poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Słowo o Zgonie nad Mukrem




Jezioro Mokre - Mukier
Przed chwilą zamknąłem okładki Wzgórza Błękitnego Snu, książki napisanej przez Igora Newerlego, który mieszkał pod koniec swojego życia w skromnym domu z czerwonej cegły w Zgonie, wsi rozsiadłej nad południową zatoką Jeziora Mokrego, ograniczonej od wschodu i południa puszczą a od zachodu krótką cieśniną, przez którą przepływa Krutynia, opuszczając jezioro Uplik (ten sam, gdzie, tropiąc Smętka, nocował pod pałatką w 1934 roku Melchior Wańkowicz z nieodstępującym go Tirliporkiem).

Jezioro Mokre

I się zadumałem. Pomyślałem, że gdyby Igor Newerly pisał swoje Wzgórza w Warszawie, nigdy by nie uwypuklił z takim pietyzmem niezwykłej urody syberyjskiej tajgi, tła niesamowitych przeżyć Bronisława Najdarowskiego.

Pływające wyspy w rezerwacie Zakręt

Zagłębiwszy się w rezerwaty Zakręt z pływającymi wysepkami torfowca na leśnym rozlewisku i Królewska Sosna z nadmukrzańskimi sosnami wchodzącymi w trzecią setkę swojego dostojnego żywota, doznajesz niezwykłych wrażeń. Dąb Karola Małłka nad Jeziorem Mokrym (zamierający i zaatakowany przez zabójczego żółciaka siarkowego); Królewska Sosna, którą fotografowałem prawie pięćdziesiąt lat wcześniej, dźwigającą wtedy imponującą chmurę igliwia na szeroko rozpostartych konarach – dzisiaj martwa; niezwykłe zakątki i zakamarki puszczy coraz trudniej dostępne z zarastających dróg i ścieżek pomiędzy rozlewiskiem Mokrego a zglajszachtowanym Krutyniem nad wciąż urodziwą i na szczęście rezerwatową rzeką; rozległy krajobraz ze skarp wschodniego brzegu Mokrego w stronę Starych Kiełbonek, Mojtyn i Cierzpięt…

Toń Krutyni

To tutaj z przyjacielem przeżyliśmy niesamowity atak białego szkwału, płynąc kajakami pod rezerwatowym brzegiem Mukra. Huragan nadszedł od Mojtyn. Usłyszeliśmy niesamowity jazgot od strony pociemniałego brzegu. Hałas, bolesny dla uszu, przypominał wycie silników samolotu odrzutowego przelatującego tuż nad głową. Powierzchnia jeziora zbielała. Powietrze wypełniło się wodą zrywaną z wierzchołków fal, które nie zdążyły urosnąć. Cała ta ściana uderzyła w nas i w bok kajaków. Kładąc się w środku, wcisnąłem wiosło pod wodę przy samej burcie. Podmuch naparł na przybrzeżny las, który oddał siłę naporu i skierował szkwał w górę. Wściekły impet, który nieomal wyrwał kajaki z powierzchni wody, w ułamku sekundy osłabł. Uratowało nas to, że płynęliśmy tuż przy oczeretach i trzcinach, nieomal w sąsiedztwie zwartej ściany mocarnych drzew.





Krutynia

Szkwał przewalił się na Jezioro Nidzkie, Bełdany, Jezioro Mikołajskie i Śniardwy. Tam – usłyszeliśmy przez tranzystorek wzięty dla łączności ze światem – przewrócił mnóstwo łódek i utopił kilkunastu żeglarzy, kajakarzy, motorowodniaków…










Krutynia
Zapewne ów szkwał to nic w porównaniu z huraganami nad Bajkałem. Zapewne rezerwaty nad Mukrem to nic w porównaniu z bezmiarem tajgi, ale ludzkie wrażenia to pochodna zasięgu ludzkich zmysłów – ogarniających co najwyżej kilka kilometrów wokół. Reszta to kwestia wyobraźni, wrażliwości, empatii... którymi Puszcza Białowieska obdarzyła Igora Newerlego z niespotykaną hojnością. Ta sama puszcza, w której jego dziadek, Czech, był wielkim łowczym cara Mikołaja II.

Dom Adama Szubskiego i jego artystyczna rodzina

Zgon to wieś szkatułkowa (potem królewska) lokowana nad Krutynią w 1708 roku. Jej nazwę wywodzi się od zgonu bydła do wodopoju nad Jeziorem Mokrym. Znam też drugą wersję pochodzenia nazwy – od zaganiania zwierzyny łownej podczas książęcych i królewskich polowań. Ta wydaje się bardziej prawdopodobna, chociażby ze względu na rzeźbę terenu. Obydwa jeziora: Uplik i Mokre rozdziela naturalne przewężenie, więc zwierzęta przepędzane naganką od strony lasów, tutaj musiały się zbiegać, stanowiąc dogodny cel dla myśliwych. Dzisiaj takie polowanie byłoby uznane za przejaw barbarzyństwa.

W gościnie u Szubskich

Tak więc Zgon miał swojego wziętego pisarza, który przy własnoręcznie zrobionym drewnianym stole pracował; przyjmował profesora Szczepana Pieniążka (profesor zaszczepił na starej gruszy zawiązkę nowego gatunku nazwanego żywym wiązaniem); gościł Johna Steinbecka – amerykańskiego pisarza noblistę; widywał Kazimierza Orłosia, Igora Sikiryckiego, Ryszarda Matuszewskiego; zadawał się z Karolem Małłkiem, założycielem Mazurskiego Uniwersytetu Ludowego w Rudziskach Pasymskich, mieszkającym po sąsiedzku w Krutyniu, usiłując wspólnymi siłami powstrzymać exodus Mazurów; z Adamem Szubskim mieszkającym nieopodal w mazurskiej chałupie z XIX wieku tuż przy drodze wiodącej wzdłuż lustra Mokrego…
Interpretacja Miki

Adam Szubski przekształcił swoje obejście w żywe muzeum i pozostawił w nim mnóstwo rzeźb wzorowanych na mieszkańcach Zgonu i okolicznych wsi. Rzeźby rozmieszczone po całym obejściu robią najpierw wrażenie licznej rodziny, zajętej codziennymi czynnościami. Po przekroczeniu furtki dostrzegam jednak w tych postaciach coś niepokojącego, groteskowego. Szubski potrafił wydobyć ze swoich żywych i co tu dużo mówić lubianych modeli: sąsiadów, znajomych, przygodnych klientów, zamawiających własne popiersia, skrywane atawizmy, zniekształcone przez pryzmat picassowskich deformacji marzenia, groteskową ucieczkę od przemijania czasu…

Krutynia

Zgon miał jeszcze jednego bohatera, Maxa Prussa, kapitana sterowca Graf Zeppelin, który spłonął 6 maja 1937 roku w USA. Ciężko poparzony Max Pruss przeżył katastrofę.

Nazwę jeziora miejscowa legenda każe wywodzić od chrztu Prusów dokonanego przez apostołów Bolesława Chrobrego. Prusowie stawili się na brzegu nadzy, ciekawi co też to dalej dziać się będzie. Woda tego dnia była czysta, zimna, że na sam widok ludziska drżeć poczęli, a tu apostołowie wchodzić każą po głowę. Po deliberacjach długich jeden katechumen wlazł po kolana. A trząsł się z zimna, a rozglądał się, co by umknąć przed ową uroczystą kąpielą. Apostołowie zaś znakami krzyża wspomagali, by od zbożnego czynu nie odstąpił, ponaglali krzykiem… Nagle chłop jak nie buchnie w jezioro, jak nie stęknie – taki ziąb ugodził go w piersi, na wylot przeniknął…
- Ani muk! – zakrzyknęli apostołowie, co po prusku miało znaczyć „ani słowa”.
Dziwowali się katechumeni, że to tak w milczeniu wypadało przetrwać obrzęd chrztu. Padali jednak we wodę, animuszu sobie dodając. Lecz każdy stęknął, tak lodowato było w jeziorze, i czym prędzej uciekał na brzeg, gdzie sucho, gdzie ciepło. Każdy więc swoje muk wystękał i jezioro od tego Mukrem zostało.

