niedziela, 28 maja 2017

Zawarmiłem na Marózce

Tak się Warmii na Marózce

Marózka zarządzeniem wojewody warmińsko-mazurskiego została objęta od 31 lipca 2009 roku ochroną w formie zespołu przyrodniczo-krajobrazowego Doliny Marózki, którego obszar jest ograniczony od północy brzegami jeziora Plusznego i Jeziora Łańskiego, od zachodu szosą do Olsztynka i zabudową Swaderek. Obszar chroniony doliny obejmuje także malownicze mokradła Orzechowa i zanikające jeziorka Głęboczki, Poplusz, Pawlik i Wyry.

Pod pochylonymi olchami

Marózką mogę pływać codziennie. Nigdy się nie nudzi. Ten śpiew lasu, zapach rzeki o każdej porze roku, dotyk przejrzystej wody, kontrasty światła i cienia, szczegóły rzecznych obrazów, bliskie spotkania z ożywionym ptactwem i leśnymi zwierzętami… Każdy spływ Marózką nastraja świątecznie…

Upadnie, nie upadnie, popłynąć warto...

Ale od początku.













Szczegóły bliskie...

Byliśmy sami na szlaku. To ewenement. O tej porze zaczynają się ludyczne spływy grupowe. Wodując kajaki, usłyszeliśmy, że grupa kajakarzy podąży za nami dwie godziny później. Mieliśmy więc szansę na własne niczym nie zakłócone przeżycia.







... i dalekie...

Zepchnąłem kajak na wątłą rzekę. Woda opadła w niej od kwietniowego wezbrania. Dnem szorowaliśmy o kamienie, piasek i zalegające wszędzie zanurzone gałęzie. Wypłynąwszy na puste jezioro Pawlik, którego toni nie wypełniły jeszcze kępy osoki aloesowatej, powiosłowałem do wejścia Marózki. Minęliśmy łabędzie siedzące w trzcinach. Słońce już dogrzewało z bezchmurnego nieba i wzniecało kontrasty w krajobrazie. Za obszernym łanem uschniętych trzcin, które od dołu zazieleniły się młodymi pędami, wpłynęliśmy na kolejny odcinek rzeki. Wiosłowałem tyle ile konieczne, by utrzymać kierunek i nie utknąć w brzegu lub w plątaninie jego zarośli. Zaczęło się fotografowanie.

Buty olch

Nurt pluskał w korzeniach i w kamieniach pokrytych czerwoną patyną krasnorostów Hildebrandtia. Niósł coraz szybciej w stronę łąk za mostkiem przenoszącym drogę do Orzechowa. Zanurzyliśmy się w zapachy przybrzeżnych krzaków kaliny i jarzębin pokrytych białymi welonami kwiatów. Słońce prześwietlało młode listowie, rozsiewając zielone refleksy…

Za bramą

Znajome kąty zmieniły się od ostatniego spływu. Pojawiły się nowe przeszkody w rzece. Zasieki przed mostkiem pod drogą do Orzechowa zostały przerzedzone. Stare olchy pochyliły się ku wodzie, strasząc upadkiem. Moja ulubiona jama wymyta prądem wody w ścianie kredy pod bujną łąką, tuż przed ciasnym zakrętem, zapadła się po zimie, pozostawiając wyrwę w darni…

Irokez

Czesanie

Wprost od fryzjera
Na wybiegu

Skręciliśmy w bramę utworzoną przez matuzalemowe olchy. Wpłynęliśmy na zacieniony odcinek rzeki. Mijając kaczki i młode samiczki nurogęsi, dziwiliśmy się ich śmiałości. Nawykłe do coraz większej obecności kajakarzy, stały się mniej płochliwe. Nie kwapiły się do ucieczki. Krzyżówki patrzyły z wyniosłą obojętnością, siedząc na pniach zanurzonych w wartkiej wodzie. Tracze pływały przed nami, prezentując bujne irokezy na głowach. Jakby wyszły wprost z renomowanego salonu fryzjerskiego. Płynąc przed nami z prądem, polowały. Wypatrywały ryb, zanurzając łebki pod wodą, i czesały toń zanurzonymi dziobami. Podobnie zachowywały się na Jeziorze Łańskim, gdy odwiedziłem jego płytką północną zatokę prześwietloną przez wrześniowe słońce w złotej godzinie. Dotrzymały nam towarzystwa aż do urokliwego zakątka pod ścianą dumnych świerków i do głazu w nurcie, który tradycyjnie otarliśmy dnem kajaka…

Głaz w szacie krasnorostów

Spływ Marózką przypomina długi ale frapujący film przyrodniczy bez reklam. Akcja jest wartka, zmienna niczym obrazy w kalejdoskopie, zaskakująca, obfitująca w suspensy, gdy trzeba kajakiem lawirować pomiędzy pniami powalonych i rozciętych dla wygody turystów pni drzew, celować w wąskie przejścia między kłodami, zmagać się z wartkim i zakręconym nurtem, który spycha na mielizny, pod osypiska skarp, na zanurzone konary…






Fotografowanie z chybotliwego kajaka przypomina loterię. Nie wiadomo, na co patrzeć. Każdy szczegół zachwyca. Wybierzesz kadr, już już naciskasz migawkę, a tu woda znienacka zakręci kajakiem, popchnie gdzie bądź, zabuja. Jeszcze wiosło, które trzeba chwytać, by nie wpaść na przeszkodę i nie wylecieć za burtę…

Uwielbiam tę niepewność. Dzięki niej ćwiczę refleks, zmuszam się do wysiłku, próbuję przewidywać nadchodzące niespodzianki ze strony tej… przyjaznej i pełnej humoru rzeki.

Gdzie jestem?

