wtorek, 3 grudnia 2024

Kopernik niczym Warmia - nie święty i nie patetyczny, po prostu ludzki


 



Do wpisu sprowokował mnie październikowy spacer biskupią aleją w Bałdach. Zobaczywszy napis zamieszczony na umieszczonym podczas tegorocznego kiermasu głazie pamiątkowym, że Mikołaj Kopernik biskupom równy, w zamyśle fundatora mający zrównać rangę Kopernika z rangą biskupią, i krótki opis na tablicy informacyjnej, z którego wynika iż Kopernik to przede wszystkim kanonik warmińskiej kapituły katedralnej był, a nie autor dzieła De revolutionibus, którego tytuł przemianowano przed wydrukiem pierwszego wydania na De revolutionibus orbium coelestium, sprowadzając sens kopernikańskiego odkrycia (przewrotu) do teoretycznych rozważań matematycznych w obawie przed inkwizycją, pomyślałem przewrotnie, że fundator w swoim zapale i wbrew intencjom chciał dowartościować biskupów, których zsumowane dokonania w żadnym stopniu nie dadzą się porównać z dorobkiem Kopernika, giganta renesansu.

Aleja biskupia w Bałdach
 

Jeśli fundator chciał skomplementować Kopernika, to popełnił faux pas; w wolnym tłumaczeniu zaliczył wtopę.



Po pierwsze Mikołaj nie zamierzał robić kościelnej kariery. Odmówił stryjowi, Łukaszowi Watzenrode, biskupowi Warmii, który usilnie namawiał go do objęcia schedy biskupiej. Był poważnie rozważanym kandydatem „miłym królowi”. Odmowa stała się zarzewiem rodzinnego konfliktu, w wyniku którego Mikołaj opuścił Lidzbark Warmiński i przeniósł się do Fromborka. Łukasz Watzenrode musiał być zawiedziony postawą bratanka. Andrzej, starszy brat Mikołaja, chorował już na trąd, nie mógł być więc brany pod uwagę jako kandydat na biskupiego następcę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Lidzbark Warmiński

 

Po drugie ówczesny kanonik nie musiał mieć święceń kapłańskich. Kopernik ich nie miał, był więc kanonikiem świeckim, praktykującym medycynę, a nie wyświęconym kapłanem, któremu zabraniano wtedy leczenia ludzi. Objęcie biskupstwa Warmii wiązało się z koniecznością uzyskania święceń kapłańskich i porzucenia nauki. Kopernik nie był gotów na takie poświęcenie dla stryja.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po trzecie pamięć o Koperniku jest pamięcią ogólnoświatową, a jego ręcznie napisane dzieło De revolutionibus zostało dopisane w 1999 roku do listy UNESCO „Pamięć Świata”; natomiast pamięć o biskupach warmińskich jest w istocie pamięcią lokalsów.

Po czwarte żaden z biskupów nie dokonał tyle, co Mikołaj Kopernik.

Był heliocentrykiem, pierwszym od czasów antycznej Grecji (po ogłoszeniu pierwotnej idei przez Arystarcha z Samos).

Mimo kilkusetletniego oporu Kościoła (dzieło zdjęto z watykańskiego indeksu ksiąg zakazanych dopiero w 1835 roku) dokonał przełomu w nauce na miarę przewrotu cywilizacyjnego. Utorował drogę Keplerowi i Newtonowi, którzy rozwinęli klasyczny deterministyczny obraz Wszechświata, podważony dopiero przez Alberta Einsteina w 1915 roku (ogólna teoria względności).

 MIGAWKI Z ORNETY










Mało kto wie, że w jednym z akapitów pominiętych w wydaniach De revolutionibus orbium coelestium Kopernik nawiązał (być może bezwiednie) do teorii Demokryta o atomowej strukturze materii. Napisał coś, co dzisiaj nie budzi wątpliwości:

A jak z przeciwnej strony, najmniejsze i niepodzielne cząsteczki, zwane atomami, wzięte podwójnie i kilkakrotnie, z powodu swej niedostrzegalności, nie od razu tworzą ciała widzialne, a przecież ilość ich może się powielić do tego stopnia, że wreszcie będzie ich dosyć na to, by zrosły się w wielkość widzialną – tak też, gdy chodzi o położenie Ziemi, to choćby nawet nie była w środku Wszechświata, odległość jej do niego mogłaby przecież być jeszcze znikomo mała, zwłaszcza w porównaniu ze sferą gwiazd stałych.

Fizyka kwantowa narodziła się cztery stulecia po jego śmierci.

