O LESIE WARMIŃSKIM INACZEJ
I. Zamiast wstępu
Zamiast wstępu |
Najbardziej wyrafinowana dyskusja najwybitniejszych
intelektualistów wydaje się niczym wobec monologu Natury.
Gdy Natura przemawia |
Czasem próbuję wyobrazić sobie rozmowę z tuzami
tego świata, na przykład z noblistką Wisławą Szymborską, której błyskotliwe
skojarzenia i zdolność operowania słowem budziły nie tylko zachwyt, ale i
respekt. Czy z introwertyczną obrończynią Puszczy Białowieskiej, Simoną Kossak,
nad której twórczością pochylam się od dawna, próbując zrozumieć, w czym rzecz…
Czy miałbym szansę rozmawiać z nimi jak równy z
równym? Gdybym na przykład wygrał konkurs, w którym nagrodą byłaby uroczysta
kolacja w ich towarzystwie?... Tak sobie gdybałem, póki żyły...
Łyna |
Wątpiąc myślałem, że jedynym ratunkiem przed ucieczką
w banał byłaby zmiana entourage’u.
Przeniesienie z uroczystej kolacji nad Łynę w Lesie Warmińskim. W takim
otoczeniu słowa, błyskotliwe uwagi, intelektualne podniecenie przestaną
cokolwiek znaczyć. Natura przemówi całym swoim jestestwem i przeniknie do myśli
wszystkimi dostępnymi zmysłami. Świat zewnętrzny przejrzy się w naszej
świadomości niczym my sami w lustrze… To tak zajmujące przeżycie, że słowa
staną się zbędne, a błyskotliwa rozmowa, nawet prowadzona szeptem, wyda się
trywialna…
Tło dyskusji bez słów |
Nie wiem, czy Wisława Szymborska zechciałaby
przyjąć taką płaszczyznę do dyskusji. Już prędzej Simona Kossak, dla której
Puszcza Białowieska stała się emanacją kosmosu…
![]() |
Natura jest inna, niż się wydaje |
Dla większości z nas Natura jest niewygodna. Trawa
twarda, wilgotna, pełna dokuczliwych insektów… Woda głęboka, nieprzejrzysta,
pełna pułapek, zdradliwych mielizn i głębin… Las groźny, nieprzenikniony,
skrywający żmije, trujące grzyby, uschnięte konary wiszące nad głową niczym
miecz Damoklesa, groźne (w naszej pokręconej imaginacji) zwierzęta…
![]() |
Bór sosnowy |
Gdyby Natura była wygodna, ludzkość nie wymyśliłaby
architektury, do której łatwiej się dostosować, i plantacji desek dla zmyłki
nazywanych lasami gospodarczymi przystosowanymi przede wszystkim do maszyn, a nie
do potrzeb ludzi i zwierząt…
II. Geneza rezerwatu
![]() |
Pomnikowa olcha nad Jeziorem Łańskim |
Rezerwat Las Warmiński powołano do życia
Zarządzeniem Ministra Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego z 12 października 1982 r.
w enigmatycznie określonym celu ochrony
zespołów leśnych ze stanowiskami rzadkich roślin. Rezerwat powołano w
pośpiechu. Bez koniecznej inwentaryzacji zasobów przyrodniczych.
![]() |
Jezioro Łańskie |
Obszar rezerwatu obejmuje wschodnie brzegi Jeziora
Łańskiego, od nasady półwyspu Lalka po ogrodzenie ośrodka rządowego w Łańsku (z
wyłączeniem brzegu w sąsiedztwie Cyranki); cztery jeziora: Ustrych, Galik,
Jełguń i Oczko;
Jezioro Ustrych |
śródleśne po części zmeliorowane polany, przez
które przepływa dopływ Łyny, strumień łączący Galik z Jełguniem i Oczkiem i
odwadniający czwartorzędowe obniżenia wypełnione niskim torfem i roślinnością
wilgotnych łąk; sam przełom Łyny od tamy spiętrzającej jezioro Ustrych do
granic dawnych Kielar nad Jeziorem Kielarskim i średniowiecznej Rusi lokowanej
na prawie chełmińskim w 1331 r. nieopodal Olsztyna.
Czwartorzędowe obniżenia z lisem |
Grąd nad Łyną |
I – oczywiście – las otulający te niezwykłe
miejsca. Robiący największe wrażenie w dolinie Łyny i w miejscach
doświadczalnych nasadzeń drzew sprowadzonych z innych geograficznych regionów
świata: daglezji, żywotników, brzóz cukrowych, cyprysów Lawsona, czerwonych
dębów, wejmutek, górskich jodeł czy innych niezwykłych roślin.
Daglezje nieopodal Jełgunia |
Owe nasadzenia były dziełem Pruskich Doświadczalnych Stacji. Dokonywano ich na terenie całej puszczy napiwodzko-ramuckiej
na długo przed I wojną światową. W rezerwacie owe egzotyczne gniazda
Mortzfeldta sąsiadują na przykład z terenem Cyranki, z północnym brzegiem
Jełgunia, czy z Galikiem.
Matecznik Lasu Warmińskiego |
W rezerwacie połowę obszaru zajmuje las mieszany
świeży z dominacją sosen napiwodzko ramuckich i dębów bezszypułkowych o
podszycie wypełnionym przez brzozy i trzmieliny brodawkowate, jarząby, kruszyny
pospolite, leszczyny.
Grąd nad przełomem Łyny |
Drugim typem jest las świeży, charakterystyczny dla
moreny dennej, nadrzecznych tarasów i dolin rzecznych, z dominacją dębów i
buków, z domieszką świerków, grabów, brzóz, lip, klonów, jaworów, wiązów,
jesionów.
Bór na skraju zrębu |
Komysze Lasu Warmińskiego |
Od czasu powołania rezerwatu systematycznie rośnie
udział masy rozkładającego się drewna, wzbogacającego podłoże runa i będącego
siedliskiem niezwykle rzadkich organizmów.
Noworamucka daglezja |
Prekursorami nasadzeń obcych drzew w Lesie
Warmińskim byli dr Adam Schwappach, autor podręczników dla pruskich i
niemieckich służb leśnych, i jego
następca Eilhard Wiedemann. Nasadzeń dokonywano w formie gniazd Mortzfeldta,
których pomysł opracował Justus Erdman Samuel Ulrich Mortzfeldt, urodzony w
Prusach Wschodnich, absolwent Instytutu Leśnego w Eberswalde przemianowanego
później na Akademię Leśną Eberswalde, leśniczy w Poznaniu, potem nadleśniczy w
Olsztynie, a od końca lat osiemdziesiątych XIX wieku pracujący w Königsbergu
(Królewcu). Wszyscy trzej kończyli studia w Eberswalde i wszyscy wnieśli
istotny wkład w rozwój nowoczesnej gospodarki leśnej. Dzisiaj w Lesie
Warmińskim jest 36 gniazd Mortzfeldta z daglezją zieloną, jodłą pospolitą,
kaukaską i jednobarwną, cyprysikiem groszkowym, żywotnikiem olbrzymim, bukiem
zwyczajnym (tutaj poza granicą naturalnego zasięgu), dębem czerwonym,
orzesznikiem pięciolistkowym. Niestety daglezje i żywotniki olbrzymie nie chcą
się odnawiać. Kiedy umrą, zniknie niezwykły historyczny element rezerwatu. W wykazie
sporządzonym dla Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Olsztynie nie
uwzględniono gniazd z rodzimymi gatunkami.
Jesienny Ustrych |
Pierwotnie rezerwat ustanowiono na obszarze
1.798,18 hektarów. Obecnie jego teren obejmuje 1.819,72 hektarów. Ostatni
przebieg granic został określony w planie ochrony rezerwatu z 2012 roku opracowanym dla Dyrektora Regionalnego Ochrony
Środowiska Olsztynie i skorygowany obwieszczeniem Wojewody
Warmińsko-Mazurskiego z 30 sierpnia 2016 roku. Ścisłej ochronie poddano kilka
odrębnych mateczników Ustrycha, Jełgunia i Galika i sam przełom Łyny ściśnięty
doliną. Od kilku lat nie wydaje się nawet pozwolenia na pływanie kajakiem po
rzece.
W zarządzeniu z 23 sierpnia 2016 roku Regionalnego
Dyrektora Ochrony Środowiska w sprawie ustanowienia planu ochrony dla Lasu
Warmińskiego zakaz pływania kajakami uzasadniono występowaniem w nurcie Łyny
ramienicy kruchej (Chara fragilis), makroglonu,
którego strukturę wzmacnia odkładający się w komórkach węglan wapnia – zjawisko
kojarzy mi się w pewnym stopniu z zamartwicą wapienną kształtującą wodospady i wpływającą
na podwodną roślinność Jezior Plitwickich, Parku Narodowego w Chorwacji wpisanego na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO; gąbki
słodkowodnej (Spongilla lacustris –
tę najczęściej spotykam w górze Łyny w sąsiedztwie żeremia bobrów nieopodal
jeziora Brzeźno Wielkie); krasnorostu (Hildenbrandia
rivularis) pokrywającego kamienie w nurcie rzeki różnymi odcieniami
czerwieni; skójki gruboskorupowej (Unio crassus)
– małża słodkowodnego, niezwykle wrażliwego na zanieczyszczenia wody, a przez
to zagrożonego wyginięciem; minoga rzecznego (Lamperta fluviatilis), głowacza białopłetwego (Cottus gabio), kozy (Cobitis
taenia) – ryb objętych ochroną gatunkową; zimorodków i pluszczy – istnych
diamentów w świecie ptaków.
W zarządzeniu wskazano również negatywne skutki
turystyki kajakowej dla stanu biologicznego Krutyni, Marózki czy Wadąga (moje
własne obserwacje poczynione podczas pływania Marózką czy Krutynią też to
potwierdzają); a także realne zagrożenie dla niedzielnych kajakarzy – wiszące
tuż nad nurtem lub wystające z nurtu Łyny pnie drzew.
