Łyna w Lesie
Warmińskim
Rezerwat
przyrody Las Warmiński utworzono w październiku 1982 r. Jego granicami objęto
puszczańskie mateczniki wzdłuż wschodniego brzegu Jeziora Łańskiego, począwszy
od półwyspu Lalka do Łańska; jeziora: Ustrych, Jełguń, Galik i Oczko, których
brzegi i okolice niegdyś zurbanizowane i wprzęgnięte w lokalną działalność
gospodarczą zmieniły się w enklawy niezwykłej fauny i flory; oraz samą Łynę na
odcinku od jeziora Ustrych do granic średniowiecznej Rusi lokowanej na prawie
chełmińskim w 1331 r. nieopodal Olsztyna.
Pani gągoł w mateczniku Łyny |
Rezerwat
stał się świadectwem siły witalnej przyrody, niezwykle szybko przywracającej
naturalny porządek rzeczy na opuszczonych przez ludzi siedliskach. Jeszcze
podczas II Wojny Światowej spławiano Łyną tratwy spięte z drzew wyrąbanych w
łańskich lasach. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie spływ kajakiem. Rzeką zawładnęły
na powrót zimorodki, bobry, wydry, norki, gągoły, tracze, pstrągi, lipienie;
jeziorami, śródleśnymi bagnami, torfowiskami i strumieniami: rybołowy, bieliki,
orliki, jastrzębie, czaple siwe i białe, kormorany, żurawie, czarne bociany,
łabędzie nieme i krzykliwe; lasami zaś jelenie, dziki, sarny, borsuki, lisy,
jenoty, powracające wilki, pojawiające się czasem rysie, wędrujące łosie …
Nurt Łyny za Jeziorem Łańskim |
Nurt Łyny za Jeziorem Łańskim |
Łyna
za Jeziorem Łańskim nie przypomina tej od źródeł do Kurek. Opuściwszy jezioro, nieopodal
malowniczej leśniczówki o ścianach z muru pruskiego, pokrytej dachem z trzciny,
rzeka staje się głębsza, żwawsza i silniejsza. Jej przejrzysta toń odsłania
wszystkie zakamarki dna. Wartki i obfity nurt przebija wzgórza morenowe,
tworząc dolinę o zalesionych stokach. Na prawym brzegu Łyny, za praktycznie
nieużywaną drogą o zniszczonej nawierzchni ze starego asfaltu, ukrytego pod
mchem, porostami, liśćmi, piachem spłukiwanym z obnażonych skarp, rozciąga się
ostoja zwierząt. Pofalowany teren, pełny wzgórz i wąwozów, porasta stary bór wypełniony
pomnikowymi drzewami. Mnóstwo tutaj daglezji, sosen, świerków, żywotników,
cisów, buków, lip, klonów, wiązów… Wśród nich i po polanach w ostojach zwierząt
przechadzają się stadka jeleni, dające o sobie znać w porze patetycznego
rykowiska, watahy dzików, które słychać podczas huczki, sarny z młodymi i
płochliwe koziołki oszczekujące się ze strachu. Od kilku lat wpadają tutaj wilki,
które być może urządziły w pobliżu swoje nory.
Nurt
Łyny omywa pnie powalonych drzew, zasieki z konarów, głazy narzutowe, falujące
wodorosty, mija pasma szuwarów osłaniające brzegi i wejścia do nor, maskujące
gniazda dzikiego ptactwa. Niebawem rzeka wpada do podmokłej lejkowatej zatoki
jeziora Ustrych, pomiędzy łany trzcin i oczeretów, a potem skręca na północ,
otwierając majestatyczną panoramę rozlewiska ściśniętego morenowymi wzniesieniami.
Jezioro Ustrych w listopadowej szacie |
Przed
oczami otwiera się dolina, której niezwykły charakter podkreślają ściany
wyniosłej puszczy, pełnej masztowych sosen, pomnikowych dębów, lip, jesionów,
klonów. Las wspinający się na wysokie skarpy podkreślają u spodu rzędy starych pochylających
się olch, brzóz i dębów. Brzegi są nieprzystępne, strome, w wielu miejscach
podmyte. Spadający z góry wiatr przewraca najsilniejsze drzewa uczepione
krawędzi systematyczne podmywanego przez fale gruntu. Gdy już runą, tworzą
nieprzystępne zasieki, kryjówki zwierząt, ryb i dzikiego ptactwa.
