piątek, 26 maja 2017

W uroczysku



Dzisiaj krócej niż zwykle.

Po drodze nad jezioro Kośno

Wstałem przed wschodem słońca na zaplanowaną z góry (tuż przed zaśnięciem) wycieczkę do rezerwatu jeziora Kośno. Ściślej do uroczyska w Mendrynach. Już za domem zobaczyłem dwa baraszkujące dziki, zapewne młode odyńce. Bawiły się nad rowem melioracyjnym nieopodal ukrytych w zagajniku babrzysk. Po raz pierwszy oglądałem zwierzęta, które oddawały się beztroskiej zabawie. Szturchały się gwizdami, podskakiwały, biegały za sobą w kółko. Pochrząkiwały z ukontentowania. Raz ścigał jeden, potem drugi… Nie robiłem zdjęć. Czy w każdej sytuacji wypada wchodzić z butami w cudzą radość?

Duktem

Nieco dalej spotkałem koziołka. Był tak zajęty jedzeniem i otumaniony mgłą świtu, że nie miał ochoty na ucieczkę. Może być też, iż nie dostrzegł mnie jadącego rowerem między drzewami lokalnej drogi do Nowej Wsi.

Warmiąca się mgła

Za kościołem skręciłem na piaszczystą drogę, która wiedzie w las. Niebawem miałem okazję solidnie zakląć, gdy rower ugrzązł w mokrym piachu po przejeździe ciężkiego sprzętu do cięcia drzew i wywózki obrobionych pni. Kilka lat wcześniej można było jeździć rowerem całkiem komfortowo. Rzadko używany dukt miał twardą powierzchnię i niósł prawie tak samo jak asfalt. Odkąd nadleśnictwa zaczęły używać harwesterów i ciężkiego sprzętu do „poprawiania” leśnych duktów, zwykli użytkownicy lasu: turyści, fotografowie, spacerowicze, rowerzyści mają mniej przyjemnie.

Polana w drodze na uroczysko

Owszem, słyszę argumenty, że ciężki sprzęt jeździ na kołach z szerokimi oponami, przez co rzekomo nie dewastuje ściółki i wierzchniego gruntu, podobnie jak maszyny rolnicze gruntu ornego. Problemem jednak nie są statyczne pionowe naciski jednostkowe na grunt, lecz naciski obracających się kół wzdłuż stycznej do powierzchni styku opon z ziemią. Koła, które przyjmują moment obrotowy z jednostki napędowej (silnika z przekładnią dynamiczną lub z wielostopniową skrzynią przekładniową) wywierają kilkakrotnie większe dynamiczne naciski jednostkowe na obciążoną glebę niż naciski statyczne. Skutek jest widoczny po każdym przejeździe takiej maszyny między drzewami: zerwana wierzchnia warstwa ściółki i biologiczne czynnego podłoża, naruszenie delikatnej struktury gleby, sprzyjającej obiegowi wody i powietrza, odsłonięcie jałowych warstw gruntu, zagęszczenie głębszych warstw pogarszające warunki odpływu nadmiaru wody do warstw wodonośnych… Peter Wohlleben  napisał w Sekretnym życiu drzew, że skutki przejazdu ciężkich maszyn są odczuwalne do głębokości dwóch metrów pod powierzchnią. Ich generalnym przejawem jest dewastacja życia mikroorganizmów i zubożenie jego bioróżnorodności w ściółce i w wierzchnich warstwach gruntu, co natychmiast odbija się na produktywności lasu… Drogi po przejeździe pojazdów do transportu dłużycy natomiast zamieniają się w piaszczyste grzęzawiska dla obutych stóp i rowerów. Klnąc więc w duchu bardziej niż zazwyczaj, musiałem część rozjechanego duktu przejść z rowerem u boku.

Czajka, kto ją wypatrzy?

W lesie spłoszyłem łanię, która z cielęciem przebiegła drogę i zanurzyła się w mgliste wnętrze starodrzewu. Nieco dalej odkryłem kolejną nową świeżą porębę a zaraz za nią świeże nasadzenia ogrodzone płotem z żerdzi i drucianej siatki. Niebawem dotarłem do swojej ulubionej polany, która dzisiaj była pusta. Nad odnowionymi rowami melioracyjnymi wypełnionymi wodą i rzęsą, nad łąkami pokrytymi kiełkującą świeżo nasianą trawą i pod lasem snuły się pasma mgły rozjaśniane przez słońce wyglądające spoza starych sosen.