O wypadek nietrudno. Łyna w przełomie jest żwawsza
niż Brda w Piekiełku przed Zalewem Koronowskim. Kto pływał, ten wie, o czym
napisałem.
III. Renaturalizacja
Grąd nad strugą jełguńską |
Cały rezerwat jest poligonem badawczym dla
Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Chodzi o obserwacje przebiegu i
intensywności renaturalizacji miejsc poddanych niegdyś presji gospodarczej
człowieka (antropopresji).
Na skraju rezerwatu |
W okolicach byłych miejscowości: Jełgunia i Sójki,
drzewostany porolne w wieku od 70 do 100 lat zregenerowały się do postaci
leśnego ekosystemu. Świadczy o tym zróżnicowany skład gatunkowy i biologiczna bujność
runa i podszytu.
Enklawę rezerwatu objęto zorganizowanym osadnictwem
w XVIII wieku. W nieistniejących już wsiach: Sójce, Ustrychu i Jełguniu
pobudowano młyny, tartak, hutę szkła i smolarnie. Dzierżawca huty szkła,
Zimermann z Elbląga, zabiegał o przeprowadzenie przez te okolice linii
kolejowej, która ułatwiłaby mu transport wyrobów szklanych do Królewca, Elbląga
i dalej na zachód. Nie doczekawszy cesarskiej inicjatywy, przestał być konkurencyjny.
Ostatecznie jełguńską hutę rozebrano w 1876 r. Hutników zastąpili flisacy
spławiający tratwy przez Ruś do Olsztyna. Tereny zamierających wsi i porzucone
pola zaczęto zalesiać. Także drzewami z innych regionów geograficznych.
Po I Wojnie Światowej enklawa wyludniła się,
ustępując lasom. Po II Wojnie Światowej zniknęły wszystkie zabudowania. Po
utworzeniu rezerwatu z gajówki w Sójce zostały jedynie zamaskowane zaroślami
fundamenty. Trudno je wypatrzeć, idąc wzdłuż rzeki ścieżką, która odbiega od historycznej brukowanej drogi prowadzącej przez las do Rusi. Nieco
dalej jest już nieczynna przeprawa przez Łynę. Droga urywa się przed kamiennym
filarem zawalonego mostu. Resztki przęsła zalegają koryto poniżej.
Jeszcze w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia
były tutaj zabudowania wiejskie, tartaki, most i śluza w Sójce, o której napisał
Władysław Ogrodziński, relacjonując spływ kajakowy Łyną. Była też śluza
wieńcząca jezioro Ustrych, widoczna na zdjęciu z konnej wyprawy oficera Wermachtu przebywającego w Olsztynie na urlopie w 1940 roku. Ciekawe, czy Wojciech Kujawski, wydawca QMK przewodników po Warmii i Mazurach, ma to zdjęcie w swoich zasobach archiwalnych?
Dzisiaj ocalałe filary ścieśniają z obu stron nurt,
który swoim impetem powala stare olchy, świerki, dęby, buki i graby, budując z
pni i konarów zasieki nie do przejścia. Kajakarze, gdy już tu trafiali, mieli
ręce pełne roboty. Nim przebrnęli przez przeszkody, długo dźwigali, przenosili,
brodzili w mule i błocie nieprzystępnych brzegów, potykali się o głazy,
otoczaki, deptali wpijający się w stopy żwir przemieszany ze szczątkami
muszli. Od 2016 roku zakazano pływania przełomem Łyny.
Południowy brzeg jeziora Jełguń opanował dorodny bór. Jego wnętrze skrywa niedawno odświeżony cmentarz, ostatni ślad wsi, która dokonała żywota po I Wojnie Światowej. Na polanie rozciętej wijącą się aleją, biegnącą w cieniu szpalerów starych lip i obok dwóch wielkich jodeł, można wypatrzeć resztki fundamentów po obszernym domu.
![]() |
Aleja w Jełguniu |
Aleja biegnie następnie na północ, tworząc leśną perspektywę, jakby żywcem wziętą z ilustracji Marcina Szancera do książek Jana Brzechwy, baśni Hansa Christiana Andersena czy do Pana Tadeusza Adama Mickiewicza…
![]() |
Ta sama aleja późnym latem |
Lisia polana w mateczniku Jełguń |
Okolicę przecina siatka brukowanych i częściowo
wyasfaltowanych dróg, pozostałości po starym urządzeniu lasu. Wyszedłszy na
brzeg Jełgunia, nie domyślisz się nawet, że tutaj kiedykolwiek kwitło gwarne
życie. Słychać za to klangor żurawi, okrzyki jastrzębi, kwilenie czarnych
dzięciołów…; jesienią przejmujące dziką potęgą rykowisko; w nocy – rzadko –
mrożące krew w żyłach zawodzenie wilków…
Ze wschodniego krańca zatoczki wypływa króciutka
struga, przebiwszy groblę oddzielającą Jełguń od jeziorka Oczko. Wschodnim
brzegiem Oczka biegnie w cieniu pomnikowych dębów leśna droga łącząca Nową Wieś
z dawną przeprawą przez Łynę w Sójce.
Z Oczka wypływa strumień, który wczesną wiosną
przyciąga uwagę. Póki w otoczeniu nurtu cieknącego po częściowo kamienistym
podłożu nie wyrosną pokrzywy i wodolubne zarośla łopianów, turzyc, barszczów o kwiatach w formie baldachimów, widać wodę, błotniste kałuże dziczych kąpielisk, koło
których kręcą się żaby, owady, jaszczurki, zaskrońce... W maju strumień znika
pod gąszczem zielonej mierzwy. Wyłania się dopiero na polanie, wypełniając rów
melioracyjny.
![]() |
Galik |
![]() |
Cypel na Galiku |
Jeziorko Galik to chyba najbardziej malowniczy
akwen jełguńskiego strumienia. Z góry przypomina tatrzańskie i pienińskie
stawy. Jego toń wypełnia głęboką kotlinę. Kusi, by fotografować, ale ów nastrój
jest wyjątkowo ulotny i trudny do uchwycenia. Bez mgły niełatwo uzyskać
wrażenie głębi.
Jełguński
strumień rodzi się w galikowej zatoczce pokrytej wysokim torfowcem, na którego
wierzchu usiłują rosnąć bagienne sosny i wierzby. Zakątek sprzyja żurawiom. I
czajkom zasiedlającym chybotliwe podłoże żywego torfu.
Ptaki chętnie tutaj gniazdują. Nie sposób dojść do ich matecznika, chociaż wiodą doń stromo opadające leśne drogi. Nogi grzęzną w bagiennym brzegu. Ręce krępuje łęgowy ols opleciony od dołu wiklinową gęstwą. Tylko w kilku miejscach można wyjść nad samą wodę. Z dala – na szczęście – od miejsc lęgowych.
Galik słoneczny |
Ptaki chętnie tutaj gniazdują. Nie sposób dojść do ich matecznika, chociaż wiodą doń stromo opadające leśne drogi. Nogi grzęzną w bagiennym brzegu. Ręce krępuje łęgowy ols opleciony od dołu wiklinową gęstwą. Tylko w kilku miejscach można wyjść nad samą wodę. Z dala – na szczęście – od miejsc lęgowych.
Strumień
ujawnia się na jełguńskiej polanie i przepływa przepustem pod lipową aleją. Zakątek
fascynuje urodą. Za każdym razem, gdy przejeżdżam tędy rowerem, albo skradam
się pieszo z aparatem w ręku, odczuwam egzystencjalny niepokój. Trudno
powiedzieć, co bardziej dominuje: świadomość przebrzmiałej historii porzuconego
miejsca czy prehistorycznej bytności postglacjalnych nomadów sprzed tysiącleci.
Kilka lat wcześniej oglądałem serial przyrodniczy,
którego autorzy zastanawiali się jak szybko natura wróciłaby na zurbanizowane obszary
po nagłym zniknięciu ludzi. W jednym z odcinków zasymulowali powrót Puszczy
Białowieskiej nad Wisłę. Ich zdaniem nie
trwałby dłużej niż dwa ludzkie pokolenia.
Cóż. Fotografowane z wieżowca Trade Tower dachy, ściany, okiennice warszawskich kamienic w
kwartale ulic: Wroniej, Chłodnej, Krochmalnej i Grzybowskiej, które popadły w
ruinę powodu sporów spadkowych i zarosły dorodnymi brzozami, klonami
jesionolistnymi, osikami, wierzbami, zdają się potwierdzać te przypuszczenia.
Nieużywane parkingi pokryła ruderalna roślinność. Siła przyrody jest ogromna.
Presja współczesnej cywilizacji jest jednak jeszcze
bardziej destrukcyjna. Przez to równowaga została już dawno zachwiana. Przyroda
potrzebuje przemyślanej ochrony a ludzie nowego modelu życia opartego na
konsumpcji ograniczającej tak zwany odcisk ekologiczny.
IV. Pierwsze wrażenia
Odkąd chodzę brzegami Łyny w Lesie Warmińskim,
jestem zachwycony jej urodą, dzikością, bogactwem życia, zdolnością epatowania
każdym szczegółem obrazu. W otoczeniu puszczy widok kamiennych filarów byłego
mostu w Sójce; betonowych kręgów studni nieopodal zarośniętych fundamentów
nieistniejącej już gajówki; bruku leśnych dróg łączących wytarte z map wsie i
gospodarstwa; szczątków rdzewiejących sprzętów i urządzeń domowych;
przegradzającej Ustrych tamy z generatorem w miejscu rozebranej śluzy; wywiera zaskakujące
wrażenie. To przez kontrast rozbuchanej natury ze znikającymi śladami ludzkiej
egzystencji.
Rezerwat stał się świadectwem siły witalnej przyrody,
niezwykle szybko przywracającej odwieczny porządek rzeczy na opuszczonych przez
ludzi siedliskach. Jeszcze podczas II Wojny Światowej spławiano Łyną tratwy .
