środa, 1 maja 2019

Wiosna nad Ustrychem



Zastanawialiśmy się nad pierwszym spacerem po okolicy po przyjeździe do Przykopu. Padło na Ustrych nieopodal mini-elektrowni na Łynie. Poszliśmy najpierw z nurtem rzeki. Ścieżka jeszcze nie zarosła. Można było przejść za pierwsze powalone drzewa, by zajrzeć w kąty, które zwykłem oglądać z góry. Dalej jednak było jak zwykle. Osuwające się stoki ściągnęły ku wodzie i helokrenowym wysiękom świerki, graby, dęby, klony, tworząc z nich zasieki nie do przejścia. Z jednej strony niestabilne zbocza, z drugiej rwąca rzeka, a przede mną nasączony wodą grunt, nie wiadomo jak grząski. I te kłody nad głową, pod nogami, z boku… Zawróciłem.

Helokrenowe źródlisko jeszcze nie zarosło

Łyna

Po drugiej stronie mostka komfortowa ścieżka wzdłuż jeziora. Jakiś gość próbował kąpieli w zatoczce. Brodził po piaszczystym dnie po kolana w wodzie. Długo się zastanawiał – buchnąć, nie buchnąć. Nie buchnął. Wycofał się. Kwietniowe słońce jeszcze nie nagrzało Ustrycha. Idąc obok cmentarzyska starych dębów i grabów, fotografowałem jezioro w dole. Po drugiej stronie pływała para łabędzi. Trzymała się brzegu i sąsiedztwa konarów wynurzonych z toni. Ptaki adorowały się wzajemnie, czyszcząc i namaszczając sobie pióra, podając zieleninę z dna, dotykając dziobami, głowami, oplatając szyjami... Ciekawe kiedy założą gniazdo?...




Szliśmy na polanę. Obok dębów, które umarły wiele lat wcześniej. Ich szczątki poddawały się upływowi czasu, tworząc zajmujące konstrukcje. W wykrotach i rozpadających się pniach wyrosły ogródki. Wystające z wody konary i gałęzie układały się w plątaninę groteskowych obrazów. Między nimi na płyciznach mościły się kępy turzycy i sitowia. Oglądane z brzegu i z kajaka są jednako zajmujące. Tworzą niepowtarzalny entourage Ustrycha.






Ogródek


W końcu sama polana. Na półwyspie. Z miejscem na plażowanie z zakazem kąpieli – rezerwat przyrody. Zawsze zaglądam na sam cypel. Olchy tworzą tutaj przyciągający uwagę rozgardiasz. Pochylają się do drugiego brzegu za cieśniną, która by zniknęła, gdyby rozebrać tamę na końcu jeziora. 

Kwantowa niestabilność Miki

Ustrych







Żuraw

Śmieszka

Pod osłoną gałęzi obsypanych pąkami liści śledziliśmy żurawie, które przyleciały od słońca. Zakreślały pętle nad zatoką i łabędziami, szukając miejsca do odpoczynku. Ich krzyk zagłuszał wiosenne śpiewanie. To było coś. Nawet klucz spóźnionych gęsi nad lasem, który umknął z kadru, nie wywołał takiego poruszenia. Kiedy ptaki zniknęły, zacząłem przyglądać się kaczeńcom.





Jest fajnie. Żeby jeszcze porządnie popadało. Susza się pogłębia.

2 komentarze:

  1. Wspaniała przyroda. Żółty kwiatek, ptaki i korzenie drzew.
    Teren dawnego ośrodka rządowego obejmował piękne tereny.
    Dziękuję, Piotrze, za wspaniałe doznania

    OdpowiedzUsuń