 

 

 

 



 

Przed Greshamem odkrył pierwotną przyczynę inflacji – wypieranie z obrotu lepszego pieniądza przez gorszy (zastępowanie złotych i srebrnych monet miedziakami). Nie przewidział tylko, że w następnym wieku w Królestwie Szwecji zostanie powołany pierwszy scentralizowany bank, Stockholm Banco, obsługujący wydatki państwowe i prywatne przedstawicieli króla i parlamentu, którego właściciel, Johan Palmstruch, wprowadzi do obrotu banknoty zastępujące monety. Odtąd monety a właściwie kruszce, z których je bito, stają się najbardziej pożądanymi składnikami tezauryzacji, wyprowadzanymi z obiegu pieniężnego w celu ochrony bogactwa przed skutkami inflacji.

 

Ostatni relikt starego Braniewa

Kopernik należał do najwybitniejszych przedstawicieli europejskiej nauki i kultury epoki odrodzenia. Był bowiem:

- astronomem;

- matematykiem; sformułował między innymi twierdzenie Kopernika o hipocykloidzie, nie znając wcześniejszych odkrywców tego twierdzenia;

- filozofem i historykiem filozofii, dzięki której dostrzegł słuszność heliocentrycznej koncepcji Wszechświata (tak twierdził kopernikanista Ludwik Birkenmajer, przedwojenny profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego);

- ekonomistą; sformułował twierdzenie o źródłach inflacji zwane twierdzeniem Kopernika-Greshama (Gresham odkrył je po śmierci Kopernika); praca Kopernika stała się podstawą reformy pieniężnej wprowadzonej przez Zygmunta I Starego w 1528 roku;

- żołnierzem; odpowiadał za logistykę wojskową i organizację obrony Olsztyna (nie za dowodzenie obroną) podczas wojny z krzyżakami w latach 1519-1521 wywołanej przez Albrechta Hohenzollerna, ostatniego wielkiego mistrza przed sekularyzacją państwa zakonnego;

- dyplomatą i politykiem Stanów Pruskich; udzielał się w polityce Królestwa Obojga Narodów; negocjował w imieniu Fabiana Luzjańskiego, biskupa Warmii, warunki rozejmu z Albrechtem Hohenzollernem, który zdobył Braniewo; wywarł na mistrzu zakonu pozytywne wrażenie (opuszczał miasto z glejtem gwarantującym bezpieczeństwo na terytorium zajętym przez krzyżaków);

- medykiem: wprowadził na Warmii systemy zaopatrujące miasta w bieżącą wodę, by zapobiegać epidemii nierozpoznanej choroby, która wybuchła na wybrzeżu; leczył w Królewcu Georga von Kunheima, radcę księcia Albrechta Hohenzollerna; próbował uleczyć z trądu brata, Andrzeja Kopernika;

- urzędnikiem diecezjalnym odpowiedzialnym między innymi za odnawianie przywilejów lokacyjnych i  odbudowę wsi spustoszonych działaniami wojennymi;

- prawnikiem; obronił doktorat z prawa kanonicznego;

- kartografem.

Czymkolwiek się zajął, zwykł czynić to z powodzeniem.

MIGAWKI Z FROMBORKA

 




Kogo z kim tu więc porównywać i kto powinien być bardziej zaszczycony?

 MIGAWKI Z FROMBORKA






Podczas wycieczki do Fromborka przez Olsztyn, Ornetę (Kopernik tu był w 1538 roku, towarzysząc biskupowi Janowi Dantyszkowi) i Braniewo (braniewski zamek i ratusz nieprzetrwał gehenny 1945 roku) mieliśmy okazję porównać dwa pomniki: ten pod zamkiem w Olsztynie i ten pod katedrą we Fromborku.

 


Kopernik fromborski jest patetyczny i pozbawiony ludzkiego wyrazu. Jakby autor pomnika jego przygniatającą wyniosłością chciał podkreślić doniosłość kopernikańskich dzieł. Ani się do niego zbliżyć, ani tym bardziej zagadać…

Bardziej ludzki jest Kopernik warszawski nieopodal Uniwersytetu Warszawskiego, niestety też na piedestale. Można mu składać kwiaty. Bez komitywy jednak.

 


 

Kopernik olsztyński jest mi najbliższy. Można obok niego usiąść i popatrzeć w ślad za jego spojrzeniem w niebo a właściwie ponad dachy olsztyńskiego zamku; można do niego zagadać – kobiety, bywa, bezwiednie dotykają nosa (atawizm jakiś czy wspólnota uczuć z Anną Schilling, partnerką astronoma?); dzieciaki uwielbiają przesiadywać na szacie rozpostartej na kolanach pomiędzy dłonią przytrzymującą kartki rękopisu a ręką dzierżącą sferę armilarną… 

 

 


Taki Kopernik jako żywo kojarzy się z bezpretensjonalnym pomnikiem Gałczyńskiego w Praniu…

 

Czasem myślę:

- Takie powinno być oblicze Warmii i Mazur.