Dzisiaj trudno wyobrazić sobie spływ kajakiem.
Rzeką zawładnęły na powrót zimorodki, bobry, wydry,
norki, gągoły, tracze, pstrągi, lipienie.
Nad jeziorami, śródleśnymi bagnami, torfowiskami i
strumieniami krążą rybołowy, bieliki, orliki, jastrzębie, czaple siwe i białe,
kormorany, żurawie, czarne bociany, łabędzie nieme i krzykliwe.
W lesie zaś spotykam jelenie, dziki, sarny,
borsuki, lisy, jenoty, powracające wilki, pojawiające się czasem rysie,
wędrujące łosie …
Przełom Łyny odwiedzam o każdej porze roku. Nie są
to łatwe spacery. Stare drogi zarosły. Dolina rzeki poddana ścisłej ochronie
wyklucza dbałość o ścieżki: sprzątanie osuwisk, zaległych wiatrołomów; wycinanie
umierających pomników przyrody: dębów, sosen, świerków, jesionów…; zabezpieczanie
brzegów przed podmywaniem – praktykowane w czasach, kiedy spławiano tratwy
zbijane z królewskich napiwodzko-ramuckich sosen stanowiących lokalny ekotyp
obok sosny mazurskiej czy sosny taborskiej, najbardziej pożądanej do budowy
masztów bałtyckich i dalekomorskich żaglowców.
Urwisko nad Łyną |
W czerwcu jasną Łynę ogarnia zielony półmrok,
podbarwiając aż do września tonące w cieniu szczegóły krajobrazu o innych
kolorach.
Tylko tam, gdzie słoneczne światło dociera bezpośrednio,
zieleń ustępuje. To widać na zdjęciach.
Las Warmiński jest jednym z większych rezerwatów
leśnych na niżu Polski. Występuje na granicy strefy morenowej ostatniego
zlodowacenia i rozległego sandru mazurskiego. Obejmuje lasy, w których
zachowały się kilkusetletnie drzewa. Te, które obumarły, stały się siedliskami
rzadkich i zagrożonych wyginięciem grzybów (przedstawicieli mykobioty),
porostów (przedstawicieli lichenobioty), mchów (przedstawicieli brioflory),
owadów (przedstawicieli saproksylicznych bezkręgowców, których egzystencja
zależy od wodnych i ziemnych środowisk obfitujących w martwe drewno).
Drzewa schorowane i obumierające są siedliskami sów
i dziuplaków. Nad Jełguniem obserwowałem dzięcioły czarne i najrzadsze tutaj zielonosiwe,
prowadzące skryty tryb życia.
Zielonosiwego udało mi się nawet sfotografować. Tak
był zajęty wabieniem samiczki.
Satysfakcja z portretu zielonosiwca jest tym
większa, że w 2008 roku podczas zliczania tych dzięciołów w Lesie Warmińskim zaobserwowano
tylko jedną parkę.
Sam przełom Łyny jest równie frapujący co jej źródła
w rezerwacie im. prof. Romana Kobędzy. A to za przyczyną ukształtowania terenu
i występujących tutaj zjawisk hydro-geologicznych. Urwiska doliny podlegają
ciągłej erozji. Przesiąkająca przez glebę i piaskowe podłoże moreny dennej woda
tworzy źródliska helokrenowe o kształcie cyrków (przypominających starożytne
amfiteatry) i mini dolinek, ujawniające się na obrzeżach żwawego nurtu ciemnymi
wysiękami, błotnymi kałużami, ustępującym pod stopami gruntem. W wielu
miejscach stoki doliny są pocięte rowami i wąwozami. To powierzchniowe ślady
sufozji – zjawiska wypłukiwania przez podziemne strumienie piasku i żwiru z
głębszych warstw osadów polodowcowych.
Sufozję zalicza się do tak zwanych zjawisk pseudokrasowych.
Ich odpowiednikiem zjawiska krasowe a ich spektakularnym skutkiem podziemne
jaskinie wytwarzane w skałach wapiennych. W Polsce są tylko dwa rezerwaty, w
których chroni się groty sufozyjne: w Mechowie nad Bałtykiem (udostępnione turystom)
i w Koniuszynie, w rezerwacie Koniuszanka I, przez który przepływa strumień Koniuszanka,
znikając w podziemnym korycie na odcinku ponad jednego kilometra.
Ten sam garb z bliska |
Tutaj w Lesie Warmińskim zjawisk sufozyjnych można się tylko domyślać, oglądając chaotyczne kształty ścian rzecznej doliny. Między sąsiadującymi wąwozami widać niekiedy wyniosłe garby gruntu ściskane korzeniami drzew walczących o przetrwanie. Przechodząc obok takich miejsc, miewam deja vu. Jakbym znów trafił gdzieś w zakątki Pienin albo Tanwi na Roztoczu. Podobne kameralności, stromości, kształty, zapachy, szata roślinna, cieki wodne… I górski charakter Łyny. W przełomie na odcinku od jeziora Ustrych do granic Rusi (około 6 kilometrów) rzeka opada prawie o 20 metrów. Nic dziwnego, że Niemcy zbudowali na niej dwie śluzy: w nieistniejącym Ustrychu i w nieistniejącej Sójce.
V. Porosty, mchy, rośliny i plechy Lasu Warmińskiego
Wstępne badania porostów Lasu Warmińskiego
przeprowadzone w latem 2009 roku na 62 losowo wybranych stanowiskach pozwoliły
wykryć 31 gatunków podlegających ścisłej ochronie, w tym 4 gatunki reliktowe,
charakterystyczne dla pierwotnej puszczy niżowej: nibypłucnik (Cetrelia), złociszek jaskrawy (Chrysotrix candelaris), granicznik płucnik (Lobaria pulmonaria), brodaczka rogowata (Usnea ceratina) i ponad dwieście innych gatunków pospolitych, wśród których doliczono
się 26 dodatkowych porostów, reliktów puszczańskich.
Wiele spośród
odkrytych porostów jest na granicy wymarcia lub zostało zaliczonych do gatunków
zagrożonych, wymagających wdrożenia ścisłej ochrony, w ramach której nie
przewiduje się usuwania martwych drzew, siedlisk dla porostów epiksylicznych.
Już chociażby z tego powodu Las Warmiński trzeba uznać za wyjątkowe miejsce.
Badania brioflory przeprowadzone wiosną, latem i
jesienią 2009 roku pozwoliły stwierdzić występowanie 18 gatunków wątrobowców i
90 gatunków mchów. Wśród nich gatunków epifitycznych (wykorzystujących korę
drzew jak podłoże, lecz nie pasożytujących i nie będących w symbiozie z
drzewami), zaliczanych do reliktów puszczańskich, takich jak objęty ochroną
gatunkową mech górski (Bartramia
pomiformis); gatunków epiksylicznych takich jak chroniony wątrobowiec (Nowellia curvifolia) czy siedmiu gatunków torfowców objętych całkowitą
i częściową ochroną. Masowe występowanie w Lesie Warmińskim podlegających
ochronie mchów i wątrobowców jest kolejnym powodem, by uznać to miejsce za
wyjątkowe.
Badania roślin naczyniowych i ramienic
przeprowadzone w 2009 roku przyczyniły się do zidentyfikowania 352 gatunków
roślin naczyniowych i 5 gatunków ramienic, plech słodkowodnych, zasiedlających
jeziora Jełguń, Oczko i Galik podwodnymi łąkami. 26 gatunków roślin (antropofitów)
zostało przywleczonych przez człowieka.
Niecierpek himalajski ściąga mnóstwo owadów |
Kwiatki z bliska |
Jeden z nich, niecierpek drobnokwiatowy (Impatiens parviflora), jest niezwykle ekspansywny za sprawą nasion wystrzeliwanych z dojrzałych owoców. Drugi równie agresywny wobec rodzimej flory, acz urzekający urodą i rozmiarami, to niecierpek himalajski przemieszczający się zachodnim brzegiem Jeziora Łańskiego.
Wawrzynek wilczełyko |
Z roślin chronionych najbardziej spektakularne są wawrzynek wilczełyko (Daphne repens) i storczyk tajęża jednostronna (Goodera repens).
Badania są kontynuowane. Rok na przeprowadzenie
pełnej inwentaryzacji przedstawicieli tej części świata roślin to za krótko.
Czytając projekt planu ochrony rezerwatu, przedzierając się
przez specjalistyczne słownictwo, łacińskie nazwy, statystyki, metodykę badań, uświadamiam
sobie niezwykłość środowiska, po jakim się poruszam.
VI. W mateczniku dębów
![]() |
Nieopodal nadleśnictwa w Ramukach |
To samo miejsce latem |
Nad przełomy
Łyny w Warmińskim Lesie dojeżdżam rowerem. To raptem kilkadziesiąt minut w
sąsiedztwie Nowych Ramuk i przez tereny porzuconego Jełgunia. Przejechawszy
przez Nową Wieś, minąwszy stary i porzucony nowowiejski tartak, zanurzam się w
historyczny las z dębem Napoleona. Stąd można pojechać do Kaborna, Trękusa,
Starego Olsztyna, wsi pamiętających czasy pierwszej krzyżackiej kolonizacji i
władztwo Mikołaja Kopernika przywracającego je do życia po wyniszczającej
wojnie polsko-krzyżackiej 1519 – 1521 r.
Za szosą do Olsztyna droga wiedzie matecznikiem zwierząt prosto do historycznej enklawy po Jełguniu. Zjechawszy na polanę, można wybrać wygodną drogę nad Ustrych. Po przejechaniu przez mostek przy tamie z niewielkim generatorem wodnym i minięciu kamiennej tablicy poświęconej profesorowi Benonowi Polakowskiemu, inicjatorowi Mazurskiego Parku Krajobrazowego, zjeżdżam zarastającą ścieżką nad samą Łynę.
