 |
Kiernoz Duży |
 |
Zanim wpłyniemy na Łynę |
 |
Dzień się staje |
Pierwszy dzień września nad Łyną. Schyłek
lata. Nostalgia się nasila. Jeszcze lato, a w krajobrazie nadciągająca jesień.
Kolejny cykl zmierza ku listopadowej i zimowej smucie. Dzisiaj jednak nie ma
wiatru. Kajak gładko tnie wodę. Bezchmurne niebo w poświacie brzasku.
 |
Perkoz |
 |
Przed ujściem Łyny |
 |
Pod bacznym spojrzeniem |
Nastrój w
odcieniach nadchodzącej złotej godziny. Mgła tańczy nad wodą. Tylko ta cisza…
Już nie ma godów. Ptaki szykują się do odlotów. Snują się po gładkiej tafli. Perkozy
kwilą do siebie, nurkują za rybami. Nawołują się. Krajobraz sunie do tyłu.
Wiosło pluska w jednostajnym rytmie. Kiernoza Dużego coraz mniej przed ujściem
Łyny. Rzut oka na zatokę z prawej. Nim trzciny zamkną widok. Jakiś łabędź sunie
do nas, rozgarniając piersią wodę. Patrzy. Nie puszy się jednak.
 |
W przesmyku między Kiernozami |
Wpływamy w między-jeziorny przesmyk. Cisza
trwa. Mgła dotyka twarzy. Brzask leniwie jaśnieje. Wysuszone gałęzie łozy
odbijają się w wodzie kreskami grafik. Kajak rozgarnia pędy żółknącej trzciny.
Krople rosy spadają na ręce. Rzeka się otrząsa…
 |
Kiernoz Mały |
 |
Zanim słońce wzejdzie |
 |
Nenufary w brzasku |
Przed nami Kiernoz Mały. Słońce wygląda znad
lasu rąbkiem tarczy. Mgła roztapia linię brzegu. Łabędzie na tle krzaków łozy i
wikliny zdają się nierealne. Wody nie ma. Jest przestrzeń bez punktu
odniesienia. Tylko my, kajak, nieruchome lustro, mgły snujące się nad jeziorem.
 |
Żurawie w przelocie do Brzeźna Łyńskiego |
 |
Perkozy |
Wszystko w złotej szacie uszytej przez słońce znad lasu: niebo przecięte
smugami po samolotach, które odleciały; podświetlone żurawie w przelocie do
Brzeźna; ospałe perkozy i mewy;
 |
Zawieszone w przestrzeni... |
łabędź w grafice liści grążeli i mglistej
poświacie; łabędź w ujściu rzeki do Kiernoza…
 |
Odlatują... |
 |
Ostatnie spojrzenie pod słońce na Kiernozie Małym |
 |
W ujściu Łyny |
Za kępą brzóz otwiera się jesienna łąka.
Mijamy łódki przypięte do kładki, która chwieje się pod naporem wiosła.
Wykręcamy na południe. Łapiemy promienie słońca przebijające swawolącą mgiełkę
pod olchami. Przepływami pod mostem drogowym, szurając dnem kajaka o piasek pod
spodem. Rzeki jakby mniej od lipcowych spacerów. Brak deszczu. Narastająca
susza. Zarastające koryto nie ma czego spiętrzać.
Płyniemy przez łęg między
ubłoconymi brzegami. Nurtu prawie nie czuć. Obnażone kłody i gałęzie opornie
ustępują pod naciskiem kajaka… Jeziorko Morze, szuwary, otoczenie dla pustej
połaci wody na skraju wiejskich zabudowań… Nie ma jednak ptaków. Cisza…
Znowu egzotyczna Łyna w karbach rozległej
doliny, szuwarów, podmokłych łąk o niedostępnych brzegach. Płyniemy od zakrętu
do zakrętu, płosząc ryby, ptaki w oczerecie. Jakiś koziołek poszczekuje w kępie
wierzby. Coś brnie przez zarośla z chlupotem. Słońce wreszcie grzeje w plecy.
Rozświetla wnętrze rzeki. Złota godzina syci krajobraz. Światło skrzy się w
pajęczynach i na miotełkach trzcin. Nie da się płynąć jednostajnym rytmem.
 |
Kaczki na Brzeźnie Wielkim |
 |
Chwytając jaskółki w locie |
Ciągle coś skłania do sięgania po aparat. Jedno że grzybienie nadal śpią.
Otworzą się na światło dopiero podczas powrotu. W końcu znajome żeremisko pod
mierzwą trzciny, łopianów, wrotyczu, arcydzięgiela, trawy, gałęzi wodolubnych
krzaków. Tu już odczuwamy obecność jeziora. Jeszcze tylko dwa zakręty,
zarastający nurt rzeki i otwiera się Brzeźno Duże. Wypływamy między kępy
sitowia, pałki wąskolistnej, trzciny. Rozpychamy dywan nenufarów. Kroimy
zastygłą wodę, wzniecając dziobem falę…
Zastygamy w krajobrazie… wśród sejmikujących
jaskółek, które lewitują między trzcinami, wnosząc zamieszanie. Zbyt szybkie,
by je uchwycić w kadrze… A potem mozolny powrót do Kurek pod słońce, które
praży i oślepia…