 

Nie święte i nie patetyczne. Piękno jest po prostu ludzkie.

poniedziałek, 4 listopada 2024

Sztynort, Mamry, Giżycko

 


Do Sztynortu wjeżdżamy aleją entów – pomnikowych dębów. Jeden z nich rośnie na łące z dala od szosy. Jest niczym przerośnięte drzewko bonsai. Sponiewierany przez burze i porywiste podmuchy przyciąga uwagę od pierwszego spojrzenia. Cały pień i jego mocarne ramiona poorane bliznami po oderwanych konarach i gałęziach. W tle bezchmurny błękit, las wierzb, olch, osik, dębów… W tle charakterystyczne pokrzykiwania mieszkańców łęgów, dzięciołów: czarnych, zielonych, dużych… Zatrzymujemy się na poboczu, ryzykując obsunięciem kół do przydrożnego rowu. Trudno oderwać oczy…

 






Parkujemy pod sztynorckim pałacem. Niegdyś siedziba wzorcowego PGRu, chluby PRLowskiego mazurskiego rolnictwa, po latach braku opieki osypuje się ze zdobnej elewacji i zmurszałych cegieł. Ktoś przystąpił do remontu. To początek długiej inwestycji. Dobrze prosperująca marina z bazą hotelową i zapleczem technicznym warunkiem przetrwania obiektu. Chociaż pod blachą imitującą pokrycie dachu – pałac budzi respekt. Warunki zdjęciowe żadne: gruz, materiały budowlane, wielotonowe wywrotki, koparko-ładowarki, generatory… Wszystko wśród drzew i krzewów, między zdewastowanymi rabatami… Do środka nie wejdziemy.

 

 


 

Przed pałacem głaz pamiątkowy ku czci ostatniego pruskiego włodarza Sztynortu, hrabiego Heinricha von Lehndorffa, jednego z współuczestników zamachu na Adolfa Hitlera w 1944 roku, skazanego na śmierć 3 września 1944 wyrokiem Volksgerichtshofu (niemieckiego Trybunału Ludowego), odpowiednika sądów doraźnych lub sowieckich trójek. Został powieszony następnego dnia na strunie fortepianowej jak 600 innych zamachowców.

Lehndorff mógłby być niemieckim i zarazem polskim bohaterem, gdyby nie fakt jego współpracy z generałem majorem Henningiem von Trescow współuczestniczącym w zbrodniach wojennych polegających na porywaniu i germanizacji słowiańskich dzieci spełniających urojone paranaukowe kryteria eugeniczne (dzisiaj podobnie czynią Rosjanie z dziećmi ukraińskimi). Co z tego, że hrabia zamachnął się był na Hitlera rękami von Stauffenberga, jeśli przedtem mimo rozterek etycznych i moralnych uczestniczył w zbrodniczych działaniach wojennych... Hrabia, będący niemieckim bohaterem, upamiętnionym przez ocalałe z esesmańskiego pogromu jego dzieci, nie będzie jednak moim bohaterem. Jedno poświęcenie nie wymazuje wcześniejszych czynów. Nie przemawiają do mnie teksty w rodzaju:

- „To był dobry pan, nie witał się z nami jak inni hitlerowcy, tylko mówił dzień dobry moi ludzie”…

Tak zwykli wspominać mentalni niewolnicy obdarzeni przez chwilę łaskawą uwagą właściciela.

Ot moje wątpliwości na marginesie rozważań o hrabiowskim patriotyzmie. Ostrożność w doborze postaci godnych upamiętnienia nie wadzi... Wolałbym głaz poświęcony zdecydowanie mniej kontrowersyjnemu Ahasverovi von Lehndorffowi, żyjącemu w XVII wieku, najwybitniejszemu przedstawicielowi Sztynortu, pielęgnującemu związki z Rzecząpospolitą Obojga Narodów.

 




Zwiedzamy park. Zabiegi pielęgnacyjne uciążliwie głośne: kosiarki, traktorki… Pozostaje rejestrować obrazy leśnych ścieżek, neoklasycystycznej herbaciarni z XVIII wieku,
kaplicy parkowej: budowli wieńczących perspektywę alei spacerowej pod zamkową skarpą. 





