Mniej wygodne
podejście do Łyny jest na jej prawym brzegu. Prowadzi stromym zjazdem między
pomnikowymi drzewami wśród zamaskowanych nor borsuków, które z jakiegoś powodu
uwielbiają ten niezwykły grąd. Powrót pod górę przypomina nieco wspinaczkę po pienińskich
polanach na szlaku do Trzech Koron.
Warto tutaj zajrzeć. Na samym dole zaległ
niesamowity dąb, który rozpadł się na dziesiątki ogromnych szczątków pokrytych
patyną mchu, porostów, śluzowców, czarnych grzybów, ziół, traw, przyozdobionych
od spodu łanami łuskiewników. Sąsiednie dęby też zaczynają osypywać się z
dostojnej starości, zrzucając zmurszałe konary.
Przypuszczam, że w drewnie tych dębów występują
rzadkie gatunki owadów saproksylicznych, wrażliwych na antropopresję. Stwierdzono
tutaj obecność pachnicy dębowej i jelonka rogacza.
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych ekipa Uniwersytetu
Warmińsko-Mazurskiego z profesorem Stanisławem Czachorowskim, badając faunę
Łyny, potwierdziła obecność krasnorostów rzecznych nadających kamieniom
zalegającym dno Łyny różowy kolor uznawany dawniej przez Prusów za magiczny;
gąbek słodkowodnych uwielbiających czystą, niezbyt szybko płynącą wodę;
racicznic, o których świadczą jaskrawe odsypiska muszli po martwych osobnikach
zalegające piaszczyste mielizny szeroko rozlanej Łyny czy trzebli zielonej –
ważki z czerwonej księgi gatunków zagrożonych.
W Łynie potwierdzono także obecność chruścika –
niprzyrówki rzecznej – gatunku, który wcześniej uznawano za wymarły z powodu
zanikania gąbek słodkowodnych będących głównym pokarmem larw.
Podczas badań owadów przeprowadzonych w 2006 roku
stwierdzono występowanie 61 gatunków, w tym trzech z czerwonej listy gatunków
zagrożonych, i 12 gatunków wskaźnikowych, których obecność potwierdza
naturalność leśnego środowiska.
Spod matuzalemowych dębów można pójść w lewo
ścieżką wiodącą do zakola starego rzecznego odsypiska, gdzie rozsiadły się
wiekowe wiązy, jesiony, klony, świerki i olchy. Odsypisko zarosło gęstwą
zgryzionych przez jelenie pędów grabiny. Trudno się w niej poruszać, ale warto
– dla niezwykłych obrazów.
Idąc w prawo, z nurtem Łyny, dochodzi się do
siedziby bobrów, które w nadrzecznej skarpie urządziły ześlizgi, a pod
korzeniami drzew wejścia do nor. Nurt rozlewa się szerzej, odsypując mielizny i
łachy zatrzymujące gałęzie spływające z góry. Tak powstają miejsca gniazdowania
dzikiego ptactwa, które z jakiegoś powodu unika jeziornych przestrzeni. Dalej
nie sposób wędrować. Stoki rozciętej przez rwący nurt moreny znowu schodzą nad samą
wodę.
Zasiadłszy na brzegu, w ciszy tak
charakterystycznej dla prastarej puszczy pochylonej nad rzeką, można przy
odrobinie szczęścia dostrzec uwijające się bobry (wszędzie zostawiają ślady na
ogryzionych pędach grabów i wierzb, na korze przybrzeżnych olch, buków czy
osik, na ześlizgach ku wodzie); polujące wydry, norki, kuny lub łasice, które
korzystają z gałęzi, wykrotów czy zarastających pni; piskliwce, pluszcze,
bystre zimorodki łowiące ryby w wartkiej wodzie.
Popisy zimorodków budzą respekt. Prawie każde ich
zanurzenie wieńczy rybka szarpiąca się w dziobie. Dlatego zyskały przydomek Kingfisher. Ich pióra zawdzięczają
odcienie migotliwego błękitu nie pigmentowi lecz iryzacji – skomplikowanemu
rozszczepieniu światła przez najdrobniejsze elementy piórek i filtrowaniu
pojedynczych barw. Przez piórka zimorodków przenikają głównie niebieskie kwanty
podbarwiane odcieniami błękitu, malachitu, turkusu, szafiru... To dlatego
zimorodki wydają się tak ulotne, zmienne a przez to intrygujące…
Niełatwo oderwać oczy od Łyny. Zastygnąwszy w
nastroju czuwania, poczujesz tchnienie ludzkiej historii odsłoniętej odkryciami
jełguńskich śladów osadniczych datowanych na okres między trzecim a pierwszym
tysiącleciem przed naszą erą, pozostawionych przez plemiona kultur pucharów
lejkowatych i amfor kulistych, a potem artefaktów i kurhanów plemion kultury
ceramiki sznurowej. Z epoki brązu pozostało w Jełguniu kurhanowe cmentarzysko,
w którym przez dwa stulecia grzebano skremowane szczątki współplemieńców. Potem
przez te tereny przechodziły fale migracyjne Bałtów, germańskich Wandalów,
skandynawskich Gotów, czarnomorskich Herulów, w końcu Galindów aż do czasów
osadnictwa diecezjalnego gospodarujących w puszczy na lauksach – polach wydzieranych karczowanej puszczy. Tereny Galindów
wyludniły się wskutek upadku handlu bursztynem i presji Słowian coraz bardziej
spoglądających na północne rubieże Polski. Wojciech Kętrzyński upatrywał przyczyn spustoszenia Galindii
w wojnach toczonych w XI wieku z wojskami Kazimierza Odnowiciela. Krzyżacy
zaludniali już tylko porzucone enklawy.
W sąsiednich Kielarach, dzisiaj w granicach Rusi,
odkryto jeszcze wcześniejsze ślady pobytu ludzi, myśliwych, którzy nadeszli
śladem odchodzących lodowców – zbrojniki z pracowni krzemieniarskiej datowane
na okres między VIII a V tysiącleciem przed naszą erą.
Las Warmiński to coś więcej niż tylko rezerwat
przyrody. To muzeum historii naturalnej. W którym każdy bezmyślnie i
bezrefleksyjnie pozostawiony niedegradowalny plastikowy, szklany czy metalowy
śmieć jest niewybaczalnym dysonansem. Upłynie jeszcze wiele wody w Łynie, nim
ludzie naprawdę pojmą, że nie są sami na ziemi tej Ziemi. Że dla jej dobra
powinni znaleźć w sobie siłę, by zabierać puste opakowania do domu, skoro mieli
siłę przynieść je nad Łynę o wiele cięższe, bo wypełnione.
VII. Prusowie w Lesie Warmińskim
Po Prusach nad przełomem Łyny zostało niewiele
pamiątek. Ich historię spowija nadal cień nieodgadnionej tajemnicy. Najwięcej o
nich wypowiadali się kronikarze w służbie Zakonu Krzyżackiego. Byli bardziej
biegli w mowie i piśmie, więc po tamtych czasach został raczej jednostronny
opis podboju staropruskiej krainy i tendencyjna charakterystyka zniewalanych
mieszkańców.
Prusów uznawano za barbarzyńców i pogan. Prusowie oddawali
cześć wielu bogom. Żyli z naturą w niezrozumiałej dla chrześcijan harmonii. Z
pietyzmem odnosili się do drzew, świętych gajów, rzek, jezior, które dla
Krzyżaków były wyłącznie zasobami niezbędnymi do budowy nowego ładu.
Organizacja Prusów oparta na luźnych związkach plemiennych i władza wywodząca
się ze zgromadzeń okazała się przestarzała i nieprzystająca do porządków
panujących w średniowiecznej Europie. Kilka stuleci nacisku słowiańskiego w okresie
od X do XII wieku, a potem wojennej ekspansji krzyżackiej, której opierały się
aż cztery pokolenia Prusów, wymazało z ludzkiej świadomości pamięć o
plemiennych społecznościach wtopionych w leśną krainę od Wisły po Półwysep
Sambijski i od Narwi po Bałtyk. Przepadły ich obyczaje, wierzenia, nietuzinkowa
kultura ukształtowana pod koniec wielkiej wędrówki ludów.
Można upraszczając porównywać podbój Prusów z
podbojem Indian w obu Amerykach. Porównanie to jednak jest bez sensu. Indianom
– których przodkowie, po przejściu przez cieśninę Beringa i być może przez
zamarznięte podczas ostatniego zlodowacenia obszary wysp brytyjskich,
Grenlandii, Islandii i Kanady, utracili na tysiąclecia więź z mieszkańcami Azji
i Europy – wydano tak naprawdę wojnę o charakterze starcia dwóch nieznających
się wcześniej cywilizacji. Prusowie natomiast współżyli i waśnili się z
sąsiadami od wieków. Podbój Prus był napędzany nie tylko motywacją religijną i
polityczną lecz także wzajemnymi pretensjami z powodu zadawnionych i nierozwiązanych
konfliktów plemiennych czy rodowych.
Po Prusach nie pozostał żaden materialny ślad.
Spuścizną są wyłącznie inkluzje genetyczne (nieliczni przyznają się do
posiadania odległych pruskich korzeni); niewielka liczba słów i lokalnych nazw
w języku niemieckim i polskim, mająca swoje źródła w języku pruskim;
przypadkowe odkrycia archeologiczne; jednostronnie spisane kroniki, z których
trudno jednak odczytać całe bogactwo wierzeń, kultury, obyczajowości, związków
z naturą, zdolności rzemieślniczych, więzi społecznych… Nawet modlitewniki,
przetłumaczone na język pruski, przeznaczone dla sambijskich Prusów, zaginęły…
Współczesne próby odtworzenia starej obyczajowości
pruskiej przypominają orkę na ugorze. Jedną z nich ciekawa publikacja pod redakcją Seweryna Szczepańskiego i Pawła Kawińskiego „Opowieści, mity i legendy starożytnych Prus” dostępna na stronie internetowej Towarzystwa Naukowego Pruthenia.
