W Lidzbarku Warmińskim dwa tygodnie wcześniej.
Wszyscy kojarzą Lidzbark z biskupim zamkiem, kościołem św. Piotra i Pawła, oranżerią – siedzibą miejskiej biblioteki pedagogicznej, Łyną w gorsecie uregulowanych brzegów spiętych kamiennymi mostami. A tutaj ni stąd ni zowąd znaleziona przez Małgosię informacja o tężniach kojarzących się z Ciechocinkiem czy Inowrocławiem…
Jesteśmy na miejscu. Słońce pali. Krajobraz pełny kontrastów. Trudno fotografować. Parkujemy przy tężniach pod sanatoryjnym budynkiem na ukończeniu. Będzie tu SPA albo sanatorium w sieci NFZ. Tężnie robią wrażenie. To nie typowa liniowa konstrukcja. Ściany w kształcie harmonijnych łuków. Z daleka ich ociekające solanką powierzchnie mają aksamitną fakturę. Z bliska osiwiały od kryształków osadzającej się soli. Chodzimy obok, wdychając leczniczy aerozol. Chowamy się przed słońcem – praży! Niestety ściana tężni kończy się i trzeba w rozjarzony krajobraz…
Jesteśmy na wzniesieniu. Poniżej budynku przyszłego sanatorium albo SPA wysącza się strumień zasilający wykopany i urządzony staw, głośny gadaniem żab w pleniących się zaroślach pałki szerokolistnej i wśród liści grążeli i lilii. Staw w gorsecie ścieżki rekreacyjnej kończy się pod ścianą łęgu, z którego dobiega hałas wzniecany przez motory crossowe i quady. Najwyraźniej przemierzające ukryte torowisko. Staw ściąga uwagę. Na drugim brzegu przeszklony pawilon. Pytam przechodzących spacerowiczów, czy restauracja już otwarta.
- Tam są tężnie pod dachem. Będą działać zimą – słyszę w odpowiedzi.
Zaskoczenie widoczne w oczach. Nieznajomi się uśmiechają…
Jadąc do centrum Lidzbarka, zatrzymujemy się na rondzie.
Widok na rozległy dywan jakiejś rośliny uprawnej przyciąga uwagę. Stoimy nad łanem kwitnących ruderalnych roślin porastających stok do granicy polnego dywanu uprawy. Oczy uciekają przed światłem. Obiektyw nie może. Pozostaje polegać na inteligentnym HDR. Nie zawsze z dobrym skutkiem. Cóż!...
Parkujemy w cieniu starych topól pod oranżerią, do której wiodą okazałe schody w remoncie. To, że udaje mi się je sfotografować bez nachalnych rusztowań, zawdzięczam modrzewiowi na pierwszym planie.
Idziemy wzdłuż Łyny skrajem ogrodzonej skarpy, skąd widoki na architekturę kościoła Piotra i Pawła, kamiennych mostów, samą Łynę w objęciach zarośli wylewających się z brzegów...
Wchodzimy na dziedziniec kościelny. Tutaj otwiera się galeria rzeźb warmińskich świętych na tle bezchmurnego błękitu… Sesja trwa chwilę, zanim przejdziemy staromiejskimi zaułkami pod biskupi zamek, z którego wyprowadzał się Mikołaj Kopernik po waśni z utytułowanym stryjem Łukaszem Watzenrode, biskupem Warmii, chcącym uczynić z Mikołaja swojego następcę… Warunek, by porzucił pasje naukowe na rzecz biskupich zaszczytów, okazał się nieakceptowalny.
I oto zamek. Najbardziej obfotografowany obiekt Lidzbarka Warmińskiego. Zamiast opisu zdjęcia z podpisami. Bowiem o Lidzbarku Warmińskim niekończąca się opowieść…
Zamek od przedzamcza 2025 |
![]() |
Zamek od przedzamcza 2012 |
![]() |
Zamkowy dziedziniec 2012 |
![]() |
Zamkowy dziedziniec 2012 |
Odnowiony ogród zamkowy |
Lidzbarska Łyna oczami kajakarza |
![]() |
Wysoka Brama z wylotem na Ornetę |
W Glaznotach tydzień później
Przez pole grunwaldzkiego kultu |
Powinienem o cudzie przyrody – Górze Dylewskiej – która nie ma swojego odpowiednika w Europie. Usypanej przez dwa skonfliktowane lodowcowe jęzory, które podczas kilku albo i kilkunastu zlodowaceń w okresie co najmniej 1 miliona lat, działały niczym koparko-ładowarki, znosząc skandynawski urobek akurat w tym wyjątkowym miejscu.
Porzucony pałac w Klonowie |
Dojechaliśmy do Wysokiej Wsi od strony Grunwaldu.
Na ścieżce rowerowej przed Klonowem |
W Klonowie minęliśmy coraz bardziej zaniedbany pałac z XIX wieku widoczny z ostrego zakrętu.
