Łyna |
Mgła nie zawsze ustępuje jakbym chciał. Utrudniała
życie już w nocy. Po zwodowaniu kajaka nie ruszyłem nawet aparatu. Za ciemno.
Wszystko rozwodnione. Żadnego konturu czy kontrastu. I to niebo. Szare.
Pozbawione brzasku.
Nawet Lumix zaspany |
Kiedy wpłynąłem na Łynę, jakbym utknął w malignie.
Stłumiony plusk. Stłamszone światło. Trzciny podające sobie wiechcie
kwiatostanów z obu brzegów; zamykające prześwit nad powierzchnią wody.
Kaczuchy |
Kajak
roztrącał łodygi na środku nurtu. Twarz oblepiały pajęczyny. Wiosło grzęzło w
mierzwie. Ubranie mokło od rosy spadającej z liści. Dobrze chociaż, że woda
odbijała jakąś poświatę z góry.
Łabędzie z trójką podrostków najpierw uciekały
przede mną, potem zaszyły się w mierzwie. Nawet nie zauważyłem gdzie. Słyszałem
tylko szelesty w trzcinach. Być może wzniecone przez inne ptaki albo i bobry.
Pokonywałem zakręty, tunele z wybujałej trzciny. Przepływałem przez dywany
wodorostów. Roztrącałem liście i krępujące łodygi. Było trudno. Już wyobrażałem
sobie powrót pod prąd ścieśnionego nurtu rzeki. Płynąc z dół, można odłożyć
wiosło, by nie szamotać się w zaroślach. Kajak sam utrzyma kierunek. W drugą
stronę będę musiał zawczasu zaplanować każdy ruch, by zmieścić się między trzcinami
i nie ugrzęznąć w ich plątaninie.
Tracze i krzyżówki na wspólnej żerdzi |
Ulgę poczułem na wysokości drewnianego mostka dla
krów. Szosa z Olsztynka do Jedwabna i Szczytna została za plecami. Razem z
hukiem przejeżdżających tirów. Łyna skręca tutaj na północ. Łąki nad rzeką były
puste. Ujrzawszy nisko zawieszone bale przęsła, ułożyłem się na dnie kajaka i
przepłynąłem, klnąc na pajęczyny pod spodem. Niebawem dostrzegłem zabudowania
leśnej części Ząbia. Mgła usypiała. Kaczki nie kwapiły się do ucieczki.
Wpływały w tatarak, turzyce, albo spały w wodorostach. Mijałem je jak we śnie. Na
powierzchni wody pojawiały się kręgi wzniecane przez ryby. W ciemnej toni
przepływały ławice narybku. Gdzieniegdzie woda gotowała się od wyskakującego
drobiazgu.
- Okonie? Szczupaki? – próbowałem się domyślać.
I tak aż do jeziora.
Na Jeziorze Łańskim |
Przebiwszy się przez polanę gnijących już wodorostów,
trafiłem na flautę. Jezioro przywitało milczeniem. Łabędzie w towarzystwie
łysek, gągołów i perkozów snuły się po jego powierzchni. Tracze pospołu z
krzyżówkami siedziały na żerdziach, do których podczepiono sieci. Pielęgnowały
pióra. Fotografowałem je we mgle, póki nie odleciały.
We mgle wszystko wygląda inaczej |
Płynąłem wzdłuż wschodniego brzegu, trzymając się
żółknących trzcin i szpaleru starych olch, które zasłaniały wnętrze boru. Mgła
pozbawiła jezioro perspektywy. Dalekie brzegi rozpuszczały się na linii
horyzontu. Płynąc pierwszy raz, czułbym się chyba zagubiony. Wiosłowałem bez
plusku. Drobna fala też nie hałasowała na burtach. Kajak płynął bez szelestu.
Trwałem w nirwanie. Póki za groblą po nieistniejącym młynie w Dzierzgunach i za
niewidocznym strumieniem nie dostrzegłem uschniętego ostańca z nagimi konarami
wynurzającymi się z olchowego listowia.
Dzierzguny |
Zaintrygowany nietypowym zgrubieniem jednej z
gałęzi wycelowałem obiektyw. Na wszelki wypadek. Zrobiłem zdjęcie. Potem
kształt stał się konkretniejszy:
- Bielik.