Spacerujemy w szpalerze dębowych entów po jednej stronie, po drugiej starych grabów, rozrośniętych swobodnie po zaprzestaniu pielęgnacyjnego strzyżenia koron. Za łąką leży martwy pomnikowy dąb, dzisiaj schronienie buchtujących dzików, odpoczywających saren, siedlisko życia dziesiątek gatunków ożywionej przyrody…

 

 



Fotografujemy port z zacumowanymi jachtami. Tylko jachtami. Ani jednego kajaka czy złamanego canoe. Na wodzie ruch jak na Marszałkowskiej, chociaż sezon się kończy. Pogoda dopisuje. Jezioro Mamry, obejmujące sobą wyodrębnione jeziora (plosa): Mamry właściwe (północne), Kirsajty, Kisajno, Dargin, Święcajty, Dobskie, szlakiem samym w sobie. Dzisiaj odwiedzamy jego niewielką część, jadąc ze Sztynortu przez Kirsajty, Harsz, Pozezdrze do Giżycka.

 

Dargin

Za Sztynortem most nad cieśniną łączącą Jezioro Dargin z Jeziorem Kirsajty o skomplikowanej linii brzegowej. Most spina brzegi rezerwatu powołanego do życia w 2010 r. zarządzeniem nr 32 Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Olsztynie, chroniącego:

- stare dęby, siedliska chrząszczy saproksylicznych, takich jak: pachnica dębowa Osmoderma eremita, zgniotek cynobrowy Cucujus cinnaberinus, jelonek rogacz Lucans cervus;

- miejsca lęgów wodnego ptactwa i miejsca odpoczynku migrujących ptaków podczas jesiennych i wiosennych przelotów;

- łęg olchowo-jesionowy, w którym rosną między innymi świerki, czarne olchy, wiązy, kruszyny, rodzime czeremchy, kaliny koralowe, czarne porzeczki,  głogi.

 







Parkujemy tuż za mostem w jedynym dostępnym miejscu na poboczu. Z nasypu widok na rozległy Dargin i kameralne Kirsajty. Na konarach przewróconej olchy kormorany. Grzeją się w promieniach słońca. Pozują. Znoszą moją obecność. Może dlatego żem wysoko, a dostęp do ich kąta możliwy tylko stromym stokiem, gdzie o upadek nietrudno. 

 


 

Nad głową krzyczy dzięcioł czarny. Widzę go między gałązkami. W smokingu. Patrzy na mnie czarnymi błyszczącymi oczami. Rozwiera dziób i kwili niczym dziecko.

- Drażni się ze mną – myślę.

Chcę go nagrać. Kończy się na chceniu; wiatr od oślepiającego słonecznym blaskiem Dargina zagłusza mikrofon. Na widok wycelowanego obiektywu dzięcioł odlatuje. Kormorany też tracą cierpliwość.

 






Przechodzę na drugą stronę nasypu. Kirsajty mamią zakątkami w rozległych szuwarach i między podmokłymi wysepkami. Tylko kajakiem tam można. Żaglówki i motorówki płyną malowniczą cieśniną. Krajobraz już dotknięty jesienią. Wiatr marszczy wodę, głaszcze szuwary i drzewa, przywiewa melancholię wieszczącą koniec lata. W głowie splątany sznur kormoranów Piotra Szczepanika; tekst wkuwany na pamięć na lekcjach muzyki w podstawówce… Na obu akwenach żadnego kajaka… Mimo to stare emocje ożywają – z pobrzmiewającymi w myślach słowami „Na całych jeziorach my…”, spisanymi przez Agnieszkę Osiecką w Praniu.

 



Kolejny przystanek w jachtowym porcie Zdorkowo na Darginie. Dzisiaj pustym. Mika musi się napić z wielkiej miski między pomostami. Biega po plaży ożywiona…

 

 

 

 


 

Kończymy obiadem w giżyckiej marinie; świetnie przyrządzonym sandaczem z dodatkami; zjadanym w entourage’ou kanału obok restauracji i Niegocina za portem.

 

 

 

 

 

Za kanałem marina z apartamentowcami reklamowanymi przez Rutkowskiego Inc. słowami kiczowatej reklamy:

Świta, słyszysz śpiew ptaków i rechot żab, jeszcze kilka kroków i poczujesz wiatr w żaglach i słońce na twarzy. Łódź czeka, widzisz jak spokojnie kołysze się na wodzie, gdy wchodzisz do portu. Odcumowujesz, płyniesz. Odwracasz głowę w stronę lądu. Twój apartament żegna Cię czerwonym uśmiechem róż na tarasie.”

Czego żaby i ptaki mogą szukać pod wybetonowanymi brzegami, a róże na betonowym tarasie? Tylko Rutkowski Inc. wie.

 

Powrót przez Ryn, Mrągowo, Sorkwity, Olsztyn… Nazwy pełne skojarzeń…Spieszmy kochać Mazury, tak szybko znikają zgniatane przez pozbawione stylu modułowe pudła apartamentowców z niezadrzewionym wybetonowanym widokiem na wodę.