Ani Muk!

A potem przeszedłem przez asfaltową drogę, niegdyś głośną protestem mieszkańców przeciwko TIR-om omijającym tędy odcinki płatnych dróg, stanąłem na pomoście naprzeciwko Mukra w świetle zachodzącego słońca i naprzeciwko wspomnień ze spływów Krutynią odbywanych w czasach przedmaturalnych i studenckich, zwykle samopas lub w towarzystwie co najwyżej dwóch kolegów… Patrzyłem w drugi, niewidoczny stąd koniec jeziora, za którym leży urokliwa leśniczówka w Piersławku, miejsce urodzin i dzieciństwa Ernsta Wiecherta, jednego z najwybitniejszych prozaików niemieckich XX wieku...

Widocznie te okolice tak mają. Przyciągają utalentowanych ludzi, by zawładnąć ich umysłami niepowtarzalną atmosferą Puszczy Piskiej…

Krutynia

Zgon i Jezioro Mokre… to miejsca przepełnione mazurską egzotyką…

12 komentarzy:

  1. Szkwału temu, to poświęcić można odrębny wpis. Pięknie to opiisałeś ale jakiś niedosyt mi pozostał. A książkę koniecznie przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten szkwał przeleciał był i tyle. Co tu więcej pisać, skoro nic się nie stało. Nawet z kajaka nie wypadłem :-).

      Usuń
    2. czas i miejsce akcji - bohater - osnowa - wątek liryczny - wątek dramatyczny - cudowne ocalenie ... no wiesz! ;)

      Usuń
  2. Właśnie choćby dlatego warto blogi czytać, aby dowiedzieć się po jaką książkę sięgnąć. Ale mnie nurtuje jedno pytanie, pewnie mało eleganckie. Ale jak czytam blog i wpisy na FB to jakoś trochę inaczej sobie to wszystko wyobrażałem. Bardzo mnie to zaintrygowało - "którą fotografowałem prawie pięćdziesiąt lat wcześniej", to, że tak nie śmiało zapytam, ile ma Pan lat:). Bo ja wiek wyceniłem na jakieś 25-28:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż. Taka maniera. O pływaniu kajakiem w XX wieku ciągle piszę, że to było sto lat temu albo w epoce dinozaurów. Na manierę nie poradzę:-).

      Usuń
    2. Marcin, nie daj się zwieść, Piotr jest młody tylko się tak stylizuje, żeby mądrzej wypaść :)))

      Usuń
  3. Całe szczęście, bo 70 latek śmigający kajakiem, biegający doliną Łyny, namiętnie włóczący się po lesie by mnie trochę zawstydził :) w sensie, że ja tak nie biegam. No ale z tym foceniem od 50 lat mocno mnie zmyliło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Całe szczęście, bo 70 latek śmigający kajakiem, biegający doliną Łyny, namiętnie włóczący się po lesie by mnie trochę zawstydził :) w sensie, że ja tak nie biegam. No ale z tym foceniem od 50 lat mocno mnie zmyliło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię zaglądać na Twojego bloga - swoisty przewodnik :) i dodatkowo uzupełniam miejsca na półce w ciekawe pozycje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet kilka razy spędzałem w Zgonie wakacje, potwierdzam ciekawe miejsce. Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podzielam zachwyt, aczkolwiek Zgon w zasadzie znam głównie z kajaka.

      Usuń