Aleja wzdłuż Jeziora Ustrych |
Jezioro
objęto ścisłą ochroną. Podążając w porze wczesnej wiosny leśną drogą, biegnącą ponad
skarpą wschodniego stromego brzegu i w cieniu wypiętrzonych wzgórz,
dźwigających wiekowe drzewa, można obserwować bieliki, jastrzębie, kanie rude, tracze
podczas godów, kormorany stadnie polujące na ryby…
Uroczysko zachodniego brzegu Jeziora Ustrych |
Zachodni
brzeg jeziora Ustrych jest jeszcze dzikszy. Z powodu swojej niedostępności
został zasiedlony przez wszędobylskie bobry i piżmaki. Wyżłobionymi przez
roztopy wąwozami schodzą dziki, by brać kąpiele w błotnistych źródliskach
wysączających rudą wodę spod spadzistych brzegów.
Panorama Jeziora Ustrych z dzikiego brzegu |
Listopadowy Ustrych - widok z półwyspu |
Za obszernym półwyspem z polaną biwakową, z której już nikt nie korzysta poza spacerowiczami i wędkarzami, za płytką cieśniną, pełną trących się uklei, migoczących w słońcu, otwiera się północna zatoka. Ukryty w niej nurt rzeki zmierza łagodnym łukiem ku wschodowi, dociera do tamy wybudowanej w miejscu nieistniejącej śluzy i spada kilka metrów niżej. Gdyby nie spiętrzenie, jezioro Ustrych kończyłoby się zapewne na wysokości cieśniny i półwyspu.
Śluzę
wykorzystywano niegdyś do spławiania tratew. Jej zdjęcie z 1941 r. zachowało się na stronie http://www.turystykaliteracka.com.pl/2014/01/konno-przez-mazury.html.
Początek przełomu Łyny |
Odkąd
zaniechano gospodarczej eksploatacji Łyny, jej koryto i nurt przegrodziło mnóstwo
powalonych drzew. Płynąc kajakiem, trzeba zachować czujność, przewidywać zawczasu
pułapki, a widząc kłody wiszące tuż nad lustrem rzeki lub w niej zanurzone i
wzniecające zdradliwe zmarszczki bądź uskoki, dobijać przezornie do brzegu, by w
spokoju przemyśleć taktykę dalszego spływania. To już rzeczna część rezerwatu
przyrody. Przełom Łyny ustanawia swoje prawa, które lepiej respektować, by nie
napytać sobie biedy. Królestwo bystrej wody, stromych brzegów, galimatiasu
drzew i głazów, pstrągów, bobrów i zimorodków rządzi się własnymi prawami.
Galik,
Jełguń i Oczko tworzą ciąg jezior złączonych wspólnym strumieniem spływającym leniwie
podmokłą doliną i przez polany służące za pastwiska jeleni, saren, dzików i
żurawi. Minąwszy największą z polan, strumień zmierza uregulowanym rowem
melioracyjnym do Łyny. Enklawę tę poddano zorganizowanemu osadnictwu w XVIII
wieku. W nieistniejących już wsiach: Sójce, Ustrychu i Jełguniu pobudowano młyny, tartak,
hutę szkła i smolarnie. Dzierżawca huty szkła, Zimermann z Elbląga, zabiegał o
przeprowadzenie przez te okolice linii kolejowej, która ułatwiłaby mu transport
wyrobów szklanych do Królewca, Elbląga i dalej na zachód, lecz nie doczekawszy
cesarskiej inicjatywy, przestał być konkurencyjny. Ostatecznie jełguńską hutę
rozebrano w 1876 r. Hutników zastąpili flisacy spławiający tratwy przez Ruś do
Olsztyna. Zamierające wsie i porzucone pola zaczęto zalesiać drzewami
sprowadzanymi z innych regionów geograficznych w ramach programu realizowanego
siłami Pruskich Stacji Badawczych. Posadzono wiele brzóz cukrowych, czerwonych
dębów, żywotników olbrzymich, orzeszników, daglezji, cyprysów Lawsona, jodeł
górskich, wejmutek…
Pozostałości mostu nad Łyną |
Po
I Wojnie Światowej wsie wyludniły się, ustępując lasom, a po II Wojnie
Światowej zniknęły wszystkie zabudowania. Po utworzeniu rezerwatu przyrody z
gajówki w Sójce zostały jedynie zamaskowane zaroślami fundamenty. Trudno je
wypatrzeć, idąc ścieżką wzdłuż rzeki, zszedłszy nań z brukowanej drogi
prowadzącej przez las do Rusi. Nieco dalej jest już nieczynna przeprawa przez
Łynę. Droga urywa się przed kamiennym filarem zawalonego mostu. Resztki przęsła zalegają koryto nieco dalej.
