych
lęgów, niereagujących na nasz widok i dających się natarczywie fotografować z
bliska…
Spojrzeć w te oczy i odpłynąć |
Słońce
odsłania wszystkie zakamarki dna, toni, brzegów, zasieków z pni i konarów,
między którymi lawirujemy kajakiem.
Płyniemy po powierzchni malowniczego,
pełnego frapujących obrazów akwarium. Oczy wpatrują się w każdy ulotny ruch
ryb, migotanie ważek, atramentowych świtezianek, iskry ulatujące z drobnych fal
i warkoczy prądu, pełne życia kolaże z kamieni i załamujących światło
zmarszczek wody…
Rzeczny kolaż |
Mazurska steczka |
Chciałoby się fotografować wszystko, jeno że kajak
nieubłaganie mknie w dół, a każdy powrót pod prąd, by powtórzyć ujęcia, trzeba
opłacić mozolnym wysiłkiem.
Zimorodek |
Zimorodka
wypatrzyła Małgosia, gdy ja usiłowałem utrzymać kajak w ryzach i jednocześnie
robić zdjęcia mijanym kątom. Ptak czatował na gałązkach. Odlatywał dalej, gdy
tylko zbliżaliśmy się za bardzo, i znowu czatował.
Zimorodek en face |
W końcu zniknął za starą
olchą. Wypatrzyłem go ponownie, próbując sfotografować pióropusz paproci.
Zimorodek zasiadł nieopodal, w miejscu, gdzie woda wypłukała w brzegu zakole i
utworzyła niewielką cofkę.
Królewski profil |
Przypatrywał się zacienionej toni, rozglądał się na
boki. Patrzył na nas i oceniał, czy może jeszcze siedzieć, czy też pora już zabrać
się do odlotu. Fotografowałem w pośpiechu, naciskając spust migawki, gdy tylko
zielony kwadracik ustawił się na główce. Nim odleciał, zdążyłem zrobić z
dziesięć niezaaranżowanych fotografii z profilu i en face.
Serce biło dokuczliwie. Emocje przelatywały przez głowę. Nic to, że zdjęcie niewystudiowane, nieprzemyślane. Grunt, że to mój pierwszy portret własny marózkowego zimorodka. Zimorodka w ogóle.
Zanim odleciał |
Serce biło dokuczliwie. Emocje przelatywały przez głowę. Nic to, że zdjęcie niewystudiowane, nieprzemyślane. Grunt, że to mój pierwszy portret własny marózkowego zimorodka. Zimorodka w ogóle.
Przepływając
przez kolejne komysze Marózki, usiłowałem fotografować ryby, które pływały w
zagłębieniach dna i pod kłodami drzew: krasnopióry, płocie, leszcze, krąpie,
wszędobylskie okonie, klenie… pstrągi. Kiedy ujrzałem dorodnego pstrąga (chyba
potokowego), nad którym przepłynęliśmy, gdy stoicko przycupnął tuż nad dnem
zagłębienia, ukazując drobne plamki na bokach i delikatne ubarwienie łusek w
świetle słonecznej plamy, omal nie wypadłem za burtę, usiłując namierzyć go
obiektywem. Na nic poświęcenie. Nurt zepchnął nas z miejsca, zanim aparat
zdążył wyostrzyć.
Kolejny nieodparty dowód, że Marózka to niezwykła rzeka, która nigdy się nie opatrzy, choćbyś nie wiem ile razy nią płynął.
Marózka w przełomie |
Kolejny nieodparty dowód, że Marózka to niezwykła rzeka, która nigdy się nie opatrzy, choćbyś nie wiem ile razy nią płynął.
Mniej
więcej w połowie szlaku między Swaderkami a Kurkami Marózka płynie przełomem.
Słońce z trudem zagląda do wnętrza rzecznego wąwozu o stromych osypujących się
ścianach, a jeśli już zajrzy, wywołuje kontrasty, którym amatorski aparat
fotograficzny bez gadżetów nie sprosta.
Polegam więc na oprogramowaniu, rozwiniętej automatyce swojego Lumixa i fotografuję przede wszystkim bliskie plany. Rzeka w przełomie i tak nie ułatwia życia. Muszę pilnować, by kajak nie utknął na kłodach, nie został przyparty do zwalonych drzew swawolnym nurtem, bo wtedy trzeba wyobraźni, by się oswobodzić. Jeśli wyobraźni zabraknie, nie pozostaje nic innego jak wysiąść i brodząc w wodzie po pas, wyciągać kajak na swobodniejsze miejsce.