Tracąc głowę, fotografuję nie to, co trzeba

Zabawiwszy trochę poszedłem drogą do uroczyska. Niestety droga okazała się tak samo zdewastowana przez ciężki sprzęt do prac leśnych, jak odcinek wzdłuż jeziora Duża Czerwonka. Zmitrężyłem przez to, tracąc moment wzejścia słońca nad rozlewiskiem w Mendrynach.

Dlaczego aparat nie myśli za mnie?

Zjechawszy do bukowego lasu, długo zastanawiałem się, które miejsce wybrać do porannej foto-sesji. Wschodnia część rozlewiska tonęła w głębokim cieniu sięgającym szuwarów. Łąka za spiętrzającym przepustem, dzisiaj cichym z powodu nikłego przepływu, była pusta. Żadnych żurawi, dzików czy koziołków. Nawet pod starym dębem, który po upadku nie utracił więzi z ziemią i rósł nadal rzędem mocarnych konarów. Zatrzymałem się więc na swoim ulubionym stanowisku obserwacyjnym – na skraju szerokiego półwyspu kilka metrów nad wodą, w cieniu bukowego i sosnowego starodrzewu.

Śmieszka na stanowisku

Podchodząc, już z daleka słyszałem gwar dobiegający z matecznika. Krzyczały mewy i rybitwy, trzcinniczki i kaczory wojujące o względy kaczek… W głębi lasu odzywały się kukułki, dzięcioły, leśny drobiazg uwijający się w gęstwinie konarów… Trzask pękających pod stopami suchych gałęzi chyba nie budził zaciekawienia.

Ptasi bazar

Zostawiłem rower pod wielką sosną i zajrzałem do zachodniej zatoczki, której koniec wieńczy zmurszała ze starości ambona. Pomiędzy gałęziami dorodnego dębu dostrzegłem młodą łanię pasącą się wśród odrastających trzcin. Długo ją podchodziłem, by znaleźć miejsce, w którym drobne gałązki nie psułyby kadru. Zamierałem, gdy podnosiła łeb. Podchodziłem, gdy pochylała się ku świeżym pędom… Na nic wysiłki. Łania wypatrzyła mnie między kolumnami drzew i sobie poszła. W przeciwieństwie do żurawia tuż obok nie zostałem uznany za przyjazny element otoczenia. Zostały mi na pocieszenie zdjęcia dębowej gałęzi z ledwo rozwiniętymi pąkami na tle niewyraźnej sylwetki łani i żurawia… Dopiero później przypomniałem sobie o funkcji ręcznego nastawiania ostrości. Poleganie na automatyce aparatu prowadzi do zaniku… inteligencji.

Tu są gniazda, chociaż ich nie widać

Wróciłem więc na punkt widokowy – skarpy uniesionej nad wodą – i fotografowałem życie ptasiego raju poprzez gałęzie drzew.

Rozlewisko
Rybitwa na gnieździe
Trzciny na rozlewisku

Za każdym razem przejawy życia w uroczysku fascynują. Zamiast jednak pisemnej relacji – foto-relacja. Zdjęcia mówią więcej niż dziesiątki słów. Chociaż mistrzostwem byłoby takie operowanie słowem, aby w wyobraźni pojawiły się właściwe obrazy.












Wracając przez Nową Wieś, nie oparłem się pokusie sfotografowania witacza – tablicy powitalnej zachęcającej do postoju. Wykorzystano na nim zdjęcie alei wejmutek w pobliżu Dużej Czerwonki, którą sfotografowałem wiele lat wcześniej. Dzisiaj wejmutki rozrosły się, przesłaniając ową urzekającą perspektywę leśnej ścieżki.


Życie nie zastyga w bezruchu. Ma za nic moje sentymenty i nieustającą prośbę:
- Chwilo trwaj.












3 komentarze:

  1. Przyglądałeś się baraszkującym dzikom po chwili koziołkowi to wrzuć coś dla ócz mych źrenic złaknionych :) co mi ze słów kilku, skoro jak sam napisałeś jedno zdjęcie to więcej niż ... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie to każdy park narodowy lub krajobrazowy jest świetnym miejscem na wycieczkę rowerową. W zeszłym roku po tym jak kupiłem nowy rower na https://www.bikesalon.pl/ to zdecydowałem się na wyjazd w Bieszczady do parku narodowego. Było cudownie, zarówno widoki jak i sama wycieczka

    OdpowiedzUsuń