Ocalałe solidne filary ścieśniają z obu stron nurt, który swoim impetem powala stare olchy, świerki, dęby, buki i graby, budując z pni i konarów zasieki nie do przejścia.
Kajakarze, gdy już tu trafią, mają pełne ręce roboty. Nim przebrną przez przeszkody, będą długo dźwigać, przenosić, brodzić w mule i błocie nieprzystępnych brzegów, potykać się o głazy, otoczaki, deptać wpijający się w stopy żwir przemieszany ze szczątkami muszli.
Dla wędkarzy to miejsce jest natomiast istną skarbnicą przeżyć. W tym żywiołowym chaosie ryby czują się u siebie.
Lipowa aleja w Jełguniu |
Południowy
brzeg jeziora Jełguń opanował dorodny bór. Jego wnętrze skrywa niedawno
odświeżony cmentarz, ostatni ślad wsi, która dokonała żywota po I Wojnie
Światowej. Na polanie rozciętej wijącą się aleją, biegnącą w cieniu szpalerów
starych lip i obok dwóch wielkich jodeł, można wypatrzeć resztki fundamentów po
obszernym gospodarstwie. Aleja biegnie następnie na północ, tworząc niezwykle malowniczą leśną perspektywę.
Jezioro Jełguń |
Okolicę
przecina siatka brukowanych i częściowo wyasfaltowanych dróg, pozostałości po
starym urządzeniu lasu. Wyszedłszy na brzeg Jełgunia, nie domyślisz się nawet,
że tutaj kiedykolwiek kwitło gwarne życie. Usłyszysz za to klangor żurawi,
okrzyki jastrzębi, jesienią natomiast przejmujące dziką potęgą rykowisko. W
nocy masz szansę usłyszeć mrożące krew w żyłach śpiewne zawodzenie wilków.
Najpiękniejszym
fragmentem Jełgunia jest płytka zatoczka, w której widać pływające między
malowniczymi wodorostami szczupaki, liny, klenie i pstrągi. W zaroślach gniazdują
łabędzie nieme.
Jełguński lis |
Za wzgórzem nad zatoką rozciąga się interesująca polana
wciśnięta w wyniosły las. Z ambony myśliwskiej widać pagórki i zagłębienia
skrywające jenoty, borsuki, lisy i dziki. Zwierzęta bezwiednie pozują do zdjęć,
póki nie usłyszą trzasku migawki. Wchodząc na ambonę, lepiej spojrzeć pod
sufit, by nie zahaczyć głową o gniazdo misternie ulepione z celulozowej papki.
Szerszenie i osy lubią miejsca osłonięte przed deszczem.
Jeziorko Oczko, w tle Jełguń |
Do wschodniego krańca zatoczki wpływa króciutka struga, przebiwszy groblę oddzielającą
Jełguń od jeziorka Oczko.
Wschodnim brzegiem Oczka biegnie leśna droga łącząca
Nową Wieś z dawną przeprawą przez Łynę w Sójce. Z Jełgunia wypływa strumień,
który wczesną wiosną przyciąga uwagę. Póki w otoczeniu nurtu cieknącego po
częściowo kamienistym podłożu nie wyrosną pokrzywy i wodolubne zarośla
łopianów, turzyc, roślin o baldachowatych kwiatostanach, widać wodę, błotniste
kałuże dziczych kąpielisk, mnóstwo żab, owadów, jaszczurek. W maju strumień
znika pod gąszczem zielonej mierzwy. Wyłania się dopiero na polanie, wpadając
do rowu melioracyjnego.