Stanęliśmy na leśnym parkingu w sąsiedztwie plantacji modrzewi. Za asfaltową ulicą ujrzeliśmy w miejscu dawnego „strumienia” kwitnących łubinów drogę z ubitego ciężkimi walcami kruszywa i całą niespodziankę… diabli wzięli.
Tablica nad zakrętem wyjaśniła wszystko. Coś, co powinno podlegać ochronie rezerwatowej, zaczęto zabudowywać osiedlem domów letniskowych na polanach wyrąbanych w zielonej okrywie Dylewskiej Góry. Widoki z okien tych domów stały się, trawestując Melchiora Wańkowicza, miłymi, niekłopotliwymi, niezobowiązującymi do niczego landszaftami.
Jak jest – szkoda pokazywać. Fotografujemy resztki łubinowej świetności ze wzgórzem, na którego szczycie widać już teren kolejnej budowy.
Tak było w 2017 roku. Łany łubinów opadające wstęgami w zakryte przed wzrokiem wąwozy.
Tędy poprowadzono nieszczęsną drogę do deweloperskich posiadłości na wzgórzach. |
W Wysokiej Wsi wspinaczka na wieżę widokową. Krajobraz doliny Drwęcy ze szczytu Dylewskiej Góry. Pogoda, wiatr i zamglone powietrze zamazują dalekie plany.
W stronę Zajączek |
Gdy funkcja falowa nie kolapsuje z powodu działania HDRu. |
Jedziemy do Glaznot. Skręcamy w wąską drogę w tunelu z drzew. Towarzyszy nam nasyp nieistniejącego już szlaku kolejowego sprzed I wojny światowej, łączącego Turzę Wielką z Ostródą. Nie śpieszymy się. Małgosia w pewnej chwili każe zawracać. W ścianie drzew wypatrzyła prześwit tunelu starego wiaduktu kolejowego. Idziemy brukowaną drogą. Przez pokolenia wozy i traktory wygniotły w niej kamienne koleiny. Po drugiej stronie nasypu widać polną drogę wiodącą do Zajączkowa. Nie zachęca do jazdy…
Nasyp kolejowy za wiaduktem w Gaznotach |
Krótki postój pod imponującym wiaduktem w Glaznotach. Gdyby nie brak torów kolejowych zrabowanych przez czerwonoarmistów w 1945 roku, a według miejscowych wywiezionych „do chromowania", trasa byłaby istotną atrakcją turystyczną z widokiem na północne stoki Góry Dylewskiej. Wiadukt odnowiono niedawno.
Na zdjęciu z 2017 roku widać było już wżery w konstrukcji po wypadających granitowych bloczkach i cegłach.
Glaznoty |
Zatrzymujemy się pod kościołem metodystów.
W latach osiemdziesiątych został uratowany przez monarowców z Marwałdu, gdy na dach budynku zwaliło się drzewo.
Mieszkańcy pobliskiego obejścia pytani o otwarcie kościoła odsyłają do sołtysowej, pocieszając, że może w tym roku da się przez przeszklone drzwi zobaczyć wnętrze z tablicą, na której wypisano nazwiska mieszkańców poległych w I wojnie światowej. Mówię na pożegnanie, że bywamy tutaj regularnie, bo miejsce po prostu magiczne...
Bryła kościoła z historią od 1400 roku w pełnym słońcu zachwyca. Obok odsłonięty kamienny fundament po równie wiekowej szkole parafialnej...
Ciąg głazów narzutowych wzdłuż ścieżki do kamiennego kręgu z głazów ozdobionych symbolicznymi rzeźbami przykuwa uwagę. Współautorem magicznej instalacji dr archeologii Wiesław Skrobot (https://www.youtube.com/watch?v=dOOfpRjA9Kc; link z 2025-06-29).
Przed nami rozfalowane siłą wiatru pola i łąki. Pełne kwiatów. Środkiem doliny płynie Gizela. Jej źródła biją ze stoku Góry Dylewskiej gdzieś z lewej strony.
Gizelą nie da się pływać. Po niespełna 20 kilometrach uchodzi do Drwęcy. Spływając w czasach studenckich wielką pętlą wiślaną z Piławek do Piławek, nie zwróciłem uwagi na jej ujście. Co innego Wel, też ze źródeł Góry Dylewskiej…
Kończymy wycieczkę, kierując się do Ostródy i Starych Jabłonek, gdzie nasyp kolejowy nad tunelem kanału dzieli jezioro Szeląg na Duży i Mały. Podczas pokonywania wielkiej pętli z Piławek do Piławek ów wodny tunel zadziwiał...
Obiad w przydrożnej rodzinnej gospodzie Mariasz – pierogi.
Po obiedzie zamawiamy dodatkowe porcje na zapas do domu.
Lody w legendarnej rodzinnej lodziarni u Olka w Rapatach – tam zawsze kolejka chętnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz