wtorek, 7 czerwca 2016

Mendryny w czerwcu

Mała poprawka, drogi Czytelniku. Ptak, którego uznałem za rybołowa, okazał się samcem jastrzębia błotniaka stawowego. Zwrócił na to uwagę Andrzej Hermański prowadzący blog przyrodniczy pod pseudonimem Leśny Dziad. Okazuje się, że pobieżne wertowanie atlasu Ptaków Polskich Andrzeja Kruszewicza nie wystarcza, by właściwie rozpoznać ptasich drapieżników.

W mateczniku Mendryn


Obudził mnie koziołek, który podszedł był do zagajnika tuż za ogrodzeniem. Uprzedził budzik w telefonie. Jego szczekanie rozbujało wszystkie psy we wsi, więc kiedy wyprowadzałem rower, towarzyszył mi chór pełen ujadania i przeciągłego skowytu. Słońce uniosło się już nad horyzontem, gdy wyruszyłem w drogę. Wyjechałem do matecznika w Mendrynach, który o tej porze roku jest wypełniony gęstym życiem. Minąwszy Nową Wieś, kościół na wyniesieniu i kilka nowych domów pobudowanych na miejscu dawnego boiska piłkarskiego, zjechałem do lasu. Zwierzęta odcisnęły mnóstwo śladów kopytek i raciczek w koleinach piaszczystej drogi, przechodząc z jednej strony na drugą, albo traktując dukt jako dogodną ścieżkę ułatwiającą poszukiwania świeżych ziół. Zwierząt jednak nie spotkałem, chociaż starałem się bardzo, zaglądając na polany, przepatrując światło krzyżujących się dróg. Wszystkiemu był winien północny wiatr przynoszący dotkliwe zimno. O świcie powietrze powinno być w bezruchu. 

Zmiany, zmiany, zmiany...

Moja ulubiona polana, zwykle pełna zwierząt i ptaków, została zaorana przy okazji odnowienia rowów melioracyjnych. Szpaki miały używanie w miękkim czarnoziemie pokrytym wschodzącą trawą.









Za buczyną

Za polaną skręciłem do mendryńskiego matecznika. Przejmujący chłodem północny wiatr stłumił ptasi koncert. Gdzieś z oddali dobiegały dźwięki ptasiego muzykowania: obiecujące werble dzięciołów, pokrzykiwania grzywaczy i synogarlic, klangorzenie żurawi, które zasiedlają leśne komysze i przerzedzone starodrzewy… Po kilku zakrętach drogi rozjechanej przez leśne ciągniki do wywozu kłód zanurzyłem się nastrojowy półmrok sosnowo-bukowego lasu. Słońce z trudem przebijało zwarte listowie buczyny. Dzików wywracających na nice dno lasu pokryte grubą warstwą zbrązowiałych zeszłorocznych liści jednak nie spotkałem.

Tu sobie leżę i patrzę, a jak nie patrzę, to tylko leżę

Zwolniłem przed zjazdem na rozległą łąkę, przedłużenie spiętrzonego groblą mendryńskiego zalewu. Sprowadziłem rower na skraj lasu. Wyjrzałem na otwartą przestrzeń spoza zasłony ostatnich drzew i leżącego dębu, którego mocarne konary zaczęły wieść samodzielne życie. Chłód sprzyjał fotografowaniu. Rześki poranek uśpił owady. Nie musiałem opędzać się od komarów, meszek, dokuczliwych wpleszczy i zjadliwych bąków. Z drugiej jednak strony klarowne powietrze sprawiło, że światło słońca okazało się niezwykle silne, utrudniając fotografowanie obrazów pełnych ostrych kontrastów światła i głębokiego cienia.

Nadal leżę, bo mi dobrze...

Nie narzekałem jednak. Było po prostu bosko. Czerwiec przekształcił astronomiczną wiosnę w lato leśnych ludzi. Wokół żywego ducha. Drwale, których spotkałem wcześniej, mijając porębę pokrytą rumowiskiem gałęzi po oczyszczonych i zebranych pniach, jeszcze nie włączyli pilarek.



Na skraju światła i gęstego cienia dostrzegłem brązową plamę w trawie. Na wszelki wypadek zrobiłem kilka ujęć. Po powrocie do domu zobaczyłem na ekranie komputera sarnę. Leżała w trawie i spoglądała na mnie jednym okiem. 


Obok niej przechadzały się żurawie, których nie zdążyłem sfotografować podczas krótkiego przelotu znad strumienia w stronę lasu i pustej ambony. Po wylądowaniu (ten moment zawsze jest uroczy) jeden z ptaków wkroczył między drzewa, drugi zaś spacerował skrajem, szukając owadów i gryzoni.