Jezioro Galik |
Jeziorko
Galik to chyba najbardziej malowniczy akwen jełguńskiego strumienia. Z góry
przypomina tatrzańskie i pienińskie stawy. Jego toń wypełnia głęboką dolinę.
Kusi, by fotografować, ale ów nastrój jest wyjątkowo ulotny i trudny do
uchwycenia. Bez mgły niełatwo uzyskać wrażenie głębi.
Jełguński
strumień rodzi się w galikowej zatoczce pokrytej wysokim torfowcem, na którego
wierzchu usiłują rosnąć sosny bagienne. Zakątek sprzyja żurawiom, chętnie tutaj
gniazdującym, i czajkom zasiedlającym chybotliwe podłoże żywego torfu. Nie
sposób dojść do ich matecznika, chociaż nad wodę wiodą stromo opadające leśne
drogi. Nogi grzęzną w bagiennym brzegu jeziorka, ręce krępuje łęgowy ols opleciony
od dołu wiklinową gęstwą.
Strumień
ujawnia się na jełguńskiej polanie i przepływa przepustem pod lipową aleją.
Miejsce fascynuje urodą. Za każdym razem, gdy przejeżdżam tędy rowerem, albo
skradam się pieszo z aparatem w ręku, odczuwam egzystencjalny niepokój. Trudno
powiedzieć, co bardziej dominuje: świadomość przebrzmiałej historii porzuconego
miejsca czy ledwo uchwytne ślady bytności postglacjalnych nomadów sprzed
tysiącleci.
Górska
przygoda z Łyną zaczyna się od jazu wieńczącego jezioro Ustrych. Zwodowawszy
kajak z polany parkingowej po spadzistym brzegu, płyniesz wąwozem w cieniu
starego grądu pełnego pomnikowych dębów, sosen, grabów, lip, klonów, świerków. Słońce
nigdy tutaj nie zajrzy. Latem rzekę spowija zielony, wilgotny półmrok. Szybki
nurt porywa kajak wprost pod pnie powalonych drzew. Niedzielni kajakarze nie
przepłyną rzeki bezkarnie. Każdy popełniony błąd skończy się wywrotką i
zbieraniem rzeczy na szlaku. Chwilami do brzegów nie dobijesz. Woda podmywa
skarpy. Gdy w nurcie leżą pnie podmytych lub powalonych przez bobry drzew, robi
się ciasno. Chwila nieuwagi i kajak uderzy burtą o pień albo wbije się dziobem
w piach osypiska. Jeśli jednak zachowasz czujność, Łyna odpłaci obrazami,
jakich nie zobaczysz z wygodnych ścieżek.
Dywany Łyny |
Za
najtrudniejszym fragmentem przełomu rzeka lekko zwalnia, nurt rozlewa się
szerzej między brzegami grądu, dywanami zawilców, przylaszczek, ziarnopłonów,
kaczeńców, łuskiewników przesiadujących na ukrytych pod ściółką korzeniach
drzew, zajęczych szczawików, fiołków… Miejscami
da się zejść nad samą wodę. Rzeczne polany mamią spokojem i ciszą.
Wystarczy
jednak zakręt, powalone drzewo, zatarasowany fragment koryta, by pobudzić Łynę
do swarów. W takich miejscach nie ma już przestrzeni dla ścieżki. Trzeba wspiąć
się na skarpę i z bezpiecznej wysokości oglądać skutki poczynań swawolnego
nurtu.
Łyna |
Obrazy
rzecznej doliny przypominają świątynne wnętrza. Kolumny drzew, zasklepiających
niebo potężnymi konarami, tworzą tonące w półmroku nieomal gotyckie sale.