Bielik na ostańcu |
Serce mi zabiło. Spał. Kajak płynął w jego kierunku
siłą inercji. Zdążyłem pstryknąć tylko trzy fotografie. Na jednej coś widać. Co
mnie podkusiło, by próbować innych ustawień aparatu? Przestawiłem go z HDR-u na
tryb automatyczny, chcąc uzyskać większe zbliżenie…
Ostaniec |
Bielik nie poczekał. Utrwaliłem
tylko opuszczone drzewo. Zanurzone w tajemnicy.
Popłynąłem za ptakiem z nadzieją, że go jeszcze
spotkam. Znalazłem się w kolejnej zatoczce u nasady półwyspu, gdzie rosną stare
olchy, zasłaniając podmokłą łąkę. Tutaj zaczyna się ów mistyczny zakątek
dzierzguński. Za urwiskiem brzegu rozciąga się polana opadająca ku torfowisku w
głębi, gdzie przechadzają się jelenie, dziki, wędrujące łosie. Od wschodu
matecznik chroni puszcza pełna starych dębów. Potem trafiasz na plątaninę dróg
rozcinających kolejne grzbiety nadjeziornej moreny. Ta plątanina to pozostałość
po zabudowaniach Dzierzgun (Kiebitzbruch),
które zniknęły jeszcze przed II wojną światową.
![]() |
Ta sama olcha dwanaście lat wcześniej |
Tutaj spotkałem jedno z najpiękniejszych drzew nad
Jeziorem Łańskim – starą olchę o niezwykłej koronie. Niestety zamierającą.
Zdjęcie sprzed dwunastu laty, od strony łąki, pokazuje ją w pełni sił. Dzisiaj
z pnia sterczały obłamane konary. Przykry widok. Nic nie jest dane raz na
zawsze.
- Śpieszmy kochać naturę, tak szybko się zmienia – chciałoby
się krzyknąć, trawestując Jana Twardowskiego.
Każde pociągnięcie wiosła zbliżało mnie do Lalki.
Jej ciemny kształt wcinający się w jezioro z trudem dał się fotografować. Mgła
nie ustępowała. Za każdym występem brzegu wypatrywałem wędkarzy. Omijałem ich
łukiem. Z dala od spławików i rzucanych spinningami blach. Obrazy były pełne
milczenia.
Mgła tumaniła. Nawet płochliwe bieliki reagowały z opóźnieniem.
Łódki z wędkarzami na tle zamglonego jeziora wyglądały nierealnie. Łabędzie i
gągoły były zjawami ze snu…
Nostalgia |
Minąwszy ostatni cypel, wpłynąłem na obszerną
zatokę. Północno-wschodni wiatr opadał znad drzew i wzniecał falę. Zagrała na
dziobie i burtach. Nacisnąłem na wiosło. Przytuliłem się do trzcin, szukając
osłony.
Mijałem pochylone brzozy i olchy, powalone sosny, których zbielałe
konary wystawały z wody. Nadjeziorna skarpa osuwała się nieubłaganie wraz z
drzewami, odsłaniając głazy. Wszędzie widziałem ślady sufozji – wypłukiwania przez
wodę gruntową podziemnych warstw żwiru znad nieprzepuszczalnych iłów.
Helokren Jeziora Łańskiego |
Helokrenowy strumień |
Usłyszawszy szmer wody, podpłynąłem do starej olchy uczepionej gruntu plątaniną
korzeni. Obok niej wypływał strumień. W głębi zobaczyłem amfiteatralnie
ukształtowane źródlisko. Woda sączyła się z babrzysk pod pniami przewróconych
drzew i spod ukrytych pod mierzwą zarośli skarp. Przenikając pod ziemią,
wypłukiwała czysty piasek. Zwierzęta nie dopisały. Cisza i tylko ten uwydatniony
przez nią plusk strumienia…
Lalka |
Dopływając do końca zatoki między jeziornym
brzegiem a Lalką, minąłem tracze pielęgnujące pióra na żerdziach, pod którymi
ktoś rozpiął sieci.
Widok tych płochliwych ptaków na tle domu za drzewami,
samochodów obok i kładki z żaglówkami, zdawał się dysonansem.
Próbowałem je
podejść. Powolutku. By fotografować z bliska. Nie dały się zwieść. Na nic udawanie,
że kajak nie płynie. Odleciały na jezioro.
Dobiłem do przyjaznego brzegu nieopodal jeziorka
wciśniętego w puszczańską skarpę. Łączy się z Łańskim kilkumetrowym strumykiem
wśród olch. Zwykle zarośniętym. Wyciągnąłem kajak na trawę. Poszedłem na groblę.