Puszcza

Łąkę otacza bór spowity cieniem. Drzewa wydają się stare i fałatowsko dostojne. Gdybyż między ich pniami stały jelenie! 








Droga z Łajsu do Mendryn w cieniu starej alei

Zanurzyłbym się w nastroju dziewiętnastowiecznych pejzaży. Nawet widok ambony nie psuł wrażenia.

Sarna i czerwcowe lato

Sarna ruszyła na spacer w kierunku rozświetlonego grądu, kiedy przeprowadziłem rower obok krzaków kwitnących żarnowców. Poświęciłem jej kilka chwil, póki nie schowała się za pasmem tataraku i pałki wąskolistnej.











Rosnę leżąc - dąb

Zdziwiło mnie milczenie przepustu, który zainstalowano w grobli. Woda nie spadała do uregulowanej strugi w kierunku Kośna. Ktoś dołożył jeszcze jedną deskę, podnosząc poziom rozlewiska. Susza rządzi, powodując zamieranie sezonowych strumieni.

Modlitwa wyciągniętych rąk

Zniechęcony przez wiatr, który marszczył powierzchnię zatoki setkami fal powodując, że jej obraz spowszedniał, wszedłem pod dach listowia starych grabów, buków i leszczyn wypełniających podszyt pod masztowymi sosnami, okupującymi wschodni brzeg rozlewiska. Ścieżkę przegrodził powalony przez bobry buk. Ślady po zgryzieniach zdążyły już poszarzeć. Przeniósłszy rower przez zasieczone suchymi gałęziami runo, zszedłem między wybujałe zarośla turzyc. Deptałem wilgotny i miękki grunt. Woda zalała niższe partie brzegu i odsłonięte korytarze wejść do porzuconych przez bobry nor. Nie zobaczyłem też wydr. Chyba przeprowadziły się do spokojniejszych miejsc, z dala od ludzi penetrujących w miarę dostępne brzegi.

Wiatr nad rozlewiskiem

Wiatr swawolił nad rozlewiskiem, wzniecając drobne gęste fale, których zmarszczki przesuwały się po powierzchni wody matowymi plamami. Ptaki przesiadywały w gniazdach na skraju trzcin lub posadowionych na błotnistych mieliznach, czuwały na pniakach po martwych olchach i brzozach, na kłodach drzew, które spróchniały ze szczętem i runęły do wody… Kolonię wypełniało życie. 

Dzieje się

Licząc na łut szczęścia, fotografowałem oddalone kaczki krzyżówki, perkozki, cyranki, czernice, łyski, mewy, rybitwy… Nie widziałem jednak czajek. Czyżby utraciły miejsca lęgowe po nadmiernym spiętrzeniu wody w rozlewisku?

Rozlewisko z lasu

Jezioro zalało ostre światło. HDR niewiele pomagał. Szedłem więc na północ wzdłuż wschodniej, coraz bardziej zwężającej się zatoczki, skupiając się na fotografowaniu malowniczych rzeźb zatopionych wierzb, olch i wykrotów przewróconych brzóz, których bezlistne korony utworzyły mateczniki dla ryb i żab.

Rybołów

A potem moją uwagę zwrócił jastrząb - błotniak stawowy. Zauważyłem go dzięki zamieszaniu w kolonii mew i rybitw. 













Pojedynek

Kilkanaście ptaków wzleciało nad trzciny, broniąc gniazd przed napastnikiem. Jastrząb tymczasem zawisł nad szuwarami i wypatrywał potencjalnej zdobyczy. Raz na jakiś czas nurkował, po czym zmieniał rewir, odprowadzany przez co odważniejsze ptaki. 






Taktyka odstraszania

Wlatywał między drzewa, wracał nad trzciny. Stosował przemyślną taktykę, by zmylić potencjalne ofiary i oszukać obrońców pełnego gwaru lęgowiska. 









Jastrząb błotniak i olchy

Wodziłem za nim obiektywem. Czasem się zbliżał, czasem odlatywał nad korony starych sosen. Trzymał się linii olch porastających zalane brzegi.

Łabędź krzykliwy

W końcu trafiłem nad kameralną część rozlewiska. Zatoczka urzekła swoimi obrazami. Krzyżówki, perkozki, łyski, łabędzie krzykliwe pływały między pniami obumarłych drzew, nieopodal kęp trzcin, tataraku, pałki wąskolistnej, pod brzegami o wysokich stokach, dźwigających masztowe sosny, rozrośnięte dęby i brzozy. 