Wystarczy jednak, że skarpy odsuną się nieco, a pełne patosu i dostojeństwa
sale zamienią się w przeurocze, rozjaśnione salony natury, pełne roziskrzonego
życia, refleksów, nieustającej gry światła z cieniem, szeptów, kwileń,
pokrzykiwań, plusku i szumu wody opływającej na pół zanurzone głazy, konary i
pnie...
Łyna na salonach |
Łyna i mgiełki |
Jest
w tych obrazach urzekająca magia. Jeśli o świcie słońce zdoła przebić kwietniowe
lub wczesno-majowe listowie puszczy i oświetlić nurt, a mgła zatańczy ulotnie
nad zwarami i warkoczami wody, przez oczy przepłynie kaskada doznań.
Drugie życie drzew nad Łyną |
Mijasz
zarośla czosnku niedźwiedziego, kopytnika, lilii złotogłowych, zimoziołu,
dzikiej porzeczki, paproci, widłaków… Rozpychasz ramionami sztywne pędy
ogryzionych przez jelenie grabów. Przełazisz przez powalone pnie i gałęzie. Depczesz
ściółkę, dywany mchów. Brniesz przez błoto… Wiele leżących od lat drzew pokrywa
zielony kożuch porostów, mchów, delikatnej trawy, kwitnących ziół, które
umościły się w bruzdach kory i w zagłębieniach spróchniałego i wypłukanego
drewna, tworząc wykwintne ogródki botaniczne. Wiele stojących drzew dźwiga
naręcza pasożytniczych grzybów: hub, krwistych ozorków dębowych, żółciaków
siarkowych uchodzących obok dzięciołów za… budowniczych dziupli – zaatakowane
fragmenty drewna bardzo szybko próchnieją, pozostawiając po sobie w pniach
puste przestrzenie.
Łyna |
Ścieżka
lewego brzegu rzeki wiedzie nad samą wodą albo skrajem przybrzeżnych skarp, to
znów odbija pod stoki wzgórz morenowych. Od lat nikt nie sprząta lasu, więc,
wijąc się jak w ukropie, przełazisz przez rumowiska umarłych drzew,
przerośnięte młodniakiem korzystającym z dostępu do światła; obchodzisz
miejsca, przez które nie da się przebrnąć, zbaczasz w dzicze kąpieliska i
mokradła pełne wody wysączającej się spod stoków. Rozgarniając przybrzeżne krzaki,
masz szansę ujrzeć rzadkie szlachary, nurogęsi, gągoły, o pospolitych
krzyżówkach i cyrankach nie wspominając, bo tych wszędzie pełno…
Łyna rozświetlona |
I
nagle gdzieś w tej niezwykłej mierzwie otwiera się Łyna powabna, radosna,
rozświetlona, gdy tylko południowe słońce zajrzy do jej wnętrza. Nurt spływa po
piaszczystym dnie, opłukuje miejsca zasypane szczątkami małż, skujek, ślimaków
porwanych z zastoisk, strzępi się fraktalnymi warkoczami i wirami na otoczakach
porośniętych przez krasnorosty niezwykłej barwy.
Ogródki Łyny |
Przewieszone nad nurtem pnie
zarastają kolorowymi hubami. Wystające z dna pniaki po umarłych olchach, stają
się podstawą bukietów botanicznych. W szparach zalegających nad nurtem pni
wyrastają siewki świerków i sosen, z góry skazane na krótki żywot.
Rosomak |
W świetle
dnia wiele z tych spłukanych latami przez wodę konarów upodabnia się do
kształtów drapieżnych zwierząt: rosomaków, łasic, kun…
Wilcza kładka |
Wielka
polana, którą przemierza rzeka, kończy się nagle kolejnym przełomem. Ścieśniony
nurt uderza w skarpy morenowych stoków opadających z obu stron. Z brzegu na
brzeg można przechodzić tylko wilczymi kładkami – pniami o śliskich i omszałych
grzbietach.