Można też podjąć próbę spojrzenia na historię
Prusów oczami Wojciecha Altmajera, czytając Terra
Nullę o Glappie, ostatnim wodzu wolnych Warmów. Akcja powieści, w której
fikcja literacka przeplata się z faktami historycznymi, przypowieściami i
mitami, toczy się także na terenie Lasu Warmińskiego.
W Terra Nulla
występuje legendarny waleczny odyniec Ramuk, który dawał się we znaki miejscowym
Prusom, gdy próbowali nań zapolować. Ramuk miał przewodzić stadu tajemniczych
dzików, żyjących na bagiennej wyspie…
Ot taka legendarna personifikacja. W naturze odyńce rzadko chodzą z watahami składającymi się zwykle z dziczych matek, przelatków i warchlaków, którym przewodzi najstarsza i najbardziej doświadczona locha. Osiągające dojrzałość płciową odyńce (kiernozy) opuszczają stado. Wolą się szwendać samotnie wzdłuż brzegów Łyny i taplać się w helokrenowych babrzyskach. Jeśli więc jurne samce w watasze to tylko w czasie huczki od listopada do lutego. Po godach odyńce wracają zwykle do samotnego trybu życia. Ramuk w języku Prusów oznaczał spokój, toteż walecznego Ramuka trudno ożenić w myślach ze spokojem...
Nadleśnictwo Nowe Ramuki |
Ot taka legendarna personifikacja. W naturze odyńce rzadko chodzą z watahami składającymi się zwykle z dziczych matek, przelatków i warchlaków, którym przewodzi najstarsza i najbardziej doświadczona locha. Osiągające dojrzałość płciową odyńce (kiernozy) opuszczają stado. Wolą się szwendać samotnie wzdłuż brzegów Łyny i taplać się w helokrenowych babrzyskach. Jeśli więc jurne samce w watasze to tylko w czasie huczki od listopada do lutego. Po godach odyńce wracają zwykle do samotnego trybu życia. Ramuk w języku Prusów oznaczał spokój, toteż walecznego Ramuka trudno ożenić w myślach ze spokojem...
Po legendzie ostał się (być może) ślad w nazwie
osady Stary Ramuk (nieistniejącej już) i osady Nowy Ramuk, będącej siedzibą
nadleśnictwa Nowe Ramuki obejmującego swoim obszarem najcenniejsze przyrodniczo
fragmenty Lasu Warmińskiego. Stary Ramuk zaistniał w dokumentach lokacyjnych
jako Ramuck już w 1591 roku. Leżał na północ od Jeziora Łańskiego w miejscu
średniowiecznej strażnicy leśnej. Siedzibą królewskiego nadleśnictwa powołanego
do życia edyktem króla Prus regulującym organizację lasów na terenie Prus
Wschodnich i Litwy Ramuk stał się 3 grudnia 1775 roku. Małe Ramuki oznaczały w
XIX wieku teren Lalki z największym półwyspem Jeziora Łańskiego nazywanego
Lalka od imienia bohaterki pruskiej legendy o Lalce.
W Terra Nulla
przewija się też historia pruskiego rodu Magejów, zamieszkującego na mokradłach
wokół dzisiejszej Purdy, siedziby gminy. W języku Prusów purda oznaczała wilgotne
miejsce. Ród wsławił się łupieskimi wyprawami na pograniczne osady Mazowszan,
czyniąc z procederu główne źródło utrzymania. Mazowszanie zorganizowali w końcu
system wczesnego ostrzegania i przygotowali zasadzkę, w której zabili
napastników. Starego Mageja, wleczonego przez konia za nogi, ukamienowano. Ród
wygasł ostatecznie, gdy najmłodsi synowie Mageja, którzy zostali w domu,
postanowili, niepomni legendy o Ramuku, dopaść zimą walecznego i otoczonego już
czcią odyńca, wykopując wilcze doły nad jeziorem. Pierwszego z synów znaleziono
na dnie jednej z pułapek, nadzianego na zaostrzone pale, drugiego zaś
zanurzonego w przerębli i napoczętego przez dzikie ptaki... Dwie dziwne
historie znalazły jeszcze dziwniejsze wspólne zakończenie…
Sam Glappo, bohater Terra Nulla, miał (podobno) przejść chrzest bojowy na Jeziorze
Łańskim. W miejscu, z którego wypływa Łyna. Łowił ryby w wykutej toporkiem
przerębli. Krzyżaccy zwiadowcy wyłonili się z zamieci. Widząc samotnego Prusa,
postanowili zasięgnąć języka. Glappo uciekł jednak ku rzece. Podmyty od spodu
wartkim prądem wody lód załamał się pod ciężarem koni i jeźdźców. Zwierzęta i
zwiadowcy potonęli z wyjątkiem konia, którego Glappo wyprowadził z wody,
uratował przed zamarznięciem i wrócił z nim do swoich. Tak to wydarzenie w
skrócie przebiegło w książce Wojciecha Altmajera.
Wyczyny wojenne obwołanego wodzem Warmów Glappa,
który wspierał Herkusa Monte, wodza Natangów, podczas II powstania Prusów
trwającego od 1260 do 1273 roku, budziły respekt wśród Krzyżaków. Jedną z
pierwszych jego zwycięskich walk była bitwa rozegrana na Łabędziej Łące w
pobliżu Łyny na północ od jeziora Ustrych. Podczas wieczornego zwarcia trzystuosobowy
oddział krzyżacki, szukający już miejsca na obozowisko, został wycięty nieomal
w pień przez wojów Glappa wspieranych przez konny patrol Pogezan. Dzisiaj nie
sposób wskazać dokładnie, gdzie rozegrało się owo starcie.
Glappo pojmany w 1273 roku podczas próby odbicia z rąk krzyżackich zamku w Brandenburgu, zwanym też Pokarminem, a dzisiaj Uszakowem po stronie rosyjskiej, został powieszony na wzgórzu Glappenberg pod Królewcem.
VIII. Imaginując sobie spływ Łyną
![]() |
Tak by się zaczęło |
Za najtrudniejszym fragmentem przełomu rzeka lekko
zwalnia. Nurt rozlewa się szerzej między brzegami grądu, dywanami zawilców,
przylaszczek, ziarnopłonów, kaczeńców, zajęczych szczawików, fiołków,
łuskiewników przesiadujących na ukrytych pod ściółką korzeniach drzew… Miejscami da się zejść nad samą wodę. Rzeczne
polany mamią spokojem i ciszą.
Kwiecień to jedyny miesiąc, podczas którego rośliny
runa mają szansę urosnąć, zakwitnąć i rozmnożyć się w świetle słońca
przenikającego bez trudu nagą jeszcze plątaninę konarów i gałęzi drzew grądu.
To dlatego w szarości otoczenia każdy kwiatek kaczeńca, zawilca, ziarnopłonu,
przylaszczki, łuskiewnika, wawrzynka wilczełyko jest jak… klejnot. Przyciąga
uwagę.
Łuskiewniki są wszędzie |
W świecie roślin pijawkami są pozbawione chlorofilu
łuskiewniki różowe. Pasożytują na korzeniach trzmieliny, czeremchy, olch,
czarnego bzu, wierzb, topól, tarniny – drzew i krzewów nadrzecznych
łęgów. Wypuszczają ssawki, którymi z drewnianej tkanki korzeni pobierają
soki żywiciela. Niektórzy botanicy przypisują im mięsożerność. Zdolność do
kwitnienia łuskiewniki osiągają dopiero po dziesięciu latach rozwoju pod
ziemią, kiedy wykształcą pędy na tyle obszerne i nasycone cukrami, by sprostać
wysiłkowi uformowania mięsistych kwiatów o kształcie nietypowych gron.
Kwitną wczesną wiosną. Potem znowu znikają.
Roślinom tym medycy średniowieczni przypisywali właściwości lecznicze. Nad Łyną
najwięcej łuskiewników kwitnie w miejscach, gdzie zalega mnóstwo obumarłych
drzew, wokół których powstają najbujniejsze ogródki botaniczne z młodych siewek
korzystających z każdej szczeliny w sklepieniu puszczy.
Jeśli polanę zwieńczy zakręt, powalone drzewo,
zatarasowany fragment koryta, Łyna znowu psoci i swarzy się. W takich miejscach
nie ma już przestrzeni dla ścieżki. Trzeba wspiąć się na skarpę i z bezpiecznej
wysokości oglądać skutki poczynań swawolnego nurtu.
Obrazy rzecznej doliny przypominają świątynne
wnętrza. Kolumny drzew, zasklepiających niebo potężnymi konarami, tworzą tonące
w półmroku nieomal gotyckie sale.
Wystarczy jednak, że skarpy odsuną się nieco, a
pełne patosu i dostojeństwa sale zamienią się w przeurocze, rozjaśnione salony
natury, nasycone roziskrzonym życiem, refleksami, nieustającą grą światła z
cieniem, szeptami, kwileniami, pokrzykiwaniami, pluskiem i szumem wody
opływającej na pół zanurzone głazy, konary i pnie...
Jest w tych obrazach urzekająca magia. Jeśli o
świcie słońce zdoła przebić kwietniowe lub wczesno-majowe listowie puszczy i
oświetlić nurt, a mgła zatańczy ulotnie nad zwarami i warkoczami wody, przez
oczy przepłynie kaskada doznań.
Mijasz zarośla czosnku niedźwiedziego, kopytnika,
lilii złotogłowych, zimoziołu, dzikiej porzeczki, paproci, widłaków… Rozpychasz
ramionami sztywne pędy ogryzionych przez jelenie grabów. Przełazisz przez
powalone pnie i gałęzie. Depczesz ściółkę, dywany leśnej murawy. Brniesz przez
błoto… Wiele leżących od lat drzew pokrywa zielony kożuch porostów, mchów,
delikatnej trawy, kwitnących ziół, które umościły się w bruzdach kory i w
zagłębieniach spróchniałego i wypłukanego drewna, tworząc wykwintne ogródki
botaniczne.
