czwartek, 28 stycznia 2016

Tym razem ludzie to sprawili, nie bobry – część II



Powrót z aparatem

Rozlewisko w Mendrynach
Nad uroczysko w Mendrynach wróciłem po wielu latach uzbrojony w cyfrowy kompakt Kodaka. Podczas pierwszego powrotu nie rozpoznałem miejsca. Wszystko zgadzało się z mapą, ale zakątek uległ zmianie. Ludzie to sprawili nie bobry. Polanę w jej przewężeniu przecięła grobla z drogą na grzbiecie.

Buczyna nad rozlewiskiem

Schodząc z wnętrza ciemnej buczyny przerośniętej sosnami i świerkami, widziałem między pniami drzew po prawej stronie rozległą łąkę z kępą znanych mi wcześniej świerczków ogrodzonych żerdziami w mierzwie trawy pociętej rowami melioracyjnymi. Łąka dobiegała jak zwykle do ściany lasu i szpaleru jeszcze bardziej sponiewieranych przez czas dębów.






Rozlewisko w sierpniowym klimacie

Jednakże za wzniesieniem dźwigającym masztowe sosny po lewej stronie ujrzałem najpierw gęste szuwary, a potem rozlewisko. Przez środek grobli przeprowadzono przepust, który spiętrzył wodę. Już z daleka dziwił mnie monotonny szum nad polaną. Woda spada rurą przepustu prawie dwa metry i wypływa kipielą po drugiej stronie grobli. Polanę po lewej zalało jezioro. Na jego tafli widać co roku rzędy wysokiej wodolubnej trawy, ostatnie ślady zatopionych rowów melioracyjnych. Pojawiły się błotniste wysepki, mielizny, łany trzciny i oczeretów, kanały, rozlewiska, wodne mateczniki, zalane łęgi olchowe i brzozowe.

Zima nie daje za wygraną

Wokół uroczyska ktoś wytyczył ścieżki, a w głębi lasu, już na skraju skarpy  rozdzielającej obie południowe zatoczki, wybudował drewniany punkt widokowy (dzisiaj pozostało po nim wspomnienie zetlałych desek). Trafiwszy tam o świcie, zostałem po prostu uwiedziony przez dziejący się spektakl natury.







Mój ulubieniec w pozie marszowej

Przed przepustem usłyszałem niepokojący plusk, który dochodził z kanałku pod groblą. Z mierzwy pozimowego zielska gramolił się tłusty bóbr, na pierwszym zdjęciu z uniesioną przednią łapą. Stałem nie dalej niż kilka kroków. Gdybym przechodził sekundę wcześniej, wlazłby mi na buty. Po pierwszym dźwięku migawki zastygł w bezruchu. Niewiele widział w cieniu. Słońce dopiero wstawało nad lasem. Po drugim trzasku dostrzegł mój kontur i rzucił się przez drogę do wody.



Niezbyt płochliwy uciekinier

Zdążyłem go złapać po raz trzeci, zanim zniknął w wejściu do świeżo wykopanej nory. 












Psoty bobra

Grobla była rozkopana w kilku miejscach. Niektóre korytarze zapadły się, odsłaniając piasek gruntu. Nie było nad nimi darni. Bóbr źle wybrał. Mógł zniszczyć budowlę. Poszedł na łatwiznę, zamiast szukać kryjówki w pochyłych i dogodnych brzegach rozlewiska. Po kilku tygodniach ktoś go przepłoszył i zasypał nory, ratując i groblę, i rozlewisko.






Jezioro Kośno spomiędzy drzew

Za groblą schodzę z drogi wiodącej do nieistniejącej już leśniczówki, po której pozostał jedynie dębowy szpaler nad podmokłą łąką polany i sosnowa aleja wzdłuż brzegu jeziora Kośno, wiodąca do maleńkiej osady Kośno nad rzeką Kośną.














Co to za gatunek?

Wybieram niepozorną ścieżkę pod bukami, grabami i leszczyną. Rozgarniam stopami dywan zeszłorocznych liści, póki pochyłość brzegu nad rozlewiskiem jest łagodna. 









Spacerkiem przez wodną łąkę

Potem ścieżka wspina się na zbocze, wiedzie między kolumnami masztowych sosen, obok starych dębów. Tam zwykle zostawiam rower, bo ścieżka ponownie zbiega w zarośla turzyc, które opanowały pas wody i błota między piaszczystym brzegiem a lustrem wody.

Idąc nią trzeba patrzeć pod nogi. Bobry wybudowały wiele korytarzy do nor wygrzebanych pod darnią i leśną ściółką pełną borowiny, wrzosów, ziół, leśnych fiołków, grubych czap mchu… Chwila nieuwagi i wpadasz po kolana. Ciszę – bywa – przerywa wiązanka dosadnych komentarzy.

Wydra na chwilę wyjrzała z wody

Któregoś dnia, idąc ową ścieżką, słuchałem od dłuższego czasu intensywnego szelestu rozpychanych turzyc. Podkradłem się ku miejscu, skąd dochodziły dźwięki, ale nawet stojąc nad nim, nie dostrzegałem zwierząt. Pomyślałem:
- Ki czort! Bobry?
Kiedy je wreszcie zobaczyłem, omal nie krzyknąłem z wrażenia:
- Wydry!
To one buszowały w zielsku. W końcu para wydr wypłynęła na otwartą wodę. Zwierzęta, nic sobie nie robiły z mojej obecności. Nurkowały, bawiły się, figlowały, większą część czasu spędzając pod wodą i wzniecając fale na jej powierzchni.