Kaczuchy

Światło słoneczne przelewało się nad koronami sosen, świerków i buków porastających morenę za moimi plecami, przenikało przez szczeliny i prześwity w zwartym igliwiu i listowiu, rzucając malownicze plamy na wodę, wybujałe zarośla, na ptaki wysiadujące jajka, ogrzewające pisklęta w gniazdach, dbające o urodę, czyniąc toalety na pniakach albo wystających z toni konarach, snujące się po wyciszonej wodzie (wiatr z trudem przenikał do wnętrza zatoczki)...







Przeszedłszy ścieżką przez matecznik żmij, dotarłem do polany oddzielonej od zatoczki olchowym zagajnikiem. Całe jej wnętrze, zarośnięte bujną trawą, było puste. W oddali pod lasem pasł się samotny żuraw, a w cieniu starych drzew sarna. Obiektyw był za słaby, by sięgnąć do granicy cienia i światła.

Wschodnia zatoczka

Widok spomiędzy drzew

W drodze powrotnej znowu fotografowałem wnętrze zatoczki, korzystając ze ścieżki wydeptanej przez dziki, jelenie, sarny, których racice odbiły się w ziemi ogołoconej z darni. Po bokach widziałem rozrzuconą gwizdami dzików żywą ściółkę; placki po nocnych legowiskach saren, które zwykły odsłaniać ziemię z martwej ściółki, chroniąc się przed pasożytami; zgryzione przez jelenie pędy młodych świerków. Ścieżka wiodła wysoko nad wodą między kolumnami sosnowych i świerkowych pni, otwierając między gałęziami świerków, konarami sosen, gałązkami grabów i leszczyn frapujące widoki zakątków mendryńskiego rozlewiska.

Szczęście i pech w jednym - samiec jastrzębia błotniaka

W pewnej chwili dostrzegłem ożywiony ruch na tle drzew drugiego brzegu. Jastrząb wrócił. Zręcznie lawirował między konarami drzew i pniami olch. W ferworze polowania zawisł tuż przede mną nad trzcinami. Kontrasty sprawiły jednak, że aparat zaczął fotografować w trybie HDR. Ptak został pozbawiony konturów. Usłyszawszy podejrzany dźwięk, odleciał za świerki, nie dając szansy na powtórzenie ujęcia. A byłem tak blisko.

Rybitwa w gnieździe

Wracając zajrzałem jeszcze na punkt widokowy. Rozwinięte listowie utrudniało obserwację rozlewiska. Spiętrzona woda zalała błotniste mielizny, pozbawiając czajki ulubionych miejsc lęgowych pod skarpą. Na nielicznych płyciznach dostrzegałem niepozorne gniazda rybitw, zamaskowane ułamanymi łodygami zeszłorocznych trzcin. Nieopodal kręcił się łabędź. Rozlewisko, które zarosło bujnymi szuwarami, skryło w swoim wnętrzu mnóstwo miejsc lęgowych.

Zachodnia zatoczka rozlewiska
















Miejscówka - nie trzeba rezerwować

Żywiłem jeszcze nadzieję ujrzenia jeleni nieopodal skrytej ambony, z której było widać wnętrze zachodniej zatoczki rozlewiska. Marzyłem o ponownym spotkaniu z łosiem, z bobrami. Dzisiaj jednak takich spektakularnych zdarzeń nie było. Ot zwykła leśna cisza pod prażącym od świtu słońcem. Nawet mgły nie uświadczyłem.

Ptasia kolonia

Rozmarzyłem się o kajaku, za pomocą którego mógłbym penetrować ten niezwykły zakątek. Cóż. Chyba jednak nie zaspokoję doraźnej zachcianki. Przeszkadzałaby świadomość, że zwierzęta mają prawo do świętego spokoju, zwłaszcza w tym miejscu.

Grąd nad rozlewiskiem

2 komentarze:

  1. Piękne tereny :) Te rozlewisko ma ogromny potencjał. Kiedyś byłem tam dokładnie 3 maja to się tam działo :) Ostatnio odwiedziłem ten rejo 27 lutego to łabędzie krzykliwe cały czas tam były. Tylko wtedy rozlewisko było jeszcze skute lodem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Potwierdzam. To rozlewisko powinno być włączone w granice rezerwatu Jezioro Kośno. Skutki zalania niegdysiejszych leśnych łąk są nieprawdopodobnie korzystne dla biotopu całego lasu w tej okolicy. Zaglądam tam przy każdej możliwej okazji, aczkolwiek... - w puszczy napiwodzko-ramuckiej tego rodzaju niesamowitości jest bez liku.

    OdpowiedzUsuń