Wiele stojących drzew dźwiga naręcza pasożytniczych grzybów: hub,
krwistych ozorków dębowych, żółciaków siarkowych uchodzących obok dzięciołów
za… budowniczych dziupli – zaatakowane fragmenty drewna bardzo szybko
próchnieją, pozostawiając po sobie w pniach puste przestrzenie.
Ścieżka lewego brzegu rzeki wiedzie nad samą wodą
albo skrajem przybrzeżnych skarp, to znów odbija pod stoki morenowych wyniesień.
Od lat nikt nie sprząta lasu, więc, wijąc się jak w ukropie, przełazisz przez
rumowiska umarłych drzew, przerośnięte młodniakiem korzystającym z dostępu do
światła; obchodzisz miejsca, przez które nie da się przebrnąć; zbaczasz w
dzicze kąpieliska i mokradła pełne wody wysączającej się spod stoków…
Rozgarniając przybrzeżne krzaki, masz szansę ujrzeć rzadkie szlachary, nurogęsi, gągoły, o pospolitych krzyżówkach i cyrankach nie wspominając, bo tych wszędzie pełno…
Gdy słońce zagląda, płosząc mgłę |
I nagle gdzieś w tej niezwykłej mierzwie otwiera
się Łyna powabna,rozświetlona, gdy tylko południowe słońce zajrzy do
jej wnętrza. Nurt spływa po piaszczystym dnie, opłukuje miejsca zasypane
szczątkami małż, skójek, ślimaków porwanych z zastoisk, strzępi się fraktalnymi
warkoczami i wirami na otoczakach porośniętych przez krasnorosty niezwykłej
barwy.
Przewieszone nad nurtem pnie zarastają kolorowymi
hubami. Wystające z dna pniaki po umarłych olchach stają się podstawą bukietów
botanicznych. W szparach pni zalegających nad nurtem wyrastają siewki świerków
i sosen, z góry skazane na krótki żywot.
W świetle dnia wiele z tych spłukanych latami przez
wodę konarów upodabnia się do kształtów drapieżnych zwierząt: rosomaków, łasic,
kun…
Wielka polana, którą przemierza rzeka, kończy się
nagle kolejnym przełomem. Ścieśniony nurt uderza w opadające z obu stron skarpy
morenowego wyniesienia. Z brzegu na brzeg można przechodzić tylko wilczymi
kładkami – pniami o śliskich i omszałych grzbietach.
Pod spodem woda żłobi głębokie koryto. Upadek grozi
poturbowaniem. Płynąc kajakiem, trzeba by wykazać nie lada refleks i siłę.
Ten przełom ciągnie
się do zawalonego mostu w Sójce a potem do kolejnego przewężenia z podwójnym
ciasnym zakrętem rzeki wypłukującej z brzegów głazy i otoczaki. Po drodze Łyna
robi woltę na wschód w przepastnej dolinie, a po przyjęciu wody z jełguńskiego
dopływu skręca znowu na północ. Na całej długości zalegają powalone osiki,
olchy, świerki, dęby, graby…
Pokonawszy najbardziej
spektakularny fragment Łyny, dociera się do kolejnych bajkowych widoków,
uspokojonej wody, rozleglejszych zakątków. Jedno, czego nie ubywa, to przeszkód
i zasieków z drzew wyrwanych brzegom.
IX. Skrajem urwiska
Droga w kierunku Sójki wiedzie skrajem morenowych
wniesień. Rzeka znika w przepastnej dolinie. Sosnowy bór ustępuje grądowi i
siedliskom borsuków. Wiosną las wydaje się świetlisty, słoneczny. Wtedy
wszystko w nim widać. Pod koniec maja ów górujący nad rwącą Łyną zakątek staje
się mroczny. Słoneczne światło z trudem przesącza się przez sklepienie z
listowia.
O świcie słońce zagląda do wnętrza rzecznej doliny
jedynie w miejscu, gdzie Łyna płynie z zachodu na wschód. Oświetla w dole
kąpieliska dzików, które uwielbiają źródliska wypływające spod stromych
wyniosłych stoków.
Owe kąpieliska są pełne zbutwiałych pni i wykrotów, zarośli, mierzwy krzaków, ziół, nasączonej wilgocią ściółki. Rzeka płynie ścieśnionym korytem, unosząc osypujący się piach i grunt. Zejść nad wodę stosunkowo łatwo. Wrócić o wiele trudniej.
Dzicze kąpielisko |
Owe kąpieliska są pełne zbutwiałych pni i wykrotów, zarośli, mierzwy krzaków, ziół, nasączonej wilgocią ściółki. Rzeka płynie ścieśnionym korytem, unosząc osypujący się piach i grunt. Zejść nad wodę stosunkowo łatwo. Wrócić o wiele trudniej.
Jeszcze trudniej wyobrazić sobie przeprawę kajakiem
– całe rzeczne koryto jest pełne przewróconych drzew. Nurt spada uskokami,
wciska się pod pnie, lawiruje między głazami. Nie sposób uniknąć przeszkód.
Kajakarz zdobywałby tutaj specjalność tragarza i burłaka. Jedno, że brak tu
ścieżek. Trzeba grzęznąć w błocie brzegów albo walczyć z wartką wodą sięgającą
pasa. Fascynujący zakątek. Obietnica niecodziennej przygody.
Za ujściem jełguńskiej strugi Łyna wciąż jest
uparta i nieprzyjazna kajakarzom, dając schronienie rzadkim gatunkom ryb i
zwierząt. Nie sposób chodzić nad samą wodą. Za to widok z góry jest
niecodzienny. Ciszę lasu wypełnia monotonny szum wody przemierzającej chaotyczne,
nieprzystępne koryto; podmywającej strome zbocza, które od czasu do czasu
osuwają się razem z potężnymi świerkami i dębami. Ów obraz towarzyszy aż do
ruiny mostu w Sójce, za którym rzeka wpada pod galimatias powalonych i
splątanych drzew. W tym chaosie rybom najlepiej. Nic im nie grozi poza nimi
samymi i wędkarzami.
Za zerwaną przeprawą w Sójce ścieżka wiedzie nad
stromymi urwiskami brzegu. Pomiędzy wyniosłymi świerkami, przywodzącymi na myśl
klimaty pienińskich i tatrzańskich szlaków. Od czasu do czasu zaglądasz z góry
w nieustannie rzeźbione wnętrze wąwozu. Czując narastający niepokój, gdy stoisz
na krawędzi niepewnego urwiska.
Łyna tonie w cieniu niezależnie od pory roku. W jej
nurcie nie utrzyma się żadna roślina. Woda płucze kamienne usypiska, twardy
żwir, omywa głazy, głaszcze korzenie drzew, którym coraz trudniej opierać się
erozji brzegów i wiosennym wezbraniom.
Gdzieś dalej ścieżka zbiega ku rzece, przecinając
stare i mocno już zarośnięte odsypisko. W zaroślach młodych osik, grabów i
wikliny bobry urządziły sobie obfitą stołówkę. Łyna, zmuszona do opłynięcia odsypiska,
wdarła się w przeciwległy brzeg, rzeźbiąc malownicze zakole. W wartkim nurcie
można obserwować polujące pstrągi i lipienie. Woda rządzi. Południowe słońce
zagląda w to miejsce tylko na moment, niezależnie od pory roku. Zamrzesz z
zachwytu, gdy trafisz tam wtedy.
X. Łyna, fraktale i chwila zastanowienia
Fascynujące
bywają przejawy każdej ulotnej chwili. W pewnych okolicznościach, poznając i
rozumiejąc chwilę, poznajemy istotę świata. Poprzez znamienny szczegół obrazu
możemy poznać sens całości. Spoglądając na atom przez wystarczająco potężny
mikroskop elektronowy, zdajemy się w pewnej chwili dostrzegać
Wszechświat.
Twórcy teorii
chaosu, w którym na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się nieprzewidywalne,
wręcz przypadkowe, odkryli porządki wyższego rzędu, których odwzorowaniem są
powtarzalne (niezwykłe graficznie) struktury fraktalne o ułamkowych wymiarach
przestrzennych.
W otaczających nas pojedynczych elementach
przestrzeni pełno jest fraktali o wymiarach determinowanych stopniem
nieporównywalności rozmiarów: szerokości, wysokości i głębokości - na przykład
praktycznie dwuwymiarowych liści o pomijalnie małym wymiarze grubości, albo koron drzew pełnych pustych przestrzeni
między konarami i gałęziami, których wymiar fraktalny, zależny od stopnia
wypełnienia listowiem czy igliwiem, mieści się w przedziale między pełną
dwuwymiarowością a pełną trójwymiarowością.
To fraktale
modelują kształty i wzory obserwowanych elementów przyrody. Odkryto przy okazji
harmonijną powtarzalność struktur fraktalnych (samopowtarzalność) na różnych
poziomach uszczegółowienia obserwowanych obrazów, zjawisk fizycznych, albo
przebiegu zdarzeń – wszak w potocznym mniemaniu historia lubi się powtarzać,
jedno że za każdym razem na innym poziomie rozwoju ludzkości.
Największą jednak tajemnicę – moim zdaniem –
skrywają liczby pierwsze. Jej rąbek odsłonił Bernhard Riemann w swojej
hipotezie, na próbach udowodnienia której zęby połamało już kilka pokoleń
najwybitniejszych matematyków. Mimo to odkryli oni przy okazji iście
benedyktyńskiej pracy głęboki związek pomiędzy ujawnionym już po części
porządkiem wyższego rzędu, rządzącym tymi liczbami, a odkryciami fizyków
kwantowych badających elementarną budowę samej materii i astrofizyków
odkrywających istotę i sens naszego Wszechświata.