Taflę spowijała flauta. Była pusta. Liczyłem na jakieś czaple, krzyżówki, może
nawet rybołowa. Pełno tutaj starych drzew nadających się na ich ciężkie gniazda.
Zastałem pustą przestrzeń.
Szarość nieba psuła obraz jeziorka, które mogłoby
służyć za tło do kadrów z Wiedźminem. Pospacerowałem wzdłuż brzegu. Stanąłem
obok wykrotu jesionu. Kilka zdjęć z nieprzyjemnymi kontrastami mimo szarości…
Wróciłem do kajaka.
Podczas drogi powrotnej świat pojaśniał. Nad
Jeziorem Łańskim otwierało się niebo. Nabrzmiałe chmury zaczęły pękać. Tafla
pełna fal wypełniła perspektywę. Nareszcie zobaczyłem odległe brzegi. Mgła ustąpiła.
Plamy światła sunęły przez jezioro. Wiatr i nabrzmiewające fale wepchnęły mnie
do wnętrza zatoki między Ząbiem a Rybakami.
W stronę jeziora Pluszne |
W końcu doczekałem lepszej pory dnia. Obserwowałem
przelatujące w oddali drapieżne ptaki. W jednej z odnóg jeziora pod Rybakami
dostrzegłem białe czaple. Siedziały na gałęziach wynurzających się z wody. Obejrzałem
wnętrze akwenu i puste żerdzie, podpory dla rybackich sieci. Zajrzałem w
przejście przez łąkę na Jezioro Pluszne. Zasieczone niecierpkiem himalajskim,
który wybujał kilkumetrowym gąszczem wzdłuż brzegu. W końcu zawróciłem ku
wędkarzom i ujściu Łyny. Przemierzałem jesienną nostalgię, mieszając wodę
wiosłem i walcząc z boczną falą. Bujało.
Jeszcze tylko zatoczka z kikutami pali po starych
pomostach, na których dzisiaj przesiadywały same mewy. Lód podczas ostatniej
zimy zniósł ostatnie strzępy konstrukcji i kępy turzycy służącej za
gniazdowiska…
Jeszcze cypel Ząbia z polaną dla kamperów.
Pastwisko z krowami grzejącymi się w świetle słońca, które wreszcie przejrzało
na oczy.
Celowałem w ujście Łyny z traczami na żerdziach…
Lubią tę miejscówkę. Niechętnie ją opuszczały, gdym podpływał, szukając nurtu
między łąkami wodorostów.
Nurkowanie myśliwca |
Wpłynąłem na rzekę i poczułem znużenie w rękach. Łyna
niechętnie wypuszczała z objęć. Zakola, gałęzie olchy pochylonej nad wodą (że
też jeszcze nie runęła!)… Niski mostek… Mocniejszy prąd z powodu zarośniętego
koryta…
Łyna nieuczesana |
Trzciny z obu stron dotykające się kwiatostanami i liśćmi, zamykające i
tak niewielki prześwit, krępujące wiosło, trące o burty kajaka... Słowem:
- Łyna nieuczesana jakaś.
Pomyślałem, że rzece przyda się zimowy fryzjer,
który uporządkuje skołtunioną fryzurę z przerośniętych trzcin. Balejaż jesienny
już jest. Teraz wypadałoby trochę przyciąć czuprynę…
Niebo w końcu się otworzyło, zdobiąc krajobraz
Ząbia paletą żywych kolorów. Wiosłując w korytarzu szuwarów, przestałem
foto-polować na czaple zrywające się z suchych gałęzi łozy, błotniaki kwilące
pod ustępującymi chmurami.
Pani gąsiorek |
Przypadkiem udało mi się złapać w kadr samiczkę
gąsiorka. Już nie ćwierkała. Pozowała chwilę, póki kajak siłą inercji nie
przepłynął dalej.
Krajobraz Ząbia |
Kurki były coraz bliżej. Słyszałem narastający huk
tirów omijających płatny odcinek S-7. Jeszcze kilka siedlisk na nadrzecznych
pagórkach, jeszcze wieża kościółka w perspektywie rzeki, jeszcze łabędzie
niechętnie ustępujące z drogi, chociaż trę burtą o trzciny, otwierając miejsce
na mijankę, i oto pomost sponiewierany lodem podczas ostatniej zimy. Dobiłem do
brzegu.