Kajakowy remanent sezonu 2017
 |
Samotności nie jedno na imię |
Kajakowanie zakończyłem spacerem po Jeziorze
Omulewskim. Ostatniego dnia września. Popłynąłem zachodnią rynną w kierunku
Nataci. Przymrozek, resztki ciepła od wody, bezchmurne niebo, cisza… żadnych
atrakcji, które mogłyby urozmaicić zdjęcia. Puste jezioro. Żywej duszy. Samotna
kładka wędkarska pod brzegiem w Nataci Małej…
 |
Mroźna cisza |
Powiosłowałem przez gładką taflę. Minąłem
opustoszałe wyspy naprzeciwko Jabłonek. Kormorany i białe czaple odleciały. Na
olchach pozostały prymitywne gniazda. Coraz bardziej widoczne z powodu
opadających liści.
 |
Muszą jeszcze dorosnąć do odlotu |
Szuwary poszarzały. Trzciny schły. Wśród nich uwijały się
jeszcze perkozy z podlotkami. Chyba z drugiego lęgu. Podlotki nadal były w
pasiakach. Czy zdążą dorosnąć przed odlotem? Czarne kury już zniknęły. W oddali
krążył błotniak. Z olszyn nad brzegami dobiegały krzyki dzięciołów…
 |
W zimnym świetle |
Płynąłem wzdłuż coraz bardziej podmokłych brzegów.
Olchowy i brzozowy łęg pochylał się nad łanami szuwarów. Za kolejnymi wyspami naprzeciwko
Nataci Małej ujrzałem rodzinę łabędzi niemych.
Para dochowała się sześciorga
szarych jeszcze potomków. Ptaki wypłynęły z oczka między trzcinami.
Towarzyszyły mi dłuższy czas. Jakby chciały pokazać swoje rewiry. Samiec od
czasu do czasu podpływał, chcąc mnie odpędzić. Słońce podświetlało drzewa w
głębi łęgu. Domów nie widziałem. Były odsunięte przez mokradło…
 |
Odpłynęły |
Próbowałem odnaleźć ujście strumienia wypływającego
z jeziora Gim i odwadniającego pola i łąki pod Zgniłochą. Strumień wzbiera, przepływając
przez rozległe torfowiska w lesie między Zgniłochą, Dębem a Natacią Wielką. Wpada
w rozległe szuwary i zapewne uchodzi do jeziora w ten sam sposób jak
Koniuszanka. Błotnistą deltą…
Nie wypatrzyłem ujścia. Obróciłem się ku
wschodzącemu słońcu. Dopłynąłem do niepozornej końcowej zatoczki, mieszając
wiosłem muliste dno. Na łączce stał ciekawy dom. Zaraz za pomostem, przy którym
zacumowano łódź. Powinien zostać sfilmowany przez ekipę Natalii Sosin. Tej z
serialu „Daleko od miasta”.
 |
Patrząc ze słońcem |
Zawróciwszy trzymałem się zachodniego brzegu.
Łabędzi już nie spotkałem. Zaszyły się w oczeretach skrywających ujście
strumienia.
 |
Przy ujściu strumienia z Gimu |
 |
Łabędzia zatoczka |
Za jęzorem trzcinowego cypla wpłynąłem w obiecującą przejmę między
podmokłą wyspą a łanem tataraku. Pomyślałem nawet o przebiciu się przez szuwary
przesłaniające prześwit płytkiej cieśniny, ale mroźny powiew przypomniał, że
lato już się skończyło.
- Przemoknę, zmarznę – wzdrygnąłem się.
A to dopiero połowa zaplanowanego spaceru.
Zawróciłem. Zaglądałem przez chwilę w opustoszałe wnętrze wyspy…
 |
W nastroju jesieni |
Wpłynąłem w środkową rynnę jeziora. Dotarłszy do
wschodniej rynny skręciłem w lewo ku
słońcu, które zaczęło grzać przez kurtkę.
Za wyspą wpłynąłem w zatokę na poły
zarośniętą kępami szuwarów. Wśród których uwijały się dzikie kaczki i perkozy.
Bogactwo lata uleciało jednak nieodwołalnie. Żadnych czapli, kormoranów, traczy…
Widzianych jeszcze w sierpniu, gdy urządzały stadne polowania na rozległych
płyciznach. Mijałem tylko wędkarzy okupujących kładki, obrzucających błystkami
co bardziej obiecujące zakątki wodnej tafli. Opływałem ich z daleka…
 |
W cieniu |
 |
Patrząc w stronę uroczyska rzeki Czarnej |
Dotarłszy do końca zatoki, niechętnie zawróciłem. To
przez falę nadbiegającą z południa. Grała na dziobie. Utrudniała wiosłowanie.
Nie żeby nadzwyczaj gwałtowna. Pływanie o świcie po gładkiej wodzie jednak
zdemoralizowało. Drobna dokuczliwość fal była jednak… dokuczliwa.
 |
Przejma |
Wracałem ku jedynej wyspie wschodniej rynny
jeziora, próbując wyjść spod naporu fal. Mocując się z oporną wodą, mijałem
kępy rzadkich zarośli.
 |
W klimacie odlatujących kormoranów |
W głowie brzmiało Piotrem Szczepanikiem goniącym
kormorany, którym męczono nas na lekcjach śpiewu w podstawówce. Ogarniała mnie
nostalgia mimo słońca grzejącego plecy przez grubą kurtkę.
Przystanąłem pod osłoną cypla ograniczającego
przejmę, za którą otwierała się południowa część wschodniej rynny i wejście na
szlak kajakowy Omulwi do Ostrołęki. Fotografowałem wędkarzy łowiących po
drugiej stronie. Tkwili u podnóża obiecującej polanki na końcu wyniosłego acz
krótkiego półwyspu. Niegdyś wędkowałem. Czułem więc resztki więzi z tymi
marznącymi o świcie i w porze wschodu
facetami.
Odpocząwszy powiosłowałem do Frajdy w Jabłonkach. W
towarzystwie błotniaka kołującego nad środkową rynną jeziora. Krzyczał od czasu
do czasu, wywołując duchy albo wspomnienia minionego lata. Od czasu do czasu
odzywały się też dzięcioły, znacząc głosem swoje terytoria. Kajak grał na drobnej
fali. Las dawał osłonę przed wiatrem, póki nie wpłynąłem w sąsiedztwo wysp – opuszczonych
dzisiaj kolonii lęgowych kormoranów i czapli naprzeciwko Jabłonki.
 |
Jabłonki |
 |
Opustoszała kolonia lęgowa |
 |
Gdzieś tu krążył błotniak, nie dając się sfotografować |
Nie jest fajnie żegnać się z wodą pod wiosłem do następnej
wiosny…