Dlaczego taki wywód? Piękno przełomu Łyny ujawnia się podczas mozolnych spacerów wzdłuż brzegów,
a tam, gdzie to niemożliwe, skrajem urwisk. To piękno nie poddaje się prostej
klasyfikacji. Nie ma tutaj dalekich planów. Puszcza pospołu z doliną
rozdzierającą morenowe wzniesienia podzieliła perspektywę rzeki na mnóstwo
odrębnych komnat, scen, obrazów.
Z wysokości klifów i stromych stoków wcale nie
widać więcej. Przeszkadza wszystko: załamania zboczy, odsypiska, zakola;
drzewa, ich konary, gałęzie nabrzmiewające najpierw pąkami a potem liśćmi;
krzaczasta mierzwa podszytu...
Listowie z każdym kolejnym dniem wiosny zasłania
coraz więcej. Wzrok w końcu grzęźnie w gęstwie odcinającej światło, zamykającej
widoki, łamiącej dalsze perspektywy.
Pod koniec maja
kameralność Łyny staje się dosłowna. Listowie sprowadza nad wodę nieustający
półmrok. Zyskują zwierzęta kierujące się węchem, słuchem, niekiedy dotykiem i
smakiem. W chaosie puszczy oczy bardziej ulegają złudzeniom…
Łyna wymaga wysiłku, by ją poznać. Rzeka od
dziesięcioleci pozostawiona sama sobie niechętnie odsłania swoje wnętrze.
Czasem trzeba się zmusić do przejścia przez zarośla; między omszałymi kolumnami
pni zalegających podmokły grunt; wśród sprężystych łodyg ogryzionych przez bobry
drzewek…, nie bacząc na obecność wszędobylskich kleszczy, komarów, pijawek – by
móc odkryć komnaty rzeki nieosiągalne z wygodnych ścieżek.
Chcąc zajrzeć w gotyckie przestrzenie spięte nad
nurtem sklepieniami konarów ogromnych świerków, lip, jesionów, dębów,
ściskających plątaniną korzeni pochyłości wielometrowych stoków, trzeba stąpać
po osypujących się ścieżkach zwierząt albo skrajem podmokłego kamienistego
brzegu, często zbaczając do wody, gdy inaczej już niepodobna iść.
Jeśli ktoś poznał Marózkę, płynąc kajakiem, posiadł
jedynie mgliste wyobrażenie o urodzie Łyny.
Czasem jednak najlepiej wybrać odsypisko albo
polanę pod starymi dębami i zastygnąć w bezruchu. Stopiwszy się z otoczeniem,
uległszy nastrojowi, otworzywszy zmysły, można usłyszeć i poczuć wprost Łynę,
tę Łynę. Wtedy przestaniesz dziwić się, że rzeka stała się bohaterką legend o
Ałnie, żonie wodza Prusów, Dobrzynia, której łzy z żalu po jego śmierci
utworzyły macierzyste źródło rzeki pod Nidzicą, czy o Łynie, córce Króla
Tysiąca Jezior, zamienionej w rzekę po przywróceniu ukochanego do życia…
Olchowe wysepki |
Patrząc spod dębów na siedlisku |
Za archipelagiem mikro-wysepek w uścisku systemów korzeniowych starych olch, które opanowały zakole rzeki – miejscem lęgowym gągołów i traczy – jest niezwykłe odsypisko. Istna polana pełna tajemniczych i nieznanych mi ziół zaścielających mokry grunt dywanem przyciśniętym mnóstwem powalonych i omszałych pni.
Próbując
podejść do nurtu, grzęznę w mierzwie młodej grabiny, która korzysta z wolnej a
przez to nasłonecznionej przestrzeni. Szarpię się z gałęziami, przełażę przez
plątaninę konarów. Wyginam śmiało ciało, chociaż stawy trzeszczą, kręgosłup
boli, nogi się plączą, w głowie zawroty… Czego człowiek nie poświęci dla kadru
wymagającej Łyny.
To miejsce jest po prostu niezwykłe. Warto zasiąść
na pniu i gapić się w nieustające panta
rhei nieobliczalnej rzeki. Życie i obumieranie zespala się tutaj w jedną
wielką przemianę natury.
W pozornym bezruchu obrazu nie masz nic stałego.
Jest wszystko: wiosenny koncert, nieustający plusk wody u stóp, powiew
zamierającego wiatru, chłód wilgotnego powietrza, zapachy, chaos bliskich i
dalekich obrazów… Każde spojrzenie odkrywa nowe szczegóły otoczenia…
Trwasz w zachwycie. Nawet słońce za chmurami nie czyni zawodu. Miękkie światło wydobywa z
wczesnej zieleni intrygujące kolory i odcienie.
Siedzę więc i
się gapię. Na kwiatki, dywan ziół, mchy i porosty na murszejących kłodach. Na
babrzyska, fraktalne wiry i warkocze wody. Na plątaninę konarów i gałęzi
przegradzających światło nurtu. Na chaos puszczy pochylonej nad rzeką…
![]() |
Ogródek |
Tutaj jak w żadnym innym miejscu zaczynasz
uświadamiać sobie złożoność a zarazem uniwersalność otaczającego ciebie
wszechświata… W Historii życia Richarda
Southwooda znalazłem fragment o starym buku, który, zajmując 6 metrów
kwadratowych gleby, wytworzył eko-przestrzeń o powierzchni jednego hektara –
czyż to nie wymowne świadectwo potęgi fraktalnej struktury drzew?
Wliczono do niej powierzchnię pnia i kory, konarów,
gałęzi, listowia, powierzchnię pod korą, ściany dziupli i szczelin w pniu…
wszystkiego tego, co zasiedliły rośliny, bezkręgowce, kręgowce, grzyby,
śluzowce, bakterie... Łącznie zbiorowisko kilkuset gatunków organizmów żywych… Siedlisko
dla nornic, orzesznic, popielic, wiewiórek, łasic, kun, ptaków... Jeśli do tego
dodać podziemny system korzeniowy spleciony z mikoryzą (grzybnią), korzeniami
sąsiednich drzew i roślin, takie drzewo, zajmujące ledwo kilka metrów
powierzchni gleby, jawi się odrębnym światem o złożonej strukturze; znajdującym
się w stanie delikatnej równowagi; powiązanym niedającymi się opisać w prostych
słowach zależnościami z innymi elementami puszczy. Śmierć takiego drzewa jest
nieomal lokalnym końcem wszystkiego dla wielu stworzeń. Śmierć z przyczyn
naturalnych nie jest jednak zjawiskiem nagłym. Tutaj nad Łyną w Lesie
Warmińskim nie oznacza definitywnego końca. To przemiana życia. Nad którą
pochylam się za każdym razem, patrząc wokół…
Wróciwszy tu po jakimś czasie odnotowałem upadek starego wiązu.
Po wykrocie poznałem, że jego system korzeniowy bezpowrotnie zamarł i nie utrzymał
ciężaru potężnego pnia. Z którego jeszcze w ubiegłym roku strzelały ku niebu
wyschnięte konary. Wyrwany z ziemi wykrot podkopał sąsiedni świerk, który
pochylił się w stronę lasu. Jego dni też już policzono. Jeden upadek pociąga za
sobą drugi. Otwiera jednak dostęp do światła młodzieży dolnego piętra lasu.
XI. Łyna koło Rusi
Aż do pierwszych zabudowań Rusi Łyna płynie ciasną doliną.
Po opuszczeniu ostatniego fragmentu przełomu wpada w łagodniejszy wąwóz. Stoki
odstępują od nurtu, dając miejsce podmokłym łąkom. Wolniejszy prąd sprzyja
wodnym roślinom zasiedlającym rzeźbione dno; tatarakom i turzycom porastającym
błotnisty grunt; brzozom i olchom, którym wiecznie mokre podłoże nie przeszkadza;
świerkom trzymającym się blisko wody z powodu płaskich systemów korzeniowych...
Drzewa, które skończą w rzece w charakterze przeszkód, ułatwią rozwój bujnej
roślinności. Będą sprzyjać wydrom, norkom, bobrom, łasicom czy kunom, wodnemu
ptactwu szukającemu miejsc do gniazdowania, rybom powolnych wód…
Warmińska dżungla |
Wiosną ów fragment Łyny wydaje się miejscem, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Zwłaszcza w pogodny majowy dzień. Jeśli powietrze zastygnie w bezruchu, ze zdziwieniem doświadczysz wrażenia nieznośnego upału…
Kajakarze nie zaznaliby jednak wytchnienia. Rzeka nie odpuściłaby, przedłużając udrękę przepraw przez częściowo zanurzone kłody, zbyt nisko zawieszone pnie przewróconych drzew, świeże zasieki gałęzi… Wokół jest dżungla wypełniona śpiewem ptaków, cichym pluskaniem wody pobudzonej przez ryby albo przepływające zaskrońce.
Wszędzie zalegają wykroty świerków. Systemy korzeniowe tworzą w zielonej mierzwie nierealne plamy, a pozbawione igieł gałęzie i gałązki welony. Wiosło nie służyłoby do wiosłowania. Byłoby żerdzią, za pomocą której przepychałbyś kajak przez płycizny i zasieki gałęzi oplątanych roślinnością.
Ulga przyszłaby dopiero na rozlewiskach przed Rusią.
Gdzie nurt słabnie w toni spiętrzonej przez jaz gospodarstwa rybackiego. Po
przepłynięciu przez spowity mrokiem olchowy łęg wpłynąłbyś pod wybudowane na
nadrzecznych skarpach malownicze domy z ogrodami zbiegającymi ku wodzie. Spływ wieńczyłby
jaz w samym centrum wsi. Obok kapliczki na kopcu w cieniu starych drzew.
XII. Spacerem wzdłuż Łyny
Ścieżka od Rusi wiedzie najpierw przez las, którego
wnętrze wypełnia zielony półmrok. Wędruje się stokiem, mając po lewej stronie
jeszcze spore wzniesienie i stare sosny, a po prawej zbocze opadające ku
niewidocznej Łynie. Rzeka płynie w dole za ścianą drzew i gęstego podszytu.