Cień

Pływanie po Marózce to czysta przyjemność. Zmysłami chłoniemy dźwięki i zapachy przełomu, w którym rzeka opada o kilka metrów. Oczami i aparatami rejestrujemy ulotne wrażenia ze spotkań z rybami w przejrzystym nurcie; z leśnymi ptakami penetrującymi brzegi i zarośla; zwierzętami pasącymi się na stokach wąwozu… Spotkania trwają sekundy, podczas których musisz, chcąc nie chcąc, polegać na automatyce aparatu fotograficznego. Każdy drobny sukces cieszy. Każdy nieudany kadr kwitujesz wzruszeniem ramion, obiecując sobie rychły powrót…

Zimorodek w pokrzywach

Dzisiaj ucieszyły nas zimorodki polujące na zakolach wartkiego nurtu; dzięcioł, który bawił się w chowanego, kryjąc się za pniem i wystawiając tylko łebek, by nas nie tracić z oczu; i sarna wśród bujnych paproci między pniami sosen…







Pliszka

Krzyżówki - ani myślały uciekać...







Zrobiliśmy krótki postój na ulubionym zakolu rzeki, zostawiwszy kajak na płytkiej wodzie między wymytym brzegiem a wykrotem zwalonego drzewa… Fotografowałem ławicę ryb w prześwietlonej słońcem toni nurtu napierającego na piasek podmywanej skarpy; obrazy rzeki przemierzającej olchową aleję i świerków ściskających stromy brzeg rozrośniętymi korzeniami… 






Klon



Dalej Marózka przyspiesza, niosąc kajak nad kamienistym dnem, przez ciasne zakręty, ukazując wnętrze rozświetlonego lasu, ujawniając coraz więcej ogródków botanicznych na zanurzonych w wodzie pniach i kikutach po spróchniałych drzewach…










Przełom rzeki kończy się łagodnie, niespostrzeżenie. Opuszczamy słoneczny bór, zanurzamy się w cień podmokłego lasu, zdominowanego najpierw przez stare świerki, sprowadzające nad wodę półmrok, potem przez olchy i brzozy, których majowa zieleń rozjaśnia krajobraz…






W łęgu dołączyły do nas brodźce, napełniając powietrze wibrującym furkotem skrzydeł i przenikliwym piskiem, od którego wzięła się ich druga nazwa piskliwce. Z roku na rok widzimy ich więcej. Gdzieś w rozległym turzycowisku, w łanach trzcin, w kępach tataraku porastających od dołu podmokły olchowy las pełny obumierających drzew, mają swoje gniazda. Do których wracają co roku, jeśli odchowają młode. Tutaj odniosły sukces lęgowy. Dzisiaj widzieliśmy kilka par w locie godowym na odcinku od końca przełomu aż do Jeziora Świętego.

Brodźce

W Ptakach Polski od A do Z Andrzeja Kruszewicza wyczytałem, że brodźce piskliwe, które nie znoszą stadnego przebywania w miejscach lęgowych, składają zwykle 3 lub 4 jajeczka w niepozornym gnieździe na ziemi w cieniu wodolubnych krzaków tuż poza zasięgiem wiosennego przypływu rzek. Gniazda trudno odkryć. Ptaki są troskliwe. Potrafią odchować nawet cztery z pięciu piskląt i przygotować je do jesiennej wędrówki.

Brodziec, cały on
Błotniak stawowy
Za słoneczną częścią szlaku, gdzie Marózka płynie wstęgą piaszczystego korytarza w obramowaniu szuwarów (uwielbiam fotografować to miejsce), zaczyna się bagienne ujście do Jeziora Świętego. 









Błotniak na patrolu
Wypłynąwszy z kolejnego zakrętu, spłoszyliśmy jastrzębia błotniaka czatującego na pniaku po olsze. Czuwał na skraju turzycowiska. Nie opuścił jednak rewiru. Zobaczyliśmy go kilka razy, gdy zapuściliśmy się w mniej dostępną część uroczyska. Krążył nad trzcinami skrywającymi kałuże otwartej wody. Kilka razy zanurkował. Bez skutku…





Odłożywszy wiosła, słuchaliśmy basowego buczenia bąków ukrytych w przepastnej mierzwie zarośli. Kiedy cichło, śpiew ptaków: trzcinników, kosów, pokrzewek, perkozów narastał ze zdwojoną siłą.
 
Przed Jeziorem Świętym

Strażnik

Fotografowaliśmy podbarwione na fioletowo liście białych grzybieni, które wynurzały się już na powierzchnię wody. Jeszcze tylko dwa, trzy tygodnie i pojawią się kwiaty.



Obserwowaliśmy jakieś podwodne dramaty. Drobne ryby wysypywały się na powierzchnię, rozsiewając srebrzyste refleksy. W pewnej chwili coś wielkiego wyskoczyło w powietrze. Opadając wznieciło wachlarzowaty rozbryzg… Nie zdążyłem nawet rozpoznać kształtu ryby…

Szybowiec

Działo się… A w tym wszystkim my w kajaku, w powiewach ciepłego powietrza, w sąsiedztwie kępek pałki wąskolistnej na pomarszczonej wodzie… A wokół ptasi koncert, bezchmurne niebo, grillujące słońce… i to narastające rozczarowanie koniecznością powrotu…

Nie chce się uciekać, taki upał

Na szczęście spływ zawsze można powtórzyć…

Brodziec

6 komentarzy:

  1. zachwycające :D bardzo lubię Twoje reportaże z Marózki. Odliczam już dni do kolejnego spotkania - czas w świecie tej rzeczki to czysta przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pływanie po Marózce to dla mnie święto. Za każdym razem czuję się jakoś tak uroczyście.

      Usuń
  2. Czytanie o tym to też święto, wielkie dzięki!

    OdpowiedzUsuń