Łyna w przełomie |
Toń swarliwej Łyny |
Ten
przełom ciągnie się aż do zawalonego mostu w Sójce i jeszcze dalej do kolejnego
przewężenia z podwójnym ciasnym zakrętem rzeki wypłukującej z brzegów głazy i
otoczaki. Po drodze Łyna robi woltę na wschód w przepastnej dolinie, a po
przyjęciu wody z jełguńskiego dopływu skręca znowu na północ. Na całej długości
zalegają powalone osiki, olchy, świerki, dęby, graby…
Pokonawszy
ten fragment Łyny, dociera się do kolejnych bajkowych widoków, uspokojonej
wody, rozleglejszych zakątków. Jedno, czego nie ubywa, to przeszkód i zasieków
z drzew wyrwanych brzegom.
Nad
przełomy Łyny w Warmińskim Lesie dojeżdżam z Przykopu rowerem. To raptem kilkadziesiąt
minut w sąsiedztwie Nowych Ramuk i przez tereny porzuconego Jełgunia.
Przejechawszy przez Nową Wieś, minąwszy stary i porzucony nowowiejski tartak,
zanurzam się w historyczny las z dębem Napoleona. Stąd można pojechać do
Kaborna, Trękusa, Starego Olsztyna, wsi pamiętających czasy pierwszej
krzyżackiej kolonizacji i władztwo Mikołaja Kopernika przywracającego je do
życia po wyniszczającej wojnie polsko-krzyżackiej 1519 – 1521 r.
Za
szosą do Olsztyna droga wiedzie matecznikiem zwierząt prosto do historycznej
enklawy po Jełguniu. Zjechawszy na polanę, można wybrać wygodną drogę nad Ustrych.
Po przejechaniu przez jaz i minięciu kamiennej tablicy poświęconej Benonowi
Polakowskiemu, inicjatorowi Mazurskiego Parku Krajobrazowego, zjeżdża się zarastającą
ścieżką nad samą Łynę.
Mniej
wygodne podejście do Łyny jest na jej prawym brzegu. Prowadzi niebezpiecznym
zjazdem między pomnikowymi drzewami wśród zamaskowanych nor borsuków, które z
jakiegoś powodu uwielbiają ten niezwykły grąd. Powrót pod górę przypomina nieco
wspinaczkę po pienińskich polanach na szlaku do Trzech Koron.
Dęby nad Łyną umierają pięknie |
Warto
tutaj zajrzeć. Na samym dole zaległ niesamowity dąb, który rozpadł się na
dziesiątki ogromnych szczątków pokrytych malowniczą patyną mchu, porostów,
śluzowców, ziół, traw, przyozdobionych od spodu łanami łuskiewników. Sąsiednie
dęby też zaczynają osypywać się z dostojnej starości, zrzucając olbrzymie
wyschnięte konary.
Szata kwietniowej Łyny |
Zasiadłszy
nad samym brzegiem, w ciszy tak charakterystycznej dla prastarej puszczy pochylonej
nad nurtem rzeki, można przy odrobinie szczęścia dostrzec uwijające się bobry
(wszędzie zostawiają ślady na ogryzionych pędach grabów i wierzb, na korze
przybrzeżnych olch, buków czy osik, na ześlizgach ku wodzie); polujące norki,
kuny lub łasice, które korzystają z gałęzi, wykrotów czy zarastających pni; bystre
zimorodki łowiące ryby w wartkiej wodzie. Popisy zimorodków budzą respekt.
Prawie każde ich zanurzenie wieńczy rybka szarpiąca się w dziobie.
Łyna |
Niełatwo
oderwać oczy od Łyny. Gdy zastygniesz w nastroju czuwania, poczujesz tchnienie
ludzkiej historii odsłoniętej odkryciami jełguńskich śladów osadniczych datowanych
na okres między trzecim a pierwszym tysiącleciem przed naszą erą, pozostawionych
przez plemiona kultur pucharów lejkowatych i amfor kulistych, a potem artefaktów
i kurhanów plemion kultury ceramiki sznurowej. Z epoki brązu pozostało w
Jełguniu kurhanowe cmentarzysko, w którym przez dwa stulecia grzebano
skremowane szczątki współplemieńców. Potem przez te tereny przechodziły fale
migracyjne Bałtów, germańskich Wandalów, skandynawskich Gotów, czarnomorskich
Herulów, Galindów – aż do czasów osadnictwa pruskiego gospodarującego w puszczy
na lauksach – polach wydzieranych
karczowanej puszczy. Tereny Galindów wyludniły się wskutek upadku handlu
bursztynem i presji Słowian coraz bardziej spoglądających na północne rubieże
Polski. Krzyżacy zaludniali już tylko porzucone enklawy.