Polegam więc na oprogramowaniu, rozwiniętej automatyce swojego Lumixa i fotografuję przede wszystkim bliskie plany. Rzeka w przełomie i tak nie ułatwia życia. Muszę pilnować, by kajak nie utknął na kłodach, nie został przyparty do zwalonych drzew swawolnym nurtem, bo wtedy trzeba wyobraźni, by się oswobodzić. Jeśli wyobraźni zabraknie, nie pozostaje nic innego jak wysiąść i brodząc w wodzie po pas, wyciągać kajak na swobodniejsze miejsce.
Przeprawa przez olchowe zasieki |
Po
ostatnich szkwałach, które przeszły nad rzeką na przełomie czerwca i lipca,
pojawiły się nowe przeszkody – pnie przegradzające nurt na całej szerokości. Jeśli
są przykryte pomarszczoną wodą, można próbować przepychać kajak, nie wysiadając
z niego. Kajaki udostępniane przez Rafała Wątłego w Kurkach są elastyczne i
prześlizgują się nad przeszkodami. Przed obnażonymi pniami nie ma zmiłuj.
Wychodzę do czystej wody, doznając uczucia ulgi. Małgosia sprytnie wchodzi na
pień, nie mocząc butów i dżinsów. Spokojnie czeka, póki nie przesunę kajaka po
grzbiecie kłody i nie przysposobię do ponownego zasiedzenia. Zadowolony z
siebie, że rutynowe, wyuczone przed laty czynności nie zawodzą, wsiadam do
środka i znowu czuję się w swoim żywiole.
Naszą
ulubioną polanę nad zakrętem Marózki zawłaszczyli turyści, którzy urządzili w
cieniu sosen biwak i dopiero zbierali się do dalszej wędrówki. Popłynęliśmy
więc dalej ku następnej polanie z dogodnym zejściem, rezygnując ze zwyczajowego
już postoju. Rzeka meandruje wyrzeźbionym korytem o bogato zarośniętych
brzegach, wiedzie nad zmiennym dnem, raz kamienistym, raz piaszczystym, wpycha
w ostre zakręty lub na mielizny, spycha pod korzenie lub na cofki. Nie jest
jednak tak uciążliwa jak Pisa, którą onegdaj przepłynąłem pod prąd i z prądem,
przemierzając samotnie szlak z Zalewu Zegrzyńskiego do Piszu, albo jak jeszcze
bardziej wymagająca Brda, zwłaszcza na odcinku Piekiełka przed Zalewem
Koronowskim. Marózka to co najwyżej – sądząc po jej wielkości – najmłodsza,
niekoniecznie wyrośnięta siostra owych
uznanych szlaków kajakowych.
Oczyma
wyobraźni widzę jednak kotłujących się na przeszkodach kajakarzy, którzy
rozpoczną spływ wieloosobowymi grupami w południe.
Kolejna
polana daje okazję do bardziej przemyślanych zdjęć rzeki. Wysiadłszy z kajaka
możemy się ogarnąć i poszukać miejsc, skąd portrety Marózki i jej mieszkańców
zdają się atrakcyjniejsze. Zamiast opisu wrażeń – zdjęcia.
Za
wyschniętym świerkiem, często przeze mnie fotografowanym z powodu jego
urzekającej fraktalnej struktury na tle bujnej zieleni podpierających go olch,
rzeka daje wytchnienie. Jej nurt łagodnieje, płynąc między coraz bardziej
odsuwającymi się brzegami. Toń staje się ciemniejsza za sprawą świerkowego lasu
okupującego podmokły grunt. Utworzone przez przewrócone świerki zasieki, które
powstały po naszym ostatnim spacerze, okazały się tylko pozornie trudne do
przejścia – przepchnęliśmy się między wystającymi gałęziami pod lewym brzegiem,
nie wysiadając z kajaka.
Po
ustąpieniu świerków wpłynęliśmy w olchowy łęg zasiedlający szuwary po obu
stronach nurtu będące siedliskiem brodźców, rybitw, dzikich kaczek,
trzcinników, perkozków, czarnych kur, bąków i bączków, czapli…
Ten
rodzaj krajobrazu przynosi ulgę po trudach przeprawy przez przełom Marózki. Nastraja
do zadumy. Zaczęliśmy płoszyć stadka ryb przepływających nad jasnym, jaskrawo
oświetlonym piaskiem dna.