Wydra płynie ku słońcu

Aparat grzał się w ręku. Usiłowałem nadążyć za nimi, gdy wynurzały się na ułamek sekundy.
W tej ich zabawie było coś nadzwyczaj pogodnego. Słońce za plecami, cień sięgający daleko nad wodę, zwierzęta w transie osobliwej rozrywki… i duży szczupak, który znienacka wyskoczył nad wodę, jakby próbował latania… Wydry odpłynęły w szuwary po drugiej stronie rozlewiska i nagle... zrobiło się cicho.



Rozlewisko ze wschodniego brzegu

Nieco dalej, gdy ścieżka dobiega do granicy niewielkiego młodniaka na miejscu wyciętego fragmentu starego boru, jest dogodne miejsce do fotografowania dzikiego ptactwa. Trzeba wejść po stromym stoku ku pniakom po ściętych drzewach, stanąć na nich, by móc z góry wejrzeć w krajobraz aż po odległy zachodni brzeg rozlewiska i ambonę ukrytą nad leśną zatoczką, zajrzeć pomiędzy szuwarowe kępy i łany, w kanały wśród wysepek i mielizn, w zalane łęgi… 










Ptasi sejmik

To miejsce to istny ptasi suk: gwarny, rojny, wypełniony ruchem i życiem niczym orientalne bazary. Bywają dni, podczas których obserwuję przedstawicieli wielu gatunków dzikiego ptactwa naraz.









Łabędzie krzykliwe

Ze zwieńczonej olchowym łęgiem zatoczki po prawej ręce wypływają często łabędzie krzykliwe, wiodąc ze sobą młodzież. Bywa – podpływają do mnie z ciekawości, pozując przy okazji do fajnych zdjęć w krajobrazie rozlewiska.









Rodzinka

Pewnego dnia byłem świadkiem niezwykłej sceny. Samiec łabędzia krzykliwego ściągnął na siebie atak bielika, odwodząc go od rodziny. Poderwał się do lotu z krzykiem brzmiącym niczym monstrualny fagot. Jego głos odbijał się echem od ścian lasu nad rozlewiskiem. Bielik dał się zwieść. Znurkował za hałasującym łabędziem. Atak nie powiódł się. Ptaki minęły się w locie. Łabędź przeleciał przede mną ku grobli i zawrócił do rodziny. 




Łabędzie krzykliwe

Bielika zaś opadły mewy i rybitwy, próbując zniechęcić do dalszego polowania. W powietrzu posypały się pióra. Orzeł oskubywany z góry i obrzucany ptasim kałem dał wreszcie za wygraną i odleciał nad Kośno. Cała scena umknęła mojemu aparatowi. Kodak nie nadążał za akcją mimo włączonego trybu sportowego. Pozostało mi tylko ulotne wspomnienie.






Zatoczka

Nieco dalej wschodniemu brzegowi rozlewiska towarzyszy nieużywana już droga, którą można dojść do końca wąskiej coraz bardziej zarośniętej zatoczki. 










Sosny nie tylko dla orłów

Za olchami widać rozległą polanę, wciśniętą między stoki morenowych wzniesień. To miejsce nawiedzają dziki, które nic sobie nie robią z drucianego ogrodzenia leśnej szkółki i z obecności żmij (sygnalizowanej tablicami ostrzegawczymi). Spotykam też sarny. Zwierzęta rzadko dają się podejść, chociaż korzystam z osłony starych drzew w otoczeniu. Być może w tym miejscu zapach albo dźwięk moich kroków lepiej się rozchodzi.








Widoki ze wschodniego brzegu

Wprawne oko wypatrzy w runie ścieżkę wygniecioną przez szeroką gąsienicę jakiegoś pojazdu. Ścieżka okrąża mendryński matecznik, wiodąc przez las i doprowadzając do nielicznych punktów widokowych nad skarpami i stokami wśród kolumn sosen, między malowniczymi świerkami, pod konarami dębów i buków… 







Na manowcach

Pokusiłem się kiedyś obejść rozlewisko, ale ścieżka wiedzie na manowce, wśród wykrotów, powalonych pni, krzaków. Często ją traciłem z oczu, potem wyłaniała się w najmniej spodziewanych miejscach. Dzisiaj zapewne całkiem zarosła. Puszcza rządzi i zaciera wszelkie ślady.








Krajobraz matecznika przez gęstwę



Rozlewisko we mgle

4 komentarze:

  1. Nam się kiedyś udało obejść to rozlewisko. Chyba wiosną trzeba będzie to powtórzyć :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie. Dostarcza tylu wrażeń... Jeszcze nie skończyłem o nim pisać. W zanadrzu mam dwie historie: jedną ornitologiczną, drugą... sama zobaczysz. Bo ja bym nie uwierzył, gdybym nie zobaczył na własne oczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. moje ukochane miejsce na Ziemi. Nie zliczę ilości obejść tego rozlewiska:) W zasadzie trudno mnie tam nie zastać :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż, Krzysztofie. Miejsce jest po prostu bajkowe. Marzę jeszcze o jednym, by móc tam fotografować z kajaka albo chociaż z lada pontonu. Kiedyś widziałem dwóch gości, którzy drałowali z pontonem aż z Nowej Wsi, co by sobie popływać po rozlewisku.

    OdpowiedzUsuń