Dzisiejsza
Łyna zapewne niewiele by się różniła się od tej sprzed wieków, gdyby nie
wszechobecne śmieci: plastikowe torby, worki, butle, pojemniki, obudowy sprzętów
AGD, porzucone przez bezmyślnych użytkowników środowiska. Trzeba wiele zachodu,
by fotografując rzekę ominąć te wątpliwe ozdobniki krajobrazu.
Kąty bobrów |
Spod
matuzalemowych dębów można pójść w lewo ścieżką wiodącą do zakola starego
rzecznego odsypiska, gdzie rozsiadły się wiekowe wiązy, jesiony, klony, świerki i
olchy. Odsypisko zarosło gęstwą zgryzionych przez jelenie pędów grabiny. Trudno
w niej się poruszać, ale warto – dla niezwykłych obrazów. Idąc w prawo, z
nurtem Łyny, dochodzi się do siedziby bobrów, które w nadrzecznej skarpie
urządziły ześlizgi, a pod korzeniami drzew wejścia do nor. Nurt rozlewa się
szerzej, odsypując mielizny i łachy zatrzymujące gałęzie spływające z góry. Tak
powstają miejsca gniazdowania dzikiego ptactwa, które z jakiegoś powodu unika
jeziornych przestrzeni. Dalej nie sposób wędrować. Stoki moren znowu schodzą
wprost nad wodę.
Grąd nad Łyną |
Droga
w kierunku Sójki wiedzie skrajem morenowych wniesień. Rzeka znika w przepastnej
dolinie. Sosnowy bór ustępuje grądowi i siedliskom borsuków. Wiosną las wydaje
się świetlisty, słoneczny. Wtedy wszystko w nim widać. Pod koniec maja ów górujący
nad rwącą Łyną zakątek staje się nieprzyjemnie mroczny. Słoneczne światło z
trudem przesącza się przez sklepienie z listowia.
Dzikość Łyny |
O świcie słońce zagląda do
wnętrza rzecznej doliny jedynie w miejscu, gdzie Łyna płynie z zachodu na
wschód. Oświetla w dole kąpieliska dzików, które uwielbiają źródliska wypływające
spod stromych wyniosłych stoków. Owe kąpieliska są pełne zbutwiałych pni i
wykrotów, zarośli, mierzwy krzaków, ziół, nasączonej wilgocią ściółki. Rzeka
płynie ścieśnionym korytem, unosząc osypujący się piach i grunt. Zejść nad wodę
stosunkowo łatwo, wrócić o wiele trudniej.
Wąwóz Łyny |
Jeszcze trudniej wyobrazić sobie
przeprawę kajakiem – całe rzeczne koryto jest pełne przewróconych drzew. Nurt
spada uskokami, wciska się pod pnie, lawiruje między głazami. Nie sposób
uniknąć przeszkód. Kajakarz zdobywa tutaj specjalność tragarza i burłaka. Jedno,
że brak tu ścieżek. Trzeba grzęznąć w błocie brzegów albo walczyć z wartką wodą
sięgającą pasa. Fascynujący zakątek. Obietnica niecodziennej przygody.
Łyna i olcha |
Za ujściem jełguńskiej strugi Łyna wciąż jest uparta i nieprzyjazna kajakarzom, dając schronienie rzadkim gatunkom ryb i zwierząt. Nie sposób chodzić nad samą wodą. Za to widok z góry jest niecodzienny. Ciszę lasu wypełnia monotonny szum wody przemierzającej chaotyczne, nieprzystępne koryto, podmywającej strome zbocza, które od czasu do czasu osuwają się razem z potężnymi świerkami i dębami. Ów obraz towarzyszy aż do ruiny mostu w Sójce, za którym rzeka wpada pod galimatias powalonych i splątanych drzew. W tym chaosie rybom jest najlepiej. Nic im nie grozi poza nimi samymi i wędkarzami.