Liny odpływały od kajaka w ciszy, wzniecając na powierzchni wody fale w formie klina. Klenie uciekały w milczeniu pod kłody i między na poły zasypane konary. Płocie i krasnopióry trzymały się trzcin i kikutów po obumarłych olchach. Ławice kiełbi przepływały wzdłuż burty migotliwą wstęgą… Owo akwarium rzeki zmienia charakter. W pewnej chwili kajak szoruje o mieliznę i staje w bezruchu. Można się opalać.
Liny odpływały od kajaka w ciszy, wzniecając na powierzchni wody fale w formie klina. Klenie uciekały w milczeniu pod kłody i między na poły zasypane konary. Płocie i krasnopióry trzymały się trzcin i kikutów po obumarłych olchach. Ławice kiełbi przepływały wzdłuż burty migotliwą wstęgą… Owo akwarium rzeki zmienia charakter. W pewnej chwili kajak szoruje o mieliznę i staje w bezruchu. Można się opalać.
Im
bliżej Jeziora Świętego, tym rzeka staje się głębsza i bardziej zamyślona. Nurt
słabnie. Toń wypełnia plątanina malowniczych wodorostów, których warkocze wiją
się w przypominającym ruchy pełzających węży tańcu. W zagłębieniach dna
dostrzegamy szczupaki, liny, klenie, a w mierzwie pod trzcinami i pod
korzeniami wystającymi spod pniaka obumarłej olchy cień wielkiego suma,
właściwie zarys łba z wysuniętymi wąsiskami. Wszystko to trwa zbyt krótko, by
cokolwiek uchwycić obiektywem. Kajak nie stanie w miejscu, ryby nie zaczekają.
W
końcu prozaiczny powrót przez Jezioro Święte. Wiatr popycha w plecy. Nie trzeba
wiosłować. Podniesiona fala uderza o burty. Im dalej od ujścia Marózki tym
częściej grzbiety fal pienią się z poszumem, sprawiając wrażenie, że to psoty
drapieżnych ryb lub polujących kormoranów z pobliskiej wyspy bogini Kurko.
Słońce praży niemiłosiernie. Po kwadransie czujemy rozgrzaną skórę na twarzach,
odsłoniętych przedramionach. Wiatr jednak jest na tyle silny, że niebawem
docieramy do wąskiej zatoki przed zaporą w Kurkach i mostem.
Przepiękne zdjęcia i opisy. Masz tak lekkie pióro Piotrze,że z przyjemnością czyta się twój blog. Jesteś jawnym przykładem tego,że umysł ścisły potrafi tworzyć piękne opisy przyrody i zachwycać literackim językiem. (odwrotnie , raczej nie jest możliwe - z takimi opiniami się spotkałam) . GRATULACJE !!!
OdpowiedzUsuńKrysiu. Nadmierne pochwały demoralizują :-). Pozdrawiam serdecznie.
UsuńGratuluję zimka :) Piękny ptak :)
OdpowiedzUsuńOczywiście opis i pozostałe fotki super :) Ale zimek to jest zimek :)
Dziękuję, Andrzeju. Takie foto-trofeum z kajaka to chyba... wyczyn. Żadne tam zanęcanie, skradanie się, czuwanie. Ot strzał z ręki i już.
UsuńPiotrze :) jak widzę Twoje fotki robione z kajaka, to masz to opanowane do perfekcji :)
UsuńDobrze piszesz " Ot strzał z ręki i już" nie ma że to, że tamto. Był zimek to jest fotka :) teraz czekam na fotki ważek z perspektywy kajaka ;)
Będę próbował.
Usuńqrcze jak my pięknie mieszkamy :) ponownie zabrałeś nas w meandry cudów tej Krainy!
OdpowiedzUsuńDlatego Krzysztofie powinniśmy odkryć jeszcze inne komnaty natury. Wiesz, o czym myślę :-).
UsuńJutro popłyniemy daleko, jeszcze dalej niż te obłoki ... ;)
UsuńPiękna rzeka. Też planujemy spływ. Gratuluję spotkania z zimorodkiem. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Spływ koniecznie, chociaż teraz niedzielnych kajakarzy zatrzęsienie.
Usuń