Przez galimatias pni i gałęzi pokrytych bujnym listowiem niewiele widać. Nie
można sobie uzmysłowić kształtu doliny. Nurt przebłyskuje jedynie zimą albo
wczesną wiosną.
W czerwcu las wypełniają solowe popisy kosów,
drozdów, szpaków, sikor, innego ptasiego pospólstwa; wrzaski sójek, strażniczek
leśnego spokoju, okrzyki dzięciołów i ich werble; charakterystyczne cmokanie
towarzyszące wspinaczkom wiewiórek po korze wyniosłych sosen, których korony
chowają się za listowiem drzew i krzewów podszytu; jakieś szelesty wzniecane
przez zwierzęcy drobiazg buszujący w ściółce… Chwilami wzrok grzęźnie tuż obok
w listowiu i igliwiu otulającym ścieżkę wijącą się między kolumnami pni,
wykrotami, lub przechodzącą pod kłodami powalonych drzew.
Nieco dalej szlak schodzi ku rzece i wiedzie nad
starorzeczem zasilanym przez obfite helokrenowe źródlisko bijące spod stromej
skarpy ze zrudziałego piasku. Koryto starorzecza błądzi w olchowym łęgu, potem
łączy się z głównym nurtem Łyny. Między pniami starych olch, jesionów, osik i
omszałych brzóz widać szeroko rozlaną wodę starorzecza i głównego nurtu pokrytą
dywanem wodnej roślinności skrywającej w sobie miejscowe storczyki. Zakątek
tonie w niepokojącym półmroku.
Kolejne zakole doliny odsłania pagórkowaty
matecznik. Między garbami widać suche zagłębienia i bardziej strome rowy. To ślady
sufozyjnego wymywania głębszych warstw osadów.
Łagodne zejścia ku rzece sprowadzają na skraj bujnych turzycowisk i
wodnej manny, tataraków, pałki wąskolistnej, kosaćców, zarośli otaczających
podstawy pni wodolubnych olch, świerków, brzóz, osik, podszytu z krzewów szarej
wierzby, czarnej porzeczki, dzikiego bzu, czeremchy, kruszyny… Wzdłuż wiedzie
niepozorna ścieżka wydeptana przez dzikie zwierzęta. Korony drzew przepuszczają
tutaj nieco więcej światła, uwydatniając urodę oprawy brzegów dla płynącej
wody.
Za kolejnym wzniesieniem szlak ponownie schodzi ku
wodzie. Przecina strumień dopływający do Łyny z pobliskiego wąwozu, który
rozdarł stok morenowego wzniesienia. Zarośnięte wnętrze wąwozu jest
nieprzeniknionym matecznikiem. Nasączone wodą grząskie dno znika pod kołdrą
gęstego runa i podszytu.
Łyna ugrzeczniona |
Nad ujściem strumienia do Łyny wznosi się kilkumetrowa skarpa, w którą podczas wezbrań uderza główny impet rzeki. Spod pnia ogromnego świerku widać długi fragment wyprostowanego szlaku wodnego z niewielką liczbą kłód łatwych do ominięcia.
Łagodny nurt płynie obok kęp roślin wyrosłych na
zanurzonych pniach, rozpadających się pniakach po olchach i świerkach, obok
wysepek usypanych na starych przeszkodach i oczek wodnych w zaroślach.
Obrazy przetwarzane przez mózg są pozbawione
przeszkód: listowia, patyków, gałązek, dla których woda płynąca w dole jest
tłem. Kiedy więc spróbujesz fotografować rzekę, zdziwisz się, że aparat
ustawiony w trybie automatycznej pracy będzie ogniskował właśnie na tych
szczegółach. To dlatego, nie lubiąc prób ręcznego dostrajania obiektywu i
dobierania parametrów, robię po kilka, kilkanaście ujęć tego samego kadru, a
potem mozolnie przebieram w fotografiach, by wybrać te ciekawsze. Nie jest to
wszakże najlepszy sposób na czerwcową Łynę.
Mijany las frapuje chaosem. Ogromne świerki, sosny,
matuzalemowe dęby, poskręcane niemiłosiernie pnie wiekowych grabów, wiatrołomy,
osuwający się grunt pod urwiskami, pnie obumarłych drzew skolonizowane przez
śluzowce, huby, ozorki dębowe, żółciaki siarkowe, boczniaki…, kłody
rozpadającego się drewna i spróchniałe pniaki w runie, głazy pokryte czapami
mchu, osypiska świeżego piachu i żwiru… to wszystko przyciąga uwagę.
Jeśli jeszcze zatrzymasz się na skraju urwiska, nad starym grabem, który osunął się z gruntem i pochylił ku rzece, maskując prawie pionową przepaść zwieńczoną odsłoniętymi głazami narzutowymi, prześwitującymi przez rozświetlone listowie drzew podszytu, ulegniesz złudzeniu, że teren nadaje się do wspinaczki skałkowej.
Nad urwiskiem |
Jeśli jeszcze zatrzymasz się na skraju urwiska, nad starym grabem, który osunął się z gruntem i pochylił ku rzece, maskując prawie pionową przepaść zwieńczoną odsłoniętymi głazami narzutowymi, prześwitującymi przez rozświetlone listowie drzew podszytu, ulegniesz złudzeniu, że teren nadaje się do wspinaczki skałkowej.
Tu rosłem - stary świerk |
XIII. Podsumowanie
Federico Fellini mawiał do aktorów występujących w
jego filmach, by grając żyli… kuliście. By doświadczali wrażeń ze wszystkich
możliwych kierunków.
Oddawszy się korporacjom, własnemu przedsięwzięciu
biznesowemu lub pracy dla pensji od pierwszego do pierwszego, żyjemy osiowo:
rozpamiętując wczorajsze, załatwiając dzisiejsze, zastanawiając się nad
przyszłością zawężoną do perspektywy kolejnych zadań do odfajkowania i żyjąc w
strachu przed nagłą utratą dopływu gotówki w kontekście niespłaconych, często pochopnie
zaciągniętych kredytów, bo były pod ręką. Albo w obawie przed obniżeniem
poziomu życia rzekomo określającego pozycję w lokalnej społeczności.
W fizyce kwantowej rozpatruje się pojęcia
wielowymiarowych strun, których wyższe wymiary są znikomo małe (zwinięte) w
porównaniu z wymiarami podstawowymi. Zaczynamy przypominać napięte struny,
budulce wszechświata cywilizacyjnego przymusu – nie wielowymiarowe swobodne
sfery.
Nie sposób uniknąć zadziwienia faktem, że aż tak utraciliśmy kontakt z otoczeniem, w którym od pokoleń wyrastamy, lecz z którego coraz bardziej się wyobcowujemy, tworząc wokół siebie sztuczne środowisko.
W Lesie Warmińskim, opowiadającym niekończącą się opowieść, mamy szansę odżyć…
kuliście. Cokolwiek to znaczy w każdym indywidualnym przypadku.
Źródła
Źródła
Nie mam zadęcia naukowego. Niemniej, skoro korzystałem ze źródeł, postanowiłem je podać.
1. Zarządzenie Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Olsztynie z dnia 23 sierpnia 2016r. w sprawie ustanowienia planu ochrony dla rezerwatu przyrody "Las Warmińskim im. prof. Benona Polakowskiego". Dziennik Urzędowy województwa warmińsko-mazurskiego z 24 sierpnia 2016 r. poz. 3405
2. Obwieszenie Wojewody Warmińsko-Mazurskiego z dnia 30 sierpnia 2016 r. w sprawie sprostowania błędów (dla poz.1.). Dziennik Urzędowy województwa warmińsko-mazurskiego z 5 września 2016 r. poz. 3515
3. Projekt planu zadań ochronnych rezerwatu przyrody Las Warmiński opracowany dla Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Olsztynie w 2012 r. pobrany ze strony internetowej RDOŚ w Olsztynie.
4. Dokumentacja planu zadań ochronnych obszaru dla Wspólnoty Natura 2000 Ostoja Napiwodzko-Ramucka w województwie warmińsko-mazurskim sporządzona w 2014 r. pobrana ze strony internetowej RDOŚ w Olsztynie.
5. Arkadiusz Sikora, Marian Szymkiewicz, Andrzej Górski, Grzegorz Neubauer: Awifauna lęgowa OSO Puszcza Napiwodzko-Ramucka ze szczególnym uwzględnieniem gatunków priorytetowych. Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, Uniwersytet Wrocławski. Styczeń 2015 r.
6. Załącznik nr 2 do zarządzenia Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Olsztynie z 20 marca 2015 r. Mapa obszaru Natura 2000 Puszcza Napiwodzko-Ramucka.
7. Stanisław Czachorowski, Paweł Buczyński, Oleg Aleksandrovitch, Robert Stryjecki, Alicja Kurzątkowska: Materiały do znajomości owadów i pajęczaków rezerwatu "Las Warmiński" (Pojezierze Olsztyńskie). Parki Narodowe i Rezerwaty Przyrody 1998 r.
8. Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Olsztynie: Plan Urządzenia Lasu. Nadleśnictwo Nowe Ramuki. Obręb Nowe Ramuki. Na lata 2005 - 2014. Program Ochrony Przyrody. Aktualizacja wg stanu na 01.12.2007 r. Aktualizacja wg stanu na 01.01.2010 r. pobrany ze strony internetowej RDLP w Olsztynie.
9. Wojciech Altmajer: Terra Nulla
10. Praca zbiorowa pod red. Izabeli Lewandowskiej: Trwanie Warmii, 600 lat Butryn. Purda-Olsztyn 2012 r.
11. Praca zbiorowa: Ramuk znaczy spokój, 240 lat Nadleśnictwa Nowe Ramuki. 2015 r.
12. Internet: Wikipedia, Encyklopedia Warmii i Mazur