Za
zerwaną przeprawą w Sójce ścieżka wiedzie nad stromymi urwiskami brzegu,
pomiędzy wyniosłymi świerkami, przywodzącymi na myśl klimaty pienińskich i
tatrzańskich szlaków. Od czasu do czasu zaglądasz z góry w nieustannie rzeźbione
wnętrze wąwozu, czując narastający niepokój, gdy stoisz na samej krawędzi
niepewnego gruntu. Łyna tonie w półmroku niezależnie od pory roku. W jej nurcie
nie utrzyma się żadna roślina. Woda płucze kamienne usypiska, twardy żwir,
omywa głazy, głaszcze korzenie drzew, które mają coraz mniej sił, by oprzeć się
erozji brzegów i przetrwać wiosenne wezbrania.
Łyna przekorna |
Gdzieś dalej ścieżka zbiega ku
rzece, przecinając stare i mocno już zarośnięte odsypisko. W zaroślach młodych
osik, grabów i wikliny bobry urządziły sobie obfitą stołówkę. Łyna, zmuszona do
opłynięcia odsypiska, wdarła się w przeciwległy brzeg, rzeźbiąc malownicze
zakole. W wartkim nurcie można obserwować przepływające pstrągi. Woda rządzi.
Południowe słońce zagląda w to miejsce tylko na chwilę, niezależnie od pory
roku. Zamrzesz z zachwytu, gdy tam trafisz właśnie w owej chwili.
Łyna rzekomo łagodna |
Aż
do pierwszych zabudowań Rusi Łyna płynie niezwykłą doliną. Po opuszczeniu
ostatniego przełomu wpada w łagodniejszy wąwóz. Stoki odstępują od nurtu, dając
miejsce podmokłym łąkom. Łagodniejszy nurt sprzyja wodnym roślinom
zasiedlającym malownicze dno, tatarakom i turzycom porastającym błotnisty
grunt, brzozom i olchom, którym wiecznie mokre podłoże nie przeszkadza,
świerkom trzymającym się blisko wody z powodu płaskich systemów korzeniowych.
Drzewa, które skończą w nurcie w charakterze przeszkód, ułatwiają rozwój bujnej
roślinności, sprzyjają wydrom, norkom, bobrom, łasicom czy kunom, wodnemu
ptactwu szukającemu miejsc do gniazdowania, rybom powolnych wód.
W łęgu Łyny |
Wiosną
ów fragment Łyny wydaje się miejscem, obok którego nie sposób przejść
obojętnie, zwłaszcza w pogodny majowy dzień. Jeśli powietrze zastygnie w bezruchu,
ze zdziwieniem doświadczysz wrażenia nieznośnego upału…
Tak wspływa się Łyną |
Kajakarze
nie zaznają jednak wytchnienia. Rzeka nie odpuszcza, przedłużając udrękę
przepraw przez częściowo zanurzone kłody, zbyt nisko zawieszone pnie
przewróconych drzew, świeże zasieki gałęzi… Wokół jest dżungla wypełniona
śpiewem ptaków, cichym pluskaniem wody pobudzonej przez ryby albo przepływające
zaskrońce.
Ogrody Łyny |
Brama do Rusi |
Ulga
przychodzi dopiero na rozlewiskach przed Rusią, gdy nurt słabnie w toni
spiętrzonej przez jaz gospodarstwa rybackiego. Po przepłynięciu przez spowity
mrokiem olchowy łęg wpłyniesz pod wybudowane na nadrzecznych skarpach
malownicze domy z ogrodami zbiegającymi ku wodzie. Spływ wieńczy jaz w samym
centrum wsi, obok malowniczej kapliczki na kopcu w cieniu starych drzew.
Mieszkańcy Rusi z trudem tolerują fotografów. Często wyrażają sprzeciw wobec
prób fotografowania starych domów.
Po
przekroczeniu jazu Łyna spływa do Olsztyna przez urokliwe pola, łąki i
zarośnięte szuwarami rozlewiska rozległej doliny, stając się nizinną
meandrującą rzeką.
Więcej zdjęć do tematu tutaj: http://www.panoramio.com/user/1556345?show=all
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz